Aniołowie inspirujący niezłomną wytrwałość

„Ty bowiem utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła. I dobrze znasz moją duszę, nie tajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi. Oczy Twoje widziały me czyny i wszystkie są spisane w Twej księdze; dni określone zostały, chociaż żaden z nich [jeszcze] nie nastał” (Ps 139, 13-16).

Lena Maria Johansson niemal codziennie modliła się tym Psalmem, znajdując w nim wewnętrzne umocnienie i źródło nadziei. Przyszło jej bowiem borykać się z ogromnymi trudnościami, gdyż urodziła się bez rąk, a jedna z nóg była znacznie krótsza.

Otoczona miłością rodziców

Lena Maria przyszła na świat w Szwecji. Była pierwszym dzieckiem swoich młodych rodziców. Jej ojciec pracował w policji, a matka była nauczycielką. Łatwo sobie wyobrazić jakim wstrząsem było dla nich przyjście na świat tak ułomnego dziecka. Na szczęście byli ludźmi bardzo wierzącymi i praktykującymi. Należeli do Kościoła prezbiteriańskiego. Kiedy ojciec dziecka wrócił do domu ze szpitala, upadł na kolana i zaczął się modlić. Powierzał Bogu swą maleńką córeczkę i przyszłość ich rodziny. Wprawdzie lekarz powiedział im, że będą mogli oddać dziecko do specjalnej placówki opiekuńczej, ale oni natychmiast postanowili, że sami zajmą się jego wychowaniem. Decyzję przypieczętował ojciec, mówiąc: „No cóż, z rękami czy bez rąk, dziecko i tak będzie potrzebować miłości i domu”. Rodzina postanowiła wówczas opuścić dwudziestotysięczne miasteczko i przenieść się na wieś, w okolice bogate w lasy i jeziora, by stworzyć dziecku jak najzdrowsze warunki życia.

Lena uwielbiała wprost śpiew i taniec. Była w stanie tańczyć dzięki odpowiedniej protezie. Wspominając swoje lata dziecięce, powiedziała: „O tak, miałam naprawdę dobry start życiowy, ale nie tylko z powodu świeżego, wiejskiego powietrza czy radosnych zabaw. Zawdzięczam go przede wszystkim moim rodzicom. Rodzice poświęcili mi dużo czasu, żebym mogła się nauczyć w jaki sposób mam sobie radzić w rozmaitych sytuacjach, zamiast nieustannie wymagać cudzej uwagi i prosić o pomoc. To sprawiło, że stałam się uparta i wytrwała. Zazwyczaj starałam się sama załatwiać swoje sprawy i potrzeby, jeśli jednak mi się to nie udawało albo brakowało mi sił, rodzice zawsze byli przy mnie, gotowi udzielić pomocy. Nie próbowali mnie chronić przed uczuciami rozczarowania czy zawodu, kiedy coś mi nie wychodziło, dlatego miałam okazję doświadczać nie tylko radość sukcesów, ale i gorzkiego smaku porażek”.

Dziewczyna lubiła szkołę, chociaż naturalnie zetknęła się w niej z wieloma nowymi trudnościami. Owszem, czuła się czasem nieszczęśliwa, ale tylko dlatego, że wydawało się jej, że nie ma nikogo, kto byłby jej prawdziwym przyjacielem. W szkole podstawowej wiele dziewczynek spacerowało ze swoimi najlepszymi przyjaciółkami, a Lena takiej nigdy nie miała. Czasami wracała do domu, do mamy płacząc i pytając, dlaczego nikt nie chce się z nią zaprzyjaźnić. Mama zwykle jej tłumaczyła, że potrzebuje jeszcze tak wiele opieki i pomocy innych, że żaden z jej rówieśników nie mógłby sobie z tym poradzić. Oczywiście, mimo że rozumiała przyczyny takiego stanu rzeczy, Lena bywała niekiedy smutna. Ale wyniosła z tego taką życiową lekcję, że musi się nauczyć bawić z wieloma dziećmi. W ten sposób różne osoby mogły jej pomagać w pewnych koniecznych czynnościach. To otwarło jej później drogę do wielu znajomości i przyjaźni.

