Joga

Praktyki wywodzące się z Dalekiego Wschodu są, obok europejskich tradycji ezoterycznych, głównymi źródłami dzisiejszych zagrożeń duchowych. Osoby trafiające do egzorcystów dziwią się, że przyczyną ich kłopotów duchowych są ćwiczenia jogi, czy praktyka medytacji.

Zdziwienie to jest skutkiem manipulacji, jakiej poddawani są ludzie Zachodu od wielu lat. Środowiska ezoteryczne, okultystyczne, artystyczne i intelektualne od dawna głoszą teorie o przewadze dalekowschodniej duchowości nad chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo próbuje się zepchnąć na margines i powstały w ten sposób duchowy głód człowieka Zachodu proponuje się zaspokajać wschodnimi praktykami.

Jednak drogi duchowe Wschodu i Zachodu nie mają wspólnych punktów. Wynikają z zupełnie innych doświadczeń i dążą w zupełnie różnych kierunkach. Człowiek Zachodu intensywnie praktykując wschodnie techniki medytacyjne, może sobie tylko zaszkodzić. A osób takich niestety wciąż nam przybywa.

Pozorny relaks

Jedną z najpopularniejszych form „relaksu” są różnorodne zajęcia z jogi. Badania przeprowadzone przez Instytut Diagnoza Społeczna (2015) wykazują, że w Polsce jest ok. 300 tys. osób ćwiczących jogę; w ciągu ostatnich 10-ciu lat ich liczba zwiększyła się dziesięciokrotnie. Sposoby pozyskiwania adeptów są różne. Nie ograniczają się one już tylko, do coraz częściej powstających „szkół jogi”, ale również wkraczają w przestrzeń publiczną – jogę ćwiczy się w parkach. W okresie letnim popularne stały się zajęcia z jogi na zielonych skwerach polskich miast. Ćwiczą Warszawiacy, Poznaniacy, Krakowianie, Gdańszczanie na plaży, a także mieszkańcy małych miast i miasteczek, często bezpłatnie i za publiczne pieniądze. Uczestnicy letnich sesji przychodzą na wyznaczoną godzinę ze swoimi matami na zajęcia jogi. Przybywają dzieci z rodzicami, młodzież oraz seniorzy, którzy pod okiem instruktorów w skupieniu wykonują zalecane ćwiczenia. Praktykujący jogę nauczyciele wykorzystują ją na zajęciach w przedszkolu i w szkole, często bez wiedzy rodziców, w formie ćwiczeń wyciszających czy relaksujących wplecione w scenariusze zajęć, w szkołach rodzenia, w klubach seniora czy też w uzdrowiskach sanatoryjnych.

Te pozornie niewinne ćwiczenia niosą ze sobą jednak niebezpieczeństwo; szczególnie poważne dla osób, które o jodze mają niewielkie pojęcie. Utrwaliło się bowiem społeczne widzenie jogi jako jednego z rodzajów terapii będącej specyficznym lekarstwem na wiele cywilizacyjnych chorób; jak na coś, co człowieka ma wyciszyć, zrelaksować oraz przywrócić mu zdrowie. I prawdopodobnie po części tak jest, ale w ogólnym rozrachunku koszty mogą być bardzo wysokie. Joga bowiem nie jest tylko niewinną i obojętną technika relaksacyjną; to psychofizycznocielesna forma medytacji transcendentalnej o zupełnie niechrześcijańskim punkcie odniesienia.

Historia nawróconego jogina

Przekonał się o tym po wielu latach praktykowania medytacji i jogi francuski zakonnik ojciec Jacques’a Verlinde. Jako młody, dobrze zapowiadający się naukowiec stracił wiarę. Na fali popularności filozofii Wschodu zainteresował się jogą i medytacją. Uwiedziony wizją szczęścia, rozpoczynał od 20 minut medytacji dziennie, ale bardzo szybko przeszedł do całodziennych medytacji. Został gorliwym uczniem jogi i wyjechał do swojego guru do Indii, a później do ashramów w Himalajach. Tam zgłębiał filozofie wschodnie i tam również po kilku latach dokonało się jego nawrócenie.

W swoich świadectwach o. Verlinde tłumaczy, na czym dokładnie polegają ćwiczenia jogi. Główne zadanie jogi polega na tym, ażeby energię ziemską unieść w swoim ciele, od kręgosłupa aż po czubek głowy – bo jeśli energia ziemska połączy się z energia kosmiczną, wówczas zniknie „iluzja indywidualnej osoby”. Zakonnik podkreśla, że istnieją różne rodzaje jogi, ale wszystkie mają ten sam cel. I tak na przykład zadaniem hatha-jogi – opartej na ćwiczeniach fizycznych – jest to, aby przez pozycje ciała sprawić, by ta energia podniosła się wyżej w ciele.

Skąd ta energia?

