Aniołowie żyją w bliskim otoczeniu Boga, co jest z pewnością źródłem niewysłowionego szczęścia i poczucia pełni. Nie mają ciał, a zatem nie podlegają ani chorobom, ani fizycznym cierpieniom. Nie starzeją się i nie umierają. Nie odczuwają bólów nowotworowych, nie doświadczają kalectwa czy niepełnosprawności. Wydawać by się więc mogło, że egzystencja aniołów w porównaniu z naszą to pełnia szczęścia.
Paradoksalnie niektórzy uważają jednak, że właśnie dzięki cierpieniu przewyższamy aniołów. Teresa z Lisieux, rozważając, co odróżnia człowieka od aniołów, podkreślała, że przede wszystkim fakt posiadania przez człowieka ciała, z którym wiąże się w sposób nierozerwalny podatność na cierpienie. Jej zdaniem to nas wręcz wynosi ponad aniołów i sprawia, że Bóg, który sam cierpiał w ludzkim ciele, jest nam o wiele bliższy. Według św. Teresy aniołowie nie mogą być tak szczęśliwi jak ludzie, albowiem być lepszym od anioła znaczy być osobą miłującą sercem, ciałem i krwią. Podobnie pisał Ojciec Pio: Aniołowie zazdroszczą nam tylko jednego, a mianowicie tego, że nie mogą cierpieć dla Boga. Tylko cierpienie pozwala duszy powiedzieć z całym przekonaniem: Mój Boże, dobrze wiesz, że Cię kocham! (FM, s.166).
Czy jednak cierpienie należy wiązać jedynie z cielesnością, z chorobą, umieraniem, bólem fizycznym? Innymi słowy – czy byty duchowe, przebywające w tak wielkiej bliskości z Bogiem, mogą mimo wszystko doświadczać cierpień duchowych? Tego nie wiemy. Być może takie myślenie to nadmierne antropomorfizowanie aniołów. Wątki takie odnajdziemy natomiast w pobożności ludowej, postrzegającej aniołów jako istoty, którym nie jest obce współczucie, smutek, żal, a nawet cierpienie.
Aniołowie podczas męki i śmierci Jezusa
Gorzkie żale, popularny zbiór pieśni o męce Pańskiej śpiewanych we wszystkich kościołach w Polsce w ramach nabożeństwa pasyjnego, zaczyna się słowami:
Gorzkie żale przybywajcie, serca nasze przenikajcie. / Rozpłyńcie się me źrenice, toczcie smutnych łez krynice. / Słońce, gwiazdy omdlewają, żałobą się pokrywają. / Płaczą rzewnie aniołowie, a któż żałość ich wypowie?
Na początku XIV w. Giotto di Bondone ozdobił wnętrze Kaplicy Scrovegnich w Padwie freskami ukazującymi życie Jezusa. Na obrazach „Ukrzyżowanie” i „Opłakiwanie” aniołowie unoszący się nad krzyżem i martwym ciałem Chrystusa, rozdzierają szaty i załamują ręce z rozpaczy. Motyw aniołów jako żałobników przy ciele Jezusa jest zresztą bardzo częsty w historii sztuki, pojawia się na wielu obrazach.
Czym była śmierć Jezusa na krzyżu dla aniołów? Oto ich Stwórca i Pan jako człowiek konał w męczarniach przybity do krzyża. Aniołowie, potężni wojownicy, którzy potrafili porazić całe ludzkie armie i niszczyć miasta w pożodze ognia i siarki, aby wyplenić zło, obserwowali, jak Ten, który ich stworzył, umiera za ludzi. Jak przyjmuje tortury, dlatego że ich kocha i pragnie przynieść im zbawienie. Jezus powiedział do Piotra w chwili pojmania: Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? (Mt 26,53). Na ogół egzegeci uważają, że słowo zastęp jest w tym tekście odpowiednikiem pojęcia legion. Pełen legion rzymski liczył 6 tysięcy osób, Jezus mówił więc o 72 tysiącach aniołów, których mógłby przywołać w każdej chwili. Oczywiście nie chodzi tu o konkretną liczbę, ale o obrazowe uzmysłowienie, jak wielu potężnych wojowników stanęłoby w obronie Jezusa, gdyby tylko zechciał. Jest to jakaś wielka lekcja pokory i miłości. A przecież tylko jeden anioł wystarczył, aby pokonać armię liczącą 185 tysięcy żołnierzy.
