Swoim uczniom miał mawiać: „Malujcie tak, by Polska zmartwychwstała!”, a o sobie samym: „Gdybym nie był Polakiem, nie byłbym artystą”. Niewątpliwie należy do grona najwybitniejszych, najbardziej utalentowanych i uznanych polskich artystów. Swoją twórczością rozpoczął w malarstwie Młodej Polski nurt symbolizmu, ale jego styl jest niepowtarzalny. Na obrazach Malczewskiego znajdziemy motywy patriotyczne i baśniowe, religijne i mitologiczne, zaczerpnięte wprost ze swojskiego krajobrazu i wydobyte z najgłębszych pokładów artystycznej wyobraźni. Liryzm i brutalność, wyrafinowanie i dosadność granicząca z wulgarnością – niejednokrotnie splatają się i przenikają na jego płótnach.
Jacek Malczewski urodził się w 1854 roku w Radomiu. Pierwszych trzynaście lat życia spędził w domu rodzinnym. Zwłaszcza ojcu, Julianowi, zawdzięczał Jacek swój głęboko ugruntowany na fundamencie ideałów romantycznych patriotyzm. W wieku czternastu lat przeniósł się do swojego wuja, Feliksa Karczewskiego, i zamieszkał w jego folwarku w Wielgiem koło Radomia. Jego wychowawcą był wówczas Adolf Dygasiński, przyjaźń z którym przetrwa całe lata. W Wielgiem nastoletni Malczewski dość napatrzył się na krajobraz mazowieckiej wsi, by pozostał on w jego pamięci i wyrył się w wyobraźni. To ten krajobraz za niecałe ćwierć wieku zaludnią na jego obrazach nieprawdopodobne postaci.
Uczeń Matejki
Tymczasem, jako siedemnastolatek, Jacek opuszcza majątek wuja i przenosi się do Krakowa, gdzie rozpoczyna naukę w gimnazjum św. Jacka. W następnym roku zaczyna uczęszczać na lekcje rysunku u Leona Piccarda i jako wolny słuchacz na zajęcia Władysława Łuszczkiewicza w Szkole Sztuk Pięknych. Do porzucenia gimnazjum i rozpoczęcia regularnych studiów w tejże szkole namówił dziewiętnastoletniego Malczewskiego sam Jan Matejko. Po roku młody malarz przeniesie się ze studium krajobrazu na kierowany przez Matejkę oddział kompozycji. Poróżniwszy się z mistrzem, wyjedzie do Paryża, gdzie dalej będzie się uczył i zwiedzał galerie sztuki. Powróci do pracowni Matejki po nieco ponad roku, ale będzie do niej uczęszczał już nieregularnie, coraz pewniej krocząc własną artystyczną ścieżką.
Wszystkie drogi prowadzą do Krakowa
W 1880 r., wraz z Marcelim Czartoryskim Malczewski odbywa eskapadę do Włoch, a cztery lata później, jako rysownik-dokumentalista udaje się na zorganizowaną przez Karola Lanckorońskiego wyprawę do Turcji. Potem będzie jeszcze okresowo wyjeżdżał do Monachium i do Włoch. Jego stałym miejscem zamieszkania pozostanie jednak Kraków. To tu będzie pracował i uczył w szkołach – zwłaszcza kobiety, które nie mogły jeszcze wówczas studiować na ASP. W 1887 roku ożeni się z Marią Gralewską, córką aptekarza. Z tego niezbyt udanego związku będzie miał dwoje dzieci – Julię i Rafała. W 1897 r. wraz z Axentowiczem, Mehofferem i Wyspiańskim założy Towarzystwo Artystów Polskich „Sztuka”.
W 1898 roku umiera matka malarza. Malczewski przeżywa to bardzo boleśnie, a śmierć stanie się jednym z powracających w jego twórczości motywów. W tym czasie od kilku lat tworzy on już we własnym, symbolistycznym nurcie. W 1910 roku powróci jako wykładowca do krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, którą porzucił na dekadę w wyniku konfliktu z Julianem Fałatem. W latach 1912-1914 będzie jej rektorem. Następnie spędzi jeszcze dwa lata w Wiedniu i już na stałe osiądzie w Krakowie.
Niewidomy mistrz i… franciszkanin
W ostatnich latach życia dokuczać będzie Malczewskiemu, znacznie utrudniając pracę malarską, dotkliwa choroba oczu. W 1921 roku ustąpi on z funkcji profesora ASP. Na trzy lata zamieszka jeszcze w dworku w Lusławicach, gdzie będzie prowadzić szkółkę malarską dla utalentowanych dzieci wiejskich. Już niemal zupełnie niewidomy powróci do Krakowa.
