Pociągnąć świętych za język

Ciche poniedziałkowe przedpołudnie. Potężny okrągły stół, jeszcze sprzed wojny. Na nim serweta z białego kordonka, robiona na szydełku. Oczka równiutkie, precyzyjne, znać, że któraś siostrzyczka z gorliwym sercem przykładała się do pracy. Za oknem grudniowe słońce lekkim promieniem otacza bielutkie piernaty śniegu – jak w bajce, jak w bajce… pięknie, dobrze, anielsko.

 

W drzwiach staje siostra Faustyna wraz z dwiema nowicjuszkami.

– Przyniosłyśmy szarlotkę i gorącą herbatę. Będzie się lepiej rozmawiało – mówi z uśmiechem, rozkładając talerzyki i widelczyki. Nowicjuszki uwijają się przy filiżankach.

– Mmm… – mruczy Jan Bosko – Iście niebiański smak.

Kapłan siedzi obok mnie, po lewej stronie. Ma falowane włosy (gdyby je zapuścił, byłyby pewnie kręcone) i kurze łapki w kącikach oczu. Wesoły i uśmiechnięty, widać, że młodzież go uskrzydla.

Dalej ojciec Pio. Niewiele mówi. Dłonie w rękawiczkach bez palców założone na brzuchu, habit, przyprószona siwizną broda. I oczy. Podkrążone, zmęczone, lecz pełne blasku i łagodności.

Siostra Faustyna, szczupła, bardzo skromna, jaśniejąca wewnętrznym światłem. Aż chce się patrzeć, by chłonąć tajemnicę jej szczęścia. To ona jest dziś naszą gospodynią, tu, w Łagiewnickim klasztorze.

I wreszcie ksiądz Josemaria Escriva zamyka krąg. Włosy proste z przedziałkiem, zaczesane na bok. Na nosie okulary w masywnych czarnych oprawkach.

 

Księże, a gdzie twój zegarek?

Ks. Josemaria Escriva: Przestałem liczyć na zegarki, kiedy pewnego razu zepsuł mi się budzik. Następnego dnia miałem wstać wcześnie rano, a to ustrojstwo w żaden sposób nie chciało działać. Nie namyślając się wiele, poprosiłem mojego anioła stróża, by go naprawił. W kilka chwil budzik znów tykał miarowo. Od tamtego dnia nazywam mojego anioła zegarmistrzem.

 

Właśnie, rozmawiamy dziś o aniołach w waszym życiu. Jak zaczęła się wasza anielska przygoda?

Ks. Josemaria Escriva: Moja mama miała gorące nabożeństwo do aniołów. Kiedy byłem mały, nauczyła mnie modlitwy, którą powtarzam do dzisiaj: „Aniele stróżu mój, słodki towarzyszu, nie zostawiaj mnie ani w nocy, ani we dnie. Jeśli mnie zostawisz, co się ze mną stanie? Aniele stróżu mój, wstawiaj się za mną u Boga”. Jestem wdzięczny mamie, ponieważ pokazała mi oblicze Boga.

S. Faustyna: Moi rodzice też byli ludźmi wierzącymi. Ciężko pracowali. Nieraz wstawałam w niedzielę o świcie, by ogarnąć gospodarstwo. Zależało mi, aby cała rodzina uczestniczyła we Mszy Świętej. Prosiłam mojego anioła stróża o pomoc w pracy, żeby się nie spóźnić do kościoła.

Ks. Josemaria Escriva: Mam zwyczaj polecać każdą spotkaną osobę jej aniołowi stróżowi, by pomagał jej być wierną, dobrą i radosną. Świat od razu staje się lepszy. Naburmuszeni uśmiechają się, pełni złości – łagodnieją. Przeklinającym język kołkiem w gardle staje, smutni odzyskują chęć do życia. Sami spróbujcie, zwłaszcza w zatłoczonym autobusie.

 

Księże, a w jaki sposób aniołowie wmieszali się w Opus Dei?

