Współczesna popkultura, ale i wielu homiletów przekonuje nas o absolutnym pacyfizmie Jezusa, za wzór jego naśladowcy uznając osobę uległą, czy wręcz bezwzględnie godzącą się z zastawaną rzeczywistością. Jak jednak mielibyśmy godzić się na zło? A skoro się nie godzimy… Jakich środków użyć, by się mu przeciwstawić, a jednocześnie nie dać się wciągnąć w tego zła spiralę? O tym porozmawiamy dziś z Arkadiuszem Adamem Szubą, czcicielem św. Michała Archanioła, prezesem UMO Sp. z o.o., spółki zajmującej się dostawą technologii militarnych i policyjnych.
Kilka tygodni temu zadzwonił Pan do Księży Michalitów z pytaniem o możliwość zawierzenia swojej firmy św. Michałowi Archaniołowi. Jak narodziło się w Panu to niezwykłe pragnienie? W jakich okolicznościach poznał się Pan ze św. Michałem?
Prawda o istnieniu aniołów towarzyszyła mi od dziecka i zawsze mnie porywała. Oczywiście, na tamtym etapie była to prawda, rzeklibyśmy, ogólna – o Aniele Stróżu, archaniołach, anielskiej hierarchii. Zadziwiało mnie to, że Pan Bóg stworzył anielską hierarchię, z którą, w jakimś sensie, dzieli się władzą i wpływami.
Taki stan rzeczy jawi się zresztą jako bardzo racjonalny z punktu widzenia naszej, ziemskiej rzeczywistości. Ale im byłem starszy, tym głębiej próbowałem zrozumieć istotę tego niebiańskiego wymiaru. W czasach szkoły średniej, zamiast pozwalać komunistom indoktrynować mnie na takiej propedeutyce nauki o społeczeństwie, chłonąłem pod ławką dzieła m.in. o aniołach. Czytywałem np. ks. Wincentego Granata, św. Tomasza, analizy dogmatów o aniołach. Teologia dogmatyczna pociągała mnie coraz bardziej i finalnie obrałem ją za kierunek swoich studiów.
Właśnie, wielu z nas miewa w czasach młodości swoje pasje i zainteresowania, których później nie pielęgnuje, zwłaszcza, gdy odbiegają one od wykonywanego zawodu. Panu udało się swoją „szkolną miłość” do aniołów podtrzymać w dorosłym życiu… Jak Pan o nią zadbał?
Gdy wchodziłem w branżę uzbrojenia i nowoczesnych technologii wojskowych, uznałem, że wobec niezwykle trudnych zadań, jakie przed sobą postawiłem, muszę poszukać świętych patronów, którzy mogliby w tej „działce” sprawować nade mną opiekę. W ten sposób trafiłem na tak wybitne postaci jak św. Barbara czy św. Joanna d’Arc, ale wszyscy ci święci i tak na końcu „odsyłali” mnie do św. Michała Archanioła jako głównego patrona osób mających jakikolwiek związek z orężem, w szczególności zaś tych, którzy bronią porządku i słabszych. Uznałem więc, że muszę częściej przyzywać Jego wstawiennictwa.
Cóż, widać to Pańskie nabożeństwo już po przekroczeniu progu firmy…
Rzeczywiście, przy wejściu do siedziby firmy wita gości rzeźba św. Michała Archanioła. Podobną rzeźbę umieściliśmy z rodziną w fasadzie naszego domu. Chodzi o to, byśmy i my, i odwiedzający nas goście, pamiętali o tym, kto nas chroni. W moim gabinecie, w którym właśnie się znajdujemy, również zresztą wisi na ścianie płaskorzeźba przedstawiająca Wodza Niebieskich Zastępów. Oprócz rzeźby przy wejściu, umieściłem też w open space’ie współczesną ikonę św. Michała Archanioła, w której Książę Wojsk Niebieskich towarzyszył nam jeszcze w pierwszej siedzibie firmy.