Uhonorowany wieloma wyróżnieniami i odznaczeniami artystycznymi, zagranicznymi i państwowymi, siedemdziesięciopięcioletni Malczewski umiera w 1929 roku. W krypcie zasłużonych na Skałce pochowany zostaje, zgodnie ze swoim życzeniem, w habicie franciszkańskiego tercjarza. Na marginesie warto zauważyć ciekawą analogię pomiędzy malarzem a świętym z Asyżu, do grona którego duchowych synów należał ten pierwszy. Obaj zakochani w pięknie przyrody i krajobrazu; obaj zdolni widzieć w otaczającym ich świecie dużo więcej, niż tylko to, co widoczne dla oczu; obaj ociemniali pod koniec życia.
Tygiel wyobraźni
Natchnienia i inspiracje czerpał Malczewski z rodzimej historii, sztuki, tradycji i folkloru, umiejętnie i niekonwencjonalnie łącząc je z wątkami religijnymi, mitologicznymi i baśniowymi. Tematyka jego obrazów koncentruje się wokół kilku głównych tematów. Można wśród nich wyróżnić topos patriotyczno-martyrologiczny; serie dzieł inspirowanych twórczością Słowackiego; obrazy o tematyce tanatologicznej (związanej ze śmiercią), ale też eschatologicznej; wreszcie i wątek „autobiograficzny” w postaci bardzo wielu autoportretów oraz ogromną ilość dzieł głęboko symbolicznych, osadzonych w „scenerii” rodzimego krajobrazu, na których dziś głównie się skupimy. To, co jednak bardzo charakterystyczne dla twórczości Malczewskiego, to nieustanne przenikanie się wszystkich tych, wyżej wymienionych, wątków i motywów. Tematy, postaci, pozy, atrybuty i niuanse powracają raz po raz w coraz to innych odsłonach, układach i znaczeniach. Wyobraźnia artysty ukazuje wciąż te same i zarazem jakby zupełnie nowe rzeczy i sprawy, wydobywając z nich ciągle świeże i głębsze treści. Nie da się o żadnym chyba dziele Malczewskiego powiedzieć, że przedstawia „to i tylko to”, ani narzucić mu jednej „właściwej” interpretacji. Również ich aura emocjonalna pozostaje ogromnie niejednorodna i niejednoznaczna. Nawet portrety współczesnych mu ludzi – w tym bliskich i przyjaciół – pod jego pędzlem stawały się czymś znacznie więcej, niż tylko dokumentującymi rzeczywistość podobiznami.
Aniołowie Jacka Malczewskiego
Pośród wielu przedziwnych istot na obrazach Malczewskiego pojawiają się też Aniołowie. Nieraz trudno ich odróżnić od równie często goszczących na jego płótnach chimer i innych postaci z bogatego imaginarium artysty. Zazwyczaj są to postaci silnie zbudowane, acz najczęściej o żeńskich rysach i posturze. Skrzydła – tak aniołów jak i innych podobnych im postaci – wydają się nieproporcjonalnie duże i dają często wrażenie pełnego dynamizmu nadmiaru – niczym osobny i niepodległy postaci, do której przynależą, żywioł. Trochę wygląda to tak, jakby artysta chciał pokazać, że postać ze świata realnego przedstawiona na obrazie, wchodząc w kontakt z istotą z szeroko pojmowanej dziedziny nadprzyrodzoności, styka się w ten sposób z siłami i energiami, które daleko przekraczają znany nam z rzeczywistości porządek i proporcje. Daje to najczęściej nadzwyczajny efekt „ujarzmionego niepokoju”. Zwiewne szaty, odważnie ukazujące nieraz sporą dozę nagości; innym razem swoiste sukmany, do złudzenia przypominające odzienie wiejskiej ludności lub budzące bliżej niedookreślone skojarzenia szaty ni to liturgiczne, ni to eleganckie kobiece kreacje balowe; dynamiczne ruchy ciał i owych „nadmiarowych” skrzydeł; twarze o rysach wyraźnych, czasem wręcz niemal grubiańskich; mimika niejednorodna i nie do końca uchwytna, wyrażająca cały wachlarz emocje i uczuć – od słodyczy po grozę… Takimi słowy można by próbować zbiorowej charakterystyki Aniołów z płócien Jacka Malczewskiego. Osadzeni najczęściej w swojskim krajobrazie mazowieckiej wsi, towarzyszą ludziom w sytuacjach prozaicznych i symbolicznych zarazem. Raz pomagają, innym razem wydają się strofować, czy wręcz grozić. Ich obecności i działania nie da się łatwo sklasyfikować i ująć w ramy jednoznacznych ocen. W symbolicznym świecie, przedstawionym przez artystę w jego dziełach, Aniołowie nie tyle udzielają odpowiedzi, co zapraszają w drogę ku kolejnym pytaniom.
