Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o… MIŁOŚĆ!

Przywykliśmy dziś myśleć o biedzie jako niedostatku materialnym, często czysto finansowym. Warto wspomnieć więc, iż dawniej Polacy zwykli terminem tym określać wszelkie spotykające ich życiowe niedole. Tak rozumianej biedy nie brakuje niestety i dzisiaj, choć przecież jesteśmy narodem nieporównywalnie majętniejszym niż w czasach ks. Markiewicza. Jak realizować jego charyzmat, troszcząc się o młodzież współcześnie? Parę wyniesionych z własnego doświadczenia rad przedstawia ks. Marek Posełkiewicz CSMA.

 

Początki Ośrodka Michael to 1993 r. i tzw. „Przystań u Michała”… Trzymając się tej metaforyki – kto w tej przystani cumował na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza? Dla kogo była ona przeznaczona?

Marek Kuć: Chodziło o stworzenie dla młodzieży z Bemowa miejsca, w którym mogłaby ona po prostu usiąść i porozmawiać, i w którym można by było porozmawiać z nią. Młodzież wtedy nie miała wielu miejsc, w których mogłaby się spotykać. Pierwszy dyrektor Ośrodka, ks. Jacek Swęd CSMA, chodził wcześniej rozmawiać z młodymi „pod blok”, siadał z nimi na klatkach schodowych.

Kawiarnia, jaką początkowo była Przystań, szybko zamieniła się jednak w placówkę pedagogiczną z prawdziwego zdarzenia, gdzie młodzież mogła zasięgnąć porady i pomocy. Wiele z tych osób, mimo młodego wieku, miało już za sobą konflikty z prawem, głównie kradzieże, a także doświadczenia z alkoholem i narkotykami. Dla nich nasza kawiarnia była szansą na zetknięcie się z normalnym światem.

 

I tak bez oporów zbuntowani nastolatkowie zaczęli przychodzić do księży?

Marek Kuć: Może dlatego właśnie, że to ks. Jacek wyszedł do nich pierwszy, „pod blok”. Zapewne przyciągały ich również organizowane przez nas dyskoteki czy koncerty muzyki popularnej, ściągaliśmy tu naprawdę znanych wykonawców. Kawiarenki nie były wówczas czymś powszechnym, nie było chyba drugiego takiego miejsca na Bemowie.

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: Ale też nie każdy się w nim odnajdywał; byli tacy, którzy pochodzili miesiąc i rezygnowali.

Marek Kuć: Zaznaczmy również, że do Ośrodka przychodziła równolegle młodzież z parafialnych wspólnot, co dawało tym młodym z problemami szansę na nawiązanie wartościowych znajomości. Później nawet organizowaliśmy dla obu grup wspólne obozy wędrowne w górach.

 

I nie było między tak różnymi środowiskami zgrzytów?

Marek Kuć: Oczywiście, zdarzały się. Bywało tak, że Ci młodzi spoza Kościoła próbowali przenosić do nas swój dawny styl życia; były np. próby przemycania na dyskoteki alkoholu.

 

Udawało się Wam prostować skrzywione życiorysy tych młodych ludzi, którzy przychodzili do Przystani?

Marek Kuć: Trudno powiedzieć. Nasz Ośrodek miał wtedy charakter otwarty i wiele osób przychodziło jedynie na dyskoteki czy koncerty, omijając szerokim łukiem spotkania formacyjne. Nie było jeszcze zapisów i wielu rodziców mogło nie być nawet świadomych tego, że ich dzieci u nas bywały. Pewna część tamtych dawnych podopiecznych dorastając czy zmieniając szkołę rezygnowała też z zajęć u nas, nie wiemy więc jak potoczyły się ich losy. Ale znam nieco osób, które wyszły na prostą, założyły rodziny, a dziś przychodzą tutaj ich dzieci.

 

Wiele osób utożsamia się z Ośrodkiem po latach?

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: Na spotkaniach opłatkowych zawsze pojawia się kilka osób związanych z nim u samych początków. Ale wierzymy, że w sercach tych, z którymi dzisiaj nie mamy już kontaktu, również udało się zasiać jakieś dobro. Ono nie zawsze musi objawiać się w sposób spektakularny.

 

Dobrze, wróćmy jeszcze na chwilę do historii ośrodka. Jak to się stało, że zwykła kawiarnia przeistoczyła się w duży kompleks placówek z ofertą edukacyjną, sportową, kulturalną, pomocy psychologicznej?

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: Zależało nam na stworzeniu systemu regularnego wsparcia dla naszych podopiecznych, zarówno tych najmłodszych, jak i dorastających, ale też dla ich rodzin. Siłą rzeczy więc nasza „oferta” ewoluowała i różnicowała się. Dzisiaj to już dwie świetlice – dla dzieci z podstawówki i nastolatków – oraz cały szereg sekcji tematycznych, w tym sekcje dla dorosłych. Dodajmy, że nasza placówka ma charakter ośrodka wsparcia dziennego, łączącego w sobie trzy typy opieki – dzienną, specjalistyczną i „podwórkową”.

