Czego uczą nas osoby chore i cierpiące?

W pracy duszpasterskiej są takie momenty, kiedy trzeba zamilknąć i po prostu być. Do chwil takich należą wizyty u chorych w pierwsze piątki miesiąca.

Za każdym razem, gdy odwiedzam „moich” chorych w domach i udzielam im sakramentów, uświadamiam sobie na jak różne sposoby ludzie doświadczają swojej niemocy i słabości. Często jedynym umocnieniem dla cierpiących w chorobie jest comiesięczny kontakt z księdzem i radość z przyjętych sakramentów. Do dziś pamiętam słowa pewnej pani, która widząc, że nie potrafię odpowiedzieć na pytanie o sens jej choroby, wyszeptała z lekkim uśmiechem na twarzy: „Nie zrozumiesz, dopóki nie doświadczysz”.

Chorzy przy Jezusie

Ewangelia często posługuje się obrazem przynoszenia chorych do Jezusa. Czerpiąc z tej tradycji śpiewamy w jednym z hymnów brewiarzowych: „Jezu otoczony rzeszą kalek, ślepców, trędowatych, ciał niemocą naznaczonych”. Owa rzesza jest nie tylko ewangelicznym symbolem ludzi garnących się do Jezusa w czasach Jego ziemskiego życia, ale kryją się pod nią wszyscy cierpiący, na wszystkich kontynentach i w każdym czasie. Cierpiący tłum to metafora ludzkości doświadczającej skutków zła, które wkroczyło na świat po grzechu pierworodnym.

Jezus w Ewangelii w sposób szczególny wydaje się kierować swoje zainteresowanie ku chorym i cierpiącym. Wielu z nich pragnęło jedynie samego zbliżenia do Mistrza, a znamy przypadek, gdy zwykłe dotknięcie płaszcza Jezusa przywracało zdrowie. Wszystkie te historie pokazują, że Jezus nie jest obojętny na chorobę i ból z nią związany. W swojej misji uzdrawiania ludzkości domaga się „tylko” jednej rzeczy – wiary. „Twoja wiara Cię uzdrowiła”– słyszymy z jego ust. To jakby przypomnienie, że człowiek może przeżywać swoją chorobę na wyższym poziomie niż reszta stworzenia. Potwierdza to również fakt, że świadomość bycia chorym zawsze odbija swoje piętno na modlitwie i życiu duchowym.

Próba

Znamy zapewne wiele przypadków osób, które pod wpływem własnej choroby nawracają się lub ostatecznie tracą wiarę w Boga i Jego dobroć. W tym kontekście słuszną wydaje się myśl, że każda choroba jest pewną próbą, która potrafi nadać sens cierpieniu i uczynić je znośnym, bądź złamać człowieka, gdy ten w wewnętrznej rozpaczy zaczyna pytać: „Dlaczego?”. Niestety na tak postawione pytanie nie mamy jednoznacznej odpowiedzi. Wszelkie próby zdefiniowania sensu cierpienia kończą się rozczarowaniem i wcale nie ułatwiają znoszenia choroby.

Pamiętam, gdy kilka lat temu odwiedziłem szpital psychiatryczny dla dzieci. Wzruszony widokiem małych pacjentów również zadawałem pytanie o to, dlaczego niewinne dzieci zmagają się z tak trudnym chorobami. Nie potrafiłem porównać tej sytuacji do żadnego wydarzenia, które widziałem lub przeżywałem wcześniej. Cierpienie niewinnych dzieci skierowało moją myśl ku krzyżowi, gdzie też sama Niewinność poddana została cierpieniu i śmierci. Widocznie pozostanie to pewną tajemnicą Pana Boga, który patrzy na nasze cierpienie zupełnie inaczej.

Jestem natomiast przekonany, że tam, gdzie pojawia się niewinne cierpienie czy choroba, Bóg zawsze objawia się jako współcierpiąca obecność. Wiara w empatyczność Boga wydaje się kluczem do nowego spojrzenia na to, co przeżywa każdy chory. Daje ona świadomość, że moje cierpienie nie jest osamotnione; że nawet jeżeli nie ma przy mnie bliskich, to zawsze pozostaje Bóg i Jego cicha obecność.

Dar dla świata

Choroba przeżywana w wielkim cierpieniu i opuszczeniu wydaje się czymś nieludzkim i dla wielu jawi się jako przekleństwo. Na szczęście z każdego przekleństwa Bóg może wyprowadzić błogosławieństwo. Parafrazując świętego Pawła można powiedzieć, że tam, gdzie rozlewa się cierpienie, tam jeszcze obficiej rozlewa się łaska. Wielu ludzi zupełnie świadomie znosi swoją chorobę w cichości i pokornym uniżeniu. Czasami jesteśmy w stanie zauważyć, że ktoś autentycznie przeżywa ból, ale nie przyznaje się do tego przed nami. Zawsze z podziwem patrzę na takich ludzi. Jestem przekonany, że tylko wiara pozwala im na taką postawę.

Przyjęcie własnej choroby i ciche przeżywanie własnej niemocy upodabnia do Chrystusa, który „gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie” (por. 1 P 2, 23). Co więcej, zaryzykuję stwierdzenie, że to właśnie chorzy i cierpiący podtrzymują ten świat w Bożym uścisku. Takie spojrzenie pozwala na przyjęcie choroby jako wielkiego daru dla świata.

Wyzwanie dla zdrowych

Święta siostra Faustyna zapisała podczas choroby następujące zdanie: „Nie przechodźcie nigdy obojętnie obok chorej siostry, nie przechodźcie nie pytając, czy nie potrzebuje czegoś, choćby to miała być mała rzecz, nie przechodźcie”. Słowa te poruszają nasze sumienia i każą jeszcze raz zastanowić się nad tym, w jaki sposób traktujemy naszych chorych. Opieka nad nimi to zawsze olbrzymie wyzwanie dla sił fizycznych i psychicznych. Często brakuje ich, aby zaopiekować się chorymi tak, jak byśmy chcieli.

Najważniejsza jednak wydaje się tutaj obecność, która staje się wyrazem miłości i miłosierdzia. Odwiedzenie chorego w szpitalu, zajrzenie do jego pokoju, delikatny uścisk ręki – pozostają gestami, które czynią nas bardziej ludźmi i przybliżają do nieba.

Choroba bliskiej osoby zawsze będzie wyzwaniem. Tylko z nadprzyrodzoną motywacją będziemy mogli opiekować się nią, jednocześnie tracąc sił na prowadzenie własnego życia. Bóg bowiem błogosławi nie tylko chorym, ale także tym, którzy są blisko nich.

***

Na koniec warto przypomnieć tekst modlitwy z rytuału namaszczenia chorych: „Prosimy Cię, nasz Odkupicielu, pokrzep łaską Ducha Świętego chorego. Ulecz jego słabości i odpuść mu grzechy. Oddal od niego wszystkie cierpienia. Przywróć mu pełne zdrowie duszy i ciała, aby nabrał sił do pełnienia swoich obowiązków”. Niech te słowa będą zachętą dla chorych do wiary w Bożą obecność i pokrzepieniem dla wszystkich, którzy modlą się o zdrowie swoje i bliskich.

ks. Mateusz Szerszeń CSMA

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” 4/2020