Bóg objawia się w naszej bezradności

“Nikt nie mówił, że będzie łatwo” – często powtarzamy to zdanie w chwilach, gdy łatwo nie jest. Ale tak właściwie, nikt nie mówił też, że łatwo nie będzie. Bo niewiele w ogóle w dzieciństwie jest mowy o tym… jak będzie. Wyjątek stanowi Biblia, po raz kolejny pokazując swój uniwersalizm.

Gdy mówimy o byciu nieprzygotowanym do funkcjonowania w świecie, można zacytować za zespołem “Turbo” piosenkę “Dorosłe Dzieci”: Nauczyli nas regułek i dat, nawbijali nam mądrości do łba, powtarzali, co nam wolno, co nie, przekonali, co jest dobre, co złe. Odmierzyli jedną miarą nasz dzień, wyznaczyli czas na pracę i sen, nie zostało pominięte już nic, tylko jakoś wciąż nie wiemy, jak żyć. Dorosłe dzieci mają żal za kiepski przepis na ten świat!”,  jednak w Księdze Rodzaju znajduje się zapowiedź, jak będzie wyglądać życie na ziemi.

16 Do niewiasty powiedział: «Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą».
17 Do mężczyzny zaś [Bóg] rzekł: «Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść –
przeklęta3 niech będzie ziemia z twego powodu:
w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie
po wszystkie dni twego życia.
18 Cierń i oset będzie ci ona rodziła,
a przecież pokarmem twym są płody roli.
19 W pocie więc oblicza twego
będziesz musiał zdobywać pożywienie,
póki nie wrócisz do ziemi,
z której zostałeś wzięty;
bo prochem jesteś
i w proch się obrócisz!»4

Nie jest to, jak to zwykle błędnie tłumaczono, kara Boża. Jest to konsekwencja naszego działania. Wiemy zatem, w przeciwieństwie do tego, co aktualnie sugeruje świat, że nasze czyny, mają konsekwencje. Pisma Świętego nie można czytać literalnie, ale zawsze w kontekście całości. Dlatego zdanie, które widnieje zaraz po wspomnianym fragmencie 21 Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich,  pokazuje nam, że Bóg dalej, mimo naszego grzechu, który nie pozostaje bez swoich konsekwencji, troszczy się o nas. Mimo tego, że zwątpiliśmy w Jego miłość (zwątpienie w Jego miłość jest korzeniem grzechu – nieposłuszeństwa; sięgnięcia po owoc poznania “dobra i zła”), dobry Bóg nie chce, byśmy tkwili na wieki w poznaniu “zła” po spożyciu owocu, więc nas “wygania” z raju, ale dalej się nami opiekuje.

Śmierć, która jest konsekwencją grzechu, w tym kontekście staje się miłosierdziem. Gdyby nie to, cierpielibyśmy bardziej, niż cierpimy w chwili straty. Często w kwestii śmierci mamy problem z pewnym dualizmem. Przy okazji wypadku, jaki miał miejsce w Chorwacji, w którym zginęło kilkunastu pielgrzymów, udających się do Medjugorie, padają głosy, że właściwie to piękna śmierć, bo jechali do Matki Bożej, a trafili pewnie do nieba. Ale jednocześnie jest i ból, bo niewyobrażalne cierpienie dotyka bliskich. Jednak jedno drugiego nie wyklucza. Śmierć jest miłosierdziem, bo Bóg dopuścił do niej, byśmy nie umarli na wieki; byśmy mieli życie, ale jest też cierpieniem, które jest konsekwencją grzechu pierworodnego. Cierpieniem, w którym też nie jesteśmy sami, bo Bóg stał się człowiekiem, by…. umrzeć z miłości.   

