Dlaczego tak Pani zależy, aby czytano Pismo Święte?
Biblia jest tak ważnym korzeniem naszej kultury, że wszyscy powinni ja poznać, także niewierzący. Wierzący powinni coraz lepiej poznawać Słowo Boże, aby wierzyć coraz głębiej i coraz mądrzej. Ale jednocześnie chciałabym swoją pracą, publikacjami, audycjami radiowymi, wytłumaczyć niewierzącym w co wierzą wierzący, aby można się było lepiej porozumieć.
Czy możemy być pewni, że Pismo Święte to Słowo samego Boga? Przecież nie zachował się żaden tekst napisany ręką autora biblijnego…
Po pierwsze, autorstwa Pana Boga nikt nie próbuje udowodnić, to jest sprawa podejścia, sprawa wiary, a więc z jednej strony dar Boży, a z drugiej indywidualna odpowiedź każdego człowieka. Czasem do tego trzeba dojść, czasem na to potrzeba czasu.
Co do oryginalnych tekstów… To pytanie pokazuje, jak bardzo ważna jest wiedza w „zabieraniu się” do Biblii. Każdy, kto ma wykształcenie filologiczne wie, że Biblia jest tu właściwie uprzywilejowana. Nie posiadamy „autografu” żadnego z autorów starożytnych. Homer pisał osiem wieków przed Chrystusem, a najstarszy rękopis zawierający całość poematu pochodzi z X wieku po Chrystusie. Eurypides, z połowy tysiąclecia przed Chrystusem, jest nam znany z rękopisów pochodzących nie wcześniej niż z XII wieku po Chrystusie. Tymczasem posiadamy np. całą księgę Izajasza zachowaną w rękopisie z II wieku przed Chrystusem, najwcześniejsze nowotestamentowe teksty pochodzą już z II wieku naszej ery, a z III wieku – prawie cały Nowy Testament we fragmentach. Zaś IV wiek przynosi nam dwa rękopisy z greckim przekładem Starego Testamentu i całym tekstem Nowego.
To rzeczywiście ewenement, chyba mało kto wie o tej wyjątkowości. Czy mimo wszystko możemy być pewni, że teksty, które dzisiaj czytamy są takie same, jak te, które zapisane są w rękopisach z IV wieku?
Z tego pytania „wychodzi” współczesne myślenie. Trzeba zaufać fachowości badaczy, są oni różnych wyznań, wymieniają się odkryciami, dbają o wierność przekładów. Ufamy pilotowi samolotu, lekarzowi, który interpretuje prześwietlenie, tu trzeba podobnie.
Ale przecież czytając Biblię znajdujemy – i to nie trzeba być wprawionym specjalistą – nieścisłości i różnice pomiędzy np. relacjami różnych ewangelistów. Znajdujemy opisy nieprawdopodobne, czy to nie podważa autorytetu Pisma Świętego?
Znów zachęcam, aby się oderwać od naszych „nawyków myślowych” – jak to mówił Jean Rudhard, historyk religii greckiej, profesor uniwersytetu w Genewie. Mamy szansę zrozumieć starodawne teksty tylko wtedy, gdy postaramy się stać uczniami tych, których chcemy zrozumieć, gdy spróbujemy odtworzyć w sobie ich mentalność.
Ówczesny historyk, nie tylko pisarz biblijny, dbał o wierne zapisanie tego, co w historii ważne. Przecież dla tej wierności nie jest aż tak istotne, czy jakaś bitwa była dwa lata później czy wcześniej. Dzisiejszy czytelnik gotów jest zdyskwalifikować podręcznik, jak znajdzie jakąś pomyłkę w dacie czy nazwisku. Oni pilnowali, aby przekazać sens dziejów, wydarzeń, historii ludzkiej. Zresztą oni nie pisali podręczników. Ich dzieła opierały się na faktach, ale miały też przesłanie.
Spójrzmy na przykład. Ewangeliści Łukasz i Marek zapisują uzdrowienie niewidomego w Jerychu. Jeden z autorów pisze, że Jezus wchodził do miasta, a drugi, że wychodził. Czy to w sumie ważne? Uzdrowił, powiedział ważne słowa. Może nawet lepiej, że teksty, którymi dysponujemy zawierają nieścisłości. Są chyba tym samym prawdziwsze, odzwierciedlają naturalne niedoskonałości ludzkich autorów. Byłoby straszne, jakby ktoś ośmielił się to pozmieniać, aby tylko sztucznie tekst „uprawdopodobnić”.
A co do wydarzeń nieprawdopodobnych… autor księgi Jonasza bardzo by się zdziwił, a może nawet setnie uśmiał, gdyby zobaczył ile czasu zmarnowali dzisiejsi ludzie, aby wyobrazić sobie, jak jest możliwe, aby ryba połknęła człowieka i po trzech dniach żywego wypluła. Przecież to jest opowieść o tym, że człowiek przed Bogiem nie ucieknie, a Pan Bóg jest zatroskany o swoje stworzenia – ludzi i zwierzęta, gdyż jest miłosierny bardziej niż ludzie. Pan Bóg uczy nie tylko Jonasza, że żałującym chce wybaczyć i nie ma sensu obrażanie się na Niego, że winnym odpuści, gdy pokutują.
A jak rozumieć sam początek Księgi Rodzaju? Przecież Wszechmocny Bóg nie potrzebował kilku dni na stworzenie świata, mógłby to zrobić w 5 minut…
Mój ulubiony temat… Pierwsze jedenaście rozdziałów Księgi Rodzaju to pięknie skonstruowany wstęp do całego Pisma Świętego. Autorzy tego wstępu nie opisują faktów, próbują wprowadzić słuchacza i czytelnika w opowieść o Historii Zbawienia. Podsuwają odpowiedzi na pytania skąd się to wszystko wzięło? Skąd świat? Skąd człowiek? Skąd cierpienie?
