Naród wybrany często borykał się z kryzysami wiary, ale ten, który zaistniał w czasach proroka Eliasza, był najgłębszy, skoro zrodziło się powiedzenie: „Bez Mojżesza religia judejska by się nie narodziła, a bez Eliasza by umarła”.
Co takiego wywołało ten głęboki kryzys wiary i jak został on z czasem zażegnany? Jaka była w tym wszystkim zasługa proroka Eliasza, który słusznie w tradycji biblijnej reprezentuje proroków, i któremu Stary Testament poświęcił cykl opowiadań liczący aż sześć rozdziałów (1 Krl 17, 1- 19, 21; 21, 1-29; 2 Krl 1, 1-2, 18)?
Kraj Omriego
Kiedy umarł król Salomon, na króla Judy natychmiast namaszczono jego syna Roboama. Roboam wiedział, że podobnie jak Dawid, który był koronowany dwukrotnie – raz na władcę Judy, a raz na władcę północnych pokoleń Izraela – i on musi udać się na północ, aby tam potwierdzić swą władzę. Plemiona północne kochały Dawida, ponieważ Dawid kochał wszystkie pokolenia tak samo jak swoje własne, to znaczy Judę. Salomon jednak zaczął czynić różnicę między Judą a Izraelem, nakładając na Izraela większe jarzmo, rygor i podatki. Dlatego kiedy Roboam przybył szukać poparcia wśród Izraelitów, pokolenia północne postanowiły wymóc na nim obietnicę równości. Zanim go koronowali, przystąpili do układów pod przewodnictwem Jeroboama, syna Nebata, mówiąc: „Twój ojciec obarczył nas jarzmem, ty zaś teraz ulżyj [nam] w okrutnej pańszczyźnie twego ojca i w tym jego ciężkim jarzmie, które na nas nałożył, a my będziemy ci służyć” (1 Krl 12, 4).
U boku Roboama stała królewska świta, której w tej sprawie chciał się poradzić. Starsi, którzy byli doradcami jego ojca Salomona, radzili mu być łagodnym. Ale on zaniechał tej rady i zasięgnął także rady młodzieńców. Ci z kolei poradzili mu być nieustępliwym i surowym. I niestety, młody król, mało doświadczony, poszedł za ich radą. W tym oto momencie doszło do rozłamu. Plemiona północne ukoronowały sobie na króla Jeroboama, a przy domu Dawida zostało tylko pokolenie Judy.
Po Jeroboamie (931-910) rządziło Izraelem kilku różnych władców, którzy do władzy dochodzili zwykle na drodze przemocy i zabójstw. Ale w końcu do Izraela uśmiechnął się los i królem został człowiek niezwykle uzdolniony, Omri (885-874). Rządził krótko, zaledwie dwanaście lat. To mu jednak wystarczyło, by państwo Izraelskie doprowadzić do świetności. Polityka jego, zmierzająca do wydźwignięcia Izraela z upadku, wzorowała się w swych głównych rysach na polityce Dawida i Salomona; wyrażała się ona w dążeniu do zachowania wewnętrznego pokoju, przyjaznych stosunków z Judą i ścisłych więzów z Fenicjanami. Sam Omri przypieczętował przymierze z królem Tyru, Etbaalem, małżeństwem swego syna Achaba z jego córką, Izebel (1 Krl 16, 31). Widocznie Omri zapisał się wszystkim trwale w pamięci, skoro przez kilka stuleci nawet Asyryjczycy i Egipcjanie nazywali państwo Izraelskie „krajem Omriego”.
Achab i Izebel
Omri przeniósł stolicę państwa z Tirsy do Samarii, miasta, którego budowę w tym celu rozpoczął. Dokończył ją jego syn Achab. Wszystkie świadectwa sugerują, że Izrael za Omrydów cieszył się znacznym dobrobytem materialnym. Najlepszym dowodem tego jest nowa stolica w Samarii. Miejsce jej – wysokie wzgórze o idealnych warunkach obronnych – zakupione przez Omriego (1 Krl 16, 14) było, jak Jerozolima, własnością korony. Archeologia ukazuje, że miasto posiadało umocnienia pod względem mistrzostwa wykonania niezrównane w świecie starożytnym. W jednym z budynków znaleziono inkrustacje z kości słoniowej, które mogą być ilustracją „domu z kości słoniowej”, jaki miał zbudować Achab (1 Krl 22, 39).
