Anemia duchowa

O chorobie duchowej, która niepostrzeżenie atakuje człowieka…

 

Doświadczenie podpowiada, że życie duchowe nie jest usłane różami, ale składa się również z momentów, które nazwać moglibyśmy duchowymi chorobami.

 

I tak w terminologii medycznej mamy do czynienia z chorobą, którą nazywamy anemią. Objawia się ona bladością twarzy, osłabieniem, bólami, a w skrajnych przypadkach bywa nawet śmiertelna. Tak się składa, że również na poziomie duchowym możemy zachorować na coś podobnego. Podstawowymi objawami anemii duchowej są: niezdolność do modlitwy, osłabienie woli i pogłębiające się wątpliwości. Zanim jednak przejdziemy do ich omówienia, chciałbym podkreślić, że nie będzie to artykuł czysto teoretyczny, a autor sam niejednokrotnie podobne objawy przeżywał. Jeżeli zatem doświadczasz któregoś z objawów duchowej anemii, to nie załamuj się, ale skontaktuj się ze spowiednikiem lub kierownikiem duchowym, bo każdy nieleczony objaw zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

Niezdolność do modlitwy (łac. acedia)

 

Modlitwa stanowi podstawową aktywność w życiu duchowym. Można powiedzieć nawet mocniej: kto przestanie się modlić, ten bez wątpienia straci wiarę. Dlaczego jednak modlitwa jest aż tak ważna? Jak to zwykle bywa przy tego typu pytaniach, odpowiedź jest stosunkowo prosta. Chodzi o relację. Życie duchowe człowieka to nie tylko samoświadomość, ale także nawiązanie relacji z Bogiem. Tym właśnie różni się duchowość chrześcijańska od duchowości Wschodu. Nie chodzi o to, aby wykrzesywać z siebie duchowe wzruszenia, ale żeby wykonując pewien „ruch” duchowy szukać łączności z osobowym Bogiem. Dlaczego jednak czasami doświadczamy modlitewnej niemocy? Tutaj pytanie jest już bardziej skomplikowane.

Od strony duchowej powodem trudności może być grzech ciężki. To on potrafi zablokować człowieka na Boga. Wtedy możliwe jest jedynie modlitewne wołanie w rodzaju lamentacji i psalmów przebłagalnych, które znajdujemy w Biblii. Człowiek obciążony grzechem zawsze będzie miał trudność w nawiązaniu kontaktu z Bogiem.

Drugim powodem mogą być problemy emocjonalno-psychologiczne. Tutaj paleta problemów jest już dużo większa. Zdarza się, że ludzie cierpią na dolegliwości psychiczne, takie jak depresja, nerwica czy psychoza, które w sposób bardzo nachalny rzutują na życie modlitewne. W takich przypadkach ludzie nie są w stanie się modlić dopóki nie rozpoczną leczenia. Nie pozostaje wtedy nic innego, jak zgłosić się do lekarza, psychiatry lub psychologa i podjąć leczenie. Działa tutaj Tomaszowa zasada: łaska buduje na naturze. Kiedy uporządkowane zostaną sprawy związane z duszą i ciałem, wtedy łaska będzie miała sposobność do pełnego działania i także w obszarze modlitwy wszystko zacznie funkcjonować zupełnie inaczej.

Trzeci powód, który wywołuje niezdolność do modlitwy, to złe przygotowanie. Niestety, modlitwa domaga się pewnego środowiska, w którym może żyć i rozwijać człowieka. W dzisiejszych czasach powód ten wydaje się najpowszechniejszy. Mamy problem z modlitwą, bo brakuje nam czasu na właściwe przygotowanie do niej. Bez wewnętrznego wyciszenia, oderwania od spraw codziennych, a nawet konkretnego miejsca przeznaczonego na modlitwę, wchodzenie w przestrzeń modlitewną będzie nas irytowało i zniechęcało. Modlitwa stanie się wtedy zbędnym balastem, który tylko utrudnia normalne funkcjonowanie i nie przynosi żadnych owoców.

Warto przyjrzeć się swoim problemom na modlitwie i właściwie zdiagnozować ich źródło. Jeżeli się to uda, istnieje duża szansa na poprawę.

 

Osłabienie woli (łac. abulia)

 

Kolejnym objawem anemii duchowej jest abulia, czyli osłabienie woli. Wolna wola, jako największy dar Boga dla człowieka, jest wyrazem miłości Boga i zaufania, jakim Bóg obdarzył ludzkość. Jest to dar tak wyjątkowy, że nawet jego Dawca szanuje go w sposób absolutny. Nigdy nie wpływa na człowieka, ani nie zmusza go do miłości.