Rzeczywiście, wyrazów archanielskiej czci wokół Pana nie brakuje…
To jeszcze nic! Przy naszym domu na wsi budujemy teraz poświęconą św. Michałowi Archaniołowi kapliczkę. Niedużą, 8 m. kw., ale będzie można do niej wejść, by komfortowo się pomodlić. Sprowadziliśmy już i poświęciliśmy rzeźbę św. Michała z Włoch – kopię figury z Gargano w skali 1:1. Stać będzie ona na podejście z polskiej skały, w którym jednak umieścić pragniemy również fragment skały z gargańskiej groty. Chcemy, by ta kaplica była również świadectwem dla ludzi, którzy po prostu będą przejeżdżać sąsiednią drogą. Oczywiście zostaniecie zaproszeni na poświęcenie. <śmiech>
Skąd pomysł na tak poważne przedsięwzięcie?
Człowiek jest istotą duchowo-cielesną. Nasze uczynki mają swą pobożnością odpowiadać naszemu życiu duchowemu. Skoro oddaję cześć św. Michałowi, chciałem mieć ku temu również widzialny znak.
Jak na ten bogaty archanielski „wystrój” reagują Pańscy goście, współpracownicy i w końcu bliscy?
Zdarzało mi się stykać z niezrozumieniem czy nawet ukrytymi kpinami ze strony współpracowników. Rodzina oczywiście lepiej rozumie to moje nabożeństwo i sama je podziela. Generalnie jednak pozytywnych reakcji, wyrazów szacunku, jest dużo więcej. Sam także, wchodząc do firmy, zawsze kłaniam się św. Michałowi. Ufam, że dzięki temu moi pracownicy wiedzą, że ich także będę traktował z szacunkiem.
Uważam zresztą, że powinniśmy na powrót ożywić okazywanie naszej wiary jako chrześcijanie. Coraz częściej spotykam się z postawą, gdy chrześcijanie wstydzą się dawać publiczny wyraz swojej wierze. Nie rozumiem tego. Skoro buddyści czy hinduiści nie wstydzą się publicznego składania pokłonów swoim bóstwom, to czego my mielibyśmy się wstydzić?
Nie chodzi oczywiście o to, by swym katolicyzmem sztucznie epatować, jak czynią to niektórzy politycy. Ale jeśli jesteś osobą wierzącą, to po prostu widać. Nie stawia się zapalonej lampy pod korcem.
Wróćmy jeszcze na moment do zawierzenia Pańskiej firmy św. Michałowi… Co było bezpośrednim bodźcem, który skłonił Pana do takiego kroku?
Traktuję to jako swoiste ukoronowanie swego nabożeństwa do św. Michała Archanioła. Jego pomoc w tak trudnych czasach, w jakich przyszło nam żyć, jest szczególnie potrzebna. A skoro już powziąłem taką decyzję, to michalici, jako odpowiedzialni na ziemi za szerzenie archanielskiego kultu, byli naturalnym wyborem, jeśli chodzi o moją prośbę o poświęcenie firmy. Na YouTubie natrafiłem na nagrywane przez ks. Piotra konferencje i uznałem, że on jest ku takiej uroczystości właściwą osobą. Po rozmowie z nim, dzięki życzliwości z jaką mnie przyjął, wiedziałem już, że trafiłem pod odpowiedni adres.
Jakie w takim razie formy niematerialne przybierał ten Pański kult św. Michała przez te wszystkie lata? Jak wygląda Pańska cześć ku Niemu na płaszczyźnie duchowej?
Wielokrotnie zwracałem się do Niego w różnych trudnych sprawach – nowych projektów czy zwykłej ludzkiej niechęci. Często zamawiałem też Msze święte, gdzie zawsze polecałem się Najświętszej Maryi Pannie właśnie przez wstawiennictwo św. Michała Archanioła. Czyniłem w ten sposób zadość myśli św. Ludwika Marii Grignion de Montfort, który powtarzał, że św. Michał Archanioł jest pierwszym chorążym na dworze Najświętszej Maryi Panny i czeka z niecierpliwością na łaskę realizacji każdego Jej polecenia.