 

Podwórkową?

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: Chodzi o tzw. streetworkerów – pedagogów ulicy, pracujących ze szczególnie zagrożoną młodzieżą w miejscach jej przebywania. Posiadamy jedyną tego rodzaju grupę na Bemowie i chyba mogę powiedzieć, że wyciągamy w ten sposób rękę do młodych, którzy z różnych względów nie przynależą do Ośrodka formalnie, ale żyją na terenie naszej dzielnicy. Streetworkerzy chcą rzutem na taśmę ocalić od demoralizacji tyle, ile ocalić się uda.

Marek Kuć: Praca streetworkerów jest pod tym względem szczególnie wymagająca – wychodząc na ulice nigdy nie wiedzą co ich spotka i kogo tam zastaną.

 

A na miejscu? Jakimi siłami dysponujecie?

Marek Kuć: Na świetlicach mamy pedagogów, wychowawców, reedukatora, socjoterapeutę, logopedę, psychologa. Przy czym, jak już wspomniał ks. Marek, pracują oni nie tylko z przychodzącymi do ośrodka dziećmi, ale też ich rodzicami. Prócz tego współpracuje z nami szereg instruktorów prowadzących zajęcia tematyczne – zapaśnicze, wspinaczkowe, muzyczne, garncarskie i kilka innych.

 

Jak więc wygląda ta praca z młodzieżą w praktyce?

Marek Kuć: Dzieci przychodzą do nas po szkole i w pierwszej kolejności otrzymują darmowy, ciepły posiłek. Potem pomagamy im w odrabianiu lekcji i, jeśli jest taka potrzeba, we współpracy z logopedą czy socjoterapeutą, staramy się wyrównać ich ewentualne braki. Każdego dnia odbywają się również kilkugodzinne zajęcia w sekcjach, o których wspominałem wyżej.

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: Podstawą pracy z dzieckiem jest towarzyszenie mu. Towarzyszenie wspierające, dziecko bowiem musi słyszeć, że da radę coś zrobić, że powinno próbować, ale też, że w tym co robi może liczyć na naszą pomoc. Być z wychowankiem to również chronić go, dawać mu poczucie bezpieczeństwa, służyć mu radą, uprzedzać zło, które mogłoby się pojawić w jego życiu i reagować na wszelkie niepokojące sygnały. Na takich założeniach, nazywanych właśnie „systemem uprzedzającym”, opierał się w swojej pracy wychowawczej ks. Bronisław Markiewicz.

Dając dziecku dodatkowo szeroką ofertę interesujących zajęć wypełniamy jego wolny czas. Mówiąc kolokwialnie – głupoty nie mają mu już kiedy przychodzić do głowy. Miejsce, w którym dziecko może wartościowo spędzić czas z rówieśnikami, a także podzielić się swoimi problemami, to miejsce, które odpowiada na większość jego potrzeb. A my przy okazji pokazujemy młodemu człowiekowi oblicze Kościoła, którego może on wcześniej nie znał – Kościoła otwartego na niego i jego problemy. Chrześcijaństwo staramy się pokazywać własnym życiem, poprzez okazywanie wzajemnego szacunku.

 

Ale od pewnych akcentów czysto religijnych i tak nie uciekniecie. Samą nazwą oddaliście się pod patronat św. Michała Archanioła…

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: …dzieci zresztą same mówią między sobą, że po lekcjach idą „do kościoła”, mając na myśli nasz ośrodek. Widać, że utożsamiają się z tym miejscem. Jeśli idzie o aspekty ewangelizacyjne to oczywiście modlimy się przed wspólnymi posiłkami, raz w miesiącu mamy wspólną mszę świętą, wielu podopiecznych zapisuje się do ministrantów, włącza się w życie grup parafialnych czy scholki.

 

A na ile w takim razie przydatne jest jeszcze w Waszej pracy doświadczenie wychowawcze wspomnianego już ks. Markiewicza? Czasy w końcu różnią się diametralnie…

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: Ks. Markiewicz poświęcił swe życie pracy z młodzieżą zaniedbaną. I dzisiaj również z tym zaniedbaniem mamy do czynienia, choć przybiera już ono inne formy. Oczywiście, trudno mówić o niebie, gdy ktoś myśli o chlebie. Ale szerzy się też ubóstwo duchowe – poczucie braku akceptacji, bycia niekochanym. Parafrazując znane powiedzenie – jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o miłość. To brak miłości jest przyczyną wszystkich dalszych życiowych zawirowań. Zaskakujące, że ludziom trzeba wciąż przypominać, że miłość, poczucie godności, szacunek należą im się z racji samego ich istnienia.

 A zresztą… Czy tak bardzo dzisiejsze czasy różnią się od tamtych? W dalszym ciągu dzieci przychodzą do nas zjeść, nadrobić braki w nauce, odpocząć, pobyć z rówieśnikami i po prostu poczuć się bezpiecznie.

