Bóg – metoda na wszelkiego głoda

Jest takie powiedzenie: „Jak Polak głodny, to zły”. A ja Wam powiem, że jak Polka głodna, to wiedzą o tym nawet w kosmosie.

Kiedy jestem głodna, robię się wredna. Warczę i szczekam. Czasem zionę ogniem niczym smoczyca ze „Shreka”.

Gdy jadę samochodem, a burczy mi w brzuchu, inni kierowcy to już nie są moi bracia i siostry w Chrystusie, ale ciamajdy, frajerzy i wlokące się zakały ruchu drogowego. W myślach wlepiam im wysokie mandaty i punkty karne. W markecie starsze panie zmieniają się w stare baby poruszające się w trybie slow motion. Do tego płacą w groszówkach!

Moje fajne dzieci stają się żołnierzami, które trzeba chamsko musztrować, bo buty i plecaki w holu porozrzucane, a zmywarka nadal nie wyładowana. Mój fajny mąż z kolei wkurza mnie samym faktem, że oddycha.

Gdy jestem głodna, nie jestem sobą.

Często ranię innych, zamiast ich budować.

Podobnie mam z głodem duchowym. Kiedy jestem głodna Boga, staję się mrukliwa i wycofana. Codzienność do dżungla pełna drapieżników w ludzkiej skórze, gdzie panuje zasada rodem z „Jurassic Park”: albo ty pożresz kogoś, albo sam zostaniesz pożarty.

Gdy jestem głodna Boga, tracę Jego perspektywę. Dbam wyłącznie o siebie, reszta mnie nie interesuje. Wchodzę w działanie lękowe, a nie z miłości. Ulatuje ze mnie pokój i pogoda ducha. W sercu zostaje mi wielka nienasycona dziura, której niczym nie mogę zatkać. Próbuję naszywać łaty z kasy, sukcesu, wyglądu czy inteligencji. Nic z tego! Dziura nieznośnie nie daje o sobie zapomnieć i burczy tak samo głośno, jak wygłodniały żołądek.

Gdy jestem głodna Boga, nie jestem sobą.

Trwam w ranieniu innych, zamiast ich budować.

Oba stany – głód fizjologiczny i duchowy – są dla mnie bardzo nieprzyjemne. Co innego, jak dopiero lekko zaszczypie, a co innego, gdy kiszki i serce marsza grają tak, że dudni na pół miasta. Lepiej, bym nie dopuszczała do takich głodów. Lepiej dla mnie i lepiej dla innych. Mają szansę przeżyć w mojej obecności.

Dlatego dbam o regularne posiłki. Mam do tego całą gamę skutecznych narzędzi: rozum, dwie ręce, własne wieloletnie doświadczenie, książki kucharskie i internetowe blogi kulinarne i – uwaga! – moją tajną broń od wszelkich potrzeb: św. Józefa. Całej rodzinie wychodzi to na dobre.

A co z głodem duchowym, z tą dziurą w sercu?

No cóż, przekonałam się, że żadna łata jej nie przykryje. Jak dusza wyje o Boga, to kasą czy wyglądem się nie naje. To wręcz nielogiczne, zapychać duszę sukcesem, podczas gdy ona żywi się Bogiem. Próbowałam i to po prostu nie działa.

Metoda regularnych „posiłków” sprawdza się u mnie doskonale także w przypadku głodu duchowego. I tu też mam wachlarz skutecznych środków: modlitwę osobistą, medytację, czytanie Pisma Św., Eucharystię, Komunię Św., spowiedź, karmiące mnie lektury, inspirujący ludzie…

Bóg obiecał, że Sobą wypełni dziurę w moim sercu i zaspokoi wszystkie moje głody i pragnienia. Dowód? Proszę bardzo, nawet kilka:

  • „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” (J 6, 35)
  • „Ty otwierasz swą rękę i wszystko, co żyje, nasycasz do woli.” (Ps 145, 16)
  • „Podaj ludziom i niech jedzą, bo tak mówi Pan: Nasycą się i pozostawią resztki” (2 Krl 4, 43)
  • „Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” (Łk 11,11-13).
  • „Słuchajcie Mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw” (Iz 55, 2)

I to najlepsze: „Wyjdziecie swobodnie i będziecie podskakiwać jak tuczone cielęta” (Ml 3, 20). Taaa… tuczony cielak zamiast zgrabnej łabędzicy. Nie będę się kłócić. Obietnica to obietnica, prawda?

Agata Pawłowska