Pomoc ludziom bezdomnym niosą stowarzyszenia, fundacje, organizacje państwowe i religijne, a także wolontariusze – osoby świeckie i duchowne. O swej trudnej, ale i pięknej pracy opowiada ks. Mieczysław Malinowski ze Zgromadzenia Księży Orionistów, który wśród bezdomnych posługuje od 22 lat, czyli przez ponad 2/3 swego kapłańskiego życia.
Statystyki mówią, że tylko 5% bezdomnych, mimo otrzymanej pomocy, nie wraca do swojego dawnego stylu życia…
Takie są też moje doświadczenia. Tworzy się programy wychodzenia z bezdomności, stwarza szanse, by człowiek się podniósł, coś sobie zaoszczędził, wynajął pokój, podjął pracę. Większość bezdomnych jednak z tego nie korzysta. Wielu wraca do dawnego stylu życia – chodzenia po śmietnikach, żebrania, spożywania alkoholu.
Dlaczego?
Bywa, że bezdomny nie chce skorzystać ze specjalistycznej pomocy, nie uznaje za złą sytuacji, w której się znalazł. Zamyka się na zmiany i nie chce nad sobą pracować. Bezdomność staje się jakby jego naturą i chce w niej żyć. Wspomnę tu o sytuacji, gdy w okresie świątecznym rozdawałem kartki, aby bezdomni z naszego schroniska mogli wysłać je do kogoś bliskiego. Z pięćdziesięciu przygotowanych przeze mnie kartek ubyło może dziesięć sztuk. Uważam, że gdyby bezdomni zmienili swoją postawę, ich los mógłby być zupełnie inny.
Czy zatem warto im pomagać?
Zawsze warto. Człowiek jest człowiekiem – nawet wtedy, gdy stanie się bezdomny, nieładnie pachnie i nosi brudne, podarte ubranie. Maksim Gorki powiedział: człowiek – to brzmi dumnie. Nawet jeśli doprowadzi się do nędzy, zaniedba się, będzie w takim stanie higienicznym, że inni w tramwaju odsuwają się od niego – nie przestanie być człowiekiem. Choćby ze względu na wygląd i sposób zachowania utracił godność osobistą, to nie utracił swego człowieczeństwa i godności Dziecka Bożego. Nasza pomoc nie jest tylko filantropią, zawiera w sobie coś głębszego. Do tej pomocy wezwał nas sam Pan Jezus mówiąc: ubogich zawsze mieć będziecie (J 12, 8).
W czasach, kiedy liczy się przede wszystkim sukces, a na pomoc bezdomnym przeznacza się niemałe fundusze, ktoś może zarzucić, że jest to mało efektywna, a nawet syzyfowa praca…
Gdybym patrzył na to w ten sposób, już dawno bym się do niej zniechęcił. W schroniskach dla bezdomnych stwarza się warunki, by bezdomny miał szansę powrotu do życia w społeczeństwie. Ja cały czas chcę im pomagać, dawać nowe szanse. Nie chcę mówić im tylko: jaki ty jesteś biedny, nieszczęśliwy, płacz nad sobą. Pragnę, by bezdomny uświadomił sobie, w jakiej jest sytuacji i dostrzegł kolejną szansę na wyjście z niej, w czym chcę mu towarzyszyć. To jakby naśladowanie Pana Boga, który wciąż daje nam nowe szanse, mimo, że często upadamy, spowiadamy się i powstajemy. Pan Bóg ufa, że w którymś momencie, a może nawet dopiero w godzinie śmierci, to podejście zaowocuje.
W jaki sposób człowiek staje się bezdomny? Jak przebiega ten „proces”?
Niektórzy twierdzą, że życie w bezdomności to wybór, który trzeba uszanować. Jest jednak zupełnie inaczej. Bezdomność to konsekwencja stylu życia, który doprowadza do utraty przyjaźni i rodziny. W większości przypadków powodami bezdomności są alkohol, spalenie mieszkania, powódź i inne nieszczęścia losowe. Osoba wkraczająca w bezdomność chce ukoić swój ból, dlatego zapija problemy alkoholem. Pojawia się uzależnienie, które całkowicie niszczy życie takiej osoby. Wtedy pojawia się żebractwo, zdarzają się kradzieże.
Kim są zatem ludzie bezdomni, których spotykamy na ulicach, w schroniskach, w kolejkach do jadłodajni?