Vladimir Volkoff próbował wyobrazić sobie, co wówczas czuli aniołowie: Kiedy dowiedzieliśmy się, że ta chwila jest bliska, ogarnęła nas rozpacz nie do opisania (…). Czuliśmy, jak całe nasze jestestwo zamiera na samą myśl o kaźni i unicestwieniu, których miał doświadczyć – On, dobry i miłosierny, On, którego oblicze było naszym Słońcem – Słońcem, którego my z kolei jesteśmy zaledwie promieniami (…). I płonęliśmy chęcią, żeby rzucić się na was wszystkimi kohortami i wyrwać Go z waszych rąk. Pomyślcie, jaka głucha cisza zapanowała w nas na myśl, że nie taka jest wola Ojca [Vladimir Volkoff, Kroniki anielskie, s. 256-257].
Z Pisma Świętego możemy wysnuć wniosek, że ta szalona miłość Boga do człowieka jest dla aniołów powodem zachwytu i zadziwienia. W pierwszym liście św. Piotra pada nieoczekiwanie stwierdzenie: Wejrzeć w te sprawy pragną aniołowie (1P 1,12). Jakie mogą być sprawy człowieka, których aniołowie są tak bardzo ciekawi i w które pragną wejrzeć? Z kontekstu wynika, że chodzi o dzieje zbawienia. Działania podejmowane przez Boga, aby uratować ludzi są tak niepojęte, że zadziwiają aniołów.
Związek anioła z człowiekiem
Nasz los nie jest obojętny Bogu i także aniołom nie jest obojętny, bo patrzą na nas przez pryzmat Bożej Miłości.
A skoro nie jest obojętny, to może być źródłem radości lub smutku. W Za 1, 12 czytamy jak anioł z własnej inicjatywy prosi Boga o przebaczenie dla ludzi, bo zależy mu na nich: Wtedy anioł Pański zapytał tymi słowami: Panie Zastępów, czy długo jeszcze nie przebaczysz Jerozolimie i miastom Judy, na które gniewasz się już lat siedemdziesiąt? Skoro radość powstaje wśród aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca (Łk 15, 10), to analogicznie, utrata Nieba przez człowieka jest z pewnością dla aniołów powodem do smutku. Warto też zauważyć, że z nawrócenia grzesznika nie cieszy się tylko jego anioł, lecz wszyscy aniołowie (!).
A przecież każdy „posiada” osobistego, można rzec – prywatnego, anioła! Bóg postanowił, aby misje niektórych aniołów były ściśle powiązane z losami konkretnych ludzi. Egzystencja każdego z nas została złączona z powołaniem konkretnego niebiańskiego bytu. Bóg obdarza każdego człowieka anielskim opiekunem, po to, aby mu towarzyszył przez całe życie, chroniąc go i inspirując do czynienia dobra. Czy anioł może w jakiś sposób współodczuwać z nami? Czy anioł jest zdolny do empatii? Czy może uczestniczyć w naszych radościach i cierpieniach?
Niektórzy uważają, że służba anioła stróża trwa do śmierci osoby, którą anioł się opiekuje, a potem staje się on opiekunem kolejnego człowieka, bo anioł stróż ma nam pomagać w drodze do nieba, a gdy już niebo osiągniemy, nie ma potrzeby, aby ktoś nas nadal strzegł. Inni natomiast sądzą, że każdy anioł stróż obejmuje tę funkcję tylko jeden raz dla jednego człowieka. Związek między jednostką ludzką a jej aniołem jest bowiem tak osobisty, że ma charakter unikatowy. Wierzono niegdyś nawet, że taki anioł przybiera bliźniaczą postać i wygląda, jak jego podopieczny, bo tak głęboko się z nim utożsamia (por. Dz 12). Rumuński filozof, dziennikarz i polityk – Andrei Pleşu pisze, że aniołowie są niebiańskim „drugim ja” człowieka. Innymi słowy, towarzyszy nam zawsze nasz „wzór”, nasz ulepszony portret. A więc anioł stróż to nie jakiś urzędnik, któremu powierzono mój przypadek, jako kolejny, jeden z wielu. On jest moim indywidualnym sposobem kontaktu z wiecznością, moją osobistą drabiną do Nieba. A kim ja jestem dla anioła? Może on też uczy się czegoś ode mnie? Może człowiek jest potrzebny aniołowi, aby przez pryzmat konkretnego ludzkiego życia doświadczył on tego, co jest mu, jako duchowi czystemu, niedostępne? Możliwe, że potrzebujemy siebie nawzajem.
Wierzymy, że ta szczególna więź pomiędzy aniołem stróżem a człowiekiem ma swoje doskonałe dopełnienie w wieczności Nieba. Św. Izaak Syryjczyk uważał, że związek człowieka z aniołem stróżem jest tak silny, iż aniołowie będą trwać wraz z nami, „odpoczywając przy nas” w nowym świecie po skończeniu czasów (Izaak Syryjczyk, Filokalia, X). Według św. Izaaka jesteśmy swoim dopełnieniem. Ja bez mojego anioła nie jestem pełny, ale także on nie jest pełny beze mnie.
