Aniołowie, czyli służby specjalne Boga

Od lat zajmuję się hobbystycznie śledzeniem wątków anielskich w kulturze popularnej. Z tego powodu przeczytałem chyba wszystkie powieści o aniołach, jakie pojawiły się w języku polskim. Jest ich ogromna liczba. Zdecydowana większość ociera się niestety o grafomanię. Są jednak i takie, które zaliczyć należy do literatury z tzw. „wyższej półki”, a nawet uznać za utwory wybitne. Gdybym jednak miał wybrać tylko jedną jedyną powieść, którą uważam za najlepszą i najbardziej godną polecenia, bez wątpienia wskazałbym na zbiór opowiadań Vladimira Volkoffa „Kroniki anielskie”.

Vladimir Volkoff urodził się w 1932 r. w Paryżu, a zmarł w 2005 r. w Bourdeilles. Pochodził z rodziny rosyjskich emigrantów i jako ciekawostkę można dodać, że był ciotecznym wnukiem kompozytora Piotra Czajkowskiego. Volkoff ukończył studia na Sorbonie oraz Uniwersytet w Liège, gdzie zrobił doktorat z estetyki. W czasie wojny algierskiej służył jako oficer wywiadu francuskiego. W latach 1966-1993 mieszkał w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracował jako tłumacz oraz wykładowca języka francuskiego i rosyjskiego.

Specjalista od wywiadu i tajnych służb

Swoją twórczość literacką rozpoczął od powieści szpiegowskich dla młodych czytelników, które tworzył pod pseudonimem Lieutenant X. Największe uznanie przyniosły mu jednak pisane później książki (przetłumaczone na kilkanaście języków) dotyczące dezinformacji i propagandy. Zilustrował w nich metody i techniki manipulacyjne sowieckiej dezinformacji w Europie. Ujawniał mechanizmy i kulisy najbardziej wyrafinowanych działań KGB. W swoich powieściach łączył zajmującą fabułę z kliniczną niemal analizą metod stosowanych przez wywiad. Chętnie podejmował tematy zimnej wojny, geopolityki, władzy i walki o wpływy. Wiedzę na ten temat czerpał m.in. z kontaktów z Aleksandrem de Marenchesem, szefem francuskiej agencji wywiadowczej SDECE. Do najwybitniejszych dzieł pisarza zalicza się takie powieści jak „L’Agenttriple”, „Le Retournement”, „Le Montage”, „L’ Interrogatoire”, „Les Hommes du Tsar”. Volkoff pisał też opracowania naukowe i analityczne, które stały się podstawą uniwersyteckich zajęć z zakresu politologii i bezpieczeństwa narodowego.

Międzynarodową sławę przyniosła mu czterotomowa epicka powieść „Les Humeurs de la mer” („Wiek człowieka”), rozgrywająca się we Francji, Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych, Rosji i Algierii. Warto też wspomnieć szpiegowski thriller religijny „L’Hôte du pape” („Gość papieża”) o kulisach śmierci Jana Pawła I, będący także refleksją na temat roli papieża w chrześcijaństwie. Volkoff dał się ponadto poznać jako autor oryginalnych prac historycznych – o wojnie w Bośni, o Rosji od śmierci Iwana Groźnego do dynastii Romanowów oraz o twórcach sowieckiego terroru – Leninie, Trockim i Stalinie.

Szpiegowska metafizyka angelologiczna

Książka „Kroniki anielskie” (Chroniques angéliques), która ukazała się we Francji w 1997 r., stanowi pewien ewenement w twórczości Volkoffa, jest bowiem zaliczana do fantastyki. Biogramy Volkoffa zazwyczaj w ogóle o niej nie wspominają, jakby była czymś wstydliwym albo mało znaczącym.