Małżeństwo Achaba z Izebel przypieczętowało przymierze dwóch królestw: Izraela i Tyru. Od tej pory kraje wymieniają dobra i łączą siły militarne przeciwko wspólnym wrogom z Damaszku i Mezopotamii. Tyr sprowadza żywność z rolniczego kraju Izraelitów a Achab importuje z Tyru towary zamorskie oraz biegłych rzemieślników, którzy budują mu kolejne miasta i twierdze warowne. Izebel, jak również jej służba i kupcy, którzy towarzyszyli jej ze względu na potrzeby handlowe, mogli nadal praktykować swą rodzimą religię na ziemi izraelskiej.
Ojciec Izebel był nie tylko królem Tyru, ale także kapłanem Baala Melkarta. Achab rozkazał więc wybudować świątynię dla boga swej żony i jej ojca. Postawiono budynek o niezwykłych rozmiarach z ciosanego kamienia, cedru i cyprysu. Teraz tysiące ludzi mogło oddawać cześć bogu, który – jak wierzyli Tyryjczycy – rządził niebem i błogosławił ziemi deszczem i płodnością. Baal Melkart, władca nieba, poruszający się na obłokach! Jednym słowem, za kobietą szło do Izraela wielkie bogactwo. Bogactwo też na nią czekało. Nie poślubiłaby Achaba, gdyby nie powiedziano jej, że posiada on dom z kości słoniowej i pokoje wykładane drogocennymi kamieniami.
Po ślubie Achaba i Izebel Samaria, stolica Izraela, przeżywała okres kolejnej rozbudowy. Szerokie ulice zwęziły się z powodu budowy nowych domów dla kapłanów Baala Melkarta, którego wyznawała królowa. Zbudowano dla czterystu kapłanów nie czterdzieści, ale czterysta domów, a potem kolejne pięćdziesiąt. Jednak, aby płodność przyniosła owoce, potrzebna jest kobieta. Bóstwo zatem musi być zarówno mężczyzną, jak i kobietą. Do Izraela i Samarii wkroczyła więc także Aszera, boska małżonka Baala. I ona musiała mieć swych kapłanów. Ulice stały się jeszcze węższe, zbudowano czterysta nowych domów dla czterystu nowych kapłanów. A wszyscy ci słudzy Baala, ich rodziny i ich słudzy – towarzystwo niezwykle liczne – jadało u stołu królowej. Ośmiuset pięćdziesięciu tyryjskich kapłanów znalazło się na utrzymaniu państwa.
Ukrytym planem Izebel było bowiem coś więcej niż tylko oddawanie czci bogom swej ojczyzny. Izebel, ożywiona niemal misjonarską gorliwością względem swego boga, postanowiła uczynić kult Baala oficjalną religią Izraela i przystąpiła do tego dzieła z prawdziwym zapałem. Chciała tym sposobem oświecić prostych ludzi z zacofanego, jej zdaniem, narodu. Stąd też tak ogromna liczba kapłanów. O Bogu Izraela Izebel mówiła z pogardą: „To Bóg zbyt odległy. Bóg kamiennych tablic, gdzie wypisał zbyt wymagające prawa. Mieszka ukryty gdzieś w górach. Przemawia grzmotem, ogniem i wichurą. Prawdziwy postrach. Trzeba od Niego uciekać jak najdalej. Baal Melkart natomiast, to bóg zielonych łąk, urodzajnych pól, sadów i ogrodów. Niech Izrael pozna nowego boga, porówna ze swoim starym i dokona wyboru”. Tak oto Izebel rozpętała prawdziwą wojnę pomiędzy JHWH, Bogiem Izraela a Baalem Melkartem i jego małżonką Aszerą, wywołując jeden z największych kryzysów wiary w historii Izraela.