Jak wiele było takich Mszy?
Setki. Może nawet tysiące.
I doświadczył Pan skuteczności archanielskiego wstawiennictwa?
Wiele razy. Czułem, że Ktoś prostuje przede mną ścieżki, a krzyżuje zamysły wrogów, trzyma ich z dala ode mnie. Tak potężna ochrona daje mi pełne poczucie spokoju.
Chętnie usłyszymy o konkretnych przykładach takich anielskich interwencji…
Branża, w której działamy, wciąż pełna jest dawnych komunistycznych struktur i układów, które próbują nam szkodzić. Próbowano m.in. wykradać nam informacje, byliśmy poddawani obserwacji, ale wszystkie te intrygi od razu wychodziły na jaw. Słowa „próbują szkodzić” są bowiem znamienne. Zawsze w kluczowych momentach jakaś nieludzka ręka krzyżowała szyki naszych nieprzyjaciół. I nawet jeżeli nie wszystko układało się po mojej myśli, to ostatecznie układało się po myśli Bożej. A więc i tak z korzyścią dla mnie.
Św. Michał dba zresztą, abym o nim nie zapomniał. Kiedyś nieopatrznie obiecałem żonie, że w zbliżającą się sobotę zawiozę ją na wieś, do domu rodzinnego. Na ten dzień przypadało jednak również Święto Archaniołów, z okazji którego zobowiązałem się do uczestnictwa we Mszy św., o czym, składając obietnicę żonie, zapomniałem. Zawierzyłem jednak Panu Bogu i św. Michałowi, że uda mi się odnaleźć Mszę św. w okolicach wspomnianej wsi.
Gdy jednak wybraliśmy się w tamtym miejscu na wieczorne nabożeństwo, zastaliśmy wygaszony, niemal pusty kościół. W ławkach siedziały jedynie dwie osoby. Okazało się, że to miejscowi proboszcz i organista. Uświadomili nas jednak, że planowana Msza została odwołana, gdyż wycofał się ofiarodawca, choć skłonni są ją odprawić, jeśli mam jakąś szczególną intencję. Skończyło się na tym, że ów kapłan sprawował Eucharystię specjalnie dla mnie i żony, z intencją naszego podziękowania św. Michałowi Archaniołowi za otrzymane łaski. Pomimo mojego błędu w planowaniu otrzymałem od Niego więcej niż zakładałem.
Czy któraś z modlitw, którymi dziękuje Pan św. Michałowi i prosi Go o wstawiennictwo, jest Panu szczególnie bliska?
Modlitwą, którą odmawiam najczęściej, kilkunastokrotnie, a czasem i kilkudziesięciokrotnie w ciągu dnia, jest Modlitwa Leona XIII. Posługuję się tu zresztą albo łaciną, albo pierwotnym tłumaczeniem ze sformułowaniem „broń nas w walce”. Często również modlę się Litanią do św. Michała Archanioła, a gdy mierzę się z poważniejszymi trudnościami – odmawiam Nowennę. Ostatnio zaś zmobilizowałem się do 30-dniowego nabożeństwa św. Ojca Pio. Na pewno w ważnych intencjach będę jeszcze do niego wracał.
Czy w Pańskiej, specyficznej jednak, branży takie nabożeństwo do św. Michała Archanioła, Waszego patrona, jest czymś powszechnym?
Jeśli idzie o polskie firmy, figury św. Michała Archanioła zauważyłem w trzech miejscach. Podobnie rzadka jest Jego obecność w placówkach polskich służb mundurowych. Program ateizacji czasów PRL osiągnął tu niestety pewne sukcesy.
