„Mamy być jakby zakonnikami, którzy w swojej regule mają za zadanie żyć w świecie… Jakże jednak to jest trudne, aby nie być zeświecczonymi mnichami, lecz świeckimi, którzy oddali się Bogu”.
Maleńka wspólnota miłości
Okres studiów Jaques’a w Niemczech, a następnie w Paryżu był kluczowym czasem dla formacji intelektualnej i duchowej Maritainów, na którą olbrzymi wpływ miała znajomość z dominikanami i benedyktynami. Jacques i Raissa, wzbogaceni stałą już obecnością Wery (rodzonej siostry Raissy), tworzyli razem nietypową wspólnotę, w której Chrystus miał być zawsze na pierwszym miejscu. Jaques w takich słowach opisywał ten niezwykły fenomen: „Myślę o tych czterech i pół roku od naszego chrztu; o tym rodzaju długiego nowicjatu, w którym została ukształtowana nasza mała wspólnota na wzór życia monastycznego”. Gdzie indziej zanotował: „Mamy być jakby zakonnikami, którzy w swojej regule mają za zadanie żyć w świecie… Jakże jednak to jest trudne, aby nie być zeświecczonymi mnichami, lecz świeckimi, którzy oddali się Bogu”.
Maritainowie mieli swoją Regułę Życia (napisaną przez Raissę) i swój rytm życia na kształt małego monasteru. Tak wyglądał ich plan dnia: 6.00 pobudka, 7.15 msza święta, następnie modlitwa osobista, lektura, praca, o 17.00 nawiedzenie Najświętszego Sakramentu i ponownie lektura. Dzień kończył się kompletą i wspólnym różańcem. Jaques dodatkowo, kiedy inni domownicy już spali, oddawał się codziennej dwugodzinnej lekturze z dogmatyki. Jak na dobrą wspólnotę monastyczną przystało, nie brakowało funkcji przełożonego domowego klasztoru, którą sprawowano na zmianę. Ten, kto ją aktualnie pełnił, miał prawo nakazywać, nakładać kary i pokuty według swojego uznania, prowadził modlitwy i służył innym u stołu. Jak wspomina Jaques: „To przechodzenie władzy było najbardziej użyteczną pomocą dla naszego małego nowicjatu”. Podobnie jak mnisi, Maritainowie mieli codziennie również krótką „kapitułę”, podczas której wygłaszano pouczenie.
Malutką trzódkę monastycznych nowicjuszy ożywiał ten sam duch miłości i religijnej gorliwości… Przez wiele lat mała wspólnota szukała swojej tożsamości, zapożyczając rozmaite elementy z różnych duchowości, aż wreszcie wszystko rozjaśniło się, gdy ostatecznie cała trójka zrozumiała, że nasza mała świecka wspólnota ma swoją własną drogę, będąc pośród świata czymś, co nie było ze świata. A do tego nie potrzebowaliśmy należeć do żadnej pobożnej organizacji… „Byliśmy ludźmi świeckimi, którzy we wszystkim należą do swego ludu. Lecz ta mała, trzyosobowa owczarnia przede wszystkim należała do Jezusa Chrystusa” – zanotował Jacques.
Wielkie przyjaźnie
Jednym z licznych charyzmatów Maritainów była umiejętność prowadzenia głębokich, wieloletnich przyjaźni. Wielu spośród ich przyjaciół było ludźmi, którzy z wiarą mieli mało do czynienia, a dopiero dzięki świadectwu życia Maritainów nawracali się. Jedną z takich przyjaźni była krótka, choć intensywna znajomość Jaques’a z francuskim młodzieńcem Pierrem Villardem, z którym prowadził on żywą korespondencję aż do przedwczesnej, tragicznej śmierci Pierre’a na froncie I Wojny Światowej. Pierre w jednym z listów zwierzył się nowo poznanemu przyjacielowi: „Jedynie z pańskiej przyjaźni mogę czerpać jakąś pociechę pośród tego barbarzyństwa”.
Do ostatniego listu, który Jacques otrzymał od Pierre’a, dołączona była krótka wiadomość od kapelana wojskowego, informującego o tragicznej śmierci młodzieńca, zabitego odłamkiem pocisku w trakcie nieprzyjacielskiego ataku. Kapelan wspomniał, że Pierre tuż przed śmiercią przyjął sakrament pojednania! Ku zdumieniu Jacques’a, jego młody przyjaciel w swoim testamencie zapisał mu część swojego ogromnego majątku, okazał się bowiem człowiekiem zamożnym.
Upragniony dom
Otrzymana kwota była wystarczająco duża, aby małżonkowie, którzy dotychczas z trudem wiązali koniec z końcem, mogli pozwolić sobie na zakup upragnionego domu. Był to czas, kiedy Jacques pracował już jako wykładowca w Instytucie Katolickim w Paryżu, a ich sytuacja materialna wreszcie zaczynała się stabilizować.
Dom, który kupili Maritainowie, znajdował się w Meudon – małym miasteczku na przedmieściach Paryża. Otoczony był niewielkim ogrodem, a w jednym z pomieszczeń budynku znajdowała się mała kaplica z Najświętszym Sakramentem. Miejsce to Raissa kochała w sposób szczególny, często spędzając całe godziny na milczącej adoracji.
W niedługim czasie dom Maritainów stał się promieniującym ośrodkiem katolickiego życia w coraz bardziej ateizującym się Paryżu. Rosnąca sława nieprzeciętnego małżeństwa oddziaływała bardzo szeroko nie tylko na francuską stolicę, ale i na całą Francję, przyciągając niezliczone rzesze artystów, pisarzy oraz ludzi sztuki. Na rekolekcjach, które w domu Maritainów odbywały się cyklicznie, gromadziło się nawet dwieście osób! Wtedy też dochodziło częstokroć do spektakularnych nawróceń. Wielu spośród chrześniaków małżeństwa (większość z nich byli to ludzie dorośli) wstępowało do seminariów i zakonów, co nieraz spotykało się z cyniczną dezaprobatą środowiska paryskiego wobec Maritainów…
Betania na przedmieściach Paryża
Stefan Świerzawski, wielkiej sławy polski tomista, który był dobrym przyjacielem Maritainów, tak opisywał jedno ze spotkań, które regularnie odbywały się w domu w Meudon: „Kilkadziesiąt różnorakich osób siedziało […] w krąg wokół siedzącego pośrodku Jacques’a, u którego stóp, znacznie niżej, zajmowała swoje miejsce Raissa. Jacques miał przed sobą stolik, ze spoczywającym nań potężnym starodrukiem, w którym mieściła się „Suma teologiczna” św. Tomasza. Lekturę tekstu Tomasza prowadził bardzo wolno i dobitnie, komentując jednocześnie przeczytane partie. Co jakiś czas wtrącała się – przemawiając niejako do Jacques’a – Raissa, rozwijając wątki teologiczne i mistyczne. Wśród zebranych mniej więcej połowę stanowiły osoby duchowne; było też sporo artystów, pisarzy, ludzi szukających prawdy w filozofii, religii. […] Ten dziwny dom-ośrodek tak bardzo przypominał Betanię, gdzie królował Chrystus wśród umiłowanej rodziny Łazarza (Jacques), Marii (Raissa) i Marty (siostra Raissy, Wera)”. Z tych fascynujących spotkań zrodziło się później Koło Tomistyczne, którego Jaques był głównym spiritus movens.
Oskar Styczynski
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (4/2022)