Aniołowie podtrzymujący żywą nadzieję

„Jako usprawiedliwieni dzięki wierze, zachowujemy pokój z Bogiem przez naszego Pana Jezusa Chrystusa. Przez Niego dostąpiliśmy łaski, w której trwamy, chlubiąc się nadzieją chwały Bożej. I nie tylko nią. Chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk prowadzi do cierpliwości, cierpliwość do wytrwałości, wytrwałość zaś do nadziei. A nadzieja nie może zawieść, ponieważ miłość Boga wypełnia nasze serca przez Ducha Świętego, który jest nam dany” (Rz 5, 1-5). Bóg sprawia, że czasem drobny przypadek może odmienić całe życie.

Margaret Quinn, żona wziętego lekarza, była święcie przekonana, że wystarczy być zaradnym, pracowitym i oszczędnym, by sobie zapewnić sobie udane życie małżeńskie i rodzinne. Utwierdzała się w tym przekonaniu do czasu, kiedy spadły na nią ciężkie doświadczenia.

Najpierw uciekła z domu Erika, siedemnastoletnia córka, jedynaczka. Cztery lata później umarł mąż. I rozpoczęły się dla Margaret gorzkie chwile osamotnienia, beznadziei i pustki. Lecz oto niespodziewanie, po dziesięciu latach od ucieczki córki, pojawił się promyk nadziei.

Sierota poszukująca schronienia

Otóż w środku zimowej nocy, kiedy Margaret, cierpiąc na bezsenność, krzątała się jeszcze po kuchni, ktoś zadzwonił do drzwi. Na progu stała mała, dziewięcioletnia dziewczynka, przyciskając do nóg obszarpaną walizkę. Nawet w skąpym świetle widać było, że dziecko drży na całym ciele.

– Biedactwo, wejdź do środka. Jak długo stałaś na tym mrozie? – Margaret zaprowadziła ją do kuchni, podgrzała mleko i posmarowała krakersy masłem. W milczeniu spoglądała jak dziewczynka chwyciła za kubek i łapczywie wypiła połowę mleka.

– Skąd przyszłaś? Jak się tu znalazłaś?

– Nie mam mamy ani taty. Nie mam nikogo na tym świecie. Jestem sierotą. Szukałam schronienia, a w pani domu paliło się światło.

Kobieta przygarnęła zmarzniętą dziewczynkę i ułożyła do snu. Gdy zerkała na leżącą na poduszce maleńką główkę wydawało jej się, że oto spełniają się jej nadzieje. Wyłączając lampkę, delikatnie musnęła dłonią miękkie dziecięce włosy i szepnęła: „Życzę ci słodkich snów”.

Aby zatrzymać dziecko, i w ten sposób wypełnić pustkę po utracie własnej córki, Margaret przedstawia sąsiadom Norah jako dawno niewidzianą wnuczkę.  Dziewczynka zostaje posłana do szkoły, gdzie zaprzyjaźnia się z nieśmiałym, zamkniętym w sobie Seanem. Wrażliwy chłopiec jako pierwszy dostrzega jej nadzwyczajne zdolności, które w miarę upływu czasu zaczynają go nie tylko przerażać, lecz także fascynować.

– Kim naprawdę jest Norah – myśli sobie – może aniołem zesłanym na ziemię?

W szkole, na lekcji rysunków, nauczycielka ze zdumieniem wpatrywała się w rysunek atakującego lamparta i zręczne dłonie Norah. Niebawem obok rysunku stanął papierowy żuraw, a dziewczynka niemal natychmiast zaczęła pracę nad kolejnym Nie mówiąc ani słowa, pani Patterson wzięła rysunek do ręki, spojrzała na niego z niedowierzaniem i wróciła do biurka. Przez chwilę podziwiała kunszt, z jakim Norah wykonała rysunek i jego realizm.

– Gdzie nauczyłaś się tak rysować? – spytała w końcu na głos.