Po polsku powieść została wydana w 2007 r. przez Klub Książki Katolickiej w tłumaczeniu Beaty Białej. Wydawca umieścił na okładce notatkę następującej treści: „Mistrz thrillerów szpiegowskich pisze o… ANIOŁACH? Nie oznacza to jednak, że autor takich bestsellerów jak „Montaż”, „Gość papieża”, „Carskie sieroty” czy „Werbunek” odchodzi od ulubionej tematyki! Kroniki anielskie to opowieść o dwunastu misjach Boskich posłańców w różnych miejscach i czasach (…). Ze znawstwem tematu autor opisuje aniołów jako „służby specjalne Boga”. Kiedy w Stworzeniu zaczyna coś szwankować, anielska gwardia zostaje wysłana na ziemię. Pragnąc za wszelką ceną doprowadzić ludzi do zbawienia, sięga po niekonwencjonalne metody, które dogmatyczni teologowie zapewne by potępili. Odkrywając nowe obszary szpiegowskiej metafizyki, Volkoff jeszcze raz dowodzi, że jest pisarzem wybitnym, przed którym żadne tajne służby nie mają tajemnic”.

„Kroniki anielskie” podejmują zatem w pewnym sensie tę samą tematykę, co większość utworów Volkoffa. Pisarz sformułował hipotezę, że Bóg używa swoich posłańców jako „tajnych agentów”, wysyłając ich do rozwiązywania złożonych sytuacji na Ziemi i wpadł na pomysł, aby zajrzeć za kulisy działań owych „anielskich służb specjalnych”. Oczywiście, nie mając informacji na ten temat od żadnego informatora, oparł się na własnej wyobraźni. Z kart jego opowiadań wyłania się anielski wkład w historię świata. Często niepozorny, ukryty lub pełen paradoksów.

Przede wszystkim jednak postacie aniołów u Volkoffa są zgodne ze źródłową koncepcją tych istot, uwzględniającą ich religijny i ukierunkowany na Boga wymiar egzystencji. Rzadko można spotkać literackie kreacje anielskiego świata, które mimo fantastycznego sztafażu rodem ze science fiction, zawierają tak głębokie myśli teologiczne. Od razu widać, że autor był wierzącym chrześcijaninem, przesiąkniętym teologią prawosławną, oraz erudytą, znającym dzieła mistyków, w tym katolickich, co nie przeszkodziło mu też czerpać z tradycji islamu.

Jako motto książki Volkoff wybrał cytat z Nowego Testamentu: „Czyż nie wiecie, że będziemy sądzili także aniołów?” (1 Kor 6, 3). Można powiedzieć, że dwanaście opowiadań składających się na „Kroniki anielskie” to swoista literacka medytacja na temat tego właśnie biblijnego wersetu.

Volkoff zadedykował wstęp „Kronik…” swojemu osobistemu aniołowi stróżowi, którego istnienia nie jest pewien, ale którego wciąż codziennie zaprasza do swego życia. Przywołał też modlitwę, której nauczyła go w dzieciństwie matka: „Święty Aniele przysłany mi przez Boga, wybacz mi wszystko, czym znieważyłem Ciebie przez dni minione mego żywota i pomóż mi przeżyć ten, który zaczynam, ku Twemu zadowoleniu i zbawieniu duszy mojej”.

Już we wstępie widać teologiczną erudycję autora. Wyjaśniając, dlaczego napisał książkę o niebiańskich służbach specjalnych, powołał się na filozofa Etienne’a Sauriana, który proponował metodę rozważań polegającą na przyjęciu hipotetycznego punktu widzenia aniołów, aby w tym świetle spojrzeć na ludzkie doświadczenie.

Tajne operacje aniołów

W dwunastu niezwykłych opowiadaniach Volkoff opisał, jak działają przepełnieni współczuciem dla ludzkiego stworzenia niestrudzeni agenci Boga. W kilku tekstach, składających się na „Kroniki anielskie”, to działanie niebiańskich służb jest tak dyskretne, że praktycznie w ogóle niezauważalne. Poniżej omówię jedynie te opowiadania, w których widać je wyraźniej.

W opowiadaniu „Anielska sól” autor opisał, jak niebiańskie służby wywiadowcze zauważyły, że w ludziach zaczęła zachodzić odrażająca metamorfoza, polegająca na tym, że pochłaniali oni światło i produkowali cień. Dwaj aniołowie, Af i Kecaf, zstąpili na Ziemię, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się tej choroby. W Sodomie płakali nad ludźmi, którzy pogrążyli się w moralnej degradacji, i to właśnie ich słone łzy sprawiły, że mieszkańcy Sodomy zamienili się w słupy soli.

