Nie tak dawno poruszaliśmy z ks. profesorem temat zadań, jakie Bóg wyznacza ludziom starym na ostatni etap ich życia doczesnego. Dzisiaj zaś pochylamy się nad tymi, których życie ziemskie dopiero co się rozpoczęło pod sercem matki. Temat ten powraca w mediach co i rusz; czy ktoś jednak patrzy tam na życie poczęte tak, jak opowiada o nim ks. profesor? Czy ktoś wreszcie jest w stanie opowiedzieć o nienarodzonych, patrząc na nich przez „okulary Jezusa”?
Czy możemy porozmawiać na temat dziecka?
To temat bardzo bogaty i musimy zdecydować, jakie pytania nas interesują.
Interesuje mnie szereg pytań, dziś ciągle stawianych, na temat dziecka w najwcześniejszym etapie jego rozwoju. Konkretnie, kiedy ono już żyje, czyli kiedy mamy do czynienia z człowiekiem?
W naszym środowisku odpowiedzi idą albo po linii współczesnej nauki, albo wiary katolika. Nauka sygnalizuje, że człowiek pojawia się z chwilą zaistnienia nowego zapisu genetycznego. Jeśli po zjednoczeniu komórki matki z plemnikiem ojca, powstaje nowa komórka, która ma zapis nowego kodu genetycznego, a w nim jest określone życie tej jednostki, w tym momencie mamy nowego człowieka. Tak widzi to współczesna genetyka.
Czy wszyscy ten początek nazywają już dzieckiem?
Wielu woli mówić o płodzie, którego jeszcze nie uznają za dziecko. Stąd z nazwaniem dziecka dzieckiem już jest kłopot. Jedni tę komórkę nazywają człowiekiem, a inni zarodkiem lub płodem. Te dyskusje są jednak teoretyczne, bo skoro w kodzie genetycznym jest już wszystko, to czekanie na rozwój ciała nie jest uzasadniony. Ta komórka to już człowiek
Takie podejście jest spotykane w nauce zwłaszcza wtedy, gdy mówi się o ssakach?
Wszędzie gdzie jest życie, mamy do czynienia z kodem genetycznym. Ci jednak, którzy człowieka uznają za wysoko rozwiniętego ssaka, nie widzą jakościowej różnicy między nim, a pozostałymi ssakami.
Czy wierzący o takim podejściu mają wiedzieć?
Trzeba o nim wiedzieć, bo jest o nim mowa nieustannie między innymi w dyskusji o podejściu do aborcji.
Czy ci, którzy widzą człowieka, tylko jako wysoko rozwiniętego ssaka mogą zabijać?
Konkretne pytanie. Mogą, bo jeśli sami siebie uważają za wysoko rozwiniętego ssaka to wiedzą, że wśród ssaków są mięsożerne, które zabijają inne ssaki. Nawet nie zawsze z głodu, czasem dla zabawy.
Czyli odpowiedź na najbardziej podstawowe pytanie o początki człowieka jest ważne w poznaniu tego, z kim mamy do czynienia, i jeśli tylko z ssakami drapieżnymi, to już wiadomo, w jakim kierunku idą ich działania i dlaczego walczą o prawo do zabijania dziecka. Czyli wszystko zaczyna się od odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek?
Tak, wszystko co w jakikolwiek sposób dotyczy prawa do życia jest związane z tym pytaniem.
A kim dla nas, ludzi wierzących, jest człowiek?
Z objawienia Bożego wiemy, że każdy potomek Adama i Ewy, czyli każdy kto ma ogniwa ich kodu genetycznego, jest stwarzany na obraz i podobieństwo Boga, czyli ma w sobie żywego Boga, bo nie chodzi o obraz malowany przez Niego, ale o Jego obecność już w tym kodzie genetycznym.
Czy ta obecność jest dostrzegana przez naukowców?
Nie jest dostrzegana. Obraz Boga w człowieku dostrzega tylko oko wiary, jakim jest łaska otrzymana od Boga.
A jakie są konsekwencje tego Bożego spojrzenia na człowieka?
Wielkie, bo niewierzący widzi tylko zabijanie człowieka i traktuje go jak królika, którego można zabić. Wierzący widząc w człowieku obraz Boga wie, że uderzenie w niego niszczy nie tylko życie lecz rani obecnego w człowieku Boga.
I na tym polega grzech?
Tak, niewierzący nie wie czym jest grzech. On tylko wie, co jest dobre i złe dla niego, najczęściej w oparciu o swoje doświadczenie. Tym rozróżnieniem posługuje się w oparciu o sumienie jakie posiada, choć często traktuje je jako przekonania, czyli czysto subiektywnie, stąd w etyce sytuacyjnej coś może być dla niego dobre dziś, a jutro już nie, i odwrotnie, dziś złe, a jutro dobre.
Tajemnica grzechu jest znana tylko wierzącym?
Tylko, bo grzech zawsze rani Boga. Przy aborcji jest to bardzo ważne.
Dlaczego nie mówi się o tym w walce o życie dziecka?
Bo ta walka jest prowadzona z niewierzącymi, a wierzący nie ma takiego problemu. On nie zabija, ponieważ słucha Boga, a skoro wie, że człowiek jest obrazem Boga, to ten obraz szanuje, aby Boga nie zranić.
A jeśli zabije wierzący?
To wie, że zgrzeszył i bierze za to pełną odpowiedzialność przed Bogiem. Wie też, że sprawiedliwość to życie za życie. Pokuta za ten grzech obejmuje życie i wielu wierzących tak pokutuje – dziękując Bogu za miłosierdzie.
Czyli tajemnica tego grzechu jest straszna, jakby spotęgowana?