Ks. Josemaria Escriva: To było bardzo osobiste przeżycie. To był wtorek, 2 października, święto Aniołów Stróżów! Wróciłem do mieszkania, by uporządkować papiery. Wtedy z Bożego natchnienia ujrzałem Opus Dei. Pamiętam, że dzwony z kościoła Maryi Królowej Aniołów (!) biły na „Anioł Pański”. Wiedziałem już, kto jest patronem tego dzieła i kogo wzywać na pomoc w razie kłopotów.

 

A propos kłopotów i anielskich interwencji…

Ks. Josemaria Escriva: Lata trzydzieste były bardzo trudne dla mojej ojczyzny. Rządzili wtedy komuniści, którzy pałali nienawiścią do wszelakiej religii, do Kościoła Katolickiego w szczególności. Pewnego dnia szedłem ulicą, kiedy drogę zaszli mi trzej młodzi mężczyźni. Jeden z nich zamachnął się na mnie, zdążyłem tylko zasłonić twarz ramieniem. Spodziewałem się brutalnego ciosu. Nagle jeden z nich powiedział: „Nie bij go!” Jego słowa, tak dobitne i władcze, osadziły atakującego w miejscu. Stanął jak wryty, wpatrując się z otwartymi ustami w swojego towarzysza. Wyglądał bardzo, bardzo niemądrze. Mój obrońca zwrócił się do mnie: „Osiołek, osiołek!” zadrwił, po czym ruszył dalej, a za nim jego kompania. Teraz ja wyglądałem bardzo, bardzo niemądrze. Tak mówię na siebie tylko podczas modlitwy lub spowiedzi. Skąd on wiedział?!

Ks. Jan Bosko: To musiał być Twój anioł stróż!

Ks. Josemaria Escriva: Tak. Jestem o tym przekonany.

Ks. Don Bosko: I ja miałem podobny przypadek. To było w listopadzie, w Turynie. Światła latarni rozmazywały się w strugach deszczu. Wracałem do domu, od czasu do czasu wzdrygając się z zimna. Opustoszałe ulice wabiły ciszą, zapowiadając tę przyjemną część dnia, kiedy spracowani mieszkańcy mogli położyć się do swoich łóżek na zasłużony odpoczynek. Zaniepokoiłem się, gdy ujrzałem dwóch mężczyzn, idących za mną w pewnej odległości. Kiedy przechodziłem na drugą stronę ulicy, zagadkowe cienie robiły dokładnie to samo. Śledzili mnie, to oczywiste. Z bijącym sercem przyspieszyłem kroku, chciałem dotrzeć do pobliskiego domu, by znaleźć tam ratunek. Jednak było już za późno – bandyci zarzucili mi brudną pelerynę na głowę. W trakcie szamotaniny, w sercu błagałem Pana o ratunek. Nagle usłyszeliśmy złowrogi warkot dochodzący z tyłu. Zerwałem szmatę z głowy. Deszcz ustał. Wszyscy trzej zastygliśmy: przed nami stał ogromny szary pies. Szczerzył ostre błyszczące kły. Dziesięć sekund później z wściekłym ujadaniem rzucił się na moich oprawców. Uciekali ile sił w nogach, aż się za nimi kurzyło (lekki śmiech).

Ojciec Pio: Panu Bogu nie można odmówić poczucia humoru. Anioł stróż w psiej skórze, no, no, no…

Ks. Don Bosko: Pies pojawia się przy moim boku tak często, że nawet nadałem mu imię. Grigio, co znaczy „szary wilk”. Wiecie, jaki z niego pieszczoch? Pyskiem trącą moja dłoń, bym go głaskał i drapał za uszami.

Raz zgubiłem się w górach Ligurii. Szukałem drogi do najbliższej wioski, ale na próżno. Gdy tylko zawołałem mojego anioła stróża na pomoc, zgadnijcie, kto przybiegł, merdając ogonem? Tak, tak, macie rację, to był Grigio. Nie dość, że wskazał mi odpowiedni szlak, to jeszcze odprowadził do drzwi dobrych ludzi.

Ks. Josemaria Escriva: Mój anioł stróż po raz drugi ocalił mi życie podczas wojny domowej. W kraju działy się straszne rzeczy, komunistów opętało istne szaleństwo. Potrafili wtargnąć do prywatnych mieszkań, poszukując duchownych, by ich zamordować. Pewnej nocy patrol policji zrobił nalot w okolicy, w której się ukrywałem. Cały mokry od potu modliłem się usilnie. Komuniści przeszukiwali kamienicę za kamienicą. Obok mojej przeszli bez słowa! Jakby jej nie zauważyli. To również zasługa mojego anioła stróża.