– Zawsze potrafiłam rysować – odparła dziewczynka, składając kolejne papierowe skrzydło. Cała klasa patrzyła w osłupieniu na powstającego na jej oczach trzeciego ptaka. 

Zaginiona bez śladu

Powiedzieć sąsiadom, że to wnuczka nie było trudno. Natomiast Margaret nie wiedziała jak wytłumaczyć swej dociekliwej siostrze Dianie, dlaczego przygarnęła tego małego gościa. Zresztą, samej sobie nie bardzo potrafiła to wytłumaczyć. Z pewnością uległa potężnej aurze, jaką roztaczała wokół siebie Norah; zupełnie jakby od zawsze była obecna w jej życiu. Po dziesięciu latach modlitw i błagania, dziewczynka spadła jakby z nieba, tak bardzo potrzebując opieki i miłości. Toteż Margaret była gotowa chronić ją, jak gdyby naprawdę była dzieckiem jej córki.

Jej córka Erika była długo oczekiwanym dzieckiem, po latach modlitw i licznych wizytach w klinikach leczenia bezpłodności. Ojciec, mimo ostrzeżeń żony, rozpieszczał ją jak tylko mógł, toteż gdy uciekła, złamała mu serce i wyssała z niego życie – nie od razu, ale powoli i systematycznie. Okres dojrzewania pogłębił tylko kryzys i ziejącą między nimi przepaść.

Co ją od ojca oddaliło tak bardzo? Otóż pewnego razu Erika znalazła stary list napisany do ojca, z którego dowiedziała się, że po wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie jej ojciec jako młody lekarz znalazł się w ekipie niosących ratunek ocalałym, a widząc ich niewyobrażalne katusze, skrycie dokonywał eutanazji. Podczas jednej ze sprzeczek córka mu to wygarnęła, krzycząc:

– Jak mogłeś zrobić coś takiego? Myślałam, że złożyłeś przysięgę: „Po pierwsze nie szkodzić”.

Od tego momentu zaczęli stawać się sobie coraz bardziej obcy. Dorastająca Erika odrzuciła desperacką miłość ojca i zwróciła się ku niewydarzonemu, zbuntowanemu chłopakowi, który w końcu skradzionym samochodem wyruszył z nią do Kalifornii, by dołączyć do grupy rewolucjonistów, nazywających siebie Aniołami Zniszczenia. Tylko jeden jedyny raz, kilka tygodni po swej ucieczce, przysłała pocztówkę z Memphis, a po czterech latach list bez adresu, ale ze wzmianką o małej mieścinie Madrid w Nowym Meksyku. Poszukiwania policji okazały się bezskuteczne.

Poszukiwania

Diana zwabiona nowiną o pojawieniu się i przygarnięciu przez Margaret dziewczynki, natychmiast przybyła z Waszyngtonu do małej mieściny w Pensylwanii. Podczas tej wizyty Diana postanowiła udać się w tajemnicy przed siostrą na Zachód, w poszukiwaniu Eriki. Przybyła samolotem do Nowego Meksyku, wypożyczyła samochód i dojechała do miasteczka Madrid z fotografią siedemnastoletniej Eriki. Chodziła po ulicach miasta, pokazywała ludziom zdjęcie i pytała o Erikę Quinn, aż pewna kobieta, uśmiechając się życzliwie, powiedziała: „Znam kogoś bardzo podobnego. Te same oczy, i jeśli się nie mylę, to samo spojrzenie. To moja serdeczna przyjaciółka, Mary Gawin” i przyprowadziła Dianę pod drzwi jej domu.

Gdy „Mary Gawin” zobaczyła Dianę, zawołała ze zdumieniem: „Ciociu Diano, jak mnie znalazłaś?”. W tej samej chwili padły sobie w ramiona i długo tuliły się do siebie. Z całonocnej rozmowy Diana dowiedziała się, że Erika nadal musi ukrywać się przed policją, gdyż jest poszukiwana.

