Pod koniec filmu „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” Dorotka żegna się z przyjaciółmi przed powrotem do Kansas. Całuje Blaszanego Drwala, a on odpowiada: „Teraz wiem, że mam serce: bo się psuje!”.
Kilka tygodni temu otrzymałem e-mail, który brzmiał bardzo podobnie do lamentu Blaszanego Drwala. Jego autor jako dziecko padł ofiarą molestowania seksualnego z rąk krewnego. Przez dziesięciolecia zachowywał tę tajemnicę ukrytą w swoim sercu:
Myślałem, że zabiorę ze sobą to wydarzenie do grobu, chroniąc wszystkich. Ale widać wola Boża była inna. Załamałem się… Wystąpił u mnie zespół stresu pourazowego (PTSD). Byłem odrętwiały i przez jakiś czas cierpiałem na amnezję. Nie poznawałem żony i dzieci. Poprzez moje załamanie tajemnica wyszła na jaw. Niestety, moi rodzice i rodzeństwo nie uwierzyli moim słowom. Zostałem odrzucony. Objawy PTSD powróciły.
Pytam o MIŁOŚĆ, gdzie jest ich MIŁOŚĆ? Ale też mam pytania dotyczące mnie osobiście: (1) Czy to choroba mojej duszy? Lekarze twierdzą, że odrętwienie emocjonalne to część PTSD. (2) Bardzo się boję, że zostanę ukarany przez Boga, ponieważ nie jestem w stanie kochać moich rodziców i rodzeństwa. Uczestniczyłem w kilku Mszach św. z modlitwą o uzdrowienie, ale bez skutku. Czy robię coś źle? Czy powinienem prosić o uzdrowienie, czy cierpieć dalej? To odrętwienie mnie przeraża. Modliłem się i oddałem swoją wolę Bogu… Niewiele więcej mam do oddania…
Autor powyższego maila zdecydowanie doświadcza tego, co święci nazywają ciemną nocą duszy, ale o tym za chwilę. W pierwszej kolejności życzę Ci Chrystusowego pokoju. Ufam, że wcale nie jesteś „poza” Bogiem i Jego łaską.
Mój znajomy miał tak samo…
W tej chwili „nie odczuwasz” miłości do Boga i do swoich bliskich. Teraz zapewne Cię to martwi i oceniasz ten stan jako zły. Pamiętaj jednak, że same uczucia i odczuwanie nie są najważniejsze dla zdrowia twojej duszy. A to dlatego, że miłość nie jest uczuciem, a zobowiązaniem woli do czynienia dobra innym (również dobra dla siebie jako dziecka Bożego).
Oczywiste jest, że nie szukasz zemsty na swoich bliskich, ani im nie złorzeczysz. I wydaje się jasne, że powierzyłeś swoją wolę Temu, kto może się o nią dobrze zatroszczyć: samemu Bogu. Wszystko to oznacza, że pozostajesz w stanie łaski uświęcającej.
Znam kogoś, kto przeżywał dokładnie te same uczucia, których Ty teraz doświadczasz: Jezusa z Nazaretu, naszego Pana. Przybity do krzyża, niezrozumiany przez rodaków, a nawet porzucony przez większość swoich przyjaciół i krewnych, od których miał pełne prawo oczekiwać miłości i pociechy w potrzebie, był emocjonalnie „odrętwiały”. Czuł się tak, jakby Bóg, Jego Ojciec, był daleko. Dlatego wołał w agonii: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mat. 27:46). Choć umierając nie czuł miłości (jeśli cokolwiek można czuć w takiej chwili, to raczej były to uczucia przytłaczającego żalu i smutku), to jednak w tym momencie wyraził swoje zobowiązanie do miłości względem nas i Boga głębiej niż w jakimkolwiek innym czasie Swojego ziemskiego życia.