Sam opis stworzenia świata to wspaniały hymn o Stwórcy. Nie jest to relacja świadka, nie jest to podręcznik astronomii, biologii czy geologii, nie jest to poradnik „jak się zabrać do stwarzania świata”. To piękna poezja i jednocześnie nauka, że świat zamierzony przez Boga jest dobry, ma swój sens, że człowiek został obdarzony ogromnym zaufaniem, że jemu Stwórca ten świat powierzył. Rozwój myśli ludzkiej, rozwój nauk, próbują dojść jak świat powstawał, wobec tego hymnu tych pytań nie stawiamy.
Czy dwie ostatnie Pani wypowiedzi nie podważają zdania, że Pismo Święte zawiera prawdę?
Bóg jest samą PRAWDĄ. A ludziom pozostawił staranie o faktografię i chronologię. On chciał nam przekazać pewność, że na Nim się można oprzeć, że jest niezawodny, wierny, nawet gdy ludzie się od Niego odwracają. Tu oryginał hebrajski używa słowa „emet” (patrz tytuł – przyp. ZK). Wyraz ten oznacza po prostu niezawodność. Odnosząc to słowo do Boga mamy gotową prawdę, że na Nim w sposób pewny można polegać, nigdy nie zawiedzie.
Mam w tym momencie skojarzenie ze sceną, w której Pan Jezus mówi do Szymona: „Ty jesteś Petros (skała), na tej skale zbuduję mój Kościół”. Czy to słuszne skojarzenie?
Najzupełniej. Spotkałam kiedyś stwierdzenie, że Bóg Starego Przymierza jest twardy, nieczuły, bo wyobrażeniem „emet” jest właśnie skała. Ale to zupełnie inaczej. On może stać się oparciem, fundamentem, na Nim można bezpiecznie budować.
Przepraszam, że tak męczę w tym temacie, ale czy to, co znajdujemy w Piśmie Świętym da się potwierdzić innymi źródłami; pytam, bo nie raz słyszeliśmy jako chrześcijanie, że to my wymyśliliśmy Jezusa…
Nie popadajmy w przesadę. Są fakty nie podlegające dyskusji. Tak, jak dziś nikt nie każe udowadniać, że istniał Aleksander Macedoński czy Napoleon, tak nikt poważnie traktujący historię nie będzie szukał dowodów na istnienie Jezusa. Wiemy, że Jezus z Nazaretu chodził po ziemi palestyńskiej i że umarł na krzyżu. Oczywiście sprawą wiary jest to, czy Jezus jest Synem Bożym, ale tu też nie próbujemy szukać materialnych dowodów, bo to nie jest „sprawa z tego świata”. Poza tym warto popatrzeć na tablice chronologiczne zamieszczone w niemal każdym wydaniu Pisma Świętego, na pewno w wydaniach Biblii Tysiąclecia. Tam odnajdziemy porównanie czasu poszczególnych wydarzeń opisanych na kartach ksiąg natchnionych z wydarzeniami historii powszechnej.
Pamiętamy, że Troja została odnaleziona dzięki zapisowi Homera. Czy jakieś miejsce, o którym pisze Biblia, zostało znalezione dzięki jej opisom?
Choćby sadzawka w Jerozolimie, nad którą człowiek chromy czekał na poruszenie wody, a przez Jezusa został uzdrowiony (por. J 5). Święty Jan pisze o pięciu krużgankach, a więc wyobrażano sobie te sadzawkę w kształcie pięciokąta. Po jej odnalezieniu stwierdzono, że była prostokątna, tylko przedzielono ją przez środek rzędem kolumn.
Wiele się słyszy o niezwykłych odkryciach acheologicznych w Qumran, nawet wokół nich narosło wiele mitów. Co powinniśmy o tym wiedzieć?
Pierwsze odkrycie było – jak to się nieraz zdarza – dość przypadkowe. Dwóch chłopców bawiło się w tamtej okolicy. Gdy do którejś groty rzucili kamień, usłyszeli dźwięk wskazujący, że kamień uderzył o jakiś przedmiot. Weszli do środka i zobaczyli dzban zawierający 4 zwoje. Początkowo chcieli z tego zrobić sobie sandały (te zwoje to przecież skóra), ale ostatecznie pokazali znalezisko komuś mądrzejszemu i w ten sposób wywołali burzę w świecie archeologii. W dzbanie była między innymi całość księgi Izajasza. Przebadano około 300 grot w okolicy, w kilkunastu z nich odnaleziono wiele bezcennych odpisów zarówno biblijnych jak i apokryficznych, między innymi księgę Henocha, czyli apokryficzne apokalipsy, z których pierwsze pochodzą z końca III wieku przed Chrystusem.
W miarę słuchania rodzą się następne pytania, ale może zadamy je innym razem.
Ksiądz dobrze wie, że jeśli chodzi o mówienie o Piśmie Świętym, to mam tę wadę, że nie umiem odmawiać.
Wszystkim, z którymi spotkam się przez tę rozmowę życzę przyjaźni z Pismem Świętym i z Panem Bogiem. A trud podjęty podczas wędrówki niech zaowocuje zapałem w życiu codziennym, zwłaszcza w gorliwym poznawaniu Miłości Bożej.
z prof. Anną Świderkówną
rozmawiał ks. Zbigniew Kapłański
Artykuł ukazał się w styczniowo-lutowym numerze „Któż jak Bóg” 1-2014. Zapraszamy do lektury!