„Niech mi Bóg błogosławi!” Czyli chcę, by było jak ja chcę

Mój syn starał się o dziecko przez pięć lat i w końcu Bóg im pobłogosławił. Wam też pobłogosławi – powiedział pewien mężczyzna do bezdzietnego małżeństwa. Ale nam Bóg już błogosławi! – odpowiedziało małżeństwo.

W kulturze starożytnej błogosławieństwo było utożsamiane z posiadaniem ziemi, licznego potomstwa i dobrobytem. Brak oznaczał Bożą karę z powodu grzeszności. Już w Księdze Hioba, czytamy „Miał siedmiu synów i trzy córki. Majętność jego stanowiło siedem tysięcy owiec, trzy tysiące wielbłądów, pięćset jarzm wołów, pięćset oślic oraz wielka liczba służby. Był najwybitniejszym człowiekiem spośród wszystkich ludzi Wschodu (1, 2-3)” I jak wiemy, przyszły na Hioba liczne próby, podczas których wszystko stracił. Hiob jednak dowiódł, że jego religijność jest bezinteresowna, nienastawiona na „profity” związane z pojmowanym wówczas błogosławieństwem.

Bóg nie karze. Może dopuścić zło, by nas uchronić przed złem jeszcze większym. Może dopuścić zło, bo ma na oku inne cele, ale Bóg jest dobry i nie posługuje się błyskawicami.

Warto zrobić sobie ćwiczenie z kartką papieru. Narysować na niej małą kropeczkę. Co wówczas widzimy, patrząc na kartkę? Czy nie skupiamy się zbytnio na tej małej kropce, nie dostrzegając wielkiej, białej kartki? Bóg widzi i kartkę, i kropkę. Gdy zaczniemy poznawać, że jest dobry i jak mawiał brat Roger „Bóg może tylko kochać”, będziemy w stanie Mu zaufać – że wie co robi, że wie lepiej niż my, że się o nas troszczy. Że jest przy nas i działa w naszym życiu. A zaufanie Jego Opatrzności powoduje, że znika z naszych barków ciężar bycia bogami. Oczywiście nie chodzi o to, by patologicznie zrzucić odpowiedzialność na Niego, a samemu nie pracować i nie podejmować decyzji. Zaufanie Bogu prowadzi do wolności.

Pamiętamy także scenę z Nowego Testamentu z niewidomym od urodzenia: “Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czyjego rodzice?” Jezus odpowiedział: “Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże” (J 9, 2-3).

Błogosławieństwo ma służyć właśnie temu, by na nas objawiały się sprawy Boże – czy w cierpieniu czy bogactwie.

Chrześcijanin może być bogaty, może mieć miliardy. Grunt, by te miliardy nie miały jego. By to, co posiadamy, nie posiadało nas. A posiadać nas mogą także rzeczy i sprawy, które są dobre. Szatan często działa przez tzw. dobro pozorne.

Może posiadać nas nasz mąż / żona, nasze pragnienia, wizje, plany, dzieci, a nawet może nas posiadać brak. Brak pieniędzy może zamknąć nam serce, bardziej niż bogaczowi porównanemu do wielbłąda, który przejdzie przez ucho igielne. Brak dzieci, może spowodować, że się zafiksujemy i podejmiemy decyzje, które nie są moralnie dobre – jak korzystanie z in vitro czy surogacji. Brak może sprawić, że staniemy się głusi i ślepi.

Błogosławieństwo, czyli co?

Bóg nam błogosławi, bo z nami jest i ufamy, że daje nam to, czego aktualnie potrzebujemy, by na nas objawiły się sprawy Boże. Jeśli nie mamy czegoś, co oficjalnie jest uznawane za „błogosławieństwo”, to, choć tego nie rozumiemy, ufamy, że On wie lepiej. Tak w skrócie można podsumować, co to znaczy, że Bóg nam błogosławi.