Ale za to za oceanem, w jednostkach amerykańskiej policji i wojska, te wizerunki są bardzo powszechne, niektóre posterunki przyjmują nawet oficjalny archanielski patronat. Mam zresztą w domu całą kolekcję medali ze św. Michałem, z wytłoczonym napisem „Protect us” – „Chroń nas”. Medale takie kapelani ofiarowywali w Stanach żołnierzom wyjeżdżającym na misje do Iraku czy Afganistanu. Ja otrzymuję je od naszych współpracowników. Popularne w USA są również naszywki na mundur z wizerunkiem Księcia Wojsk Niebieskich.
Na Waszych koszulkach i czapeczkach też jest widoczna Jego postać…
Prawda o aniołach jest dogmatem wiary katolickiej, o którym musimy nieustannie przypominać. Coraz więcej dogmatów jest niestety zapominanych, a katolicka edukacja też zbyt rzadko o nich przypomina. Dlatego uznaliśmy, że nasze materiały promocyjne również powinny nieść pewną wartość edukacyjną i ewangelizacyjną. Lada chwila zakładamy zresztą kolejną firmę – szkoleniową, gdzie św. Michał pojawi się wprost – w logotypie. Jeśli Amerykanie nie boją się sięgać po symbolikę religijną, dlaczego my w Polsce mielibyśmy się przed tym wzbraniać?
I zamierzacie, pod kątem Waszej działalności, zamienić miecz w ręku św. Michała na karabin?
Miecz i włócznia, tradycyjnie uznane za atrybuty św. Michała Archanioła, są symbolami biblijnymi. Nie chcemy ich zmieniać. Zresztą miecz i włócznia to oręż zawierający w swojej symbolice precyzję. Miecz miał uderzać dokładnie tam, gdzie został skierowany, nie raniąc przypadkowych cywili. W dłoniach św. Michała symbolizuje on również odcięcie się od zła.
Zwróciłbym też uwagę na te wyobrażenia Wodza Niebieskich Zastępów, w których trzyma on diabła na łańcuchu. Widzimy w nich wyraźnie, że obezwładnia On Złego samym swoim autorytetem i tym, że działa w imieniu Bożym; nie musi się nawet uciekać się do zadawania ciosu. To bardzo głęboka symbolika, nie chcemy jej w żaden sposób naruszać.
Skąd jednak pewność, że ta obfitość archanielskiej symboliki przekłada się tak łatwo na żywą cześć?
Nie wiem oczywiście do końca, ile jest w tym amerykańskim podejściu przyzwyczajenia, a na ile to nabożeństwo do św. Michała jest tam wciąż żywe. Tym niemniej bardzo wiele świadectw amerykańskich żołnierzy-katolików walczących w Iraku czy Wietnamie mówi o nadprzyrodzonych interwencjach św. Michała Archanioła, które ocalały im życie.
To bardzo zresztą ciekawe i ważne dla nas jako przykład, że w tamtejszej kulturze, mimo że jest ona jeszcze bardziej materialistyczna niż nasza, publiczne manifestowanie wiary jest akceptowalne – nie śmieszy, ani nie przeszkadza. Pamiętam aprobatę i szacunek przechodniów, z jakimi spotykałem się spacerując wieczorem po ulicach Waszyngtonu z różańcem w ręku. To duży kontrast wobec takiego np. Paryża, gdzie w podobnej sytuacji spotkałem się z groźbami ze strony muzułmanów. Nie jestem jednak specjalnie strachliwy, a oni chyba sądzili, że ten, kto chodzi z różańcem, z pewnością jest łagodny i uległy. <śmiech>
A czy nie powinien być łagodny? Ta „wojenna” rzeczywistość Starego Testamentu, gdy Izrael toczył nieustanne walki z otaczającymi go plemionami, w Nowym Testamencie uległa przeakcentowaniu na rzecz przesłania miłości i miłosierdzia. O współczesnych wyobrażeniach Jezusa nawet nie wspominając – popkultura zrobiła z niego niemalże pierwszego w historii hipisa….
