Niemal co druga dziewczyna bierze sobie teraz imię Rita na bierzmowaniu. Nieraz patrzę na nie i myślę: ciekawe, czy chciałybyście mieć takie życie…
Rita miała życie pełne bólu, ale ból ten potrafiła tak poddać Jezusowi, żeby się obrócił w radość. Zanim została augustianką, była żoną i matką.
W swoim bólu po stracie męża, jak wiemy, miała jeden dodatkowy niepokój co do swoich synów: że poddadzą się prawu wendety i śmierć ojca będą chcieli pomścić. Tylko tego się bała: że synowie jej w imię swojego bólu zaczną zabijać.
I wiemy, że ten łańcuch zemsty ustał. Wydarzył się cud.
Nikt w to wcześniej nie wierzył. Kiedy Rita chciała wstępować do augustianek, to jej odmawiano, bo się siostry bały, że ta cała wendeta zostanie przeniesiona
do klasztoru i zakon padnie ofiarą wzajemnych porachunków, niekończącej się zemsty. Przyjęto ją dopiero wtedy, kiedy to ustało.
Ważne, żeby o tym myśleć, bo z naszym bólem może być czasem tak: zatnę się i przetrzymam; ale może być gorzej: że ból zrodzi we mnie patologiczne reakcje,
chęć zemsty, zachowania, które nie mają już nic wspólnego z człowieczeństwem. Jezus w Ewangelii pokazuje nam jednak zupełnie inną perspektywę, a Rita udowadnia, że jest ona możliwa do przeżycia.
W trudnych chwilach wspomnijcie na Ritę, niech się wam przypomni.
Fragment z książki pt: „Błogosławieni, święci, szczęśliwi” kard. Grzegorza Rysia, wybór i opracowanie Katarzyna Węglarczyk, wydawnictwo ZNAK
*Krótka homilia wygłoszona podczas mszy świętej celebrowanej w łódzkiej katedrze 22 maja 2020 roku – w liturgiczne
wspomnienie świętej Rity.