Anioł z certyfikatem

Jura Krakowsko-Częstochowska to region w skali naszego kraju szczególny. Powalając pięknem natury, zachwyca jednocześnie swoją historią i zabytkami. Warto choć jedne rodzinne wakacje zaplanować tutaj, miast kolejnego all inclusive w południowych krajach. Nie pożałujecie. Liczcie się jednak z tym, że być może uciekać Wam przyjdzie przed wyłażącymi z jurajskich jaskiń diabłami. Na całe szczęście po swojej stronie mieć będziecie lokalne, olsztyńskie anioły. O jednych i drugich opowiada rzeźbiarz, Jan Wewiór.

Skąd w mieszkańcach jurajskiego Olsztyna taka „słabość” do aniołów? Jeden wita nas przy wjeździe do wioski, w samej miejscowości też ich nie brakuje…

Aby to zrozumieć musimy cofnąć się o jakieś 300 lat, do początków XVIII wieku, gdy przy olsztyńskiej parafii p.w. św. Jana Chrzciciela powstało Bractwo Świętych Aniołów Stróżów. Było ono swoistą „filią” Arcybractwa Świętych Aniołów Stróżów założonego w XVII w. przy klasztorze na Jasnej Górze. Do Bractwa należały wówczas osoby zamożne i wpływowe, a jego celem było niesienie pomocy ludziom pozostającym w potrzebie, zaś w szczególności – pielgrzymom.

…którzy przechodzili również przez Olsztyn…

A musimy wiedzieć, że, wbrew powszechnym dzisiaj wyobrażeniom, ruch pielgrzymkowy już wtedy miał charakter zorganizowany, choć zwykle była to organizacja na poziomie parafii. O ewentualną pomoc pielgrzymom było wówczas trudniej niż dzisiaj, a i niebezpieczeństw czyhało na nich o wiele więcej. Bardzo ciężki dla ruchu pielgrzymkowego był na przykład okres zaborów. W parafiach na pielgrzymim szlaku powoływano więc wspólnoty Bractwa, które miały się pątnikami opiekować. Jego członkowie, w razie potrzeby, pomagali również oczywiście miejscowej ludności. Ludzie zresztą nazywali ich potocznie „aniołami”.

Na czym w praktyce polegała ta opieka Bractwa sprawowana nad pielgrzymami?

Chodziło przede wszystkim o zapewnienie im noclegów, wyżywienia i opieki zdrowotnej. Można wręcz powiedzieć, że Bractwo zorganizowało w parafiach coś w rodzaju sieci prywatnych szpitali. Później rozszerzyło jeszcze swoje dzieło o sierocińce, łaźnie, opiekę nad pogorzelcami.

Czy funkcjonowanie Bractwa wpływało na ożywienie nabożeństwa do Aniołów Stróżów  w parafiach?

Najlepiej widać to patrząc na same świątynie. W większości kościołów stawiano wówczas ołtarze poświęcone Aniołom Stróżom. W olsztyńskiej świątyni również powstała wtedy kaplica Świętych Aniołów z obrazem Anioła Stróża czuwającego nad dzieckiem przechodzącym przez mostek nad urwiskiem. To znany motyw malarski tamtych czasów.

Jak jednak te tradycje sprzed kilku wieków przełożyły się na to, że odwiedzających dziś Olsztyn turystów i pielgrzymów witają anielskie wizerunki?

Historia tutejszego Bractwa Aniołów Stróżów i kultu anielskiego „wciągnęła” mnie na tyle, że gdy Polska Organizacja Turystyczna ogłosiła konkurs na nowe symbole polskich regionów, ja zgłosiłem symbol olsztyńskiego Anioła. Dla odróżnienia od typowych, ziemskich wyobrażeń o aniołach nadałem mu pionowe, spiczaste skrzydełka, inspirowane nieco skrzydłami ważek oraz rubinowe włosy. Chciałem, by ten olsztyński Anioł był, poza całą swoją symboliką, przyjemny dla oka, by w jego towarzystwie ludzie czuli się dobrze.

Okazało się, że mój pomysł był strzałem w dziesiątkę, dostałem nawet na tego Anioła certyfikat. <śmiech> Ucieszyłem się, gdyż żyjemy w czasach komercjalizacji, gdy generalnie odchodzi się od symboliki religijnej, i wizerunek anioła mógł się wydawać czymś „niemodnym”.