Rzeczywistość walki jest częścią rzeczywistości, w której żyjemy. A ponieważ człowiek, jak już wspomniałem, jest istotą duchowo-cielesną, również i walka, która jest jego udziałem, przyjmuje oba te wymiary. Jedynie czasem Pan Bóg, w swej łaskawości, oszczędza nam tej walki fizycznej. Ale też pamiętajmy, że oba wspomniane wymiary się przenikają. Post na przykład jest narzędziem walki duchowej, ale ma oczywisty wymiar fizyczny.
Co do zaś samego Jezusa. Wynoszenie go na sztandary pacyfizmu to obrzydliwy neomarksizm. Na zachodzie mieliśmy rewolucję roku 68’ i musical „Jesus Christ Superstar”, ale i w Polsce komuniści propagowali wizerunek katolika jako człowieka uległego, stroniącego od walki, niepragnącego zmian. Wiedzieli bowiem, że większość społeczeństwa to katolicy, którzy są im przeciwni. Ta propaganda do dziś wydaje zresztą zatrute owoce. Jakże często bywamy z jej powodu sztucznie pokorni. Chrystus nie uczył nas, że mamy zawsze chylić głowy przed innymi, On wzywał, aby nasza mowa była „tak-tak, nie-nie”, abyśmy nazywali rzeczy po imieniu. Chylić głowę mamy przed samym Bogiem, to z Jego planem wobec nas mamy się godzić. Czy mój stryj, Stefan Szuba, który w trakcie wojny walczył w podziemiu z Niemcami i Rosjanami, był gorszym katolikiem niż ja? Myślę, że był lepszym.
Przywołam tu jeszcze dzieła dwóch wybitnych teologów, Pawła Włodkowica i św. Tomasza z Akwinu, którzy pisali o wojnie sprawiedliwej. Św. Tomasz, przypomnę – Doktor Kościoła, wyraźnie zaznaczał, że dla obrony wartości najwyższych, o ile dysponujemy taką siłą, możemy nawet wywołać wojnę, która pozwoli odzyskać to, co nam zagrabiono. Wspomnijmy choćby Jana III Sobieskiego, który toczone przez siebie walki powierzał Matce Bożej. Gdy jego armia wyruszała w bój, w kościołach odprawiano Msze święte. To o nim Matka Boża mówiła w objawieniach, że z Polski wyjdzie lew, który poskromi islam.
Rugując z chrześcijańskiej spuścizny rzeczywistość walki fizycznej, ruguje się jednocześnie pamięć o przestrzeni walki duchowej, która jest z nią nierozłącznie powiązana. Wspomnijmy choćby wystąpienie Jezusa w obronie kultu Bożego. Nie wahał się On powywracać stołów bankierów i kupców, i wypędzić ich ze Świątyni Jerozolimskiej. Użył siły fizycznej, mimo że przecież jest wszechmocnym Bogiem i nie musi toczyć wojen na nasz ziemski sposób. Chciał nam jednak pokazać, że są wartości, w obronie których używanie siły fizycznej jest uzasadnione. Podobnie nie powstrzymał św. Piotra przed obcięciem ucha Malchusowi, choć od razu potem go uleczył.
Oczywiście, zasadnicza siła Jezusa nie tkwiła w aspekcie fizycznym. Jest On Synem Bożym i tłumy rozstępowały się na sam dźwięk Jego słowa. Tak samo dla naszego życia jako katolików podstawą jest walka duchowa i intelektualna. Mamy budować, a nie niszczyć.
Co więc stanowi najskuteczniejszy oręż w walce duchowej?