Doświadczenie bliskości Boga

Pewnego razu, gdy Lena chodziła ze znajomymi po lesie, nagle coś trzasnęło jej w lewym biodrze i poczuła straszliwy ból. Na szczęście był przy niej ojciec, który wziął ją na ręce i niósł do domu prawie dwa kilometry. Od tego dnia dziewczyna musiała spędzić na wózku inwalidzkim pełne dwa lata. Jedyną częścią ciała, którą mogła poruszać była głowa, a jedyną czynnością, którą mogła w tym czasie wykonywać było czytanie. Jej ulubioną lekturą stało się wtedy Pismo Święte. Bóg stanowił naturalną część jej dzieciństwa. Trudno to wytłumaczyć, ale na swój dziecięcy sposób dziewczynka po prostu wiedziała, że On jest przy niej. Tę wiarę przekazali jej pobożni rodzice, dla których Bóg był Kimś tak oczywistym jak powietrze, którym oddychali. Bóg oznaczał dla nich Kogoś, komu mogli zaufać bezgranicznie, zarówno wtedy, gdy wszystko układało się dobrze, jak i wówczas, kiedy coś się nie udawało. Lena Maria powie kiedyś o sobie: „Dzięki wierze Bóg dał mi ogromne poczucie bezpieczeństwa, a kiedy miałam dwanaście czy trzynaście lat, ta wiara stała się jeszcze silniejsza. Wiara stała się dla mnie po prostu naturalną częścią mojego życia”.

To niebywałe, co znaczy mieć kochających rodziców i wpojoną głęboką wiarę. Dzięki tym bezcennym wartościom Lena Maria szczęśliwie ukończyła szkołę średnią, a następnie studia w konserwatorium w Sztokholmie. W tymże czasie, tj. w 1986 r., wzięła udział w mistrzostwach świata w Gothenburgu, zdobywając złoty medal w zawodach w pływaniu stylem grzbietowym na 50 m. W rok później Lena, wydelegowana na mistrzostwa Europy we Francji, zdobyła cztery złote medale w czterech różnych dyscyplinach, bijąc w dodatku rekord świata w stylu motylkowym. Kierowała nią nie tyle chęć osiągnięcia sukcesu, ile raczej pragnienie podróżowania i bliskie więzi pomiędzy pływakami, które rodziły się podczas pobytów na obozach treningowych i w czasie zawodów. Pytano ją czasem, jak to się dzieje, że nigdy się nie złości, ani nie odczuwa goryczy z powodu swojego kalectwa, a często nawet pomaga innym, słuchając po prostu ich zwierzeń.

W 1989 r. dziewczyna wzięła udział w igrzyskach paraolimpijskich w Seulu, w stolicy Korei Południowej. Igrzyska zostały znakomicie zaplanowane i miały świetną obsługę prasową i telewizyjną. Niestety dyscyplina na którą Lena Maria szczególnie liczyła, pływanie w stylu motylkowym na 25 m, została odwołana. Ale cieszyła się ona zajęciem czwartego miejsca w pływaniu stylem grzbietowym, piątego stylem wolnym i szóstego – klasycznym. Była już ogromnie zmęczona trenowaniem i chciała się poświęcić muzyce i śpiewaniu.

Cała oddana muzyce

W jednym z wywiadów Lena Maria powiedziała o sobie: „Śpiew i muzyka od najmłodszych lat stanowiły naturalną część mojej egzystencji”. Oboje rodzice i wielu jej krewnych lubiło śpiewać i grać na różnych instrumentach. Kiedy miała dziewięć lat zaczęła brać lekcje muzyki w publicznej szkole muzycznej. Później kontynuowała lekcje muzyki w szkole średniej. W końcu dziewczyna podjęła studia wyższe w konserwatorium, gdzie trafiła na bardzo dobrych nauczycieli, m.in. na śpiewaczkę Lenę Ericsson, która ciągle jej powtarzała: „Śpiewanie to uczucie”. Pod jej kierunkiem kształciła swój głos, by móc wywołać wzruszenie u innych ludzi. Wkrótce potrafiła poprzez śpiew wyrazić swoją wiarę i rozpoczęła się dla niej nowa karta życia – Lena Maria zaczęła koncertować w całym kraju i zagranicą. Chciała swoją wiarą dzielić się z innymi. By ją w sobie jeszcze bardziej pogłębić modliła się i czytała Pismo Święte. Stopniowo jej wiara w Boga zyskała mocne oparcie. Doświadczyła, że Bóg jest blisko niej i jej pomaga, czyniąc drobne cuda w jej codziennym życiu.