Ale tego rodzaju Pana obawy okazały się chyba niesłuszne…

Rzeczywiście. Decyzja Polskiej Organizacji Turystycznej spotkała się z zadowoleniem tutejszych władz samorządowych. Nasz regionalny symbol odróżnił się od wielu pozostałych tym, że nie przedstawia przedmiotu czy budowli, a konkretną, budzącą jasne, pozytywne skojarzenie postać. Bo wiadomo – anioł nie zaszkodzi nikomu.

Ja sam nie spodziewałem się, że te, rzeźbione przeze mnie, „certyfikowane” anioły spotkają się z takim zainteresowaniem. A kupują je nawet pielgrzymi z zagranicy, i wiele już słyszałem głosów, że te anioły „dobrze ludziom czynią”. Widzę, że na wielu wizytujących nas gościach moje rzeźby naprawdę robią wrażenie, budzą wzruszenie, powodują jakieś wewnętrzne przeżycie.

Z czego wynikać może taki właśnie odbiór?

Zainteresowanie Olsztynem wiąże się nierozłącznie z zainteresowaniem pobliską Jasną Górą. Matka Boża, do której przyjeżdżają pielgrzymi i turyści, jest przecież Królową Aniołów, i ta cześć jest na Jasnej Górze oddawana również im. Jest więc między Częstochową a Olsztynem wyczuwalna łączność duchowa.

Jeśli zaś idzie o konkretne, rzeźbione przeze mnie anioły, to wiadomo – po te z serduszkami chętniej sięgają dziewczęta, a na przykład anioły z pędzlami czy gęsimi piórami nabywają osoby, które same coś tworzą.

Przejdźmy w takim razie do tego 7-metrowego Anioła, który, jako pomnik, wita pielgrzymów przy wjeździe do Olsztyna? Jak kształtowała się ta idea?

Ten akurat pomysł narodził się w głowie olsztyńskiej Pani sołtys, Elżbiety Kosielak. Rada gminy początkowo była do niego nastawiona sceptycznie, gdyż wiązał się on z pewnymi kosztami. Z pomocą przyszedł na szczęście tutejszy proboszcz, ks. prał. Ryszard Grzesik. Na cmentarzu parafialnym wypatrzyliśmy rosłą lipę, którą, za zgodą Regionalnego Konserwatora Przyrody, wykorzystaliśmy jako materiał budulcowy. I tak już od 12 lat, od uroczystego poświęcenia, ten anioł stoi.

Z ustawieniem pomnika wiąże się, z tego co wiem, jeszcze jedna „anielska” inicjatywa…

Wójt tutejszej gminy wpadł wówczas na pomysł przeniesienia naszego olsztyńskiego Anioła Stróża również do postaci statuetki. Powstała więc Kapituła Olsztyńskiego Anioła Stróża, która raz do roku przyznaje nagrody osobom i instytucjom w różny sposób zasłużonym dla Gminy Olsztyn.

Na przykład?

Na przykład dostała statuetkę Anioła jedna z nauczycielek, która nieodpłatnie poświęca swój prywatny czas, by dodatkowo pomagać uczniom w nauce.

Te anioły są chyba Olsztynowi szczególnie potrzebne. Z tego co wiem, z okolicą wiąże się także kilka diabelskich legend…

To kwestia licznych w tej okolicy jaskiń, które, jako dziury w ziemi, kojarzyły się ludziom z przejściami do piekła. Bo skoro niebo jest nad nami, to co może być pod nami? Szczególnie zapisała się w ludowych podaniach pobliska Jaskinia pod Sokolą Górą, która, w swoim wejściu, jest na tyle szeroka, że dałoby się do niej wjechać ciężarówką. I, wedle tych podań, raz w roku wyjeżdżał z niej nocą Lucyfer w złotej karocy ciągniętej przez diabły, którą pędził następnie przez leśne dukty. Kto więc zapuszczał się w nocy do Jury, ryzykował, że zostanie stratowany.

Jest też i drugie dno tej legendy, które zawiera w sobie nawet ziarno prawdy. W czasach potopu szwedzkiego okoliczni mieszkańcy przestrzegali się nawzajem przed chodzeniem w Sokole Góry, w jaskiniach których czyhać miały diabły. Tyle że mianem „diabłów” określano wówczas idących zdobyć Jasną Górę Szwedów, którzy walczyli w czarnych uniformach, a czasem nawet dodatkowo malowali na czarno swoje twarze, co miało wzbudzić lęk w ich przeciwnikach. Pokazuje to zresztą ekranizacja sienkiewiczowskiego „Potopu”. I prawdopodobnie właśnie w jaskiniach Sokolich Gór skrył się przed pogonią jeden z łupiących okoliczne wsie szwedzkich oddziałów najemnych.