Wzorem niech będzie tu dla nas pierwszy Rycerz nieba i główny obrońca Kościoła, św. Michał Archanioł, który wedle tradycji był Aniołem Stróżem samego Jezusa. Wszelkie modlitwy do Niego, powierzanie pod Jego patronat osób, miejsc, parafii – to wszystko zasługuje na jak najszersze propagowanie. Jeśli będziemy oddawać się pod skrzydła św. Michała – On, w imię Boże, będzie nas bronił. Nie ma nikogo skuteczniejszego w tej duchowej walce. To najlepszy możliwy Patron na te czasy, gdy Kościół jest atakowany.
Kolejna niezwykle skuteczna broń to różaniec. Każdemu, kto postrzega go jako przestarzałą, „babciną” modlitwę, polecam na próbę zacząć odmawiać go przez tydzień. Zobaczysz ile się wtedy zmieni.
Punkt trzeci – powrót do klasycznej duchowości, czyli: a). post rozumiany szerzej, jako panowanie nad ciałem, b). wdrażanie się w duchowość wielkich postaci, jak np. św. Ojciec Pio, św. Jan Paweł II – tytan intelektu, ale też modlitwy, postu i wyrzeczeń, czy wspomniany już św. Ludwik Maria Grignion de Montfort, c). nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny i żywa, tradycyjna pobożność – tak często dziś wyśmiewana.
A dla walki o osoby, które odchodzą od Kościoła?
Tu najważniejszy jest powrót do solidnej edukacji religijnej, porządnego poziomu nauczania. Ja miałem to szczęście, że nad moją edukacją jeszcze w szkole podstawowej czuwały siostry loretanki. Poziom jej znacząco przewyższał to, co prezentuje dziś wiele internetowych portali religijnych. Przyrównując tamto nauczanie do dzisiejszych standardów, był to poziom niemal uniwersytecki. Jak mawiali starożytni: verba docent, exempla trahunt – słowa uczą, przykłady pociągają.
Czy w takim razie możemy mówić o jakiegoś rodzaju katalogu sytuacji, w których użycie przez katolika tej tradycyjnej broni jest dopuszczalne?
Pierwszą taką okolicznością jest na pewno obrona ojczyzny. Wielokrotnie wspominał o tym św. Jan Paweł II, którego ojciec był przecież oficerem Wojska Polskiego i wychował swych synów w duchu patriotyzmu. Obrona ojczyzny jest naszym obowiązkiem. Walka o ojczyznę to nie tylko walka w obronie najsłabszych czy zagarniętego nam terytorium, to walka przede wszystkim o tożsamość. Rezygnując z własnej tożsamości, odsuwamy się od Chrystusa.
Kolejna sytuacja to konieczność obrony naszego domu. To absolutnie naturalne, że gdy ktoś wdziera się do niego, by zaprowadzić swój bandycki „porządek”, chcemy bronić swoich bliskich. Polskie prawo jest pod tym względem zbyt restrykcyjne, ale np. w Stanach Zjednoczonych rozumieją to świetnie. Moralnie uprawnione jest wówczas wykorzystanie wszelkich możliwych środków, by obronić się przed agresorem – włącznie z pozbawieniem go życia.
Trzeci punkt – obrona słabszych. Gdybym stał się świadkiem gwałtu lub grabieży, jak najbardziej jestem uprawniony do tego, by wystąpić zbrojnie w obronie krzywdzonego. Patrząc biernie na cudze zbrodnie, stajemy się współwinnym dokonującego się zła. Jak to się ma do piątego Przykazania? Jeżeli jesteśmy w stanie pomóc – pomoc taka jest naszym moralnym obowiązkiem.
Również w tym przypadku prawo powinno bardziej zdecydowanie stawać po stronie broniącego. Wciąż często zdarza się, że skazywany przed sądem jest nie agresor – sprawca czynu zabronionego, ale odpierający atak. Tak stworzone prawo nie staje w obronie najwyższych wartości. Kluczem nie są zakazy, ale edukacja. Broń nie ma służyć czynieniu przemocy, ale stawiać jej silną barierę.