Księga Rodzaju jest “zapowiedzią” tego, jak wygląda życie. Przez edukację jesteśmy przygotowywani do egzaminów, zdawania testów, ale często nie do życia. Przez popkulturę wprowadzani jesteśmy w postawę – jestem tego warty, należy mi się, która również może być bolesna w starciu z rzeczywistością. Może w rodzinie widzieliśmy, że łatwo nie jest, doświadczaliśmy braku któregoś z rodziców, bo całe dni spędzał w pracy. Zmaganie finansowe zna niemal każdy. Jednak rzadko słyszy się o innym zmaganiu, nie tym materialnym, ale fundamentalnym.

Zmaganie

Każdy, kto próbował zrzucić nadwagę, wie, jakie to trudne. Jeszcze trudniejsze od zmagania finansowego, życiowego, zdrowotnego jest zmaganie duchowe. Każdy z nas ma swoje furtki, swoją historię z daną słabością, w którą jest atakowany w chwili pokusy. Często jest to jakaś zadra z przeszłości (m.in. dlatego Kościół mówi “nie wchodź w to, nie zaczynaj z tym, bo potem to będzie cię zniewalać, a prościej jest nie rozpoczynać, niż potem się zmagać”). A gdy nie jesteśmy skupieni na dobrym Bogu, wówczas łatwiej o upadek. Przy czym całe życie jest właśnie zmaganiem. Nie będziemy doskonali. My nawet nie musimy być doskonali. My mamy być święci. Świętość nie oznacza życia bez zmagania i grzechu. Jak mawiał św. Ojciec Pio, “Bóg pragnie swoją wszechmoc objawiać w twojej bezradności“. Może po to masz słabość, która do ciebie wraca. Nie ta słabość jest problemem, ale brak naszej gotowości powrotu po przebaczenie. Święci będziemy tylko wtedy, gdy będziemy oddawać naszą nędzę Bogu. Co dziś jest moją nędzą? 

Gdy mówimy o grzechu, wyobrażamy sobie jakieś skrajności – zabójstwo, prostytucję, kradzież, zdradę. A my, “przeciętni śmiertelnicy”, to jakieś tam drobnostki. Jednak w Ewangelii Mateusza czytamy, że “Nie każdy, który Mi mówi: “Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.” (Mt 7, 21) Czy spełniam? Albo raczej, czy pragnę spełniać? A co jeśli okaże się, że “spełnianiem woli Ojca, który jest w niebie” nie jest filozofia “Bóg pragnie życia, o jakim marzysz”, tylko krzyż. Czy dalej pragnę?

Jednocześnie ze świadomością, że Bóg jest dobry, a powielane frazesy z kościelnych pieśni “lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze” budują tylko Jego fałszywy obraz.

Czy pragnę iść za Nim? Zanurzyć się w Miłości, która uwalnia od lęku. Jeden z moich ulubionych autorów, abp Fulton J. Sheen, pisał:

“Niepokój leżący u źródeł wszystkich lęków współczesnego człowieka bierze się z usiłowania bycia sobą bez Boga lub przekraczania siebie bez Boga”.

To jest dobra nowina. Jesteś sobą w Bogu i możesz przekraczać siebie, ale z Nim. Nie jesteś sam. Masz oparcie.

S. Józefa Menendez, zakonnica ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa Sacre Coeur pisała słowa objawiane jej przez Pana Jezusa:

“Serce moje jest samą miłością i miłość ta obejmuje wszystkie dusze. Chcę, żeby one wiedziały, jak bardzo pragnę ich doskonałości i że doskonałość ta polega na spełnianiu ich zwykłych, pospolitych czynności w ścisłym zjednoczeniu ze Mną.

Jeśli zrozumieją to dobrze, mogą przebóstwić swe życie i całą działalność przez to ścisłe zjednoczenie z moim Sercem. Jakąż wartość ma jeden dzień życia Bożego!

