Duchowość michalicka
Usłyszałam kiedyś od znajomego krótką historię. Grupie malców w wieku przedszkolnym opowiedziano przypowieść o bogaczu i Łazarzu. Na koniec skierowano do dzieci pytanie: „Chcielibyście być bogaci, jak bogacz z przypowieści i iść do piekła, czy wolelibyście być biedni jak Łazarz i po śmierci iść do nieba?”. Na to pytanie jeden z chłopców odpowiedział: „W życiu chciałbym być bogaty jak bogacz, a po śmierci pójść do nieba jak Łazarz”. W istocie malec nie dokonał wyboru pomiędzy dwiema możliwościami i odpowiedział według swoich pragnień.
Z powyższego zdarzenia można wyciągnąć dwa wnioski dotyczące wyboru. Pierwszy z samej przypowieści, która mówi nam o stosunku człowieka do człowieka, o miłosierdziu względem naszych bliźnich. Bogacz miał z pewnością nie tylko dużo zasobności, ale przede wszystkim wiele możliwości, z których nie skorzystał, aby dzielić się tym z innymi. Dlatego konsekwencją jego życia było piekło. Ubogi Łazarz, skazany na łaskę i niełaskę ludzi, trafił do nieba.
Bezpośrednim kontekstem przypowieści są relacje między ludźmi. Jezus mówi o nierozerwalności małżeństwa, o ludziach, przez których przychodzą zgorszenia oraz o obowiązku przebaczenia (por. Łk 16,18 – Łk 17,4). Szerszy kontekst przypowieści (dwa rozdziały przed i dwa po przypowieści) mówi o tym samym: o miłosiernym Ojcu, o obrotnym zarządcy, dobrym użytku z pieniądza i Królestwie Bożym, a po przypowieści – o miłosiernym Samarytaninie, modlitwie, niebezpieczeństwie bogactw i ubóstwie. Umieszczenie przypowieści wśród wymienionych tematów wskazuje na jedno: życie ludzkie jest ciągłym wybieraniem i od każdego z nas zależy, czy dokona właściwych wyborów, aby osiągnąć prawdziwe szczęście.
„Dzisiaj wiele mówi się i pisze o prawach, a mało o obowiązkach. Każdy chciałby brać, a mało kto chce dawać, mimo iż «więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu». I stąd powstała i trwa kwestia socjalna. Stąd narzekanie na brak chleba, na nędzę na każdym kroku i krzyki, że ciasno na świecie, chociaż ziemia wydaje plon jak dawniej i mamy tyle zboża, iż sąsiednim narodom możemy z niego użyczyć. Tak dawniej nie było. Skąd zatem dawniej mieli ludzie więcej do dawania i byli szczęśliwsi? Oto stąd, iż poczuwali się więcej do obowiązków, a w szczególności do powściągliwości i pracy. […] Pamiętali, iż pierwszym krokiem na drodze do zbawienia jest podjęcie krzyża Chrystusowego, czyli trzymanie na wodzy i niepopuszczanie cugli naszym skłonnościom i żądzom, stosownie do Bożego prawa i do prawideł zdrowego rozumu i wierne wypełnianie swoich powinności – czyli praca. […] Gdy te dwa pojęcia przejdą w krew i w przekonanie większości ludzi, inne czynniki życia społecznego, tj. Bóg, rodzina, ojczyzna, własność itd. […] również pielęgnować będziemy i inne części świętej powściągliwości, jak to: pokorę, cichość i łagodność, które poskramiają chęć wywyższania się i gniew” (Powściągliwość i Praca 1898 nr 1).
Można uznać, że powyższe słowa ks. Bronisława Markiewicza wskazują, iż kwestia bycia bogaczem lub Łazarzem nie zależy od stanu posiadania, ale od stanu serca – gotowości do dzielenia się z innymi, dawania siebie, bycia dla innych. A taka postawa wynika z powściągliwości i pracy, czyli uznania, że powinienem w pierwszym rzędzie wykonywać swoje obowiązki, zaangażować się w pełni w pracę, a nie domagać się, że należy mi się więcej. To prowadzi do życia pokornego, cichego, łagodnego, a zarazem chętnego do dawania, bo szczęśliwego i zadowolonego z tego, co się posiada.
Drugi wniosek z przytoczonej historii dotyczy życia, w którym wybory są ograniczone. Chłopiec nie zaakceptował, że należy wybrać tylko jedną z dwóch dostępnych opcji. Zdecydował się na trzecią – własną.
Ostatnio trafiłam na ciekawą, choć mało znaną książkę amerykańskiego psychologa Barry’ego Schwartza pt. Paradoks wyboru. Dlaczego więcej oznacza mniej (Wydawnictwo Naukowe PWN 2013). Badania przeprowadzone przez autora i innych psychologów potwierdzają zaskakującą prawidłowość, którą najkrócej można ująć tak: im więcej człowiek ma możliwości wyboru, tym mniej czuje się szczęśliwy. Schwartz stwierdza, że w obecnych czasach wybieramy wszystko: kim chcemy być, jak chcemy wyglądać, gdzie pracować, jak modlić się, jak kochać itd. To, co wcześniej było prostą drogą dla większości ludzi (zdobycie pracy, małżeństwo, zbudowanie domu, urodzenie dzieci i wspólne życie), dzisiaj jest wielością wyborów w każdym z tych punktów. Natomiast wybór wśród „wielości” obniża satysfakcję z tego, co się wybrało, ponieważ pozostaje niepokój i żal, że być może nie wybrało się czegoś jeszcze lepszego. Wielość wyborów powoduje, że ludzie zaczynają wierzyć, iż wybór może być idealny i do niego dążą, chociaż ciągle bezskutecznie (tzw. maksymaliści).
Z przeanalizowanych w książce badań wynika, że z jednej strony wielość wyborów powoduje wzrost oczekiwań, generuje ciągłe niezadowolenie oraz obwinianie siebie, prowadzące nawet do stanów depresyjnych. Z drugiej strony wielość wyborów prowadzi paradoksalnie do rezygnacji z wyboru, czyli unikania odpowiedzialności, zmieniania raz podjętej decyzji lub wpadnięcia w bezradność. Schwartz dochodzi do wniosku, że szczęśliwi są ci, którzy potrafią ograniczyć swoje chcenie i oczekiwania od życia i którzy umieją doceniać rzeczy i sprawy niedoskonałe (tzw. satysfakcjoniści). Autor kończy książkę dość interesującym stwierdzeniem: „Nauczmy się kochać ograniczenia”.
Wielość wyborów nie musi oznaczać poczucia szczęścia. Droga szeroka i przestronna prowadzi bowiem do zguby. Jezus zachęcił, aby wchodzić przez ciasną bramę i iść wąską drogą. Na wąskiej drodze trudniej jest zawrócić, ale jednak ona prowadzi do życia.
Joanna Krzywonos
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (5/2015)