Tak więc, bracie w Chrystusie, naprawdę znajdujesz się na krzyżu obok Jezusa. Pamiętaj tylko, że nie oznacza to, że w ogóle jesteś oddzielony od Niego, niezależnie jak odrętwiały lub pogrążony w smutku możesz się czuć. Wręcz przeciwnie, jesteś złączony z Bogiem, ponieważ Twoja wola jest zjednoczona z Jego wolą, kochasz swoich prześladowców tak, jak On, modlisz się za nich i nie pragniesz ich krzywdy.
Prawdziwe centrum Twojej duszy, Twoja wola, jest bezpiecznie zamknięta w ramionach Twojego Ojca Niebieskiego – dokładnie tam, gdzie ją zostawiłeś! Bóg dobrze się nią zaopiekuje. Pamiętaj, jak kończy się ta historia w Ewangelii: nadchodzi poranek wielkanocny. Poczekaj na to w zaufaniu. Psalm 130 wyrazi to najlepiej: „Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,o Panie, słuchaj głosu mego!Nakłoń swoich uszuku głośnemu błaganiu mojemu!Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,Panie, któż się ostoi?Ale Ty udzielasz przebaczenia,aby Cię otaczano bojaźnią.W Panu pokładam nadzieję,nadzieję żywi moja dusza:oczekuję na Twe słowo.Dusza moja oczekuje Pana
bardziej niż strażnicy świtu,bardziej niż strażnicy świtu” (Ps 130, 1-6).
Każdy uczeń Chrystusa w pewnym momencie życia bedziemusialodbyc podróż przez ciemną noc duszy. Owa ciemna noc może nadejść z trzech powodów:
Trwanie w grzechu śmiertelnym lub świadome trzymanie się grzechów powszednich.
Na wczesnych etapach naszej wiary Duch Św. zazwyczaj daje nam odczuć swoją pocieszającą obecność. Czyni to, aby pokazać nam, że jest pragnieniem naszego serca i pokrzepić nas w drodze. Ale jeśli uparcie odmawiamy porzucenia jednego lub więcej z usidlających nas grzechów, te utrzymujące się grzechy mogą zatamować wody Jego łaski i uniemożliwić Mu odświeżenie naszego spieczonego ducha. W rezultacie możemy czuć się odrzuceni przez Boga lub czuć, że odszedł On daleko, podczas gdy w rzeczywistości to my (przynajmniej częściowo) Go odrzuciliśmy. Pamiętajmy, że Bóg kocha nas tak bardzo, że nie chce mieć tylko połowy naszych serc, ale w całości! Jeśli uparcie opieramy się Jego miłosnym zalotom i Jego uświęcającej łasce, może pozwolić nam stracić poczucie Swojej obecności. Zrobi to, aby obudzić nas na potrzebęprawdziwej skruchy i uczciwości wobec siebie.
Jeśli chcemy dowiedzieć się, które wady najbardziej przeszkadzają w naszej relacji z Bogiem, na pewno pomoże pogłębiona spowiedź generalna. Możemy też zapytać naszych bliskich lub osoby, którym ufamy, o nasze wady, o prawdę o nas.
Ten powód – brak pokuty za grzech – z całą pewnością NIE JEST przyczyną trudności naszego czytelnika.
Drugim powodem ciemnej nocy duszy może być fizyczne lub emocjonalne wyczerpanie albo choroba. Pamiętajmy, że dusza i ciało człowieka wzajemnie na siebie oddziałują. Jesteśmy wrażliwymi, kruchymi stworzeniami. Gdy nasze ciała i emocje nie funkcjonują prawidłowo, może to wpływać na nas jak ciemna chmura, która spowija duszę, uniemożliwiając jej odczuwanie normalnych i zdrowych uczuć miłości do Boga lub do bliźnich. Często uniemożliwia nam nawet odczuwanie obecności Boga w modlitwie i uwielbieniu.
Jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do słodkich pociech duchowych, to ciemna noc może wywołać w duszy wielki niepokój, a nawet sprawić, że poczujemy zupełnie przez Boga odrzuceni lub jak gdybyśmy Go całkowicie stracili.