Za Aniołem
Około 1900 roku Malczewski poznał wiersz Teofila Lenartowicza „Za Aniołem”:
Aniele! pójdę za tobą,
Matkę i ojca zostawię,
I brata, z którym się bawię,
Nic a nic nie wezmę z sobą.
Zostawię ogródek, drzewa
I naszą cichą izdebkę,
Moją plecioną kolebkę,
Przy której matka mi śpiewa,
Siostrę w pieluszkach malutką,
Co jeszcze mówić nie może,
Kij z dziadkiem z kościaną bródką,
Na którym jeżdżę po dworze;
Zostawię nawet sukienkę,
I tak w koszulce, jak stoję,
Mój srebrny – podam ci rękę
I pójdziem sobie we dwoje.
Jak nas gdzie zbójcy zaskoczą
Lub ciemna gradowa chmura,
Twoje mnie skrzydła otoczą
I ja się skryję pod pióra.
Jeśli mi nóżki zemdleją
Albo zmęczony zadrzemię,
Ty mnie nieść będziesz koleją
I znowu spuszczać na ziemię.
Jak będzie świtania blisko,
Zanucim pieśni w niebiosy,
Pod wieczór pójdziem na rżysko
Po złote pszeniczne kłosy.
A jak noc ziemię okryje
I gwiazdki zaświecą jasne,
Ja cię obejmę za szyję,
Główkę pochylę i zasnę.
Utwór ten stał się dla malarza inspiracją do stworzenia całego cyklu obrazów przedstawiających Anioła w towarzystwie małego wiejskiego dziecka. Identyczne z tytułem wiersza miano nosi powstały w 1901 roku tryptyk, w którego środkowej części powtórzony zostaje motyw Anioła z dzieckiem, zaś skrzydła ukazują kolejno: lewe – wędrowca (być może powracającego z katorgi wygnańca), który pod wiatr usiłuje podążać za Aniołem przez ośnieżone pole; prawe – Anioła podtrzymującego głowę i pojącego z niewielkiej czarki opadłego z sił mężczyznę w bliżej nieokreślonym wieku, który w aurze późnego lata kopie mogiłę na wiejskim cmentarzu. Aniołowie są też personifikacją cnót boskich na innym tryptyku Malczewskiego, powstałym w tym samym roku – „Wiara, Nadzieja i Miłość”, gdzie ludzkimi bohaterami również są postaci rodem z mazowieckiej wsi.
Aniołowie biblijni?
W latach 1906-1912 Malczewski tworzy cykl obrazów inspirowanych biblijną opowieścią o Tobiaszu – młodzieńcu, który pod opieką Anioła wyruszył w daleką podróż. Na płótnach malarza Tobiasz to znów wiejski chłopiec, a biblijna droga nieodmiennie prowadzi przez polskie wsie i pola. Co ciekawe, Malczewski – odbiegając od biblijnego tekstu – ukazuje Tobiasza nie w towarzystwie jednego Anioła (Archanioła Rafała), ale prowadzonego przez całą archanielską trójcę – Rafała, Michała i Gabriela, których na części obrazów z tego cyklu można łatwo zidentyfikować po atrybutach: mieczu (Michał), lasce (Rafał) i lilii (Gabriel). Na niektórych z nich rysy Aniołów przypominają nieraz rysy muzy i kochanki malarza, Marii Balowej, z która artysta przez kilkanaście lat utrzymywał potajemny związek.
To także charakterystyczne dla jego twórczości. Nic nie jest u Malczewskiego jednoznaczne. Świat wyobraźni religijnej przeplata się z mitologią i baśnią. Stwarza jednocześnie poczucie bezpieczeństwa i wprowadza niepokój, jakby malarz chciał nam powiedzieć, że nie da się „bezkarnie” obcować z tym, co nadprzyrodzone. Anioł i chimera są do siebie bardzo podobni. Jakie mają zamiary? Są przyjaźni czy wrodzy? Pójście za nimi oznacza drogę ku szczęściu, czy ku zatracie? Pomagają czy szkodzą? A może swoją niejednoznaczną, ale fascynującą obecnością wskazują raczej na to, co za kilkadziesiąt lat wyśpiewa inny artysta o tym samym imieniu – że „w nas jest raj, piekło i do obu szlaki”?
Nie da się zakończyć opowieści o Aniołach Jacka Malczewskiego zgrabną i pobożną pointą. I pewnie nie trzeba się na to silić. Lepiej zapatrzyć się w jego obrazy, by dać się przekonać temu młodopolskiemu geniuszowi, że otaczająca nas rzeczywistość pełna jest obecności niewidocznej dla zmysłowego wzroku, a najzwyklejsze miejsca, krajobrazy i sytuacje mogą być sceną wydarzeń niemal lub wręcz mistycznych, o doniosłym duchowym znaczeniu i treści. A wiedzy i przypominania o tym nigdy za wiele.
ks. Michał Lubowicki
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (1/2022)