Opowiadanie „Anioł Obietnicy” nawiązuje do legendy zawartej w apokryficznym „Liście Arysteasza” traktującym o okolicznościach powstania starożytnego greckiego przekładu Biblii Hebrajskiej, zwanego Septuagintą. Dokonać go miało siedemdziesięciu żydowskich mędrców, wytypowanych przez kapłanów świątyni jerozolimskiej. Na prośbę króla Ptolemeusza przybyli oni do Aleksandrii. Główny bohater – Symeon (którego największym marzeniem było ujrzenie Mesjasza przed śmiercią) wylosował Księgę Izajasza, którą miał przetłumaczyć razem ze swoim towarzyszem Izachosem. W nocy w tekście ich przekładu została w cudowny sposób dokonana korekta. Hebrajskie słowo „alma” (młoda dziewczyna) w proroctwie o matce Emmanuela przetłumaczyli jako „numphe”, ale zamiast niego pojawiło się słowo „parthenos”, oznaczające dziewicę. Symeon odczuł w głębi serca, że to właśnie miał na myśli Izajasz i przekonał do tego drugiego z tłumaczy, a w nocy objawił się mu anioł Zagzagel i obiecał, że bohater nie umrze, zanim nie ujrzy Mesjasza. Na koniec okazało się, że to właśnie on był starcem Symeonem, o którym wspomniał Łukasz w swej Ewangelii (Łk 2, 25-32).

W opowiadaniu „Dowód”, którego akcja rozgrywa się w Rosji sowieckiej, profesor Piotr Piotrowicz Czebrukow, wbrew wyznawanemu przez siebie ateizmowi, odnalazł matematyczny dowód na istnienie Boga. Co więcej – konkretnie Boga w trzech Osobach. Stało się to w obecności prawosławnego popa, którego czekista traktował jak psa, aby wymusić od niego zeznania. Kiedy profesor wyjaśnił zamroczonym alkoholem biesiadnikom (w tym swojemu byłemu studentowi o nazwisku Gorszkow, a obecnie czekiście), na czym polega uniwersalne równanie, a siedzący pod stołem ksiądz powiedział, że właśnie dowiódł istnienia Boga, profesor spodziewał się najgorszego – przesłuchań, tortur i śmierci. Tymczasem sam Lenin, po upewnieniu się, że naukowiec faktycznie jest w stanie na drodze matematycznego równania udowodnić istnienie Boga, przywołał Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego, który roztoczył wizję nowej skutecznej walki z Bogiem, możliwej właśnie dzięki odkryciu Czebrukowa. Wiara zakłada przecież brak pewności i opiera się na takich filarach, jak miłość i wolność. A zatem, kiedy ludzie otrzymają niepodważalny dowód, że Bóg istnieje, Chrystus przegra. Na szczęście plany te nie ziściły się. Prawosławny ksiądz błagał w więzieniu Boga, aby wysłał swoich aniołów i usunął Czebrukowa. Kiedy profesor opuścił siedzibę Czeka został dziwnym zbiegiem okoliczności zabity przez gang bezdomnych dzieci rewolucji, które chciały zdobyć jego płaszcz.

