Aniołowie w życiu świętych
11 lutego 1818 rok, mglisty dzień na południu Francji ciągle jeszcze dźwigającej się po krwawej rewolucji. Liczący sobie dopiero 3 lata stażu kapłańskiego ks. Jan, udawał się do małej wioski Ars, gdzie miał stać się duszpasterzem miejscowej ludności. Miejscowość tę zamieszkiwało wówczas niespełna 300 mieszkańców.
Kiedy mijał kolejne kilometry drogi do wspomnianej, malowniczo położonej wioseczki niedaleko Lyonu, z pewnością nie do końca wiedział, co go tam spotka. Po ludzku mógł się bać, bo który ksiądz czułby się inaczej, gdyby z ust biskupa usłyszał słowa: „Księdza przyszłych parafian od zwierząt odróżnia tylko chrzest i mało jest wiary w ludziach w Ars. Nie będzie miał ksiądz tam łatwo. Jednak twoim zadaniem synu będzie przywrócenie im wiary w Boga”.
Niestety, następca apostołów się nie pomylił. Ksiądz Vianney miał jednak świadomość, iż po to został wyświęcony, by jak sam Chrystus nieść Dobrą Nowinę ubogim. A w Ars ubóstwa nie brakowało. Najgorsze było jednak nie to ubóstwo materialne, ale bieda duchowa mieszkańców, bo prawdziwie ubogim jest człowiek pogrążony w niewoli grzechu. Wiedział o tym Jan Maria Chrzciciel Vianney, bo tak w pełni brzmiało imię młodego proboszcza.
Egzorcyzm pocałunku
Zdążając do miejsca, z którym związane było już odtąd całe jego kapłańskie posługiwanie, ks. Jan nie wiedział czy idzie we właściwym kierunku. Podążając we mgle, spotkał młodych pastuszków, z którymi z powodu posługiwania się inną gwarą nie mógł się dobrze porozumieć. Jeden z nich, Antoine Givre, podszedł do nieznajomego człowieka w sutannie, a ten spytał o drogę do Ars. Ksiądz Jan miał mu powiedzieć wtedy: „Ty wskazałeś mi drogę do Ars, a ja ci wskażę drogę do nieba”. Po dziś dzień w miejscu tym stoi pomnik upamiętniający tamto wydarzenie i w tym roku mija od niego 200 lat.
Kiedy młody proboszcz zobaczył z daleka malutką wioseczkę, będącą miejscem docelowym jego drogi, zatrzymał się i wypowiedział słowa niezrozumiałe na ten czas dla jego towarzyszy podróży: „Gdzie kiedyś ta wioska pomieści tych wszystkich pielgrzymów, którzy będą tu przybywali?”. Po latach okazało się, że wiedział co mówi. Kiedy przekroczył granicę Ars, uklęknął i ucałował ziemię. Ten gest po wielu latach przejmie od ks. Vianneya św. Jan Paweł II podczas swoich podróży apostolskich. Był pocałunek Piotra, który jak twierdzi wielu, był ważnym egzorcyzmem dla danego kraju.
Święty Proboszcz już od momentu przybycia do Ars wiedział, że będzie musiał stoczyć tam wielką duchową walkę z Szatanem i że w tej potyczce nie będzie i nie może być sam. Do kościoła w jego parafii nie chodził już prawie nikt, za to ta malutka miejscowość posiadała aż trzy oberże, gdzie diabeł poprzez alkohol, obmowy i rozwiązłość zbierał swoje żniwo. Ksiądz Jan godzinami trwał więc na modlitwie przed Panem zamkniętym w tabernakulum i był przekonany, że w tej walce o zbawienie parafian może liczyć na pomoc Aniołów Pańskich, w tym swojego Anioła Stróża, którego często prosił o wsparcie.
Pastuszek głoszący „homilie”
Mama małego Janka już od najmłodszych lat uczyła go modlitwy do Boga, Matki Najświętszej i Anioła Stróża właśnie. Już jako dziecko często ściskał on w dłoniach różaniec i powtarzał: „Zdrowaś Maryjo…”. Wiedział też, że może w życiu liczyć na orędownictwo świętych Kościoła, a wśród nich św. Filomeny, rzymskiej męczennicy, której relikwie znajdowały się w jednej z kaplic małego kościółka w Ars.
Mały Janek już w dzieciństwie czuł również wezwanie do kapłaństwa. Wypasając bydło robił kapliczki Matce Bożej, wspinając się na konary drzew bądź większe kamienie wygłaszał rodzeństwu i innym małym pastuszkom kazania, urządzał na łące procesje. Wiele razy składał swoje dziecięce ręce do modlitwy, wzywając wstawiennictwa Maryi oraz świętych, których tak bardzo kochał i godzinami mógł słuchać o ich żywotach. Doskonale wiedział też o istnieniu duchów czystych, mających rozum, wolną wolę, ale nieposiadających ciała, czyli aniołów. Tego dowiadywał się, kiedy odkrywano przed nim prawdy wiary i kiedy czytał w Biblii o św. Michale Archaniele stojącym na czele wojsk pańskich.
„Zbiegi” okoliczności
Gdy wreszcie w 1815 r. Vianney został kapłanem, jeszcze mocniej uświadomił on sobie, że, prowadząc życie głęboko duchowe, nie może się dziwić cudownym wydarzeniom, bądź po prostu temu, że z wielu opresji wychodził będzie cało w niewytłumaczalny sposób. To dowody czujności Opatrzności Bożej, która posyła ludziom aniołów, by się o nich troszczyli. Jak wytłumaczyć fakt, że Janek, zaciągnięty do armii, będąc chorym dezerterem nie został rozstrzelany, a taka właśnie kara groziła uciekinierom. Jak wytłumaczyć fakt, że idąc w zamieci śnieżnej, wycieńczony postem, padł on przysypany śniegiem i nagle zjawiła się osoba, dzięki której przeżył? Kto dostarczał w tajemniczy sposób na plebanię listy, gdzie znajdowała się suma pieniędzy potrzebna, by spłacić aktualne długi?
Taka sytuacja wydarzyła się, gdy ksiądz Vianney powątpiewał w objawienia Matki Bożej w La Salette. Potrzebował on akurat 750 franków, by zapłacić dług. Popadał już prawie w rozpacz, bo nie wiedział jak z tego wybrnąć. Poprosił więc Maryję o znak, aby przekonać się, że Jej objawienia są prawdziwe. W dzień, kiedy upływał termin zwrotu pieniędzy, pośród listów do niego nadsyłanych Vianney zobaczył jedną kopertę bez adresu, ale z pocztowym stemplem wyraźnie wskazującym na La Salette. Kiedy otworzył kopertę, było tam dokładnie 750 franków, które potrzebował.
W życiu ludzi wiary często bowiem dochodzi do wydarzeń, przez innych nazywanych zbiegami okoliczności. A prawda jest taka, że to aniołowie, którzy dyskretnie, niezauważalnie pomagają…
ks. Robert Sadlak
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (5/2018)