Tu znów trzeba nam pamiętać, że nasza miłość do Niego nie jest tylko uczuciem, jest przede wszystkim zobowiązaniem woli.I to zaangażowanie można wzmocnić nawet w środku ciemnej nocy. Bóg daje nam łaskę przylgnięcia do Niego z miłością i ufnością, nawet wtedy, gdy nękają nas wątpliwości, lęki, emocjonalne odrętwienie lub cierpienie. To jest rodzaj ciemnej nocy, której Jezus doświadczył na krzyżu. To jest rodzaj ciemnej nocy, której teraz doświadcza nasz czytelnik.
Spójrzmy prawdzie w oczy: to okropne uczucie! I może trwać dłużej, niż myślimy, że możemy wytrzymać!Jest to rodzaj ciemnej nocy, dla której możemy i powinniśmy szukać uzdrowienia, ponieważ wynika z naturalnych przyczyn.
Jako student przeszedłem przez bardzo trudny czas, podczas którego, z pomocą chrześcijańskiego doradcy, opracowałem coś, co nazwałem „zestawem ratunkowym na ciemną noc”. Mam nadzieję, że czytelnicy uznają to za pomocne:
• Zaufaj obiektywnej prawdzie Ewangelii. Bez względu na to, co w tej chwili możesz czuć, następujące stwierdzenia biblijne są nieomylnie prawdziwe i godne zaufania: „Wy jesteście światłością świata” (Mt 5,14), „solą ziemi” (Mt 5,13), „Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi,ale jeszcze się nie ujawniło,czym będziemy.Wiemy, że gdy się objawi,będziemy do Niego podobni,bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3, 2).
• Dbaj o siebie, jak wiesz, że Jezus Chrystus chciałby, abyś to robił: dużo odpoczywaj, odżywiaj się zdrowo, zadbaj o odpowiednią opiekę medyczną, czas na rekreację i czas z przyjaciółmi. Natura ma niezwykłą moc uzdrawiania, ustanowioną przez Boga, naszego Stwórcę.
• Rób także coś pożytecznego dla kogoś innego, jakkolwiek by to nie było, nawet przy niewielkich twoich siłach i zasobach, i cierpliwie czekaj na Boga. Bóg stopniowo przymnoży ci sił
• Jeśli te trzy rzeczy nie wystarczą, aby przynieść ulgę i uzdrowienie, otwórz swoje serce na doświadczonego i mądrego chrześcijańskiego doradcę lub kierownika duchowego. Mogą istnieć głębsze rany, którym trzeba będzie stawić czoła w świetle miłości Chrystusa. Doradca lub kierownik duchowy może być w stanie pomóc ci zlokalizować ropiejącą ranę i wydobyć ją na światło dzienne w celu uzdrowienia. Lecz nie rezygnuj z pierwszych trzech podpowiedzi „zestawu ratunkowego” – zawsze pomagają!
3. Ciemna noc duszy może być wywołana w nadprzyrodzony sposób przez samego Boga. Nie wydaje mi się, że właśnie tego rodzaju nocy ciemnej doświadcza czytelnik. Nie jest pewne również, czy tego doświadczał nasz Pan na krzyżu (zdania teologów są podzielone). Ta noc ciemna niekoniecznie różni się od tej, opisanej w punkcie 2, ma po prostu inną przyczynę.
Czasem, przy braku nieodpokutowania za grzech (a może się to zdarzyć, gdy dusza kroczy wiernie drogą Bożych przykazań!) i bez dostrzegalnego powodu fizycznego czy emocjonalnego oraz nasz Pan po prostu odbiera wybranym osobom poczucie Swojej miłosnej obecności. I znów, głównym powodem takiego działania jest wzmocnienie naszego miłosnego oddania się Jemu, abyśmy nauczyli się całkowicie polegać na Jego woli i Jego niewidzialnej (nawet niewyczuwalnej) łasce.
