Śmierć Pana Jezusa na krzyżu

Przyprowadzili Go na miejsce Golgota, to znaczy miejsce Czaszki” (Mk 15,22). „Ukrzyżowali Go i rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy, co który miał zabrać” (Mk 15,24). „Razem z Nim ukrzyżowali dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Tak wypełniło się słowo Pisma: W poczet złoczyńców został zaliczony” (Mk 15,27).

A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lama sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: «Patrz, woła Eliasza». Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: «Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]». Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha” (Mk 15,33-37).

Śmierć Pana Jezusa jest dla wielu ludzi tożsama z klęską, budzi niepewność, strach, poczucie osamotnienia czy braku bezpieczeństwa. Dlatego też wielu z naszych braci odchodzi od wiary, chcąc uniknąć kolejnego zawodu ze strony Boga. Jakże częste są pretensje: „Gdyby Bóg istniał, świat nie byłby przesiąknięty złem i cierpieniem. Gdyby mnie kochał i wiedział, co dla mnie dobre, nie zabrałby mojej dobrej żony, czy dobrego męża”.

Rozterki religijne wynikają bardzo często z tego, że traktujemy Boga jak czarodzieja, który za pomocą magicznej różdżki powinien zmienić naszą trudną rzeczywistość.

Tajemnica ukrzyżowania pokazuje nam jednak zupełnie inną prawdę. Bóg nie jest czarodziejem. I nie zmienia naszej rzeczywistości wedle naszych rozkazów, za pomocą magicznych zaklęć. Musimy jako chrześcijanie pojąć prawdę, iż chrześcijaństwo to także cierpienie, trudności i niepowodzenia dnia codziennego. Krzyż Chrystusa powinien być dla nas źródłem łaski, pokory i ufności. Bóg nie przekreśla cierpienia. Ukazuje nam natomiast, że męka nie jest ostatecznym kresem, nie do niej należy ostatnie słowo. Śmierć Jezusa to pewien etap, trzeba pamiętać, że po niej nastąpiło Zmartwychwstanie.

Dlaczego zatem często nie rozumiemy cierpienia? Dlaczego tak trudno jest je zaakceptować? Bo niepojętość cierpienia jest niepojętością samego Boga. Bo chrześcijanin, jak pisał Karl Rahner, to nie ten, kto twierdzi, że żadne cierpienie nie może mu się przydarzyć, ale ten, kto właśnie w doświadczeniu ciemności cierpienia – powierza się, tak jak Jezus na krzyżu, Bogu Ojcu.

To zadanie realizował również nasz bohater, Błogosławiony ks. Br. Markiewicz. W krzyżu Chrystusa widział ratunek i oparcie. Powierzając się ukrzyżowanemu Jezusowi, składał na Jego ręce wszystkie swoje życiowe problemy, trudności, podejmował ogromny wysiłek zmagania się ze swoją namiętnością i swoimi wadami. Dzięki temu wpatrywaniu się w ukrzyżowanego Jezusa odkrywał prawdę zmartwychwstania w swoim życiu. Korzystał z umartwień, które powszechnie wówczas stosowano: regularne biczowania, posty o chlebie i wodzie, czy – jak się okazało przy jego śmierci – zakładanie drucianego paska na biodra. Umartwienia fizyczne, podejmowane zawsze za zgodą spowiedników, pozwalały mu wzbijać się ponad przeciętną, ludzką niemoc, pomagały głębiej przeżywać przepiękną modlitwę, którą żył na co dzień: „Jezu ukrzyżowany, Tyś jest wodzem moim. Wierzę i ufam Tobie, w Tobie wszystko mogę. Jezu miłosierdzia – zmiłuj się nad nami” (Br. Markiewicz, Zapiski życia wewnętrznego).

Ufność Jezusowi jest zatem warunkiem sukcesu w życiu wewnętrznym. Zawierzenie woli Boga i konsultowanie swoich decyzji z Jezusem Chrystusem pozwala nam wypłynąć na szerokie duchowe wody nieskończonej dobroci Boga. Dlatego też nasz Błogosławiony modlił się dalej: „Ojcze przedwieczny! Przez zasługi Syna Twego, przez upodobanie Twoje w nich i chwałę Twoją, przez nie wejrzyj na mnie, istną nędzę. Daj mi poznać siebie. Daj mi w bojaźni i drżeniu ciągłe przed Tobą – trwać z Tobą i w Tobie”.

Ks. Markiewicz właśnie z męki Chrystusa czerpał siły do nieustannej pracy nad sobą. Bez przerwy, bowiem, walczył ze skłonnością do złego. Ciągłe analizowanie i przeżywanie męki Jezusa sprawiało, iż wzbijał się na wyżyny duchowe. Wiedział, że Pan cierpiał za każdego z nas. Ta świadomość pozwalała mu dostrzegać braci w swoich bliźnich. Wzywał Jezusa tymi słowami: „Jezu, Tyś siłą moją i ucieczką moją. Bądź zawsze w mojej myśli i przed oczyma duszy mojej. Chrystus mieszka w bliźnim. Czcij w każdym Chrystusa

ks. Krzysztof Pelc CSMA