Absurd myślenia o błogosławieństwie

Spotkały się trzy koleżanki. Jedna singielka po 30-tce, jedna z chorującymi dziećmi, jedna w małżeństwie nieposiadającym dzieci. Komu, według powszechnego przekonania, Bóg błogosławi? A może jednak pobłogosławieni są ci, którzy dzieci nie mają, bardziej od tej, której dzieci chorują? Bo choroba to trud i cierpienie. A może pobłogosławiona jest ta, która żyje w samotności i tęskni za założeniem rodziny, ale jednocześnie, dzięki temu, że jej nie ma, nie ma bagażu z tym związanego w postaci kolejnych zranień, jakie odnosimy, przy każdej relacji w naszym życiu. W naszym, ludzkim myśleniu o błogosławieństwie, dochodzimy wówczas do absurdu.

W tzw. kazaniu na Górze, Jezus wyjaśnia szerzej, co to znaczy być błogosławionym.

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni.

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie

Na kanale YouTube/Któż jak Bóg publikujemy filmową serię, w której ks. Piotr Prusakiewicz CSMA wyjaśnia o co chodzi w poszczególnych błogosławieństwach. W tym miejscu zachęcam do zerknięcia. (LINK TUTAJ)

Żyj pełnią życia! Czyli jak?

„Ciężki rok” – pisze w sylwestrowym wpisie influencerskie rozradowane katolickie małżeństwo w swoich mediach społecznościowych, gdzie na próżno znaleźć nieprzesłodzone zdjęcie. „Jesteś piękna” – czytamy w opisie postu gibiącej się katocelebrytki. A ja zastanawiam się, dlaczego nawet w chrześcijańskim świecie fundujemy sobie nierealną rzeczywistość. Przecież mamy żyć pełnią życia, a pełnia nie oznacza – braku cierpienia, bólu, straty, niedostatku, zmagań, problemów, choroby, braku urody.

Pełnia jest tylko wtedy, kiedy przyjmiemy to wszystko, co mamy, ze świadomością obecności Jezusa w naszym życiu.

Pełnia jest wtedy, gdy spróbujemy popatrzeć na siebie Spojrzeniem Boga. Na siebie, na innych i na to, co się dzieje i działo. Wówczas faktycznie dostrzeżemy piękno.


Pełnią nie jest „ewangelia sukcesu” – „Bóg chce Twojego szczęścia” (a jeśli nie jesteś „szczęśliwy” to pewnie dlatego, że się źle pomodliłeś), ale pełnią nie jest także katowanie się pseudo „krzyżem” (tak musi być, muszę tkwić w toksycznym małżeństwie, muszę nadstawiać policzek, bo to mój krzyż), czy życie, by „jakoś to było”. Często przywiązani do swej fałszywej tożsamości ofiary, nie chcemy „swojego krzyża” oddać Panu Bogu. „Mój krzyż” i muszę tak cierpieć.

Tak, Bóg chce, byśmy byli szczęśliwi – ale szczęście to właśnie – pełnia. Bóg chce nam błogosławić!

Gdy nie widzimy Bożego błogosławieństwa w naszym życiu, a przyszłość jawi się nam tylko w ciemnych barwach, warto pomodlić się do Ducha Świętego modlitwą, którą ułożył ojciec Józef Kozłowski SJ, założyciel wspólnoty Mocni w Duchu. By widzieć świat takim, jaki jest, a nie takim jaki chcielibyśmy by był. Świat nie jest ani dobry („Moje Królestwo nie jest z tego świata), ani zły – jak to często słyszymy w kazaniach duszpasterzy starszego pokolenia.

Przyjdź Duchu święty i przemieniaj nasze oczy. Codziennie daj nam nowy wzrok. Spraw Panie, abym przejrzał!

Ty, który Jesteś Samą Prawdą
Duchu Święty, bądź uwielbiony
Duchu, Prawdo Odwieczna
Uświęć nas w prawdzie

Daj nam ujrzeć świat takim, jaki jest
Daj nam łaskę widzenia w prawdzie
siebie samych
Daj nam poznać jak bardzo
Zostaliśmy obdarowani

Przyjdź i ogarnij tych, co siedzą w mroku
Przekonaj ich o Twej obecności
I doprowadź do spotkania z Jezusem
w chwale Ojca.

Niech Cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad Tobą, niech Cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku Tobie swoje oblicze i niech Cię obdarzy pokojem. Amen

Karolina Zaremba