To ks. Markiewicz nauczył mnie, że przy młodym człowieku trzeba przede wszystkim być, służyć mu, dawać mu poczucie, że jest on dla nas ważny, że jest kimś wartościowym. Często wspominam zresztą jego słowa o pracy z dziećmi zaniedbanymi, gdy mówił, że sięga po dobro niczyje. Kluczowe jest tu słowo „dobro”. Dziecko jest dobrem, dla którego warto się trudzić, glebą, o którą trzeba dbać, by nie wylęgły się na niej chwasty.

 

Jak więc wypleniacie te chwasty? Jak dbacie o dyscyplinę?

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: Pedagogowie, prócz zajęć grupowych, realizują też z podopiecznymi określone programy indywidualne. Duży nacisk kładziemy również na socjoterapię, przygotowywanie młodych ludzi do funkcjonowania w społeczeństwie. Raz w tygodniu, w trakcie tzw. spotkań społeczności, dzielą się oni obowiązkami na kolejny tydzień i podsumowują miniony. Uczymy ich w ten sposób odpowiedzialności i budowania relacji. A z tym drugim jest na ogół dużo pracy.

Kluczowe dla utrzymania dyscypliny jest też pokazywanie wychowankom konsekwencji, jakie mają ich wybory i tłumaczenie powodów ewentualnych kar. Przykładowo – nie wystarczy, że zabronię podopiecznemu przychodzenia przez dwa dni na zajęcia. Muszę mu wyjaśnić, dlaczego nie może więcej bić swoich kolegów, tak aby wiedział, że regulaminy i zakazy służą czemuś ważniejszemu, że nie są „sztuką dla sztuki”.

 

Dzieci chętnie powierzają swoje zaufanie Kościołowi?

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: Zaufanie w tym wypadku budowane jest przez wspólnie spędzany czas i często zdarza się, że po jakimś okresie podopieczni mówią nam o sprawach, którymi nie dzielą się nawet w domu. Duża w tym rola naszych wychowawców, którzy w swej mądrości i doświadczeniu są w stanie wychwytywać dziecięce troski i zmartwienia. A zakres tych trosk jest naprawdę szeroki, bo z innymi problemami borykają się dzieci z „Michatki”, a z innymi nastolatkowie z „Przystani”. Dobry wychowawca umie o tych problemach wysłuchać i potraktować młodego człowieka poważnie.

 

Możemy sobie kilka takich najczęstszych problemów wymienić?

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: Część z nich jest niezmienna od początków istnienia Ośrodka. Naszym celem statutowym jest przeciwdziałanie wykluczeniu społecznemu młodzieży i takie jego powody jak narkotyki czy alkoholizm w rodzinach mamy już stosunkowo dobrze rozpoznane. Ale widzimy też coraz wyraźniej niewydolność wychowawczą w rodzinach rozbitych, niepełnych.

 

Rodzice chętnie współpracują z wami w Waszej misji?

Ks. Marek Posełkiewicz CSMA: Z tym bywa różnie. Niektórzy, gdy tylko zaczynamy stawiać im wymagania, wypisują swoje dzieci. Możemy rzecz jasna sięgać wtedy po wsparcie służb państwowych, jak np. opieki społecznej, ale w pierwszej kolejności staramy się rozmawiać. Proponujemy wraz z psychologiem np. podjęcie terapii rodzinnej

Ale mamy też oczywiście rodziców, którzy współpracują z wychowawcami i psychologami wzorowo, i w takich przypadkach postępy dokonywane przez dziecko są też największe. A obserwowanie niewiarygodnych czasem postępów, jakie robi dziecko, to najlepsza motywacja w naszej posłudze.

 

Z kierownictwem Ośrodka

Wychowawczo-Profilaktycznego

„MICHAEL” w Warszawie:

dyrektorem ks.Markiem Posełkiewiczem CSMA

oraz

wicedyrektorem

Markiem Kuciem

rozmawiał

Karol Wojteczek

 

 

Najbardziej lubię grać w zbijaka i u Pana Fiodora śpiewać „Sofię” i „Tamtą Dziewczynę”. Puszczamy sobie z YouTube’a różne piosenki, a potem tańczymy i śpiewamy. Mamy też różne instrumenty, na których możemy grać, choć gramy głównie na perkusji.

 

Fabian

 

Praca tutaj kształtuje cierpliwość i wyrozumiałość. Obserwowanie pozytywnych zmian u naszych dzieci daje nam też ogromną radość. Tej radości i otwartości to my uczymy się zresztąod nich.

 

Lidia Czepielewska

 

Z młodymi ludźmi trzeba przede wszystkim rozmawiać. Najważniejsze są tu szczerość, naturalność i otwartość na drugiego człowieka. Na pewno można też zyskać przy młodych wiele dystansu do samego siebie.

 

Magdalena Komorowska

 

Do Ośrodka przychodzę od ponad dwóch lat. Zdobyłam tutaj wiedzę i zyskałam wielu znajomych, m.in. Natalkę i Agnieszkę, z którymi fajnie spędzamy czas.

 

Amelka

 

 

Artykuł ukazał się w marcowo-kwietniowym numerze „Któż jak Bóg” 2-2019. Zapraszamy do lektury!