 

Anioł stróż broni więc przed złymi ludźmi. A przed złymi duchami?

S. Faustyna: Niestety, szatan potrafi przybrać postać anioła światłości i w ten sposób wielu doprowadził do zguby. Pewnego wieczoru ogarnęło mnie potężne zniechęcenie. W głowie krążyły głosy jak sępy: Po co to wszystko? Po co się tak męczyć? Po co modlić się za grzeszników, skoro i tak pójdą do piekła? Po co rozpowiadać wszem i wobec o Bożym Miłosierdziu? Po co zawracać głowę spowiednikom? Wtedy przede mną stanął anioł do którego należał głos. W tym momencie odpowiedziałam: Wiem kim jesteś – ojcem kłamstwa. Uczyniłam znak krzyża świętego, a ów anioł zniknął z wielkim łoskotem i złością.

Myślałam, że jego plugawe ataki mam już za sobą. Jednak koło godziny jedenastej szatan szarpnął moim łóżkiem; zbudziłam się natychmiast i spokojnie zaczęłam się modlić do swego Anioła Stróża. Wtem ujrzałam dusze czyśćcowe pokutujące: postać ich była jako cień, a pomiędzy nimi widziałam wiele szatanów; jeden starał się mnie dokuczyć, rzucał się w postaci kota na moje łóżko i na stopy, a był tak ciężki, jakoby parę pudów. Modliłam się cały ten czas na różańcu; nad ranem ustąpiły owe postacie i mogłam zasnąć. Innego razu, widząc ich straszną nienawiść do mnie, prosiłam anioła stróża o pomoc. I w jednej chwili stanęła jasna i promienna postać anioła stróża, który mi rzekł: Nie lękaj się, oblubienico Pana mojego, duchy te nie uczynią ci nic złego bez pozwolenia Jego. Natychmiast znikły złe duchy, a wierny anioł stróż towarzyszył mi w sposób widzialny do samego domu. Spojrzenie jego było skromne i spokojne, a z czoła tryskał promień ognia. Nasz anioł stróż broni nas przed szatańskimi atakami. Czasem jest jednak bezsilny wobec nędzy naszej duszy. Wtedy pomaga koronka do Bożego Miłosierdzia.

Ojciec Pio: Co do nędznej duszy… Jestem słabym człowiekiem i szczerze współczuję mojemu aniołowi. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek uda mu się nauczyć mnie wdzięczności za jego opiekę. Raz nawet obraziłem się na niego. Owego dnia te szatańskie pomioty nękały mnie okrutnie, w rozpaczy nie wiedziałem już, którego świętego przyzywać na pomoc. A gdy w końcu wezwałem anioła, ten celowo się spóźnił. W końcu łaskawie przegonił demony, lecz ja nie chciałem z nim rozmawiać. Odwróciłem się tyłem i kazałem mu spadać.

Ks. Don Bosko: Naprawdę?!

Ojciec Pio: Tak. Okropnie się na niego zezłościłem. Potem się pogodziliśmy.

 

A jak to jest z anielską interwencją na co dzień, w zwykłych sprawach?

S. Faustyna: Anioł przynosił mi Komunię Świętą, gdy leżałam chora w szpitalu i nie mogłam uczestniczyć we Mszy Świętej. Byłam bardzo nieszczęśliwa, nie mogąc przyjmować Pana do serca, ale ufałam Bożej dobroci. Serafina otaczała wielka jasność, odbijało się przebóstwienie, miłość Boża. Był w złotej szacie, a na to naciągnięta przezroczysta komża i przezroczysta stuła. Kielich był kryształowy, zarzucony przezroczystym welonem. Kiedy mi podał Pana, natychmiast znikł. Tak było przez trzynaście dni.

