Bóg nie lubi samotności!

Ks. Wojciech Węgrzyniak cieszy się sławą uznanego biblisty, rekolekcjonisty, autora licznych książek i artykułów. W dn. 20-22 stycznia br. duchowny zawitał do sanktuarium św. Michała Archanioła i bł. ks. Bronisława Markiewicza, gdzie opowiadał uczestnikom o roli i zadaniach niebieskich duchów, jakie odsłania przed nami Pismo Święte.

Swojego bloga, ale także jedną z książek – zbiór felietonów, zatytułował Ksiądz O co właściwie nam chodzi?. Tyle że właśnie – księdza odpowiedź na to pytanie zawiera się w tysiącach już być może tekstów – homilii, konferencji, medytacji, felietonów, książek, wierszy. To tytułowe pytanie w ustach krytyków wiary przyjęłoby raczej brzmienie zarzutu i to wymagającego odpowiedzi możliwie zwięzłej (a najlepiej pewnie i błyskotliwej). Jak mogłaby ona brzmieć? Wszak najprościej powiedzieć, że o zbawienie, ale dla niewierzącego może być to słowo wyzute ze znaczenia…

Ważniejsze od odpowiedzi jest postawienie tego pytania. Co więcej, stawianie go w różnych sytuacjach, żeby żyć i działać bardziej świadomie. Odpowiedź przyjdzie z czasem i niekoniecznie będzie taka sama dla wszystkich ludzi i wszystkich sytuacji. Jeśli jednak będziemy konsekwentnie stawiać to pytanie, unikniemy wielu rozczarowań.

Jak wyglądało u Księdza to rozeznawanie charyzmatu do słowa mówionego i pisanego? Wszak głosić homilie to jedno, każdy kapłan jest do tego przygotowywany i zobowiązany, ale Ksiądz jest autorem niesłychanie płodnym, a przy tym w parze z ilością, co nie zawsze oczywiste, idzie jakość…

Każdy orze jak może. Nie uważam się za jakościowo czy ilościowo wyjątkowego księdza. Śmieję się często, że są inni, którzy głoszą Ewangelię na poziomie Ekstraklasy. Ja to raczej między I a II ligą. Po prostu idziesz za tym, co jest twoim powołaniem, trochę charyzmatem, widzisz, że jest pozytywne przyjęcie słowa, więc starasz się, żeby to, co robisz, było robione jak najlepiej umiesz i tyle. Jak w sporcie. Myślę, że każdy gra na swoim poziomie, a już Bóg tak porozdzielał talenty, że jedni przynoszą pięć, a inni dwa. Najważniejsze, by robić swoje.

W jednym z wywiadów stwierdził Ksiądz, że całe jego spektrum aktywności rodzi się z zamiłowania, wręcz nadmiernego, do myślenia. O czym myśli Ksiądz najczęściej?

Zawsze lubiłem myśleć. Czy to pracując w polu, czy w warsztacie stolarskim taty, czy wychodząc wieczorem na spacer. Mówiłem wówczas w domu: „Idę się przejść, żeby sobie pomyśleć”. Myślę zazwyczaj o tym, co w danym momencie jest dla mnie ważne, ale generalnie w 90% są to sprawy Kościoła i wiary. O Bogu, o ludziach, o tym, co zostało źle zrobione, a co mogłoby być lepiej. Chyba trochę jak z rodzicami, którzy myślą często o dzieciach. Często myślę o ludziach z perspektywy wiary.

Jaka z tych myśli wydaje się dziś Księdzu najważniejsza, a może najbardziej światła czy odkrywcza?

Odkrywcza to może nie jest, ale najważniejsze jest dla mnie, żebyśmy myśleli więcej. Homo sapiens tym się różni od innych zwierząt, że myśli więcej. Nie siła, nie emocje, nie instynkt, ale rozum jest kręgosłupem człowieka. Dużo mniej byłoby nieszczęść na świecie i w życiu osobistym, gdybyśmy myśleli więcej. Więcej by też było ludzi wierzących, bo tam, gdzie jest rozum, łatwiej spotkać Boga.

A zdarzało się, że takie „przedawkowywane” myślenie sprowadzało Księdza na manowce?

Tak. Działo się tak, gdy brałem pewne sprawy na logikę i denerwowałem się, że ktoś robi coś nielogicznie. To denerwowanie się prowadziło potem do trudności relacyjnych. Zapominałem, że „serce ma swoje racje, których nie zna rozum”.

