Wiele osób zadaje sobie to pytanie w chwili zmęczenia, choroby lub lenistwa. Czy modlitwa wypowiadana z łóżka, pod kołdrą, z głową wtuloną w poduszkę, ma taką samą wartość jak ta, którą zanosimy do Boga na klęczkach? Czy postawa ciała w ogóle ma znaczenie w rozmowie z Niebem? Odpowiedź, jak to często bywa w sprawach duchowych, nie jest jednoznaczna, ale pozwala odkryć coś ważnego o naszej relacji z Bogiem.
-
Sekrety serca. Refleksje o życiu i wierze45,00 zł z VAT
-
Królowa Aniołów. Rozważania różańcowe25,00 zł z VAT
-
Post Świętego Michała Archanioła30,00 zł z VAT
-
Modlitwy Wielkiej Mocy – ks. Mateusz Szerszeń30,00 zł z VAT
Zacznijmy od najważniejszego: Bóg nie mierzy jakości naszej modlitwy długością klęczenia, prostotą pleców ani złożeniem rąk pod właściwym kątem. On patrzy na serce. Prorok Samuel usłyszał od Pana: „Człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, ale Pan patrzy na serce” (1 Sm 16,7). Jeśli więc człowiek leżący w łóżku, choćby chory i bez sił, szczerze zwraca się do Boga, jego modlitwa jest pełnoprawna i miła Bogu.
Święty Augustyn pisał, że „kto śpiewa, dwa razy się modli”, ale równie dobrze można powiedzieć, że kto modli się z miłością, modli się doskonale – niezależnie od pozycji ciała. Wszak wielu świętych i mistyków doświadczało spotkań z Bogiem właśnie w łóżku: podczas choroby, nocy ciemnych, czy po prostu w ciszy serca.
To nie znaczy jednak, że postawa ciała jest zupełnie bez znaczenia. Człowiek jest jednością ciała i duszy. Nasze gesty, postawy, a nawet mimika mogą wspomagać – albo przeszkadzać – w modlitwie. Kiedy klękamy, dajemy wyraz naszej czci, pokorze, skrusze. Kiedy stoimy – wyrażamy gotowość i czuwanie. Kiedy siedzimy – skupienie i trwanie. A kiedy leżymy? Zależy.
Leżenie może być wyrazem całkowitego oddania, jak u chorego, który mówi Bogu: „Nie mam już sił, ale jestem Twój”. Może też być obrazem medytacyjnego zanurzenia się w obecność Boga – jak św. Jan spoczywający na piersi Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Ale może też być… ucieczką przed modlitwą. Pokusą senności. Znak, że zamiast mówić z Bogiem, chcemy się wymigać od spotkania z Bogiem.
Wszystko zależy od intencji. Jeśli modlę się na leżąco, bo jestem chory, zmęczony, bo nie mogę inaczej – niech będzie to modlitwa najpiękniejsza. Jeśli leżę, bo tak jest mi wygodnie, ale modlitwę traktuję poważnie, z szacunkiem – nie ma przeszkód. Ale jeśli leżenie staje się znakiem duchowego rozleniwienia, jeśli modlitwa przestaje być dialogiem, a staje się tłem do zasypiania… wtedy warto się zatrzymać.
Święta Teresa z Ávili, mistrzyni modlitwy wewnętrznej, ostrzegała: „Nie mówcie, że nie macie siły do modlitwy. To nie sił brakuje, ale odwagi”. Modlitwa wymaga czasem wysiłku. Nie po to, by zasłużyć na Bożą miłość, ale by uporządkować własne wnętrze. Jeśli mogę klęknąć – klęknij. Jeśli nie mogę – módl się, jak możesz. Ale módl się naprawdę.
W ogrodzie Getsemani Jezus upadł na twarz. W Ewangelii czytamy: „Padł na twarz i modlił się” (Mt 26,39). Czy był to gest pełnego oddania, rozpaczy, cierpienia? Tak. Ale był to także moment najgłębszej modlitwy. Jezus nie stał dumnie. Nie klęczał z dumnie uniesioną głową. Leżał twarzą ku ziemi. I wołał: „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”. To najlepszy dowód, że nie postawa ciała, ale postawa serca jest istotą modlitwy.
A zatem: można? Tak, można się modlić na leżąco. Ale nie zawsze powinno się to robić. Jeśli jest to wyraz naszej sytuacji, naszej słabości, naszego oddania – niech Bóg będzie uwielbiony! Ale jeśli jest to przejaw duchowego lenistwa, braku szacunku, niedbalstwa – lepiej wstać, uklęknąć, podnieść głowę i powiedzieć z uwagą choćby jedno „Ojcze nasz”. Bo modlitwa nie zależy od pozycji ciała, ale od postawy serca.
Ks. Mateusz Szerszeń CSMA