Co ciekawe, wielu z pojmanych do niewoli Szwedów zostało na tych terenach już na stałe, zakładając tu z Polkami rodziny. W Olsztynie do dziś popularne jest np. nazwisko „Szwedziński”.

Jedno z takich legendarnych wejść do piekła odtworzył Pan na terenie swojego „Betlejemowa”…

To prawda, choć zadbałem o to, by nie przedstawiać diabła w sposób atrakcyjny. Denerwuje mnie, gdy prezentuje się go jako postać sympatyczną, humorystyczną. Odbiera to powagę zagrożeniu.

Czy to zainteresowanie sprawami duchowymi, wyrażane przez Pana w rzeźbach, przekłada się również na osobiste nabożeństwo?

Pragnienie, poszukiwanie kontaktu z siłami wyższymi generalnie wydaje mi się dla człowieka naturalne. Ja również modlę się do swojego Anioła Stróża, ale też i do innych znanych nam aniołów, w tym do innych Aniołów Stróżów. Nikomu na pewno nie zaszkodzi, gdy będzie modlił się też do Aniołów Stróżów innych niż własny, nasz Anioł Stróż też się zapewne nie obrazi. <śmiech> Powierzam tym aniołom swoje najintymniejsze sprawy, zwierzam im się z tajemnic.

Osobom oglądającym moje rzeźby może się oczywiście wydawać, że są to tylko czysto materialne wytwory. Ale ja „modlę się aniołami”, modlę się poprzez rzeźbienie, tworzę te swoje figurki na chwałę Bożą.

A jak w takim razie rodziło się w Panu to przekonanie, by swą wiarę wyrażać poprzez sztukę?

Widzi Pan, ja wychowałem się w Kotlinie Kłodzkiej. Gdy jeszcze byłem w podstawówce, ojciec zabierał mnie i resztę rodzeństwa w różne ciekawe miejsca, m.in. do sanktuarium w Wambierzycach. Typowa dla ziem odzyskanych, poniemieckich, jest również bardzo duża liczba przydrożnych kapliczek oraz stacji drogi krzyżowej. A w kapliczkach bardzo często pojawiali się również aniołowie. Oglądanie tych rzeźb czy wambierzyckiej szopki robiło na mnie od zawsze bardzo duże wrażenie, i w końcu sam zapragnąłem wykonywać coś podobnego. Chcąc zaspokoić zrodzoną we wnętrzu potrzebę tworzenia zająłem się najpierw szopkami…

Ale pomysł wykonania tej ogromnej całorocznej ruchomej szopki olsztyńskiej też chyba nie przyszedł od razu…

Na początku tworzyłem szopki statyczne. Część z nich przyjmowała istniejąca wówczas Cepelia, ale sprzedawanie takich wytworów rękodzieła nie było łatwe, a ja założyłem rodzinę, którą musiałem utrzymać. Projekt szopki ruchomej, zainspirowanej wambierzycką, zrodził się dopiero później. Zajmowałem się nim „po godzinach”, w wolnych chwilach po pracy. Nie zawsze oczywiście był na to czas, gdyż musiałem opiekować się rodziną, dlatego wykonanie tej szopki, którą możemy oglądać w Olsztynie, zajęło mi aż 15 lat. To zresztą praca nad szopką była tym czynnikiem, który, prócz historii Bractwa Aniołów Stróżów, pchnął mnie w kierunku zainteresowania aniołami. Z perspektywy czasu widzę w tym jakiś Boży plan względem mnie. Może to Bóg chciał, abym akurat ja rzeźbił na Jego cześć, aby moje rzeźby dobrze służyły ludziom.

z Janem Wewiórem,

rzeźbiarzem,

twórcą pomnika

Olsztyńskiego Anioła Stróża

oraz

Ruchomej Szopki Olsztyńskiej

rozmawiał

Karol Wojteczek

Artykuł ukazał się w 1/2019 Któż jak Bóg. Zachęcamy do zakupu numerów archiwalnych naszego czasopisma