Dlaczego się obrażamy?

Dlaczego się obrażamy?

Obrażanie się jest jedną z najbardziej powszechnych reakcji emocjonalnych w relacjach międzyludzkich. Często wynika ono z poczucia niesprawiedliwości, krzywdy czy braku szacunku. Jednak czy zastanawialiśmy się kiedyś, dlaczego pewne słowa nas ranią, a inne – nawet najbardziej absurdalne oskarżenia – pozostają bez wpływu na nasze emocje?

Teza, którą chcę przedstawić, mówi, że ludzie obrażają się dlatego, że słowa, które ich dotykają, zawierają pewien element prawdy. Natomiast jeśli oskarżenie jest całkowicie nieprawdziwe, nie budzić ono w nas poczucia krzywdy.

Kiedy ktoś wypowiada na nasz temat coś nieprzyjemnego, instynktownie reagujemy emocjonalnie. Najczęściej dzieje się tak, gdy zarzut zawiera choćby ziarenko prawdy, z którym sami nie do końca potrafimy się pogodzić. Na przykład, jeśli ktoś nazwie nas leniwymi, a my wiemy, że faktycznie zdarza nam się unikać obowiązków, poczujemy się dotknięci. Gdyby jednak ktoś oskarżył nas o coś absurdalnego – na przykład o to, że jesteśmy kosmitami – nie poczulibyśmy się urażeni, ponieważ wiemy, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością.

Wielu psychologów twierdzi, że obrażanie się jest reakcją obronną wobec niewygodnej prawdy. Zamiast zmierzyć się z zarzutem i zastanowić się, czy rzeczywiście zawiera on część rzeczywistości, łatwiej jest poczuć się urażonym i odrzucić krytykę. To właśnie dlatego słowa nieprawdziwe, absurdalne czy kompletnie bezpodstawne nie powinny nas dotykać – ponieważ nie uderzają w nic, co jest dla nas istotne lub realne.

Dlaczego się obrażamy?

Biblijnym przykładem osoby, która nigdy się nie obrażała, mimo że była oskarżana i poniżana, jest Jezus Chrystus. W czasie swojej misji wielokrotnie spotykał się z oszczerstwami, zarzutami i drwinami. Nazywano Go oszustem, bluźniercą, szaleńcem, a nawet heretykiem. Mimo to Jezus nigdy nie reagował obrażeniem się. Dlaczego? Ponieważ wiedział, że zarzuty wobec Niego były fałszywe. Nie miał potrzeby się bronić ani tłumaczyć, ponieważ znał prawdę o sobie i swoim posłannictwie.

Najbardziej wymownym przykładem tej postawy jest Jego milczenie podczas procesu przed Piłatem. Jezus nie protestował, nie bronił się agresywnie, nie oburzał się na fałszywe oskarżenia. Był świadomy ich nieprawdziwości, dlatego nie dawał im mocy nad swoimi emocjami. Tę samą postawę możemy przyjąć w naszym życiu – jeśli zarzut jest nieprawdziwy, nie ma sensu się nim przejmować. Jeśli zaś boli, warto zastanowić się, czy nie kryje się w nim coś, nad czym powinniśmy popracować.

Nieobrażanie się to sztuka, która wymaga świadomej pracy nad sobą. Najważniejsze to uświadomić sobie, dlaczego dane słowa nas dotykają. Czy mają w sobie ziarnko prawdy? Czy trafiają w nasze kompleksy? Jeśli tak, warto potraktować to jako okazję do pracy nad sobą. Jeśli krytyka jest nieprawdziwa lub absurdalna, nie ma sensu się nią przejmować. Jeśli ktoś mówi o nas coś, co jest kompletnie niezgodne z rzeczywistością, po prostu trzeba to ignorować.

Często ludzie obrażają się, ponieważ odbierają cudze słowa jako atak osobisty. Prawda jest jednak taka, że często wcale nie mieli takich intencji. Gdy ktoś mówi coś, co mogłoby nas urazić, dajmy sobie chwilę na przemyślenie sytuacji. Można zadać sobie pytanie, czy naprawdę warto się tym przejmować.
Wiele osób wypowiada słowa pod wpływem emocji, frustracji czy własnych problemów. Czasem ktoś może nas skrytykować nie dlatego, że coś zrobiliśmy źle, ale dlatego, że ma zły dzień. Nie musimy traktować wszystkiego osobiście. Wreszcie zdrowe poczucie humoru jest jednym z najlepszych sposobów na nieobrażanie się. Jeśli potrafimy się śmiać z własnych słabości, nie dajemy innym satysfakcji z tego, że nas w jakiś sposób dotknęli. Jeśli pozwalamy, aby czyjeś słowa nas raniły, oddajemy tej osobie władzę nad swoimi emocjami. Zamiast tego, bądźmy panami swojego nastroju i nie pozwólmy, aby inni decydowali o naszym samopoczuciu. Nieobrażanie się to umiejętność, którą można wypracować. Im bardziej świadomie podchodzimy do własnych emocji i reakcji, tym łatwiej będzie nam zachować spokój i nie dać się sprowokować.

Obrażanie się często wynika z tego, że czyjeś słowa dotykają w nas czegoś, co jest prawdziwe, ale trudne do zaakceptowania. Jeśli zarzut jest całkowicie fałszywy, nie powinien mieć mocy, by nas ranić. Jezus Chrystus jest doskonałym przykładem tego, że nie warto przejmować się fałszywymi oskarżeniami – ponieważ prawda zawsze broni się sama. Może warto więc zastanowić się, dlaczego coś nas dotyka, zamiast od razu reagować emocjonalnym oburzeniem? Być może to właśnie w tych momentach kryje się szansa na nasz rozwój i wewnętrzną przemianę.

ks. Mateusz Szerszeń CSMA