W większości przypadków są to osoby, które miały rodzinę… ojca, matkę, żonę i dzieci. Niestety osoby te posiadały jakieś braki w przystosowaniu do życia społecznego, rodzinnego czy zawodowego. Nierzadko wynikało to z alkoholizmu czy niezdobytych norm kulturowych. Często przyszli bezdomni sami opuszczają rodziny, ale zdarza się też, że to rodzina, w trosce o własne bezpieczeństwo, pozostawia taką osobę samą sobie. Czasem zdarza się, że uda nam się ustalić, kim są członkowie rodziny bezdomnego. I kiedy chcemy ich poinformować np. o złym stanie zdrowia krewnego, przez telefon z płaczem mówią, że nie znają tej osoby, bo np. zostali przez ojca w dzieciństwie porzuceni. W większości przypadków osobami bezdomnymi zostają osoby bez wykształcenia i „fachu w ręku”, ale nie jest to reguła. Miałem styczność również z osobami, które „w poprzednim życiu” zajmowały wysokie stanowiska. Sam zresztą nigdy nie pytam bezdomnych, jaki jest powód ich bezdomności.
Jakie są formy pomocy bezdomnym w Polsce?
Są to jadłodajnie, noclegownie, schroniska, łaźnie i ogrzewalnie. Pomoc rozpoczyna się od zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych typu: umyj się, najedz się, czy coś Ci dolega i potrzebny jest lekarz. Bezdomni, którzy nie mieszkają w schronisku, mogą stołować się w jadłodajniach. Formą krótkiego wsparcia są noclegownie, gdzie bezdomni przychodzą tylko na noc. Mogą tam zjeść, umyć się i przenocować. Jednak z noclegowni mogą korzystać krótko, około miesiąca. Są jeszcze ogrzewalnie, ale zdarza się, że bezdomni, chcąc spędzić noc w cieple, śpią w nich na podłodze, co uważam za niehumanitarne. W schronisku można przebywać przez dłuższy okres.
Od wielu lat prowadzi Ksiądz Schronisko Don Orione dla Bezdomnych w Czarnej k. Wołomina… Jak wygląda tam dzień człowieka bezdomnego?
Nasi domownicy mieszkają w trzyosobowych pokojach. W każdym segmencie jest dwa takie pokoje ze wspólną łazienką. W schronisku jest kaplica, jadalnia, świetlica z telewizorem. Dzień rozpoczynamy Mszą św., chociaż bezdomni niekoniecznie chcą korzystać z sakramentów świętych. Niekiedy wygłaszam im konferencje duchowe, prowadzę pogadanki. Po śniadaniu rozmawiamy o bieżących sprawach, które należy załatwić. Wszystkie prace w schronisko bezdomni wykonują sami – sprzątają, piorą, palą w piecu, robią porządki na zewnątrz, nawet na sąsiednich ulicach. Organizujemy im zajęcia, by się nie nudzili. Na naszym cmentarzu pochowanych jest trzydziestu bezdomnych, więc co jakiś czas chodzimy tam z podopiecznymi oporządzać groby. Chcemy w tym miejscu stworzyć godne ich statusowi warunki, nie odbierając im wolności. Bezdomni muszą przestrzegać regulaminu schroniska, ale w każdej chwili mogą się zwolnic i wyjść. Bywa, że potem ktoś wraca w opłakanym stanie, albo w ogóle nie wraca. Jak człowiek umiera to lepiej, żeby umarł w schronisku, bo to godne człowieka, a nie w jakiejś norze.
Jakie formy terapii ofiarujecie bezdomnym?
Oferujemy im terapię, której celem jest wyjście z bezdomności oraz mitingi AA. Jeden z moich uzależnionych od alkoholu podopiecznych, gdy stanął już na nogi, powiedział mi: miałem kiedyś wszystko – żonę, dom, dwa samochody… to wszystko popłynęło. I, co cenne, opowiadając o swojej przeszłości i swoich błędach, bezdomni sami się terapeutyzują, a przy tym oddziałują na innych, dając im nadzieję. Niestety, dużym zagrożeniem jest dla nich samotność. Kiedyś w Warszawie realizowano program, dzięki któremu pomagano bezdomnym stanąć na nogi, dając im mieszkanie. Dopóki remont trwał i trzeba było poświecić na niego czas, tej samotności tak się nie odczuwało. Tak naprawdę to, czy bezdomny z tej bezdomności wyjdzie, zależy tylko od niego. Bezdomny może skorzystać z pomocy wielu organizacji, a także jałmużny ludzi o dobrym sercu, ale czy zechce? To jego wybór…
Czy nadużywanie alkoholu jest dużym problemem wśród bezdomnych?
