Jak to jest z okazywaniem pobożności?

Nadeszły dwa listy o treści – wydawałoby się – sprzecznej. Oto ich fragmenty:

 

Jak to zrobić, aby jeden z naszych księży nie robił z Mszy Świętej teatru? Jest tak pobożny, że aż sztuczny, to raczej odpycha niż przyciąga…

 

Drugi – nadszedł dosłownie dwa dni po tamtym:

 

Mam czasem wrażenie, że kapłan, który jest wikariuszem w naszej parafii, sprawuje nabożeństwa nonszalancko, mówi szybko i niewyraźnie, przy ołtarzu porusza się zbyt swobodnie… Czy nie ma jakichś zapisanych zasad, w których księża mogliby przeczytać, jak zachowywać się podczas sprawowania Liturgii? Przecież chyba wierzą w to, co robią?

 

Oczywiście są dość precyzyjne instrukcje dotyczące sprawowania Mszy Świętej, ale nie są to didaskalia, jak w tekście sztuki teatralnej.

 

Jak szukać odpowiedzi na nadesłane pytania? Na pewno trzeba zacząć od tego, że trzeba umieć patrzeć na świat z właściwej perspektywy, starać się nie oceniać przez pryzmat własnych emocji. Przecież ten kapłan, którego oceniono w pierwszym liście, może być prawdziwie pobożny i gorąco zaangażowany w sprawowanie Liturgii, a jedynie sposób wypowiadania słów czy wykonywania ruchów ma na tyle specyficzne, że powierzchowny obserwator odnosi mylne wrażenie. Przecież kapłan oceniany w drugim liście może być osobą lekko znerwicowaną, może chorą…

 

Oczywiście, nie twierdzę, że nie ma księży, którzy zbyt mało szacunku wkładają w sprawowane obrzędy czy księży, którzy „zbyt teatralnie” się zachowują, ale też nie spieszmy się z ocenami. Jesteśmy tak różnorodni… Każdy człowiek jest tajemnicą, nie tylko w swej duchowości, ale w całości, ze stroną fizyczną włącznie. Gdy słyszę opinie podobne do tych, które zaprezentowałem w listach, zwykle mówię cztery uwagi:

 

– pamiętaj o modlitwie w intencji kapłanów;

 

– zamiast opowiadać swoje wrażenia innym, podziel się swymi przeżyciami z konkretnym księdzem;

 

– zawsze staraj się wyjaśniać zachowania człowieka w sposób dobry, a nie na sposób oskarżenia;

 

– zwykle oceniamy według siebie, zdradzając swoje intencje.

 

W wersji D piątej modlitwy eucharystycznej jest prośba, aby Duch Święty pomógł pogłębiać więź między wiernymi a kapłanami, między kapłanami i biskupem, między biskupami a papieżem. Tak ważna jest bezpośredniość, przecież większość z nas nie ma pojęcia, jak inni interpretują nasze zachowania, nasze ruchy itp. Może – po głębokim przemyśleniu, przemodleniu – należy powiedzieć kapłanowi, że jego ruchy czy sposób wypowiedzi wydają się niedbałe, niech to sam przemyśli.

 

Usłyszałem kiedyś zarzut, że któryś ksiądz niestarannie wznosi ramiona podczas modlitw mszalnych. Niezręcznie się poczuła osoba wypowiadająca tę uwagę, gdy jej powiedziałem, że ów kapłan ma silne bóle reumatyczne w okolicach obojczyka.

 

Złoty środek: Niech każdy z nas pilnuje swoich intencji, niech stara się, aby modlitwy były szczere, a życie było dostosowane do treści modlitw. Owszem, jesteśmy po części odpowiedzialni za innych, udzielajmy sobie upomnień, ale… co pomyśleć o wierze osoby, której przeszkadza szybsze wypowiadanie słów…..

 

 

Jak to jest z wybieraniem osób do czytania podczas Liturgii Słowa?

 

Jestem od dawna lektorem, a ponieważ na studiach mam stosunkowo niewiele zajęć, pomagam również w parafii w prowadzeniu scholi i teatrzyku. Od pewnego czasu jest u nas zakonnica, z którą nie mogę się zgodzić, bo dla niej wszyscy się nadają… i do czytania perykop i do śpiewania psalmu i do każdej roli w teatrzyku. Uważam, że jak ktoś nie jest dobry, nie wolno mu pozwolić na czytanie, bo to lekceważenie Biblii i słuchaczy. Kto ma rację?

Animator

                                                                                    

Jestem raczej po Twojej stronie, uważam, że szacunek dla Liturgii wymaga, aby każdy, kto w niej czynnie uczestniczy, powinien być dobrze przygotowany. Jestem zwolennikiem poglądu, że na Mszy Świętej z udziałem dzieci powinni czytać rodzice czy starsze rodzeństwo. Fragmenty Pisma Świętego sylabizowane, albo czytane bez zrozumienia, raczej odpychają. Są oczywiście wyjątki – sam znałem takie dzieci, które nawet w starszych grupach przedszkolnych umiały znakomicie czytać: wyraźnie, ze zrozumieniem i bez niepotrzebnego nadinterpretowania. Ważne jest jednak, by pamiętać, że za liturgię odpowiada celebrans, a zasady pracy w parafii określa ksiądz proboszcz – ostatecznie on odpowiada za liturgię i duszpasterstwo w Waszym kościele.