Tak, bo ten grzech nie tylko niszczy życie człowieka, ale rani obraz Boga mieszkającego w tym, kto zabija. Mamy zatem dwie wielkie rany – jedną w ofierze, a drugą w zabójcy. Dlatego ten grzech jest spotęgowany. Bóg zaś pragnie szczęścia każdego człowieka, bo w tym celu go stwarza. I odbudowuje to szczęście w niewinnej ofierze.
Ale każdy grzech raniący człowieka w jakikolwiek sposób, tak jak kradzież, cudzołóstwo, okłamanie jest spotęgowany, bo ten kto go popełnia, rani Boga mieszkającego w swoim sercu…
Słuszne spostrzeżenie. My najczęściej widzimy pokrzywdzonego, a Bóg płacze o wiele bardziej nad tym, kto rani innych.
Dlaczego się o tym tak mało mówi?
Bo niewielu jest takich, których wiara pozwala oczami Boga spojrzeć na człowieka.
Czy wiara na tym polega?
Tak, to jest spojrzenie oczami Boga nie tylko na życie, ale na wszystko o czym jest mowa w Dekalogu.
To oznacza, że żyjemy w świecie głębokiego kryzysu wiary, skoro niewielu widzi siebie i innych oczami Boga. A wierzący w Jezusa widzą jeszcze więcej?
Jego oczami spogląda na świat znacznie mniej ludzi niż się sądzi. Wielu się wydaje, że są wierzącymi, bo zostali ochrzczeni, ale oni nawet przez godzinę nie oglądali świata oczami Jezusa. Kto tak spojrzy, ten już nigdy nie zapomni Jego świata i wymiarów, jakie on posiada.
Kim dla Jezusa jest człowiek i to od chwili stworzenia?
Każdy człowiek od chwili poczęcia jest Jego bratem, za którego On oddał życie. Człowiek tego nie wie. Jezus jednak tak nas traktuje. W Ewangelii jest to zawarte w Jego słowach: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Chodzi o dobro wyświadczone ludziom bezradnym z różnych powodów, i chodzi o obojętne przejście obok nich lub ich zranienie. Dziecko do nich należy.
Dlaczego tych słów Jezusa nie odczytuje się w odniesieniu do poczętego dziecka?
Odczytuje je tak tylko ten, kto się z Jezusem spotkał. On nie tylko nie skrzywdzi nikogo, ale zawsze w takiej mierze, w jakiej potrafi, spieszy dziecku z pomocą. Trzeba jednak nieustannie pamiętać, że dziś spojrzenie oczami Jezusa na dziecko jest rzadko spotykane nawet wśród ludzi, którzy nazywają się katolikami.
A jak ksiądz podchodzi do walki o życie?
Bardziej rozumiem ją jako osłanianie własnymi plecami poczętego dziecka na każdym etapie jego rozwoju, niż walkę o nie. W modlitwie. Znam mechanizmy świata, nastawione na niszczenie i zniewolenie człowieka, które są straszne. Ale po spotkaniu z Jezusem zrozumiałem, że On nie walczył, On osłonił mnie i każdego człowieka swoimi plecami i pokazał, że jeśli to uczynimy to Ojciec jest z nami. Metody walki jakie stosuje Jezus, są nastawione na otwarcie serc tak dla zabijanych, jak i morderców. Chodzi więc o podwójne zwycięstwo. On sam nam powiedział: „Ufajcie, Jam zwyciężył świat”. On walczy, ale nie metodami tego świata, które często zmierzają do zabójstwa.
Czyli są dwa mikroskopy – nasz i Boga. Wierzący widzą dziecko przez jeden i drugi. Ze światem można rozmawiać o nim tylko w oparciu o ten jeden – ludzki?
Cieszę się z takiego podsumowania naszej rozmowy. Są dwa gabinety, w których dziecko jest w centrum, gabinet tego świata i gabinet Boga. Wierzący winien znać gabinety tego świata, a żyć w gabinecie Boga i w Jego spojrzeniu na człowieka.
Chciałem mówić o dziecku, a tu Ksiądz mówi o ostrym froncie. Czy można porozmawiać o miłości, jaką winno być otoczone dziecko?
Można, ale i wtedy trzeba mówić o niej gdy ona jest, i o niej, gdy jej nie ma, lub jest źle rozumiana. Ewangelia to spojrzenie w prawdzie na wszystko i na dziecko również. Trzeba w niej zobaczyć dziecko w objęciach Jezusa, czyli otoczone miłością i trzeba zobaczyć, jak apostołowi zabraniali matkom podchodzić z dzieckiem do Jezusa, czyli nie chcieli, aby było w ramionach miłości. W Ewangelii jest dziecko kochane i dziecko, któremu zabraniają podejść od Jezusa.
To nowy temat, może kiedyś do niego wrócimy.
Jak Bóg uzna, że mamy to zrobić, to zrobimy. Nie da się jednak mówić o dziecku, jeśli ktoś nie umie spojrzeć na nie od chwili poczęcia. My mówimy o nim, ale spojrzenie jest połączone natychmiast z działaniem. Miłość ewangeliczna nie przejdzie obok dziecka poczętego obojętnie. Rocznie od kilkunastu lat mamy około miliona dzieci poczętych, niszczonych przed narodzeniem. Nie można zamknąć na to oczu. Liczymy ofiary, a jako wierzący musimy liczyć morderców, którzy nadal żyją na ziemi i dalej mordują. Bóg gorzko płacze nad ich nieszczęściem.
z ks. Edwardem Stańkiem
rozmawiał ks. Piotr Prusakiewicz CSMA
Artykuł ukazał się w styczniowo-lutowym numerze „Któż jak Bóg” 1-2018. Zapraszamy do lektury!