„To auto by mnie zmiażdżyło. Mój Anioł Stróż kazał mi skręcić”

Dziś nie mam najmniejszych wątpliwości: Anioł Stróż, którego postawił przy mnie Bóg, uratował mnie przed straszliwą tragedią.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Szanowna redakcjo dwumiesięcznika „Któż jak Bóg”!

Od pewnego czasu u swojego znajomego przeglądałem wasze czasopismo, które zbierał on latami. Kilka dni temu, w jednym z numerów (maj-czerwiec 2016) przeczytałem świadectwo „O aniele, co kazał nie odebrać dziecka z przedszkola”. Moją szczególną uwagę zwrócił następujący fragment:

„(…) Gdy dobiegłam do pasów, ujrzałam samochód osobowy wbity w ścianę przedszkola. Barierka niedaleko drzwi wejściowych, tuż przy krawędzi chodnika, była cała zniszczona. Zapytałam gapiów, czy komuś coś się stało? Na szczęście, dzięki Opatrzności Boskiej i interwencji anielskiej, nikomu nic! Mój Anioł Stróż pokazał mi, co mogłoby się stać, gdybym pół godziny temu tędy przechodziła. A na pewno tamtędy powinnam przechodzić (…)”.

W trakcie czytania tego fragmentu przypomniałem sobie podobne wydarzenie, którego doświadczyłem kilka lat temu. Myślę, że Panu Bogu i mojemu Aniołowi Stróżowi podobałoby się, gdybym podzielił się swoim świadectwem. Tym bardziej, że w tamtym czasie zastanawiałem się, czy powinienem relację z tego wydarzenia jakoś opublikować. A ponieważ nie wiedziałem jak, zostawiłem to, a później kompletnie zapomniałem. Dziś, po latach, wierzę, że dostałem zielone światło. Komu najlepiej byłoby o tym opowiedzieć, jeśli nie redakcji czasopisma poświęconego Bogu i Aniołom? Pragnę jednak pozostać anonimowy, ażeby wszystko o czym tu napiszę było wyłącznie na większą chwałę Bożą i w podzięce zarówno Jemu, jak i mojemu Aniołowi Stróżowi, którego On przy mnie postawił.

Było lato, ok. 8.00 rano, w tamtym czasie jeździłem rowerem na godzinę 7.00 na mszę. Postanowiłem sobie wtedy wrócić do domu dłuższą drogą, gdyż było bardzo ciepło i świeciło słońce. Już dojeżdżałem do przejścia dla pieszych, gdy nagle usłyszałem wewnętrzny głos, który kazał mi skręcić w lewo. Ja już wcześniej zaplanowałem sobie ominąć ten zakręt, gdyż prowadzi on pod stromą górę, a mi nie chciało się męczyć nóg, mimo że jest to krótsza i szybsza droga na moje osiedle. Postanowiłem jednak posłuchać tego głosu, ufając, że pochodzi on od Boga. Nie rozumiałem jednak, w czym miałoby mi to pomóc.

Nie minęło pięć sekund, odkąd zacząłem jechać pod górę, gdy nagle usłyszałem pisk opon i uderzenie. Zszedłem z roweru, odwróciłem się i zobaczyłem samochód, który wjechał w barierkę przy przejściu dla pieszych i, wjeżdżając na chodnik, wbił się w murek, kompletnie blokując możliwość przejścia w tamtym miejscu. Nikomu na szczęście nic się nie stało, nawet kierowcy samochodu. Osłupiałem z niedowierzania. Serce waliło mi jak młot i pomyślałem: „Boże, przecież to auto by mnie zmiażdżyło, gdybym tamtędy pojechał. To chyba mój Anioł Stróż kazał mi skręcić”.

Dziś nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak było. Anioł Stróż, którego postawił przy mnie Bóg, uratował mnie przed straszliwą tragedią. Resztę wątpliwości rozwiał wcześniej wspomniany fragment świadectwa z Waszego pisma. To pokazuje, że nie jestem pierwszą i jedyną osobą, której dane było doświadczyć łaski usłyszenia i usłuchania głosu swojego Anioła Stróża. Co więcej, to i inne tego typu wydarzenia udowadniają, że nie jest on bajką dla dzieci. Anioł Stróż istnieje i działa. I Bogu niech będą dzięki, cześć i chwała, że mamy tak wspaniałych Pomocników u naszego boku.

Niech Bóg błogosławi wszystkim ludziom (szczególnie niewierzącym), którzy będą czytać to świadectwo. Niech otwiera im oczy na istnienie świata duchowego i Aniołów Stróżów, którzy strzegą nas na wszystkich naszych drogach (por. Ps 91,11).

Czytelnik

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (2/2023)