Prorockie powołanie Eliasza
Chociaż królowej udało się żelazną ręką zepchnąć stawiających opór do podziemia (1 Krl 18, 4), w sercach wielu Izraelitów narastała głęboka nienawiść do Izebel. Spośród jej przeciwników na czoło wysunął się prorok Eliasz, postać jednocząca i symbolizująca opozycję. Był to człowiek niezwykły i budzący taki szacunek, że jego czyny stały się w Izraelu legendarne. Chociaż nie mamy możliwości odtworzenia szczegółów jego prorockiej działalności, to gdyby nie opowieści o nim i jego następcy Elizeuszu, zapewne nie wiedzielibyśmy w ogóle o bałwochwalczych wyczynach Achaba i Izebel.
Eliasz pochodził z Tiszbe w Gileadzie (1 Krl 17, 1), prawie z krańca pustyni, i ucieleśniał najstarszą tradycję jahwizmu. Scharakteryzowany jest jako człowiek ponury i odludek, okryty stosownie do surowego trybu życia płaszczem z sierści (2 Krl 1, 8). Jakie było jego imię zanim został przez JHWH, Boga Izraela, powołany na Jego proroka, tego nie wiemy. Dlaczego należy sądzić, że wcześniej posiadał inne imię? Gdyż to późniejsze, prorockie, było ewidentnym wyznaniem wiary: ’ēlȋjah, (’ēlȋjahû), „JHWH jest moim Bogiem”. Można powiedzieć, że imię to zawierało w sobie jego prorocką misję: toczyć walkę o JHWH, co zresztą miało miejsce ciągle w jego życiu, a zwłaszcza na górze Karmel (1 Krl 18, 20-40), gdzie wykazał, że Baal nie jest żadnym bogiem i wezwał lud, by powrócił do JHWH, Boga Izraela i wytracił proroków Baala.
Przed gniewem prześladującej go królowej Eliasz schronił się na Bożej górze Horeb (1 Krl 19, 1-18), znanej z początków pobytu Izraela na pustyni, aby tam znaleźć pokrzepienie i otrzymać kolejne słowo Boga. Co myślał o monarchii i urzędowych kultach w Jerozolimie i Betel, tego nie wiemy, ale Achaba i Izebel uważał za największe przekleństwo dla Izraela. Bóg Eliasza to Bóg z Synaju, który nie znosił żadnego rywala i odpłacał krwawą pomstą za przestępstwa popełniane przeciwko Jego prawu przymierza – takie przestępstwa jak te, których w ohydny sposób dopuścił się Achab. Toteż Eliasz nie mógł postąpić inaczej, jak wypowiedzieć „świętą wojnę” pogańskiemu państwu i jego pogańskiemu bogu.
Ponieważ państwo Izraelskie było w jego oczach znienawidzone przez Boga, układał plany obalenia go (1 Krl 19, 15-17) i przekazywał je swoim zwolennikom. Izebel słusznie uznała Eliasza za swego śmiertelnego wroga. Dobrze wiedziała, że dopóki żyje człowiek takiego pokroju jak Eliasz, nie będzie ona w stanie zrealizować swoich planów. To niewątpliwie dzięki jego prorockiej działalności „w Izraelu [pozostało] siedem tysięcy takich, których kolana nie ugięły się przed Baalem i których usta go nie ucałowały” (1 Krl 19, 18).
Spotkanie Eliasza z Aniołem Pańskim
„Kiedy Achab opowiedział Izebel wszystko, co Eliasz uczynił, i jak pozabijał mieczem proroków, wtedy Izebel wysłała do Eliasza posłańca, aby powiedział: «Niech to sprawią bogowie i tamto dorzucą, jeśli nie zrobię jutro z twoim życiem [tak], jak [się stało] z życiem każdego z nich»” (1 Krl 19, 1-2). Wtedy Eliasz przestraszył się „i ratując się ucieczką przyszedł do Beer-Szeby w Judzie i tam zostawił swego sługę, a sam o jeden dzień drogi odszedł na pustynię. Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, powiedział: «Wielki już czas o Panie! Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków». Po czym położył się pod jednym z janowców i zasnął” (1 Krl 19, 3-5). Bardzo podobne rozgoryczenie i pragnienie śmierci widzimy również u proroka Jonasza. Jonasz prosi Boga: „Teraz, Panie, zabierz mi, proszę, moje życie, albowiem lepsza dla mnie śmierć niż życie” (Jon 4, 3).
