Czas owocowania

Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci agresją Rosji na Ukrainę. Poruszające do głębi obrazy miast niszczonych wybuchami spadających rakiet oraz milionów kobiet z dziećmi szukających bezpieczeństwa w Polsce i innych sąsiednich państwach rodzą jednocześnie ból i smutek oraz złość i gniew, że wydarza się to w dzisiejszych czasach, u naszych sąsiadów, i że w ogóle coś takiego ma miejsce.

Widzimy tragedię ginących ludzi, w tym bezbronnych kobiet i dzieci oraz bohaterstwo narodu ukraińskiego. Widzimy zarazem wielkie serce Polaków, którzy z zaangażowaniem przyjmują miliony uchodźców wojennych w swoich domach i innych przygotowanych do tego miejscach. Dla nas, Polaków i chrześcijan, niespodziewanie nadszedł – jak to ujął ks. Bronisław Markiewicz – czas owocowania.

„Uczynki miłosierdzia względem bliźnich są najpiękniejszym owocem życia chrześcijańskiego i najpewniejszą drogą do zbawienia. Po śmierci wielkich mężów, kapłanów, biskupów, papieży wszystkie ich uczynki bledną wobec tego, co uczynili dobrego dla biednych i nieszczęśliwych. Uczynki miłosierdzia to najważniejsza karta żywota, która przez lata i wieki będzie uczyła następne pokolenia chrześcijańskich obowiązków względem nieszczęśliwych braci i obywateli. Zapomną ludzie o ich godnościach, stanowiskach, urzędach, o miejscach ich zamieszkania, ale ze czcią będą powtarzać ich imiona i wzorować się na ich głębokiej miłości. Jałmużna dana ubogim jest zdrowym ziarnem rzuconym na najlepszą glebę, przynoszącym siejącemu owoc stokrotny” (Mąż modlitwy i czynu, s. 5).

W całym tym nieszczęściu wojny przyjęcie do siebie ludzi skrzywdzonych okazuje się światłem, a usługując będącym w potrzebie, tak naprawdę służymy Chrystusowi: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40).

To jednak dopiero początek. Nie chodzi o pierwszy kubek wody, ale o trwałą, przyjazną i życzliwą postawę wobec tych, którzy szukali bezpiecznego miejsca, a teraz będą pragnęli też godnie żyć. O takiej stałej życzliwej postawie wobec Ukraińców zamieszkujących w jego czasach Galicję pisał bł. ks. Bronisław Markiewicz. Powinna ona wyrażać się m.in. rozmawianiu z nimi w ich języku. Używał on tutaj słowa „małoruski”, stosowanego przez wieki na określenie języka ukraińskiego. Wskazywał, że ludzie, „którzy w jego otoczeniu, używają dialektu małoruskiego, są nam bliżsi niż wielu panów, mówiących zawsze po polsku” (Trzy słowa do starszych w narodzie, s. 104). Błogosławiony wprost zachęca: „Zbliżcie się więc do ludu, mówcie jego dialektem, módlcie się z nimi wspólnie”. I dodaje: „Lud bowiem małoruski [ukraiński], z natury bardzo poczciwy, bardziej potrzebuje pomocników w osobach świeckich. Nic bowiem w takim stopniu nie zjedna miłości tego ludu, jak łączenie się z nim na nabożeństwach i rozmawianie z nim w miłym mu języku” (tamże, s. 106). Na koniec ks. Markiewicz apeluje słowami, które mogą być zachętą także dla nas na ten czas: „Żyjmy spokojnie na jednej ziemi. Niech nam nie chodzi tylko o słowa, ale o zasady” (tamże, s. 107).

Wydaje mi się, że mamy wyjątkową okazję w tych wstrząsających okolicznościach nauczyć się również, jak powiedziałby ks. Bronisław Markiewicz, „niewidzianego dotąd braterstwa narodów”. Ciąży na nas zatem ogromna odpowiedzialność, ale też towarzyszą nam „wielkie łaski i dary”, wylewane na nas przez Boga (Bój bezkrwawy, s. 54).

Joanna Krzywonos

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (3/2022)