Rozmowa z Anną Duzowska. (pielęgniarką), Sylwią Szumowską (gimnazjalistką), Zofią Trączyńską (studentką) i Tomaszem Nakoniecznym (informatykiem) – wolontariuszami Stowarzyszenia Centrum Ochotników Cierpienia.
Jesteście wolontariuszami, którzy nazywają siebie ochotnikami cierpienia. Czy oznacza to, że chętnie przyjmujecie na siebie cierpienie, od którego inni starają się uciec?
Ania: To pytanie, które często zadają nam także inni. Wbrew pozorom nie chcemy cierpieć, raczej szukamy sensu tego cierpienia.
Tomek: Można cierpieć bez głębszego sensu. Chcemy tak znosić cierpienie, żeby służyło ono Bogu i ludziom.
Służba ludziom niepełnosprawnym, choć jest piękna, na pewno wymaga wielu poświęceń. Czy może to robić każdy, czy należy być do tego powołanym?
Zosia: Moja koleżanka wyjechała raz z osobą niepełnosprawną na tzw. wczasorekolekcje. Bardzo się denerwowała tym wyjazdem; tym, że to od niej będzie zależało samopoczucie takiej osoby. Poczucie odpowiedzialności ją przerosło. Dlatego uważam, że trzeba mieć powołanie do takiej służby.
Sylwia: Konieczne są cierpliwość, zrozumienie, wyciszenie. Trzeba potrafić poradzić sobie samemu ze sobą, mieć specjalną łaskę z nieba.
Zosia: Sądzę, że każdy jest powołany, ale niekoniecznie do tego samego. My mamy powołanie do pomocy osobom niepełnosprawnym. Sama osoba niepełnosprawna także może być wolontariuszem: robić coś dobrego, pomagać innym. Np. moja niepełnosprawna kuzynka bierze udział w szkoleniach dla wolontariuszy z obsługi wózka inwalidzkiego.
Tomek: Moim zdaniem każdy mógłby być wolontariuszem. Po prostu trzeba kochać ludzi.
Można więc was nazwać Aniołami Stróżami osób niepełnosprawnych…
Zosia: Często słyszę, kiedy niepełnosprawny woła do swojego wolontariusza: aniele mój. Ale my, w odróżnieniu od prawdziwych aniołów, staramy się być widoczni, bo nasza fizyczna obecność jest niezbędna.
Tomek: W jakimś stopniu naśladujemy anioły. Staramy wsłuchiwać się w wolę Boga. Zawsze dążymy do dobra tej osoby, którą się opiekujemy, bo przecież mamy jej służyć. Czasami trzeba się przełamać, powiedzieć niełatwą prawdę, zachować cierpliwość. Chcemy też być posłuszni – słuchamy i realizujemy potrzeby naszych podopiecznych. Trwamy blisko, nie tylko podczas obozów, ale i na co dzień.
Czy sami doświadczyliście już pomocy aniołów w swoim życiu?
Zosia: Oczywiście. Mam na to konkretny dowód. Pewnego razu weszłam na ulicę i poczułam, że ktoś niewidzialny z tyłu mnie cofnął. Samochód przejechał mi tuż przed nosem. Gdyby nie ta interwencja, na pewno by mnie potrącił.
Ania: Wiem, że anioły są i nade mną czuwają. I te moje „wybory” nie są tak naprawdę moje. Po ludzku odniosłam porażkę. Nie dostałam się do szkoły, w której chciałam się uczyć, nie pracuję tam, gdzie bym chciała. Ale dzięki temu, że poszłam w innym kierunku, poznałam wspólnotę i Pana
Co jest najważniejsze w waszej misji pomagania niepełnosprawnym?
Ania: Według mnie najważniejsze jest to, żeby widzieć przede wszystkim człowieka, a nie jego chorobę – nie skupiać się na tym, że jest na wózku,
nie dostrzegać tylko takiego czy innego schorzenia. Mam spore grono osób niepełnosprawnych, z którym jestem zaprzyjaźniona i traktujemy się normalnie.