Wprawdzie rozgoryczenie i pragnienie śmierci jest u obu proroków podobne, ale całkowicie inna jest ich przyczyna. Jonasz rozpacza, ponieważ jego nawoływanie Niniwitów do pokuty przyniosło pozytywny efekt i tym samym Niniwa, stolica Asyrii, kraju, który wyrządził Izraelitom wiele krzywd, została ocalona od zagłady. Jonasz natomiast upatrywał jej zagłady, toteż teraz gniewa się na Boga, że Ten nazbyt hojnie okazał swoje miłosierdzie, znienawidzonemu przez Izraelitów miastu i narodowi. Jego zdaniem cały naród asyryjski powinien zostać ukarany przez Boga bez okazywania mu miłosierdzia.
Eliasz natomiast rozpacza dlatego, że jego działanie na rzecz ocalenia przymierza i czystości wiary w narodzie wybranym nie przyniosło, jego zdaniem, pożądanych rezultatów. Król Achab, syn narodu wybranego, zamiast być przykładem w wyznawaniu wiary w JHWH, Boga Izraela, przychyla się do prześladowczych działań swej małżonki, królowej Izebel, która wręcz z nienawiścią wyłapuje i zabija proroków i wyznawców religii judejskiej. Teraz akurat Eliasz ucieka przed rozwścieczoną na niego królową i podejmuje pielgrzymkę do Bożej góry Horeb, gdzie niegdyś Bóg objawił się Mojżeszowi i gdzie zostało zawarte przymierze między Bogiem a Izraelem. Celem tej pielgrzymki jest nie tylko schronienie się przed Izebel, lecz także pragnienie poskarżenia się JHWH, Bogu Izraela, na swój ciężki los. Niestety, uciążliwa wędrówka przez pustynię wyczerpała siły fizyczne Eliasza, który nie był w stanie iść dalej. Położył się w cieniu pod krzewem janowca i zasnął.
I oto w krytycznym dla proroka momencie ma miejsce nadprzyrodzona interwencja. Przybywa mu pomoc prosto z nieba. Pojawia się male’ak, „Anioł” (w. 5b), którym, jak okaże się nieco później, jest male’ak JHWH, „Anioł Pański” (w. 7a). Anioł pojawił się dwukrotnie podczas snu Eliasza, o czym świadczą słowa: „Ponownie Anioł Pański wrócił” (w. 7a). Wprawdzie o tym nie zostało powiedziane, ale z pewnością przyszedł on i odszedł nagle, jak miało to miejsce w innych przypadkach jego objawienia, na przykład przy powołaniu Gedeona na wybawcę Izraela z rąk Madianitów (Sdz 6, 11-24). Anioł jawił się tam jako podróżnik, który, niczym zwykły śmiertelnik, zmęczony podróżą siadł dla odpoczynku pod terebintem w Ofra, w domu rodzinnym Gedeona. Pojawił się on tam nagle (w. 11) i nagle zniknął (w. 21) (por. „Któż jak Bóg” 1/2021, s. 10-13).
W omawianym dziś tekście oprócz tych dwóch czynności nieokreślonych, czyli nagłego przybycia i nagłego zniknięcia, pojawia się jeszcze trzecia czynność nieokreślona, bowiem Anioł Pański przynosi ze sobą „podpłomyk i dzban z wodą” (1 Krl 19, 6b). Mamy natomiast pięć czynności Anioła Pańskiego jasno określonych. Otóż przemawia on dwukrotnie do proroka. Występuje tutaj hebrajski czasownik: wajjō’mer, „i rzekł” (w. 5c.7a). Ponadto dwukrotnie trąca on Eliasza w bok, aby go obudzić i zachęcić do jedzenia. Występuje tu hebrajski czasownik: nagāՙ, „dotknąć”, „sięgnąć”, „uderzyć kogoś”. Czasownik ten pojawia się w dwóch różnych formach: nōgēaՙ bô, „trącając go” i wajjgga’-bô, „trąciwszy go”. Piąta natomiast czynność oddana jest hebrajskim czasownikiem: šûb, „zawrócić”, „powrócić” w formie: wajjāšāb, „ponownie wrócił”.
