Balasar, maleńka portugalska wioska, gdzie od wieków życie toczy się spokojnym, nieco sennym torem. Niewiele ponad tysiąc dusz, wszyscy się znają, pracują razem na roli, chodzą do kościoła, wychowują dzieci. Słoneczny poranek w dzień Bożego Ciała 21 czerwca 1832 r. zmienia na zawsze serca mieszkańców Balasar.
Zdążając na poranną Mszę Św. roześmiana grupka sąsiadów staje nagle jak wryta, spoglądając z niedowierzaniem to na siebie wzajemnie, to na ziemię. Do kościoła jest zaledwie kilka metrów, lecz nikt się nie rusza. Pod ich stopami odbija się krzyż. Zwyczajny, usypany z ziemi. Po chwili konsternacji ludzie dochodzą do wniosku, że widocznie ktoś chciał uczcić uroczystość. Deszcz uczyni z niego błoto.Ale krzyż nadal jest. Do dzisiaj. Mimo różnej pogody nie rozmazuje się, nie niszczeje.
Krzyż z prochu
Proboszcz był trochę zły. Co za żartownisie! Zamiast wziąć się do uczciwej pracy, głupoty się młodych trzymają! Z pewnością chłopaki od kowala wymyślili numer z krzyżem; oj, oni lubią wszelkie draki. Będzie musiał zadać im surowszą pokutę, jak przyjdą do spowiedzi. Tymczasem trzeba przekopać ziemię, bo niektóre baby to już z kwiatami latają i pieśni im się zachciewa. Krzyż nie zniknął ani po przekopaniu, ani po polewaniu wodą. Sczerniał tylko, stając się wyraźnym znakiem odbitym w ziemi. Wiadomość rozeszła się błyskawicznie, do Balasar zaczęły napływać rzesze pielgrzymów i zwykłych ciekawskich. Kapłan szybko pojął, iż krucyfiks z prochu nie jest ludzką ręką uczyniony. Poinformował biskupa i wkrótce nad krzyżem stanęła kaplica.Po co Pan Bóg zadał sobie trud uformowania krzyża?
Przebojem przez świat
Zagadka wyjaśniła się w 1955 roku. Alexandrina da Costa w ekstazie usłyszała słowa Zbawiciela: „Niedawno minął wiek, odkąd posłałem do tej umiłowanej parafii krzyż jako znak twojego ukrzyżowania. Krzyż był gotowy, brakowało jeszcze ofiary. Była ona jednak wybrana w boskich planach: byłaś nią Ty”.Ale po kolei. W 1904 r. w Balasar na świat przyszła Alexandrina Maria, młodsza córka da Costów. Żywa i pomysłowa, miała mnóstwo koleżanek. Lubiła patrzeć w niebo, obmyślając sposoby, jak by się tam dostać. Wspinała się na drzewa dorównując zręcznością niejednemu chłopakowi we wsi. Zamiast iść ulicą obok matki, wolała wchodzić na murek biegnący wzdłuż drogi. Wlazła do strumienia, gdzie o mało nie wciągnął jej wir. Tak, Alexandrina należała do dzieci, które z brawurą zdobywają świat. A przy tym ambitny uparciuch; matka nieraz musiała wznosić się na szczyty cierpliwości.
Upadek
Wielka Sobota 1918 r. W pracowni krawieckiej Deolindy (17 l.), siostry Alexandriny, trzy przyjaciółki doszywają ostatnie ozdoby do sukienek, rozważając Mękę Pańską. Nagle Deolinda dostrzega trzech mężczyzn biegnących w stronę pracowni. Od razu domyśla się złych zamiarów, udaje jej się uciec. Niestety, złapali Rosalinę. Alexandrina w ostatniej chwili wyskakuje z okna. Ma 14 lat i nie może się ruszyć, przeraźliwy ból rozrywa jej kręgosłup. Słysząc krzyki Rosaliny z trudem dźwiga ciało, chwyta kij i krzyczy: „Wy psy! Zostawcie ją! Wstrętne psy!”. Jej wrzask skutecznie ostudza napastników. Uciekają w popłochu. Roztrzęsione dziewczyny jeszcze długo nie mogą dojść do siebie.
Można zapytać: gdzie był jej anioł stróż? Dlaczego upadła tak nieszczęśliwie, że choroba przykuła ją do łóżka na trzydzieści lat? Anioł stróż na pewno był przy Alexandrinie, nigdy jej nie opuścił. Wspierał ją, gdy przez dziesięć następnych lat walczyła o zdrowie, gdy przyjaciele z parafii nieśli jej intencję do Fatimy, gdy powoli dojrzewała i godziła się z myślą o kalectwie, wreszcie gdy sam Pan wezwał ją jako ofiarę za grzeszników, pociągnął do cierpienia, ale i mistycznego z Nim zjednoczenia. Przez trzynaście lat jej jedynym pokarmem była Komunia Św.
Z aniołami za pan brat
Gdy danego dnia kapłan nie mógł przyjść do niej z Komunią św., aniołowie pojawiali się u boku Alexandriny i podawali jej Ciało Pańskie. „Wczoraj z ogromną radością przyjęłam mojego ukochanego Jezusa. Mam zwyczaj prosić Matkę Bożą, by wysłała aniołów, cherubów i serafinów, aby towarzyszyli Jezusowi z tabernakulum do mnie. Proszę Ją, by sama też przybyła z zastępem anielskim, aby przygotować tron mej duszy, przyjąć Jezusa i złożyć Mu dziękczynienie za mnie. Ujrzałam szereg aniołów formujących łuk. Po jednej stronie większe postaci trzymały coś w dłoniach, nie wiem co. W środku była jeszcze większa postać. Z przodu znajdował się tron pełen najpiękniejszych kolorów, wychodziły z niego złote promienie. Miałam wrażenie, że to sama Maryja przyszła wraz z aniołami, jak o to prosiłam” – pisała w dzienniku.
Niepewną, czy opowiedzieć o wizji spowiednikowi, uspokoił sam Jezus: „Powiedz wszystko, wszystko. Ukazałem ci to, byś wiedziała, iż twoje modlitwy są Mi miłe. Widziałaś Matkę Bożą w otoczeniu aniołów. Przyszli przygotować twoją duszę. Potem podziękowali Mi, kochali i chwalili, jak czynią to w niebie. Jestem na tronie w twoim sercu”
Udręczona świętość
Oprócz anielskich wizji Alexandrina doznawała także dręczeń diabelskich: „Od czasu do czasu przychodzi Szatan z pokusami, by wtrącić mnie w rozpacz lub zło. Raz miałam wrażenie, że moje całe ciało płonie. W pokoju było wtedy kilka osób, które skarżyły się: <<Cóż za smród palonych ubrań!>>. Moja siostra poszła do mamy do kuchni spytać, czy coś pali. Mama zaprzeczyła. Mocny i drażniący odór unosił się w pokoju. Zniknął, gdy przestałam odczuwać ogień w ciele. Mój Boże, moje łóżko się pali a ja nie mogę wstać! Jakie piekło jest straszne! Jak straszna jest wieczna rozpacz!”
Alexandrina zmarła 13 października 1955 r. Z uśmiechem powiedziała: „Jestem szczęśliwa, bo idę do nieba”. 25 kwietnia 2004 została beatyfikowana przez papieża Jana Pawła II.
Agata Pawłowska
Artykuł ukazał się w styczniowo-lutowym numerze „Któż jak Bóg” 1-2015.