W opowiadaniu „Anielskie poszukiwania” (notabene moim ulubionym) archanioł Gabriel został obarczony zadaniem wyszukania kandydatki na Matkę Syna Bożego. Będąc istotą nieograniczoną czasem i przestrzenią, szukał jej w różnych układach czasowo-przestrzennych, można powiedzieć – w różnych wymiarach i alternatywnych wszechświatach. Archanioł wcielał się w różne postaci, dostosowując kolejne zwiastowania do okoliczności i specyfiki odwiedzanych światów. Wszystkie czyste dziewice odrzuciły jednak jego propozycję z bardzo różnych powodów, takich jak niewiara w możliwość wcielenia, upodobanie do ludzkiej miłości czy posunięta do skrajności pokora. W końcu archaniołowi została ostatnia szansa – Żydówka z „zabitej dechami wioski”. Wydawała się ona archaniołowi mniej odpowiednia od kandydatek z alternatywnych światów – piękniejszych, mądrzejszych i lepiej urodzonych. Początkowo nie dowierzał, że ta, której szuka, mogłaby narodzić się w małym wojowniczym narodzie, co i rusz popadającym w niewolę oraz chełpiącym się świętymi księgami, spisanymi jakoby na rozkaz samego Boga, tego samego, którego proroków ciągle mordował. Anioł jednak, po błyskawicznym przeczytaniu ich świętych ksiąg, nagle zaczął dostrzegać, że to wszystko ma głęboki sens. „Kiedy Bóg stworzył pierwszą kobietę (jak mówiły owe księgi), czyż nie odczuwał wraz z każdym gestem swych artystycznych dłoni, że stwarza przodkinię swojej matki i czy nie dlatego obiecał jej zwycięstwo nad wężem? Na myśl, że w ten oto sposób Bóg modelował swoją własną matkę, anioł wzruszył się i wszystko zaczęło mu się powoli rozjaśniać – jak wtedy, gdy chmury z wolna odsłaniają gwiezdne konstelacje” – czytamy w opowiadaniu („Kroniki anielskie”, s. 145). Anioł dostrzegł obraz Matki Bożej w opowieści o arce Noego, w drabinie łączącej niebo i ziemię, w opowieści o morzu, które się rozstąpiło, w Arce Przymierza, w wieży wybudowanej na Syjonie… Wszędzie widział zapowiedź Matki Bożej i zaczął rozumieć, że aby mogła narodzić się dziewczyna, która zgodzi się zostać Matką Boga i która po prostu powie „Niech mi się stanie według słowa Twego”, konieczne było najpierw stworzenie narodu żydowskiego i mozolne prowadzenie go przez 2 tysiące lat.

W opowiadaniu „Czym żyją ludzie” poznajemy historię muzułmanina Mehmeda, który w młodości walczył w Algierii i marzył o idealizowanej przez siebie Francji. W dniu, gdy otrzymał wymarzony dokument, przyznający mu francuskie obywatelstwo, został wysłany na niebezpieczną misję. Podczas ostrzału wroga prosił Allaha, aby pozwolił mu przeżyć. Trzydzieści lat później rozgoryczony i rozczarowany żył we Francji jako szewc. Pewnego razu przygarnął żebraka, który sprawiał wrażenie niepełnosprawnego intelektualnie. Zatrudnił go jako czeladnika. Życie szewca zaczęło ulegać stopniowej przemianie. Wydarzyło się też kilka sytuacji trudnych do wyjaśnienia. W końcu podczas ramadanu czeladnik objawił swoją prawdziwą tożsamość. Był muzułmańskim aniołem śmierci Azraelem, który przybył na ziemię, aby oczyścić się z grzechu nieposłuszeństwa, gdy zmienił bieg kuli, która miała zabić Mehmeda. W ramach pokuty musiał znaleźć odpowiedź na trzy pytania: „Do czego są zdolni ludzie?”, „Co ludzie wiedzą i czego nie wiedzą?” oraz „Czym żyją ludzie?”. Dzięki pobytowi na ziemi zrozumiał, że zmieniając przeznaczenie Mehmeda podarował mu życie bez miłości, i teraz w święto ramadanu poprosił go o przebaczenie.

W opowiadaniu „Najnieszczęśliwszy z aniołów” autor uczynił narratorem anioła stróża Judasza Iskarioty, który opisał, jak próbował uchronić swojego podopiecznego od podszeptów „Tego Drugiego”. I choć poniósł porażkę, wierzył, że kiedy Jezus zstąpi do piekieł, odszuka najpierw Judasza i wyciągnie ręce, aby go przytulić oraz pocieszyć.