– Mieliśmy trochę problemów z prawem – rzekła. – Chłopak porzucił mnie z kilkoma dolarami w zupełnie obcym miejscu. A ja jestem „Mary Gawin”, dlatego że Erika Quinn zraniła kogoś bardzo poważnie bronią palną. To nie jedyne przestępstwo, jakiego się dopuściliśmy. W trakcie ucieczki ukradliśmy kilka samochodów, a chłopak obrabował cztery miejsca z bronią w ręku. Z czasem dowiedziałam się, że cała ta grupa „rewolucjonistów” została ujęta i uwięziona. Było ich zaledwie kilka osób. Mnie udało się jakoś szczęśliwie ukryć. W końcu nie byłam jedną z nich. Mieszkam tutaj i utrzymuję się z malowania i sprzedaży obrazów.

W oczach Eriki zalśniły łzy, jako że znów wróciła myślami daleko wstecz, do swej poplątanej przeszłości.

– Myślę, że wszyscy mamy połamane serca – rzekła Diana – choć żadne z nas tego nie chciało. 

Potajemna wizyta 

Diana i Erika kilka dni później wyleciały do Waszyngtonu, a stamtąd udały się samochodem do Pensylwanii. Spotkanie Eriki z matką, po dziesięciu latach, pełne było łez i wzruszenia. Zdecydowały się sprzedać tutaj dom i wyruszyć na Zachód, jak również zabrać ze sobą dziewczynkę.

– Nie wiem dlaczego to zrobiłam – rzekła matka. – Byłam taka samotna. Dziewczynka powiedziała, że mieszka tu i tam, nie ma rodziców i zapytała, czy mogłaby zostać na jakiś czas. Szczerze mówiąc, to dziecko mnie ocaliło.

– To ona w jakiś sposób przyczyniła się do tego, żeśmy się odnalazły – powiedziała Diana – gdyż to po rozmowie z nią postanowiłam podjąć kolejną próbę odnalezienia Eriki.

Sprzedażą domu zajęła się Diana, a Margaret wraz z córką wyjechały do Nowego Meksyku. Chciały zabrać ze sobą także Norah, ale tajemnicza dziewczynka, jak przybyła nagle, nie wiadomo skąd, tak samo którejś nocy odeszła cicho i dyskretnie. Margaret była zrozpaczona i długo nie mogła pogodzić się z myślą, że nie wie gdzie ona jest i że będzie musiała żyć bez niej (zob. K. Donohue, Aniołowie Zniszczenia, Warszawa 2011).

Z czasem Margaret doszła jednak do wniosku, że Bóg tak bardzo kocha ludzi, że dla ocalenia człowieka, jeśli tego potrzeba, posyła nawet któregoś z aniołów. Gdyby nawet Norah była tylko dziewczynką z domu dziecka, z którego na jakiś czas uciekła, to jej pobyt u Margaret przyniósł wiele dobra. Obudził w Margaret współczucie i wolę służenia potrzebującemu dziecku, a Norah z kolei znacznie przyczyniła się do odnalezienia jej córki.

***
Aniołowie święci, których wrażliwość i współczucie dla ludzkiego cierpienia jest ogromne, wspierajcie nas swoją modlitwą, abyśmy nigdy nie zwątpili w Bożą miłość i nie przestawali ożywiać w sobie ku Bogu dziecięcej ufności. Amen.

ks. Henryk Skoczylas CSMA

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (3/2014)

*** Na kartach Biblii aniołowie pojawiają się w momentach wielkich i ważnych. Ta książka przypomina, że towarzyszą nam również w sprawach drobnych, a nawet błahych. Są z nami. A ks. prof. Stępień, idąc po śladach św. Tomasza, uświadamia nam naturę ich obecności. Po tej lekturze słowa „Aniele Boży, stróżu mój…” już nigdy nie będą brzmiały tak samo.

Fragment recenzji Sylwii Gawrysiak w tygodniku „Idziemy”, nr 10/2014. Zachęcamy do lektury całego tekstu.