 

Chciałbym nieco rozwinąć temat – zauważmy, że jeśli zasypujemy pochwałami wszystkich, którzy zgłaszają się do pomocy, to częściej robimy krzywdę niż podnosimy na duchu. Po pierwsze, Pan Bóg dał każdemu talenty, które powinniśmy rozpoznać i rozwijać (wychowawcy i starsi maja obowiązek pomagać młodszym w dostrzeganiu własnych talentów, nie wolno tu wprowadzać w błąd, może to spowodować podjęcie błędnych decyzji, a nawet ogromne zamieszanie w życiu). Po drugie, nikt nie jest od razu doskonały i niekiedy trzeba się bardzo napracować, aby osiągnąć efekt. I po trzecie, przydzielanie funkcji liturgicznych nie może być sposobem na podnoszenie na duchu. Owszem, może to być znak wyróżnienia postawy – na przykład w czasie Triduum Paschalnego mogą mieć przydzielone czytania ci, którzy wyróżnili się gorliwością w czasie Wielkiego Postu, ale… spośród osób dobrze czytających, a nie spośród wszystkich uczestników Dróg Krzyżowych.

 

Złoty środek: Według przyjętych zasad w Liturgii Słowa powinny uczestniczyć osoby obecne na Mszy Świętej, ale jest oczywiste, że powinny być to osoby przygotowane, a jeśli trzeba, to nawet jakoś sprawdzone przed Liturgią. Na pewno nie wolno dopuszczać do czytań osób, które mogłyby te zadania wykonać bez szacunku, bez zrozumienia i należytego przygotowania.

 

Jak to jest z obowiązkiem uczestnictwa we Mszy Świętej?

 

Okazuje się, że nie tylko w czasie wakacji ludzie „robią sobie wolne od Pana Boga”. Wiele razy w naszej rodzinie widzę, jak udział w niedzielnej Mszy Świętej jest lekceważony. Powody są zupełnie prozaiczne: a to „jestem zmęczony”, a to „mam wiele zaległości do zrobienia”, a czasem po prostu „jest tak zimno”. Czy starsi maja nam tylko kazać iść na Mszę Świętą, czy sami dać przykład?

Hubert

 

Zacząłbym nie od obowiązku, tylko od przyjaźni, miłości Jezusa Chrystusa. Jest sprawą normalną, że ludzie, którzy się kochają, chcą skorzystać z każdej chwili, w której mogą być ze sobą, cieszą się z każdej chwili, w której mogą mieć więcej czasu dla siebie. Wiele małżeństw odnajduje w swym związku nowe inspiracje, niektóre wracają do pierwszego zakochania… Przyjaciele, zapewne również wielu Waszych dzieci, spędzają więcej czasu ze sobą, jadą razem na wycieczkę rowerową, idą na basen, przesiadują wieczorami…

 

Trzeba na nowo odkrywać Miłość Boga i to odkrywać ją nie tylko w pięknie świata, który nas otacza, ale w bliskości Zbawiciela. A najbardziej bliskość Jezusa Chrystusa można przeżyć (co nie znaczy, że odczuć) w sakramentach świętych z Eucharystią na czele. Jeśli ktoś ma pokusę ucieczki od Mszy Świętej, to znaczy, że jeszcze nie odkrył, jak bardzo udział w Liturgii pomaga człowiekowi odpocząć, zyskiwać nowe siły, wprowadzać w codzienne życie to, czego uczy i daje przykład Pan Jezus. Jaki stąd wniosek? Może rozmowa z mądrym duszpasterzem? A może – jeszcze lepiej – rozmowa w gronie rodzinnym jak odkrywać w swoim życiu rolę Eucharystii… Można niedziele przeżywać jak małe pielgrzymki, czyli odwiedzanie sanktuariów. Na pewno nie jest to łatwe zadanie, ale znam rodziny, które podjęły się wspólnej, głośnej lektury dobrych książek (w temacie Eucharystii bardzo się sprawdza niewielka książeczka napisana przez dominikanina, ojca Wojciecha Jędrzejewskiego „Fascynujące zaproszenie” – opis Mszy Świętej jako randki z Panem Jezusem, który kocha i tęskni czekając na każdego z nas). A przy okazji może to być czas odkrywania miłości w rodzinie…

 

Złoty środek: Udział we Mszy Świętej jest obowiązkiem niezależnym od zmęczenia czy okoliczności, ale należy też używać rozumu! Jest oczywiste, że osoba chora czy pełniąca dyżur w absorbującej pracy jest zwolniona z tego obowiązku. Trzeba dodać, że każdy, kto nie może uczestniczyć we Mszy Świętej, powinien pobożnie wysłuchać relacji radiowej albo telewizyjnej, oczywiście też na miarę możliwości.

 

Ks. Zbigniew Kapłański,

mail: [email protected]

 

Artykuł ukazał się w marcowo-kwietniowym numerze „Któż jak Bóg” 2-2016. Zapraszamy do lektury!