Ojciec Pio: Zaraz po Maryi, anioł stróż jest moim najlepszym przyjacielem. Często korzystam z jego pomocy, a on nieustannie mnie zadziwia. Kiedy słucham spowiedzi w innych niż włoski językach, on tłumaczy mi słowa penitentów. Jest także tłumaczem listów, jakie napływają z całego świata. Czasem szatan zaleje papier atramentem lub sprawi, że z koperty wyciągam czyste kartki. Anioł stróż pomaga mi odczytać korespondencję i uprzedza przed sztuczkami diabła. Gdyby nie on, nie rozumiałbym ni w ząb.

Moim duchowym dzieciom ciągle powtarzam: módlcie się do swoich aniołów i wysyłajcie ich do mnie, gdy potrzebujecie mojej pomocy. Nie martwcie się o nic, aniołowie są szybsi niż samoloty, nie zdzierają butów, nie potrzebują biletów na pociąg.

Ks. Josemaria Escriva: Ojcze, wspomniałeś o pociągach. Przypomniał mi się pewien epizod. Kiedyś zabrakło mi pieniędzy na kupno biletu 1-szej czy nawet 2-giej klasy. Bilety 3-ciej klasy nie istniały, o czym z ogromnym przekonaniem zapewniał mnie kasjer. Kolejka za mną stale się powiększała, niektórzy z niecierpliwością chrząkali lub przestawali z nogi na nogę. Odszedłem na bok i w cichej modlitwie powierzyłem sprawę mojemu aniołowi. Musiałem jakoś dostać się do pociągu! Po kilku minutach ten sam kasjer zaczepił mnie, mówiąc z zakłopotaniem, że jednak posiada bilety 3-ciej klasy, choć zupełnie nie ma pojęcia, skąd wzięły się w jego szufladzie.

S. Faustyna: Ja też miałam przygodę z pociągiem. Aniołowie chyba lubią miarowy stukot szyn. Zawsze nieco się niepokoję, kiedy muszę opuścić mury klasztorne i wyjść do świata. Tak było i tym razem, podczas podróży koleją. Na szczęście towarzyszył mi mój anioł stróż w postaci świetlanej, siedział obok mnie w przedziale i kontemplował Boga. Poszłam w jego ślady, a lęk zniknął. Jadąc widziałam jak na każdym z mijanych kościołów stał anioł, jednak w bledszym świetle od ducha tego, który mi towarzyszył w podróży. A każdy z duchów, którzy strzegli świątyń, skłaniał się temu duchowi, który był przy mnie. Kiedy dotarłam na miejsce, anioł znikł. Dziękowałam Bogu za Jego dobroć, za to, że daje nam aniołów za towarzyszy. Ach, jak mało się nad tym ludzie zastanawiają, że zawsze mają przy sobie takiego gościa i zarazem świadka wszystkiego.

 

Czy przyjaźnicie się również ze św. Michałem Archaniołem?

Ojciec Pio: Wzywam św. Michała zawsze, gdy odczuwam lęk lub ataki ze strony szatana. Ludzie powinni korzystać z pomocy Księcia Niebieskich Zastępów jeśli cierpią na choroby psychiczne, depresję albo kiedy są nękani przez zło. Mieszkam teraz w San Giovanni Rotondo. To jest zaledwie dwadzieścia minut jazdy od Groty Objawień św. Michała na Gargano. Zapraszam was serdecznie! Odwiedźcie mnie wkrótce.

Ks. Josemaria Escriva: Dziękujemy, na pewno przyjedziemy. Pracując nad Opus Dei, nieustannie wzywałem wstawiennictwa trzech archaniołów: św. Michała, św. Gabriela i św. Rafała. Nigdy nie wątpiłem w ich wsparcie. Równie skutecznej pomocy w codziennych sprawach doświadczałem od mojego anioła stróża. Nigdy mnie nie zawiódł.

Jesteśmy słabi z natury. Nieraz nie potrafimy się modlić, nie umiemy ubrać w słowa tego, co leży w naszym sercu. Wtedy proszę mojego anioła stróża, by powiedział Panu Bogu to wszystko, czego ja wyrazić nie potrafię.

 

Dziękuję za przemiłe spotkanie.

 

Rozmawiała Agata Pawłowska

 

 

Artykuł ukazał się w marcowo-kwietniowym numerze „Któż jak Bóg” 2-2012. Zapraszamy do lektury!