Jak jednak ma się tego rodzaju postawa do świadectwa pozostawionego nam przez męczenników? Wszak oni nie starali się odpowiadać przemocą na zadawaną im przemoc…
Odpowiedzmy sobie w takim razie na pytanie o to, czym jest męczeństwo. Męczeństwo to zaświadczenie własnym życiem wiary w Jezusa Chrystusa. W grece słowo „martyr” oznacza „świadek”. W Apokalipsie za to czytamy, że krwią męczenników anioł skrapla żyjących, aby ich umocnić.
Spójrzmy więc, co mówią nam świadectwa najbardziej znanych męczenników, jak np. św. Sebastiana. Nie poddał się on biernie śmierci, nie prosił o nią. Został jednak postawiony przed wyborem – wyrzec się Chrystusa, albo nie wyrzekać się Go i ponieść śmierć. Dla katolika jest to sytuacja bez wyjścia. Św. Sebastian nie mógł w pojedynkę walczyć z całym plutonem wojska. Ale ten sam męczennik był przecież żołnierzem. Czy widząc napastowaną kobietę nie użyłby swojego miecza?
Jaki jest więc Bóg, w którego Pan wierzy, skoro wiemy już, że nie jest pacyfistą?
Z pewnością jest to Bóg niezwykle troskliwy. Oczywiście, każde moje określenie będzie w takiej sytuacji pewną antropomorfizacją, gdyż ograniczony jestem do zakresu pojęciowego znanego nam, ludziom. Właściwie powinien tutaj też mówić w liczbie mnogiej, z uwagi na trzy Osoby Boskie. Na pewno nie chcą One, by człowiek się zagubił. W grece słowo „grzech” tłumaczone jest jako „niecelny strzał z łuku”, czyli minięcie się z tym, co zaplanował dla nas Pan Bóg. I On ze swoją nieskończoną troską dba o to, byśmy się z Jego planem nie minęli. Jezus powiedział niegdyś św. Faustynie, że gdy człowiek zaczyna błądzić, On robi literalnie WSZYSTKO, by go z tej złej ścieżki zawrócić. Do pewnego jednak momentu – do chwili, gdy człowiek świadomie wybierze zło. Bóg szanuje bowiem naszą wolną wolę. Nie jesteśmy Jego bezwolnymi sługami, choć służąc Mu zmieniamy się na Jego podobieństwo.
Troska Boga o nas jest wyrazem Jego doskonałej miłości. Mało tego, Pan Bóg w swej miłości stworzył nas, by się tą miłości z nami podzielić. Czysto utylitarnie patrząc, nie jesteśmy Mu przecież do niczego potrzebni. To my potrzebujemy Jego, aby osiągnąć szczęście. I tylko diabeł przekonuje nas, z dużymi niestety sukcesami, że Pan Bóg jest tym, Który w tej drodze do szczęścia nas ogranicza.
Jak w takim razie rozumie Pan tytuł naszego pisma?
Bardzo prosto – nie ma nic poza Bogiem! Gdy byłem młodszy, często powracała do mnie myśl o dawnych wiekach, gdy najważniejszą z nauk była teologia, a gospodarka jakoś wcale z tego powodu nie upadała. Owszem, korzystaliśmy z Bożych darów pozostawionych nam tu, na ziemi, ale to dążenie do Boga było najważniejsze. Cokolwiek bowiem zdobyłbym i osiągnął w świecie doczesnym, i tak zawdzięczać to będę Bogu, który odpowiedział na moje mizerne starania.
Z Arkadiuszem Adamem Szubą,
czcicielem św. Michała Archanioła,
Prezesem UMO Sp. z o.o.,
spółki zajmującej się
dostawą technologii
militarnych i policyjnych
rozmawiali
ks. Piotr Prusakiewicz CSMA
Karol Wojteczek
Artykuł pochodzi z dwumiesięcznika „Któż jak Bóg” (2/2021)