Nie ma sensu szukać „uzdrowienia” z tego stanu, ponieważ jego przyczyna jest nadprzyrodzona, a nie naturalna. Z pewnością pomoże„zestaw ratunkowy na ciemną noc”. Zawsze pomaga! Ale ta ciemna noc zakończy się w pełni tylko wtedy, gdy – i jak – zechce Pan. Wykonuje operację w głębi duszy. Wszystko, co możemy zrobić, to pozwolić Mu pracować i zaufać Mu we wszystkim.
Św. Siostra Faustyna doświadczyła właśnie tej nocy duszy w nowicjacie. Miała wrażenie, że to się nigdy nie skończy: „Pod koniec pierwszego roku nowicjatu zaczęło się ściemniać w duszy mojej. Nie czujężadnej pociechy w modlitwie, rozmyślanie przychodzi mi z wielkim wysiłkiem, lęk zaczynamnie ogarniać. Wchodzę głębiej w siebie i nic nie widzę oprócz wielkiej nędzy. Widzę takżejasno wielka świętość Boga, nie śmiem wznieść oczu do Niego, ale rzucam się w proch podstopy Jego i żebrzę o miłosierdzie. Upłynęło tak blisko pół roku, a stan duszy nic się niezmienia” (Dz 23).
„Wpewnej chwili przyszła mi taka silna myśl, ze jestem od Boga odrzucona. Ta straszna myślprzebiła duszę moja na wskroś. W tym cierpieniu zaczęła konać dusza moja. Chciałamumrzeć, a nie mogłam (Dz 23).
„Dusza rwie się do Boga, a czuje się odepchnięta. Wszystkie męki i katusze świata sąniczym w porównaniu z tym uczuciem, w którym ona jest cala pogrążona – to jestodepchniecie od Boga. Nikt jej ulgi przynieść nie może. Widzi, że jest sama jednak, nikogonie ma na swa obronę. Wznosi oczy do nieba, ale wie, że to nie dla niej – wszystko dlastracone. Z ciemności wpada w większą ciemność, zdaje jej się, że na zawsze straciła Boga,tego Boga, którego tak kochała(Dz 98).
Św. Jan od Krzyża szczegółowo pisał o tego rodzaju ciemnej nocy, ale uczuć wyrażonych przez św. Siostrę Faustynę równie dobrze mogą doświadczyć osoby cierpiące na ciemną noc wywołaną przyczynami naturalnymi (jak w punkcie 2). Uczucia odrzucenia i porzucenia przez Boga, braku pocieszenia w modlitwie, „utraty na zawsze Boga, którego kiedyś tak bardzo kochała” – to wszystko jest charakterystyczne dla każdej głębokiej, ciemnej nocy.
Podstawowe lekarstwo jest zawsze takie samo. Zaufaj Mu nawet w ciemności. Ciemność nie jest dla Niego ciemna; noc jest jasna jak dzień; dla Niego ciemność i światło są jednakowe, ponieważ może działać w głębi naszych dusz i wypracować Swój plan miłości, nawet gdy wszystko wydaje się nam ciemne (zob. Psalm 139:7-12).
Jeśli twoje uczucia mówią ci coś innego, nie ufaj swoim uczuciom. Zaufaj Biblii. Zaufaj Kościołowi. Zaufaj świętym. I pamiętaj, że zbliża się wielkanocny poranek. Jezus to obiecał! Św. Siostra Faustyna ujęła to najlepiej: Jezu, nie pozostawiaj mnie samej w cierpieniu. Ty, Panie, wiesz, jak słabą jestem, jestem przepaścią nędzy, jestem nicością samą, więc cóż w tym będzie dziwnego, jeżeli mnie pozostawisz samą, i upadnę. Niemowlęciem jestem, Panie, nie umiem sobie radzić, jednak ponad wszelkie opuszczenie ufam i wbrew swojemu uczuciu ufam, i cała się przemieniam w ufność wbrew nieraz temu, co czuję” (Dz 1489).
dr Robert Stackpole
dyr. Instytutu Miłosierdzia Bożego
im. Jana Pawła II, Massachusetts,USA
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” 1/2022
