„Kiedy Pan Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno” – usłyszałam od znajomej słowa z wiersza ks. Jana Twardowskiego, po tym jak mój mąż przeżył bardzo poważnie wyglądający wypadek samochodowy. „Chyba tylko po to, bym z niego wyskoczyła” – pomyślałam wówczas sarkastycznie, bo sytuacja wydawała się beznadziejna. Jednak po dwóch latach od tego zdarzenia podczas rekolekcji ignacjańskich odkryłam – ks. Jan Twardowski się pomylił.
Śmierć bliskiej osoby, kalectwo, bankructwo, choroba, bezrobocie, bezpłodność, syndrom poaborcyjny, brak przebaczenia, zranienia z dzieciństwa, przemoc fizyczna, psychiczna, alkoholizm, uzależnienia, brak zrozumienia, kłopoty w małżeństwie, z dziećmi, w rodzinie, odrzucenie, samotność. Gdy przeżywamy tak trudne chwile owo „otwarcie okna” kojarzy się tylko z jednym wyjściem. Gdy skupimy się na „braku”, popadamy w rozpacz.
„Nie ma domu bez złomu”. Każdy człowiek ma za sobą jakąś historię, a instagramowe „szczęście” nadętych ust jest tylko światem wirtualnym, przykrywającym to, co siedzi w nas najgłębiej. Zagłuszamy naszą ranę notoryczną muzyką. Unikamy ciszy, jakby miała nas poparzyć. Wyszukujemy sobie zajęcia i jak w matni działamy bez opamiętania, nie zauważając, że działamy dla samego działania. Atakujemy w odruchu rzekomej obrony. Uciekamy, zamiast się skonfrontować ze sobą, ze swoim bólem, lękiem i potrzebą kochania i bycia kochanymi. Boimy się Boga. Boimy się, że Swoim skalpelem rozedrze nam serce. Boimy się, że jesteśmy nadzy.
Bóg nie zamyka drzwi. Przeważnie zamykane są przez naszą wolną wolę, zranienia, lub wolną wolę innych osób. Bóg dopuszcza w naszym życiu zło, ale nie zamyka drzwi. Sami sobie zamykamy.
Cud podczas pielgrzymki ze św. Michałem na Jasną Górę
Podczas VI Ogólnopolskiej Pielgrzymki „Ze św. Michałem na Jasną Górę”, która miała miejsce 3 lipca 2021 r. dokonał się cud.
Dla wielu cud jest dopiero wtedy, gdy można go zobaczyć, a lekarze nie są w stanie stwierdzić przyczyny owej zmiany. Ktoś wstał z wózka, komuś zniknął metal, którym były spajane połamane kości, a kości się zrosły, ktoś odzyskał wzrok czy słuch. Jednak cud, jaki dokonuje się we wnętrzu danej osoby jest trudniejszy do zweryfikowania. Tak jakby był dany tylko osobie, która go aktualnie przeżywa, doświadczając pewnego poruszenia. Takie intymne spotkanie, które zostanie zrozumiane tylko przez kogoś, kto przeżył podobne.
W listopadzie z powodu COVID zmarł mój tata, jeszcze w dość młodym wieku. Żałoba jest wyjątkowym okresem; trwa burza myśli, okrutne cierpienie przeszywa duszę i torturuje na wskroś. A jednocześnie trzeba żyć dalej. Rozum wie, że takie jest życie – rodzimy się, umieramy. Rozum wierzącej osoby również wie, że nie jesteśmy na ziemi na zawsze, a śmierć nie jest końcem, lecz początkiem, że możemy dziękować za to, co było nam dane, że przecież naszym celem jest zbawienie. Jednak w żałobie rozum ma najmniej do powiedzenia. Mijają kolejne dni, w których musimy podejmować kolejne kroki, choć być może najchętniej schowalibyśmy się pod kołdrą. Nieraz rozdrażnieni, nieraz przygnębieni. Żyjemy z dnia na dzień, wykonując, trochę mechanicznie, swoje obowiązki. Pogoda ducha, która nam zwykle towarzyszyła jakby wyparowała. Owy nastrój starałam się oddać w wierszu, choć tak naprawdę, by go opisać brakuje słów.
„Głębina”
Najgłębsze miejsce na ziemi
oceaniczny rów, spokojny
wobec głębiny duszy,
mizerny, płytki, skąpy.
Głębia, głębię przyzywa,
huk potoków dźwięczy.
Czy dotrze na dno samo,
uśmierzy to, co tak dręczy?