Kiedy dusza pała pragnieniem miłości, nic nie jest dla niej trudne; kiedy jednak czuje się zimna i bez zapału, wszystko jest przykre i ciężkie. Niech wtedy przyjdzie do mego Serca i nabierze męstwa! Niech Mi ofiaruje to przygnębienie! Niech je połączy z żarliwością, która Mnie trawi i niech będzie spokojna; dzień jej będzie miał niezrównaną wartość dla dusz. Serce moje zna całą nędzę ludzką i serdecznie jej współczuje (…) Kiedy dusza jest radosna i żyje w pokoju, to niewątpliwie łatwo myśleć jej o Mnie. Kiedy jednak ogarnie ją udręka i poczuje się opuszczona, niech się wtedy nie lęka! Jedno spojrzenie wystarcza Mi. Zrozumiem je. I na to jedno spojrzenie Serce moje odpowie najczulszą delikatnością”.

(Wezwanie do Miłości. Zapiski Objawień Pana Jezusa siostrze Józefie Menendez, zakonnicy Najświętszego Serca Jezusa Sacre Coeur)

Nie musimy wierzyć w objawienia prywatne, ale te słowa bardzo mnie poruszyły. Bóg chce, byśmy w Nim trwali. Byśmy oddawali Mu każdą czynność. Byśmy mówili do Niego, nawet bardziej, głębiej, więcej niż mówimy przyjaciołom. Możemy mówić Bogu, który jest Bogiem współczującym. Możemy schronić się w Jego Sercu.

Diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć

Pamiętamy o słowach Jezusa “czuwajcie, bo nie znacie dnia, ani godziny“, które bezpośrednio odnosimy do momentu naszej śmierci, ale również można je interpretować w kontekście duchowego zmagania. Nie chodzi o życie w jakiejś nerwicy, w oczekiwaniu na tę chwilę próby. Chodzi o zwykłą uważność, którą praktykujemy dzięki modlitwie. To modlitwa przygotowuje nasze serce i umysł. Modlitwa jako bycie z Bogiem, a nie nieustanne proszenie. “Jeśli jesteś w stanie łaski, Bóg mieszka w twoim sercu. Dlatego nie myśl o Bogu jak o kimś << tam na Górze >>; myśl o Nim jak o Kimś, kto jest wewnątrz” – pisał wspomniany już abp Sheen.

Uważność sprawi, że będziemy w stanie wspólnie z Bogiem rozeznać, że dana rzecz, nie pochodzi od Niego. Że dana myśl czy zmartwienie, nie jest Jego. Jeśli to rozpoznamy, łatwiej nam będzie wygrać następną duchową bitwę. 

W 1 Liście do św. Piotra mamy kolejną zapowiedź zmagania.

Wszyscy zaś wobec siebie wzajemnie przyobleczcie się w pokorę, Bóg bowiem pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje2Upokórzcie się więc pod mocną ręką Boga, aby was wywyższył w stosownej chwili. 7 Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego3, gdyż Jemu zależy na was. 8 Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. 9 Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu! Wiecie, że te same cierpienia ponoszą wasi bracia na świecie. 10 A Bóg wszelkiej łaski, Ten, który was powołał do wiecznej swojej chwały w Chrystusie, gdy trochę pocierpicie, sam was udoskonali, utwierdzi, umocni i ugruntuje11 Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen.

Mamy powiedziane, by oddać Mu wszystkie troski. Bo Jemu na nas zależy. I, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku, przeżywając podobne zmagania. I, że Bóg wszelkiej łaski – hojny, dobry, wszechmocny, Pan Panów, Król Królów – sam On, udoskonala nas, utwierdza, umacnia i gruntuje. Zmaganie jest właśnie po to, byśmy się rozwijali w relacji z Nim.

Aby zakończyć klamrą muzyczną, polecam piosenkę, pt: “Struggle” – Brata Isaiah ze Wspólnoty Franciszkańskich Braci Odnowy (Franciscan Friars of the Renewal) o tym, że w zmaganiu rodzą się dobre rzeczy, i że Bóg nie zostawi nas w “tym bólu serca”, bo widzi więcej, “wie, że to nie jest na nic,  widzi, że przez to zmaganie, rodzi się w nas coś pięknego i prawdziwego” i “że jest dumny, gdy się nie poddajemy”

.

Zmaganie, choć trudne, nie jest złe.

Bo w naszej bezradności objawia się Bóg.

Karolina Zaremba