Ale to jest pycha! O „przyprawianiu” grzechów

Poszukując Boga

Żyjemy w świecie pełnym ludzkich słabości. Oczywiście mam tu na myśli także własne słabości, które są dla innych nie do zniesienia, a dla mnie stanowią poważny przyczynek do wewnętrznych zmagań i bynajmniej nie są powodem do dumy. Grzeszność człowieka powinna być inspiracją do rozmyślań i poszukiwania skutecznych rozwiązań.

Rozwiązania te domagają się jednak pokory, która pozwala na widzenie czegoś więcej, niż tylko czubek własnego nosa. Tu dochodzimy do istoty sprawy – postawy, która sprawia, że nasze grzechy stają się podwójnie zjadliwe i szatańsko aroganckie. Pycha, bo o niej mowa, powoduje, że zło staje się jeszcze gorsze, a grzech cięższy. To ona nie pozwala Bogu działać w nas i sprawia, że inni się odsuwają, nazywając nas „toksycznymi”. Sam Pan Jezus powiedział świętej siostrze Faustynie: Córko moja, wiedz o tym, że duszom pysznym nie udzielam swych łask, a nawet udzielone odbieram (Dz, 1170). Jako pysznego grzesznika bolą mnie te słowa, jednak po namyśle stwierdzam, że Jezus zwyczajnie nie ma innego wyjścia. Nie chciałbym być gołosłowny, podam więc kilka przykładów tego, jak pycha zmienia zwykły grzech w duchowe monstrum.

Dodaj szczyptę lenistwa…

Myślę, że każdy z nas zmaga się czasem z lenistwem. Ciężko jest się nam pozbierać i podjąć działania, które wymagają twórczego wysiłku. Obowiązki wydają się przykre, a systematyczność przygnebiająca i szara. Jest to jednak grzech do wybaczenia, jeżeli wynika on ze zwykłej kondycji ludzkiego ducha i ciała. Nie jesteśmy przecież maszynami i każdy ma swoje granice wytrzymałości. Oczywiście, także i w takim przypadku należy zrobić wszystko, aby lenistwo przezwyciężyć, ale wydaje się, że każdy zasługuje tu na wyrozumiałość i odmierzenie sprawiedliwą miarą. Gdy jednak lenistwo wypływa z pychy, a „delikwent” celowo nie wykonuje swoich obowiązków, wierząc, że od tego są inni, to mamy już do czynienia z perfidią, która jest trudna do usprawiedliwienia. Lenistwo wynikające z pychy jest wyrafinowaną formą pogardy wobec innych i ich pracy. Takie lenistwo staje się butnym wykorzystywaniem słabszych i przyprawia ludzi uczciwych o „duchowe mdłości”. Pyszny leniwiec to manipulant, który wykorzysta każdą okazję do wymigania się z obowiązków.

…dwie łyżki apodyktyczności…

Przyjrzyjmy się innemu przypadkowi. Gdy ktoś zmaga się z apodyktycznością, to jesteśmy w stanie usprawiedliwić go posiadanym temperamentem, wychowaniem lub pełnioną funkcją. Gdy jednak apodyktyczność wynika z pychy, mamy wtedy do czynienia z tyranem, który nie liczy się z opinią innych i robi wszystko, aby postawić na swoim. Nie interesują go ludzkie uczucia, intencje i wysiłki. Uważa się za lepszego, dlatego żyje w przekonaniu, że tylko on ma rację. Wszelkie próby dialogu i krytyki odbiera jako atak na własną osobę, a to z kolei rodzi w nim agresję, którą wyładowuje na innych. Oczywiście, według niego, winne w takich sytuacjach są tylko inne osoby. On sam żyje w przekonaniu o nieskazitelności własnych intencji i wewnętrznej dojrzałości, która nie pozwala mu na tolerowanie fizycznych, intelektualnych czy duchowych „miernot”. Pyszny tyran zamyka się w świecie iluzji i prowadzi z ludźmi w swoim otoczeniu wojnę na wyniszczenie. Siłę czerpie z pychy, a ta zawsze chętnie przywoła na pomoc swoich piekielnych towarzyszy.

…odrobinę krytykanctwa…

Podobnie rzecz ma się z krytykanctwem i zwracaniem uwagi. Upomnienie lub nagana może przybierać różne formy. Można zwrócić komuś uwagę w taki sposób, że przyjmie on krytykę i jeszcze ucieszy się, że ktoś z troską i miłością dba o niego i jego potrzeby. Jednak, gdy krytyka podszyta jest pychą, człowiek upominany czuje się zaatakowany i poniżony. Nie może uwierzyć w to, że oprócz złośliwości, komuś może zależeć na jego dobru. Pycha, która skłania do niepohamowanej krytyki i potępienia słabszego, często powoduje, że zamiast podnieść upadającego, dokłada mu się kolejne kopniaki i szyderstwa. Upominany czuje się zaszczuty i głęboko zraniony. Pyszny krytykant żyje natomiast w przekonaniu o własnej sprawiedliwości i uczciwości. Ma poczucie dobrze spełnionego obowiązku, a nawet szczyci się swoją odwagą i konsekwencją. Postawę swoją określa jako asertywną i chrześcijańską. Zaślepia w ten sposób siebie i jeszcze innym mydli oczy, aby na krzywdzie drugiego człowieka zbić własny interes. To dopiero jest pycha!

…i oto Twój przepis na „duchowe mdłości”!

Przykłady te pokazują, jak każdy grzech „przyprawiony” pychą staje się dużo bardziej złośliwy i wyrafinowany. Jeżeli człowiek nie zacznie badać w rachunku sumienia swoich intencji i nie rozliczy się z „długu miłości”, to może żyć w przekonaniu o własnej sprawiedliwości, a tak naprawdę grzeszyć pychą, która niszczy wszystko w nim samym i wokół niego. Pycha bowiem lubi nadawać sobie różne imiona. Skrywa się jak niepozorna kokietka, która wierzy w swoją wartość i umiejętności. Czeka na odpowiedni moment, aby zauroczyć swoim wdziękiem i pogardą dla dobra. Trzeba czasami ukręcić bicz ze sznurków i przegonić tę kokietkę, gdzie pieprz rośnie. Wtedy mamy szansę na to, że jej miejsce zajmie skromna i cicha niewiasta, której na imię pokora. Ta z kolei potrafi nadać każdemu czynowi nieskończenie większą wartość.

ks. Mateusz Szerszeń CSMA

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (1/2022)