Czy owe nurty i fale,
poruszą czeluści duszy,
kropla ugasi pragnienie
strumień cierpienie skruszy?
Kiedyż więc przyjdę i ujrzę,
kiedyż więc powstanę,
kiedyż więc odkryję
co znaczy zmartwychwstanie?
„Czemu jesteś zgnębiona,
i czemu jęczysz we mnie?”
Czemu tak niespokojnie,
poruszasz się bezwiednie?
Czemu rozumu nie słuchasz,
mądrości, wiedzy zdobytej?
Czemu kpisz sobie z czasu
i drogi dotąd przebytej?
Usta w uśmiech złożone,
przykryć pragną ciernie,
słodki smak i gorzki
przeplata się wzajemnie.
Spocznij o duszo,
w bolesnym szaleństwie,
choć krzyczeć chcesz – ufaj!
i zamieszkaj we Mnie
(Warszawa, 23.06.2021 r., Ps 42)
Mniej więcej w podobnym stanie trafiłam na pielgrzymkę. Na wałach Jasnej Góry trwała modlitwa o uzdrowienie duszy i ciała. Duchowni z Najświętszym Sakramentem podchodzili do ludzi. Gdy nadeszła moja kolej, rozpoczęła się pieśń, której słowa przeszyły mnie aż do szpiku kości.
„To co raną jest w mym sercu przynoszę przed Twój tron.
To co trudne chcę dziś złożyć w objęcia Twoich rąk.
Dziś otwieram serce me,
dotknij Panie uzdrów je, proszę.
Wyciągam do Ciebie ręce, dotknij Panie rany mej,
Wierzę, że otrzymam więcej, gdy proszę w imię Twe.
Hojny jesteś w miłosierdziu, łaskawy, mój Bóg.
Mogę czerpać z Twego serca, miłości hojny zdrój.
Dziś otwieram serce me,
dotknij Panie uzdrów je, proszę.
Wyciągam do Ciebie ręce, dotknij Panie rany mej,
Wierzę, że otrzymam więcej, gdy proszę w imię Twe.”
Pojawiły się łzy, a ciernie oplatające duszę zniknęły. Głaz został usunięty przez Boga. Nie oznacza to oczywiście, że zniknie bolesna tęsknota. Nie oznacza to również, że nie będzie odczuwało się braku danej osoby. Bóg nie jest katem, który pozbawi nas ludzkich uczuć. Taka też jest cena wolności, którą otrzymaliśmy. Być może w niektórych przypadkach potrzebne jest leczenie farmakologiczne, lub specjalistyczne. Bóg daje nam również innych ludzi do pomocy i talenty, które mamy rozwijać. Jednak tylko Bóg może unieść kamień naszego serca i tylko w Bogu doznamy pokrzepienia. Pustki po stracie nie jest w stanie zastąpić nikt inny, nawet ukochany wnuk czy córka – choć panuje takie przekonanie. Tylko zaproszenie Boga do tego, co boli może przynieść ukojenie. Jedyne co musimy, to spróbować otworzyć drzwi.
Jeżeli przeżywasz jakąś trudność, czujesz, że uciekasz przed swoją raną, która głęboko ciąży na sercu, spróbuj pomodlić się własnymi słowami. Nie myśl o skandalach w kościele czy hipokryzji katolików, których spotkałeś na drodze i zostałeś zniesmaczony naszym zachowaniem. Jesteś tylko Ty i Bóg. Bóg, który „może tylko kochać”.
Panie Jezu, chcę otworzyć swoje serce przed Tobą,
nie chcę już dłużej uciekać,
nie chcę się już bać, składam w objęcia Twoich rąk, to co trudne w moim życiu,
przynoszę przed Twój tron moją ranę,
Panie uzdrów mnie, proszę.
Wyciągam do Ciebie ręce, dotknij Panie rany mej.
Wierzę, że otrzymam więcej, gdy proszę w imię Twe.
Proszę Cię o miłość i łaskę. Jesteś hojny w miłosierdziu. Mój Bóg.
Pozwól mi doświadczyć Swojego Spojrzenia,
pragnę dotknąć się choć frędzli Twego płaszcza
Panie uzdrów mnie, proszę.
Wyciągam do Ciebie ręce, dotknij Panie rany mej.
Wierzę, że otrzymam więcej, gdy proszę w imię Twe. Amen.
![](https://kjb24.pl/wp-content/uploads/2021/10/kjb24.pl-6-1290x860.jpg)
Karolina Zaremba
Artykuł powstał w lipcu 2021 roku.