W opowiadaniu „Anioł Łaski” przedstawione zostały trzy alternatywne wersje wydarzeń, które miały miejsce w nocy z 22 na 23 kwietnia 1848 r. Według pierwszej, car Mikołaj I nie posłuchał swego anioła stróża i nie okazał łaski spiskowcom, wśród których był Fiodor Dostojewski. W konsekwencji wszyscy oni zostali rozstrzelani przez pluton egzekucyjny. W drugiej wersji aniołowie doprowadzili do rozmowy cara z pisarzem. Mikołaj I poczuł z nim więź i choć skazał Dostojewskiego na katorgę, równocześnie zobowiązał go do tego, aby za cztery lata spotkali się ponownie i wspólnie dokonali duchowej odnowy Rosji. W trzeciej wersji car w ostatniej chwili zamienił karę śmierci na cztery lata katorgi, która uczyniła z Dostojewskiego najwybitniejszego rosyjskiego pisarza, głoszącego mesjańskie powołanie Rosji i konieczność pokuty.

W opowiadaniu „Anioł Pocieszenia” Vladimir Volkoff spróbował wyobrazić sobie, co czuli aniołowie, gdy zrozumieli, na czym ma polegać dzieło odkupienia dokonane przez Jezusa: „Kiedy dowiedzieliśmy się, że ta chwila jest bliska, ogarnęła nas rozpacz nie do opisania (…). Czuliśmy, jak całe nasze jestestwo zamiera na samą myśl o kaźni i unicestwieniu, których miał doświadczyć – On, dobry i miłosierny, On, którego oblicze było naszym Słońcem – Słońcem, którego my z kolei jesteśmy zaledwie promieniami (…). I płonęliśmy chęcią, żeby rzucić się na was wszystkimi kohortami i wyrwać Go z waszych rąk. Pomyślcie, jaka głucha cisza zapanowała w nas na myśl, że nie taka jest wola Ojca” („Kroniki anielskie”, s. 256-257). Aniołowie postanowili jednak wysłać kogoś, kto pocieszy Jezusa w Ogrójcu. Ku zaskoczeniu wszystkich wybrany został najnędzniejszy z nich, anioł będący nieudacznikiem. Kiedy przybył do Ogrodu Oliwnego, misja przerosła go tak bardzo, że z płaczem poprosił Jezusa, aby to On go pocieszył.

Końcowe opowiadanie „Ostatni potępiony, czyli Tajemnica Pana Boga” podejmuje temat apokatastazy (bliski wielu prawosławnym mistykom) oraz zbawienia… Lenina, którego Volkoff uważał za największego zbrodniarza w dziejach całej ludzkości. W opowiadaniu został on nazwany Richterem. Szczególnie szokujące jest uświadomienie sobie, kim tak naprawdę był tajemniczy „Anioł”, który podstępem skłonił Richtera do wyjścia z jego sarkofagu Nieodkupionej Winy. Co prawda z punktu widzenia teologii katolickiej jest to nie do przyjęcia, ale lektura opowiadania „Ostatni potępiony…” ściska za gardło i mnie osobiście wzruszyła niemalże do łez.

Literackie arcydzieło

Vladimir Volkoff z niezrównanym mistrzostwem opisał nadprzyrodzony świat otaczający człowieka i choć jest to tylko literacka fantazja, skłonny jestem postrzegać autora jako kogoś w rodzaju proroka oraz mistyka.

Trudno mi dobrać słowa, które adekwatnie i bez popadania w banał wyraziłyby mój zachwyt nad „Kronikami anielskimi”. Z czytania tej książki można czerpać prawdziwą intelektualną rozkosz. W opowiadaniach splatają się ze sobą tajemnica, poezja, humor i głęboka teologiczna medytacja godna najwybitniejszych chrześcijańskich myślicieli. Urzekająca jest lekkość pióra Volkoffa oraz umiejętność przekonującego wyjaśniania zawiłych teologicznych kwestii. Przypomina w tym on C.S. Lewisa oraz G.K. Chestertona. Jeśli zaś chodzi o kwestie literackie postawiłbym Volkoffa w jednym rzędzie z Fiodorem Dostojewskim.

Roman Zając

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (3/2022)