Jak w takim razie wygląda rozeznawanie, która myśl pochodzi od Boga, a która od Złego? Którą warto się dzielić, a która nie będzie niosła wartości dla odbiorcy?

Raczej łatwo rozeznać, czy coś jest od Boga, czy Złego. Jeśli mamy minimum pokory oraz znajomości Ewangelii i swoich emocji, to nie będziemy pouczać innych, forsując diabelskie myśli.

Gorzej jest z rozeznaniem, co jest dobre dla słuchaczy, bo każdy z nich jest innych. Każdy ma swoje problemy. I jak się przygotowuje kazanie, to wychodzi kilka, kilkanaście tematów. Trzeba wybrać to, co wydaje się najlepsze dla ludzi. Z jednej strony więc wybieram takie, które jest dobre dla mnie, bo wiem, że jestem jedynym słuchaczem, który będzie mnie słuchał. Z drugiej strony, staram się być blisko ludzi, żeby znać ich problemy. Stąd spowiadam, spotykam się z kręgiem rodzin, prowadzę wspólnotę „120” i kręgi biblijne, jeżdżę na wakacje ze świeckimi i spotykam się na rozmowach, żeby wiedzieć, czym ludzie żyją.

Na ile centralna jest tu rola i znajomość Pisma Świętego, które znajduje się w sercu zainteresowań Księdza jako naukowca, ale też chyba po prostu jako… kapłana? Na ile stanowi ono punkt odniesienia dla wszystkich dalszych rozważań?

Centralny jest Bóg. Ciągle stawiam sobie pytanie, co On o tym myśli, jak On to widzi. A że Pismo Święte jest Słowem Boga i na Piśmie Świętym trochę się też znam z racji studiów i pracy na uniwersytecie, to za ten kanał komunikacji z Bogiem najczęściej się chwytam.

W Miejscu Piastowym mówił Ksiądz o roli Aniołów w Biblii. Podsuwam więc propozycję kolejnego eksperymentu myślowego: Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie opisaną w niej historię zbawienia bez ich pośrednictwa? Bez zwiastowania, bez dramatu Ogrójca, bez obecności w miejscu Zmartwychwstania… Ale też… bez buntu upadłych aniołów. W jednym z kazań pokusił się Ksiądz o nakreślenie takiej wizji i chcielibyśmy Księdza „podpuścić” do jej rozwinięcia…

Myślę, że z wiekiem to już mniej eksperymentuję myślowo, tylko przyjmuje to, co jest. Można by dywagować, czy Polska istniałaby bez Tatr, ale po co? Tatry są i Bogu dzięki, że nawet na południu. Tak samo z aniołami. One są. Po prostu: jak chrzestni, jak wujek z ciocią. Teoretycznie można by wyobrazić sobie życie bez nich, ale po co? Lepiej z nimi żyć, bo z nimi żyje się lepiej.

To w takim razie, odwracając poniekąd pytanie: z Pisma Świętego poznajemy imiona jedynie trzech archaniołów. W opowieści anielskie przebogate są za to apokryfy, hagiografie, oczywiście też literatura ruchu New Age. Czy nie jest to jakiś argument za tym, że sama Biblia o aniołach mówi… za mało? (choć mówi niby razy ponad 300)

Nie mówi za mało. W polskim tłumaczeniu słowo „anioł” pada rzeczywiście ponad 300 razy, ale tekst grecki używa angelos ponad 500 razy i to w 54 różnych księgach biblijnych! Co więcej, zarówno w Starym, jak i Nowym Testamencie. Najwięcej w Apokalipsie (64 razy), Księdze Sędziów (31 razy), Ewangelii wg św. Łukasza (25 razy) i w Dziejach Apostolskich (21 razy).

Podobnie hebrajskie słowa malak użyte jest ponad 200 razy w 25 różnych księgach Starego Testamentu (głównie w Księdze Sędziów, Rodzaju, Zachariasza czy 2 Księdze Królewskiej). Aniołowie są obecni w Biblii od początku do końca i to częściej niż teściowie!