Sylwia: Kiedy pojechałam pierwszy raz na mój wyjazd, to przez trzy pierwsze dni nie mogłam się jakoś dogadać ze swoją podopieczną. Dopiero później, kiedy usiadłam i porozmawiałam z nią szczerze, odkryłam bardzo dużo rzeczy, które nas razem wiązały. Trzeba naprawdę dostrzec tę głębszą stronę.
Czego możemy się nauczyć od tych osób jako ludzie sprawni, zdrowi?
Zosia: Na ostatnim wyjeździe miałam podopieczną, której porażenie ruchowe było bardzo zaawansowane. Było mi bardzo ciężko psychicznie. Ale teraz, po tym wyjeździe, kiedy przypominam sobie jej uśmiech, radość, to rodzi się we mnie taka wewnętrzna siła. To nie jest tak, że tylko my dajemy coś z siebie. Tak naprawdę zyskujemy dużo więcej.
Ania: Dla mnie spotkanie z osobą niepełnosprawną oznaczało zmianę hierarchii wartości. Moje problemy okazały się mało znaczące. Mam przyjaciółkę, która jest osobą niewidomą. Wbrew wszystkiemu mówię, że to ona uczy mnie patrzeć na świat. Bo ona „widzi” i słyszy, rzeczy, które są dla mnie tak oczywiste, że ja ich potrafię nie zauważyć. Pokazuje mi przez to, że te drobiazgi mogą być bardzo ważne.
Tomek: To nasi przyjaciele: wspomagają nas modlitwami, pamiętają o naszych imieninach, urodzinach, ważnych dla nas wydarzeniach. Jest
to niezwykłe, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni, komplementarni.
Czyli dając, otrzymujecie o wiele więcej… Czy wiara jest pomocna w takiej posłudze?
Zosia: Uważam, że ochotników bardzo wspomaga modlitwa niepełnosprawnych. Byłam wolontariuszką w innych, wyłącznie świeckich organizacjach, ale nie dawałam rady, nie mogłam udźwignąć trudu tej posługi. Tu, w Stowarzyszeniu, gdzie siłę do posługi czerpiemy z Boga, który jest miłością, daję radę. Wiem, że każdy, którym się opiekuję modli się za mnie. To jest ogromne wsparcie.
Jak moglibyście zachęcić innych do takiego wolontariatu?
Tomek: Chcesz się nauczyć drugiego człowieka – zaopiekuj się niepełnosprawnym, to dobra szkoła. My uczymy się, patrząc na reakcje innych. Czasem są to przecież sytuacje intymne, uczymy się z tym żyć i przechodzić nad tym do porządku dziennego. To niezwykle cenne.
Sylwia: Dostrzegamy nowe wartości w życiu. Mimo, że mam 15 lat, a ta dziewczynka, z którą rozmawiam jest młodsza ode mnie, to mówi mi o sprawach, o których nie miałam pojęcia. Ma takie problemy, że moje zmartwienia przy jej kłopotach są błahe. Służba niepełnosprawnym sprawia, że nie stajemy się egoistami. Przez to zyskujemy wewnętrzna wolność.
Rozmawiał ks. Piotr Prusakiewicz CSMA
Wywiad pochodzi z archiwalnego numeru dwumiesięcznika „Któż jak Bóg”
Stowarzyszenie Centrum Ochotników Cierpienia powstało w 1947 r. z inicjatywy ks. Luigi l\lovarese. w młodości cierpiał on na gruźlicę kości i był bliski śmierci. Wówczas doświadczył frustracji, bezsilności i buntu. Po cudownym uzdrowieniu ślubował, że całkowicie poświęci swoje życie chorym i cierpiącym. Centrum założyli w Polsce ks. Janusz Malski i ks. Ryszard Dobrołowicz. Zachwycili się perspektywą, że chory w Kościele nie jest tylko przedmiotem opieki, ale przyczynia się do wzrostu wspólnoty przez ofiarowanie swych cierpień. Więcej o Stowarzyszeniu można przeczytać na www.clsl.pl