Przyczyną osłabienia woli może być nałogowy charakter grzechów, które popełniamy. W sytuacji, kiedy nasze przywiązanie do grzechu wymyka się spod kontroli i nie podejmujemy odpowiedniej „terapii”, wchodzimy na prostą drogę do uzależnienia. W takim przypadku człowiek odczuwa przymus grzeszenia i nie jest w stanie wyrwać się z grzechu. Problem ten wymaga konkretnych działań „leczniczych”. Konieczny jest stały spowiednik lub kierownik duchowy, a w wielu wypadkach niezbędna okazuje się również pomoc psychoterapeutyczna. Nałóg to sytuacja, w której nie jesteśmy w stanie pomóc sobie sami i potrzebujemy pomocy innych. Pierwszym krokiem tutaj jest świadomość istnienia uzależnienia i uznanie, że sam nie mogę sobie pomóc. To poczucie bezradności mocno wpływa na nasza kondycję duchową, dlatego tak ważne jest odniesienie do Boga. W swojej słabości mam bowiem niepowtarzalną okazję do spotkania się z Bogiem i jego miłosierdziem. Sytuacja przypomina historię człowieka pobitego na drodze do Jerycha, kiedy to miłosierny Samarytanin bezinteresownie wyciąga rękę i przychodzi z konkretną pomocą.

Drugim powodem osłabienia woli może być brak ćwiczeń, które ją umacniają. Podstawowym ćwiczeniem duchowym jest asceza chrześcijańska. Dzięki niej człowiek, poprzez kontrolę własnych popędów i pragnień, ukierunkowuje się na Boga i wolność, która wypływa z samokontroli i samoopanowania. Post, zobowiązania wielkopostne czy cierpliwe znoszenie przeciwności, umacniają człowieka wewnętrznie, mimo iż z pozoru wydaje się, że są źródłem cierpienia. Jeżeli zatem chcemy oprzeć się abulii, koniecznie musimy zbadać, czy nie żyjemy w nałogu i jak ćwiczymy naszą wolę.

 

Pogłębiające się wątpliwości (łac. dubia)

 

Wątpienie jest naturalnym procesem ludzkiego umysłu. Dzięki niemu człowiek zdolny jest do pogłębionej refleksji i odkrywania prawdy. Jeżeli jednak w sferze życia duchowego dręczą nas ciągłe wątpliwości, z którymi nic nie robimy, to mogą one przyczynić się do osłabienia wiary lub nawet jej utraty. Wątpliwości w odniesieniu do wiary rodzą się najczęściej z dwóch powodów.

Po pierwsze, w momencie, kiedy przestajemy prowadzić życie moralne, pojawia się wątpliwość, czy dalsze zmaganie o własną sprawiedliwość i uświęcenie ma sens. Szukamy wtedy usprawiedliwienia dla własnych złych czynów. Na myśl przychodzą sformułowania typu: „wszyscy tak robią”, „Bóg mi tego nie wybaczy”, „dlaczego Bóg na to pozwala?”. W takich przypadkach często objawia się również działanie złego ducha, który podsuwa myśl o bagatelizowaniu grzechu lub potęguje fałszywe poczucie bezwartościowości i beznadziei.

Drugą okolicznością sprzyjającą rodzeniu się wątpliwości jest środowisko, w którym żyjemy. Mam tu na myśli ludzi i zewnętrzne informacje, które do nas docierają. Jeżeli pracujemy wśród ludzi niewierzących lub antyklerykalnych, to zadziałać może zasada: jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Ważne jest wtedy ugruntowywanie swojej wiary poprzez dzielenie się swoim doświadczeniem wiary z innymi ludźmi wierzącymi i troska o własny stan duchowy.

Innym zagrożeniem mogą być wątpliwości rodzące się z nieodpowiednich zainteresowań. Jeżeli na przykład jestem pasjonatem literatury jawnie antyreligijnej lub słucham, oglądam, uczestniczę w debatach, które z wiarą nie mają nic wspólnego, to mogą zrodzić się we mnie potężne wątpliwości, co do słuszności wiary. Zagrożeniem są tutaj ruchy racjonalistyczne, masońskie i okultystyczne. Poprzez „pranie mózgu” są one w stanie przekonać człowieka, że wiara jest jedynie ludzkim wymysłem i nie ma obiektywnych dowodów na istnienie Boga. Wszystko z pozoru wydaje się w nich dobre i poukładane, ale pod płaszczykiem humanizmu kryje się zagrożenie materializmem i coś, co nazwałbym wykorzystaniem duchowym człowieka oraz odarciem go z jego duchowości i łaski uświęcającej.

Aby przeciwstawić się wątpliwościom konieczna jest troska o własne życie moralne, poprzez sakrament spowiedzi i rachunek sumienia, a także przyjęcie krytycznego stanowiska wobec wpływów zewnętrznych, które nie służą naszemu duchowi. Przyjmujmy to, co dobre, a odrzucajmy to, co nam szkodzi lub ma tylko pozory dobra.

 

***

 

Choroba, którą nazywamy anemią duchową, jest dzisiaj zjawiskiem powszechnym. Na szczęście jest ona chorobą uleczalną. Tak jak w przypadkach chorób somatycznych konieczna jest wizyta u lekarza i konkretne leczenie, tak wydaje się, że również przy anemii duchowej koniecznością jest pomoc spowiednika i konkretny plan pracy wewnętrznej.

 

Ks. Mateusz Szerszeń CSMA

 

Artykuł ukazał się w styczniowo-lutowym numerze „Któż jak Bóg” 1-2019. Zapraszamy do lektury!