To, parafrazując trochę to początkowe pytanie: o co Bogu chodziło z tymi aniołami? Dlaczego mają być pomiędzy nami a Nim? Przecież z tego buntu i jego następstw wynikły tylko same problemy…

A mało to problemów wynika z tego, że ktoś się decyduje na małżeństwo? Albo mało problemów wynikło z tego, że Judasz poszedł za Jezusem? Jakby został w domu, to by się pewnie nie powiesił. Tak nie można myśleć. Aniołowie zbuntowali się nie dlatego, że mieli taką możliwość. Jakby nie było diabła, człowiek też zerwałby owoc z drzewa zakazanego, bo, jak pokazuje historia aniołów, nie trzeba diabła, żeby stać się diabłem.

Aniołowie są potrzebni jak tysiące gwiazd, zwierząt, roślin i ludzi, bo Bóg jest relacyjnie bogaty, nie lubi samotności i sprawia, że stwarzając takie czy inne byty, świat i życie nasze jest o wiele bardziej bogate. Poza tym, trochę aniołowie przypominają też o tym, że ciało i materia to nie wszystko, bo mamy tendencję zamykać się tylko w tym, co widzialne.

Podstawową rolą aniołów jest, jak zresztą podkreślił ksiądz w innym wywiadzie, „być między Bogiem a nami i nam usługiwać”. O tym, że świadczy to o wywyższeniu nas jako dzieci Bożych, zwłaszcza poprzez Wcielenie, wiemy i mówimy dużo. Ale czy takie wywyższenie nie odbywa się kątem swoistego „poniżenia” aniołów? Nawet autorzy chrześcijańscy zauważają czasem, że tych niebieskich duchów w Nowym Testamencie jest już jakby mniej, gdyż, co oczywiste, ustępują miejsca Jezusowi…

Tam gdzie jest miłość, służba nie jest poniżeniem. Rodzice się cieszą, jeśli ich dziecko osiąga mistrzostwo świata, a nie czują się poniżeni, że to nie oni. Prawdziwi przyjaciele cieszą się z sukcesu swoich przyjaciół. Tak samo aniołowie. Niejeden Anioł Stróż jest dumny ze swego człowieka i, jeśli ma świadomość swojej roli w świecie, służba człowiekowi nie będzie dla niego nigdy poniżeniem.

W swoich wystąpieniach wspominał Ksiądz jednak również o bardziej szczegółowych, a może mniej oczywistych dla nas, zadaniach aniołów. Choćby odwołując się do widzenia proroka Ezechiela, któremu anioł objawił piękno świątyni, piękno Kościoła. Czy możemy sobie wymienić więcej takich mniej oczywistych spraw, które aniołom, w tym właśnie biblijnym kontekście, zawdzięczamy?

Pokazują studnie z wodą, pomagają wyjść z Egiptu, karmią, uczą jak mówić o Bogu, są z ludźmi w ognistym płomieniu, wyjaśniają sny i trudności życiowe, każą wyruszać albo wracać, załatwiają sprawy finansowe, wyciągają z więzienia, walczą ze złymi duchami i tak dalej. Aniołowie – jak przyjaciele i jak święci – są i mogą służyć na wiele sposób.

W jednym z kazań, poświęconych zresztą św. Michałowi, zauważa Ksiądz, że na co dzień dziś tę anielską obecność mało odczuwamy i mało o niej pamiętamy. Tyczy się to nawet duchownych. Co przez to tracimy? Przecież, z drugiej strony, można za św. Teresą powiedzieć Bóg sam wystarczy. I zasadniczo będzie to nawet zgodne z sensem imienia św. Michała…

Imię Michał nie znaczy, że Bóg sam wystarczy, tylko: „któż jak Bóg”, czyli, że nikt nie jest tak ważny, wielki i drogi jak Pan Bóg. A jest różnica między tym, że nikt nie jest mi tak drogi jak moja żona, a tym, że nie potrzebuję mamy, siostry, przyjaciół, kolegów, tylko samą żonę. Bóg nie nauczył Adama śpiewać pieśni: „Bóg sam wystarczy”, tylko stworzył mu Ewę, bo wiedział, że „nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam” (por. Rdz 2,18). Aniołowie po prostu są. Trzeba za to dziękować Bogu i cieszyć się, bo z nimi jest po prostu lepiej.

Z ks. Wojciechem Węgrzyniakiem

rekolekcjonistą, biblistą, autorem książek

rozmawiali

ks. Mateusz Szerszeń CSMA

oraz

Karol Wojteczek

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (3/2023)