Bezdomny nie ma pieniędzy, a mimo tego często jest pijany. Nierzadko zapiera się, że nie jest alkoholikiem, nie ma problemu uzależnienia alkoholowego, nie chce się pogodzić z prawdą i zmienić swojej sytuacji. Cóż z tego, że wszyscy wkoło wiedzą o jego nałogu, skoro on sam nie chce o nim wiedzieć i mu zaprzecza. Kiedyś jeden z bezdomnych pojechał dla świętego spokoju na terapię, mówiąc mi: pojadę, ale ja żadnym alkoholikiem nie jestem! Gdy wrócił po terapii, powiedział, że zrozumiał, że jest uzależnionym człowiekiem.
Jak doszło do tego, że zajął się ksiądz posługą wśród bezdomnych? Czy to powołanie? Czy należy mieć do takiej pracy szczególne predyspozycje?
Charyzmat naszego zgromadzenia to służba Kościołowi wśród najuboższych, z miłości dla Kościoła i papieża. Już w seminarium angażowałem się w tzw. apostolstwo trzeźwości, jeździłem na specjalne kursy do Zakroczymia. W piątym roku kapłaństwa zostałem posłany przez przełożonych, by objąć kierownictwo schroniska w Czarnej. Tak się to zaczęło.
Papież Franciszek zachęca do wspierania ubogich. Czy to przesłanie Ojca Świętego wdrażane jest w życie?
Tak, zwiększa się świadomość bezdomności, zwłaszcza, że głowa Kościoła o tym mówi. Warto wspierać ubogich materialnie, zapewniając im jedzenie i dach nad głową. Można uczynić to poprzez organizacje zajmujące się pomocom bezdomnym, ofiarując im 1% podatku, albo przekazując darowiznę. Pomoc duchowa jest trudniejsza, ale nie niemożliwa.
Z ks. Mieczysławem Malinowskim FDP,
duszpasterzem bezdomnych
rozmawiał
ks. Piotr Prusakiewicz CSMA
***
Modlitewnik podręczny
Modlitwa za bezdomnego
Boże Ojcze, dziękuję Ci, że w drugim człowieku dałeś mi brata, siostrę. Powierzam Ci wszystkie osoby bezdomne. Spraw, by w naszej ludzkiej rodzinie nikt nie był sam.
Z całego serca proszę Cię za …, który (która) ma z tym problem. Prowadź go (ją) do swego Domu bezpiecznie i daj mu (jej) na tej drodze braci i siostry, ludzi pełnych życzliwości, dobroci i mądrości. Podaruj mu (jej) miłość i naucz go (ją) miłości. Otocz go (ją) szczególną opieką Matki Najświętszej, a Anioł Stróż niech go (ją) strzeże od złego.
Święty Bracie Albercie, obrońco i opiekunie bezdomnych, módl się za nami.
Modlitwa za ubogich
Panie, spraw, aby bolało nas cierpienie innych i ulituj się nad ubogimi tego świata.
Panie, naucz nas nie kochać już jedynie samych siebie i nie zadowalać się tylko tym, że kochamy naszych bliskich. Panie, naucz nas myśleć wyłącznie o bliźnich i kochać przede wszystkim tych, którzy nie są kochani.
Panie, spraw, aby bolało nas cierpienie innych. Daj nam łaskę zrozumienia, że w każdej minucie naszego życia, naszego szczęśliwego życia, nad którym Ty sam czuwasz, tysiące istot ludzkich, Twoich dzieci, umiera z głodu i zimna, chociaż na to nie zasłużyły…
Panie, ulituj się nad wszystkimi ubogimi świata. Ulituj się nad trędowatymi, do których tak często uśmiechałeś się, gdy chodziłeś po ziemi, nad milionami trędowatych, którzy wyciągają ku Twojemu Miłosierdziu dłonie bez palców, ręce bez dłoni… I wybacz nam, że na zbyt długi czas zostawiliśmy ich samym sobie, powodowani haniebnym strachem…
Panie, nie pozwól, abyśmy potrafili być szczęśliwi sami. Spraw, aby dotykała nas nędza panująca na świecie i uwolnij nas od nas samych… jeśli taka jest Twoja wola.
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (4/2021)