Aniołowie w czyśćcu
Oczywiście człowiek zazwyczaj potrzebuje po śmierci oczyszczenia zanim zamieszka w „domu Ojca”. Ten stan przechodzenia do rzeczywistości Nieba nazywamy w tradycji katolickiej czyśćcem. Współcześnie teologowie podkreślają, że czyściec nie jest miejscem kary, ale stanem przygotowania się przed wejściem w wieczną Komunię z Bogiem Najwyższym Dobrem i Miłością. Śmierć daje nam możliwość stanięcia w prawdzie przed samymi sobą, dzięki czemu uświadamiamy sobie wszystkie konsekwencje naszych czynów. To tak jakbyśmy spojrzeli na siebie w świetle Bożej Prawdy, czyli tak, jak patrzy na nas Bóg. Jest to doświadczenie porównywane przez Pismo Święte do przejścia przez ogień. I dopiero przez ten ogień wypaleni – przechodzimy do nowego, lepszego życia.
Według objawień prywatnych dusze czyśćcowe cieszą się towarzystwem swych aniołów stróżów, którzy „odwiedzają” ich w czyśćcu. Można powiedzieć, że wówczas ciągle jeszcze jesteśmy „w drodze”, ale nie jesteśmy w niej sami.
Aniołowie zatraconych w piekle
Jedyną sytuacją, gdy człowiek „traci” po śmierci swego anioła, jest wybór Piekła. To nie Bóg skazuje nas na Piekło. To człowiek, mówiąc Bogu konsekwentnie „Nie!” i odrzucając Jego miłość, sam tworzy dla siebie Piekło, do którego nawet anioł stróż nie ma dostępu. Istnienie Piekła to konsekwencja wolności, a wolność jest warunkiem miłości. Jeśli istnieje miłość i konieczna w niej wolność, musi istnieć możliwość odmowy kochania i bycia kochanym. Musi zatem istnieć możliwość piekła, możliwość wyboru siebie, nie Boga. Na ludzką odmowę kochania na pewno mają wpływ nasze zranienia, grzech pierworodny. Ale nie wolno nam patrzeć na siebie samych jako na niezdolnych do duchowych (a zatem niezależnych od psychiki) wyborów. Bóg dał nam tę wolność i niestety człowiek może z niej skorzystać przeciwko sobie. Jan Paweł II podczas Pielgrzymki do Ojczyzny w 1979 r. wypowiedział na Błoniach jakże przejmujące słowa: „Czy można odepchnąć to wszystko? Czy można powiedzieć “nie”? Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka?… Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi: nie”.
Nasz anioł jest bezradny wobec ludzkiej wolności i może w wypełnianiu swej misji (jaką jest doprowadzenie człowieka do zbawienia) ponieść porażkę. Wyobraźmy sobieNie możemy sobie nawet Wyobrawfdjsnkj, jaką tragedią musi być dla anioła sytuacja, gdy człowiek, którym ten anioł się opiekował, wybiera piekło, skazując się na skrajną samotność i rozpacz, odrzucając miłość i przebaczenie. Skoro los ludzi nie jest obojętny aniołom, zatracenie w piekle człowieka, jest dla jego anioła źródłem smutku, a może nawet głębokiego cierpienia. Anioł stróż kocha nas miłością bezwarunkową, będącą odbiciem miłości Boga. I niestety czasem musi być świadkiem tego, jak człowiek, którego kocha, zbacza na manowce i zmierza do samozagłady. Andrei Pleşu nie waha się nawet pisać w tym kontekście o męczeństwie anioła stróża, jakkolwiek szokująco brzmią takie sformułowania [zob. Andrei Pleşu, O aniołach, s. 163].
Biblia nie wspomina o tym wprost. Nie mogę z całą pewnością stwierdzić, że tak właśnie jest. Ale tak podpowiada mi intuicja. W literaturze pięknej odnajdziemy próby opisania takiej sytuacji. Jedno z opowiadań Vladimira Volkoffa zawiera historię Judasza opowiedzianą z punktu widzenia jego anioła. Opowiadanie „Najnieszczęśliwszy z aniołów” zaczyna się słowami: “Kiedy się urodził, stanąłem po prawej stronie jego kołyski i natychmiast go pokochałem” [Volkoff, Dz. cyt. s. 185].
Nasze wybory nigdy nie dotyczą tylko i wyłącznie nas. Grzech nigdy nie jest prywatną sprawą. Nie rańmy tych, którzy nas kochają (w tym również aniołów), wybierając drogę zatracenia.
Roman Zając
Tekst pochodzi z archiwalnego numeru dwumiesięcznika “Któż jak Bóg”