Z koncertami wyruszyła w świat. Kilka razy odwiedziła Japonię i Stany Zjednoczone, raz była także w Indiach. Pewnego roku, w czasie dwóch miesięcy, zaliczyła w Stanach Zjednoczonych 56 występów, śpiewając głównie w rozmaitych kościołach. Wprost skonana ze zmęczenia w czasie któregoś wywiadu powiedziała: „Przez całe życie moim pragnieniem było robić to, czego oczekuje ode mnie Bóg. Wiedziałam, że wtedy wszystko dobrze się ułoży”. Wprost urzekła ją Japonia. Mówiła: „Japonia zawsze będzie zajmowała w moim sercu ważne miejsce. Wierzę, że udało mi się tam przekonać wielu ludzi do zmiany ich postawy wobec niepełnosprawnych, a być może także pomogłam im zrozumieć, jaką rolę spełnia tu wiara chrześcijańska”.

1 lipca 1995 r. Lena Maria wyszła za mąż. Ślub odbył się w kościele Gustawa Wazy w Sztokholmie w obecności ośmiuset gości.

Wiara naturalną częścią życia

Pewnego razu Lena otrzymała z Japonii list takiej oto treści: „Dziękuję Ci za to, że jesteś. Gdybyś była przeciętna, to mogłabyś teraz siedzieć w wózku inwalidzkim w zakładzie specjalnym. Jaki ty masz zapał do życia! Wszyscy się zastanawiamy, jak to możliwe, że przez cały czas zachowujesz to pozytywne nastawienie do życia, że w tylu dziedzinach osiągnęłaś sukces, pomimo przeszkód, jakie stawały Ci na drodze”. W odpowiedzi Lena Maria ze szczerością serca odpowiedziała: „Po pierwsze, od samego początku czułam się szczęśliwa i byłam ciekawa życia. Myślę o sobie pozytywnie. Jestem uparta. Kalectwo sprawiło, że mój upór przybrał właściwą formę. Po drugie, miałam cudownych rodziców. Ich pełen łagodności stosunek do mnie i mojej niepełnosprawności okazał się niezwykle ważny. Dali mi poczucie bezpieczeństwa. Po trzecie, najważniejszą przyczyną mojego pozytywnego nastawienia do życia i świata jest z całą pewnością Pan Bóg! Od kiedy pamiętam, wiara była naturalną częścią mojego życia. Jako chrześcijanka zdawałam sobie sprawę, że jestem wartościową osobą bez względu na to, kim jestem i jak wyglądam. Cieszę się, że żyję i śpiewam. Mam męża, cudowną rodzinę i przyjaciół, którzy pomagają mi, kiedy napotykam na życiowe trudności. Przede wszystkim mam Boga. On mnie kocha, a ja wiem, że nic nie może mi tej miłości odebrać” (L.M. Klingvall, Notatki stopą pisane. Życie bez ograniczeń).

Przykład Leny Marii po raz kolejny uczy nas, że życie każdego człowieka jest bezcenną wartością oraz że ludziom wierzącym łatwiej jest to zrozumieć. Toteż potrafią je oni skuteczniej chronić i twórczo rozwijać. W czasach, gdy ludzie bez Boga i wiary na różne sposoby zagrażają ludzkiemu życiu, zwłaszcza poprzez aborcję i eutanazję, czy poprzez niszczenie i wykrzywianie instytucji rodziny, jest to szczególnie ważne.

***

Aniołowie święci, waszym troskliwym dłoniom Bóg powierza życie każdej istoty ludzkiej. Spieszcie im ze szczególną pomocą, zwłaszcza w przypadkach, gdy spotyka ich ciężki krzyż cierpienia, choroby, wrodzonego lub nabytego kalectwa. Podtrzymujcie w nich ducha wiary i niezłomną wolę trwania przy Bogu, który jest dla człowieka jedynym źródłem prawdziwego szczęścia. Amen.

ks. Henryk Skoczylas CSMA

Arykuł ukazał się w nr 2/2013 Któż jak Bóg