Anioł Pański dwukrotnie zwraca się do Eliasza z poleceniem w trybie rozkazującym: „Wstań, jedz!” (w. 5c.7b). Za drugim razem, wraz z poleceniem, Eliasz otrzymuje także uzasadnienie tegoż polecenia: „bo przed tobą długa droga” (w. 7b). Eliasz, umocniony przyjętym posiłkiem oraz podniesiony na duchu spotkaniem z Aniołem Pańskim, wyrusza w dalszą drogę.
Spotkanie Eliasza z Bogiem
Szukając podobieństw i różnic pomiędzy prorokami Jonaszem i Eliaszem, którzy podobnie przeżywają desperację i pragnienie śmierci, zauważamy, że tak jeden, jak i drugi, doświadczają następnie teofanii, czyli spotkania i rozmowy z Bogiem. Bóg wie, że nie tylko Niniwa potrzebuje nawrócenia, lecz także prorok Jonasz musi się nawrócić. Stąd Bóg łaskawie i przekonująco poucza go poprzez alegorię krzewu rycynusowego, że nie ma racji oburzając się na dobro, które spotkało Niniwę. Bóg rzekł do niego: „Tobie żal krzewu, którego nie uprawiałeś i nie wyhodowałeś, który w nocy wyrósł i w nocy zginął. A czyż Ja nie powinienem okazać litości Niniwie, wielkiemu miastu, gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi…” (Jon 4, 10-11). Bóg spodziewał się, że Jonasz to zrozumie, gdyż wiedział o Bogu, że jest On „Bogiem łagodnym i miłosiernym, nieskorym do gniewu i bogatym w łaskę, litującym się nad niedolą” (Jon 4, 2). Bóg spodziewał się, że Jonasz, Jego prorok, zna Go na tyle, by zrozumieć, że łaska i miłosierdzie JHWH, Boga Izraela, nie posiada żadnych granic. Jonasz wiedział o tym, można powiedzieć „intelektualnie”, ale wewnętrznie, w głębi ducha, jeszcze to do niego nie dotarło. Dlatego Jonasz także potrzebuje nawrócenia, wewnętrznego, duchowego poznania Boga.
Inaczej ma się rzecz z Eliaszem. On wewnętrznie jest cały oddany sprawom Bożym. Toteż, gdy Bóg go spotkał w pewnej grocie na Bożej górze Horeb i zapytał go: „Co ty tu robisz Eliaszu?”, ten z całą szczerością odpowiedział: „Żarliwością zapłonąłem o Pana, Boga Zastępów, gdyż Izraelici opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze, a Twoich proroków zabili mieczem. Tak że ja sam tylko zostałem, a oni godzą jeszcze i na moje życie” (1 Krl 19, 9-10.13-14). Bóg mając tak gorliwego i oddanego sobie sługę, przekazuje mu kolejne zadania do wypełnienia: Eliasz ma iść i namaścić Chazaela na króla Aramu, Jehu na króla Izraela, a Elizeusza na proroka, swego następcę (1 Krl 19, 15-16). Toteż izraelski mędrzec powie o Eliaszu: „Jakże wsławiony jesteś, Eliaszu, przez swoje cuda i któż się może pochwalić, że do ciebie jest podobny? (…) Szczęśliwi, którzy cię widzieli” (Syr 48, 4.11a). Księga Malachiasza natomiast zapowiada, że prorok Eliasz przyjdzie „przed nadejściem dnia Pańskiego” (Ml 3, 23). Jezus wyjaśnił swoim uczniom, że Eliasz przybył w osobie Jana Chrzciciela (Mt 17, 10-13). Natomiast podczas przemienieniu Jezusa na Górze, Eliasz zjawił się wraz z Mojżeszem i rozmawiali razem z Jezusem (Mt 17, 3-4), gdyż żaden z proroków nie walczył tak żarliwie jak Eliasz o wierność zawartemu przymierzu i o czystość wiary.
***
Aniele Pański, który proroka Eliasza posiliłeś wodą i chlebem, w jego wędrówce ku Bożej górze Horeb, i podniosłeś go na duchu już samą Twoją obecnością, daj i nam, tę zbawienną łaskę, odczuwania Twojej obecności, podczas naszej ziemskiej wędrówki ku niebieskiej ojczyźnie. Amen.
ks. Henryk Skoczylas CSMA
Tekst opublikowano w numerze 3/2021 dwumiesięcznika „Któż jak Bóg”