Warto zadać sobie pytanie: Co to za energia? Otóż nie jest to żadna ze znanych energii fizycznych, jest to energia okultystyczna, czyli taka, której nie da się zmierzyć, ani zważyć. Ta energia nazywa się „kundalini”, a przedstawia się ją jako małego węża. Ma ona przechodzić od podstawy kręgosłupa, aż do czubka głowy. Ponieważ początkiem jest podstawa kręgosłupa, dlatego jogę ćwiczy się na siedząco w pozycji kwiatu lotosu. Gdzie dokładnie ma przechodzić wspomniana energia? Ma się ona wznosić kanałami okultystycznymi, czyli takimi, które nie należą do naszego ciała fizycznego. Wg wierzeń wschodnich mamy trzy takie kanały, które przecinają się siedem razy. Właśnie te punkty przecięcia są interesujące, bo tam znajdują się czakry, które maja zasysać energię (kundalini) do góry. Aby to ułatwić, joga zaleca, oprócz ćwiczeń fizycznych, także ćwiczenia oddechowe – pranajama. Ich cel jest dokładnie taki sam – mają one pomóc unieść energię. Dokonuje się tego za pomocą precyzyjnych technik oddechowych, dzięki którym należy doprowadzić się do stanu, w którym energia zostanie przepchnięta do góry. W jodze bardzo ważne są techniki koncentracji. Polegają one na powtarzaniu w umyśle mantr, które są słowami specjalnie dobranymi w taki sposób, aby wywołać rezonans w czakrach. Jak widać, joga koncentruje się wokół czakr. Ruchy ciała, oddychanie, koncentracja – wszystko po to, żeby uruchomić czakry. Wszystko dąży do tego, aby energię kundalini doprowadzić do czubka głowy, bo kiedy tak się stanie, ”Ja” osobowe znika i pojawia się poczucie jedności ze wszystkim.

Ojciec Verlinde tak mówi o tamtym doświadczeniu: „Żyłem medytacją całymi miesiącami, dzień i noc, praktycznie bez snu i jedzenia. Drążyłem w sobie pustkę, będąc całkowicie wyczerpanym: ciało, dusza i duch”. W tej pustce doszedł on do bardzo głębokiego przeświadczenia bolesnej i bezosobowej samotności. Długotrwała medytacja otworzyła jego przestrzeń duchową na rzeczywistość nadprzyrodzoną, ale – niestety – nieprzychylną człowiekowi. Jako źródło swojego duchowego zagubienia, które doprowadziło go do nieświadomego powierzenia życia złym duchom, Verlinde wskazuje na jogę, jako technikę otwierającą człowieka na działanie rzeczywistości duchowej.

Groźba utraty wiary

Od wielu lat również w Polsce daje się zauważyć wzrost popularności propagowanej przez różne ośrodki tzw. „duchowości Wschodu”. Atrakcyjny sposób ukazywania może spowodować, że osoby nią zainteresowane nie zauważą jej destrukcyjnych elementów. Mnożą się kursy medytacji i jogi, bardzo często ukazuje się je jako atrakcyjną alternatywę w stosunku do duchowości chrześcijańskiej. W efekcie jednak alternatywa zaczyna być konkurencją, by w finale zamienić się we wrogość do wiary chrześcijańskiej. Skutki dla osób wchodzących na drogę „nowej duchowości” bywają dramatyczne.

O. Verlinde, który na własnej skórze przeżył czym jest czynne zaangażowanie w duchowość Wschodu, mówiąc o grożących niebezpieczeństwach i zagrożeniach duchowych, przytacza przykład pewnej bardzo niewinnej z pozoru grupy „terapeutycznej” opartej na technikach jogi. Instruktor na początku mówił wszystkim uczestnikom, że nie ma znaczenia to jaką religię wyznają uczestnicy „terapii”, każdy z nich niech pozostanie przy swoich praktykach duchowych, bo z jogą to nie ma nic wspólnego. W efekcie, pod koniec „terapii”, okazało się, ze wszyscy(!) jej uczestnicy odeszli od swojej wiary.

Joga jako jednostka chorobowa?

Warto w takim razie zadać sobie pytanie: Dlaczego praktyki medytacyjne są niebezpieczne dla ludzi Zachodu? Dlaczego joga, która dla hinduisty żyjącego w Indiach, nigdy nie słyszącego o Jezusie, może być drogą zbawienia, w Europie i Stanach Zjednoczonych jest dla wielu osób źródłem wielu cierpień psychicznych i duchowych? Jest kilka powodów. Ćwiczenia medytacyjne na Zachodzie najczęściej praktykowane są bez opieki kompetentnego guru. Można zostać instruktorem jogi nawet po miesięcznym korespondencyjnym kursie. Prawdziwy, hinduski guru świadom jest zagrożeń jakie niesie za sobą intensywne ćwiczenie psychoduchowe jakim jest joga, czy medytacja. Wie, w którym momencie pojawią się traumatyczne objawy, przygotowuje do nich adepta, radzi jak sobie z nimi poradzić.

W USA już kilkanaście lat temu powstała nowa jednostka chorobowa: rozpad osobowości w wyniku ćwiczeń medytacyjnych i jogi. To nie są żarty. Warto się uczyć na błędach innych.

Nie ma chrześcijańskiej jogi

Oprócz zagrożeń psychicznych mamy w jodze również kontekst religijny. Joga była przed tysiącami lat, i do dziś jest, praktyką religijną. Służy do osiągania celów religijnych, czyli duchowych, i je osiąga. Pytani o rolę jogi w zwalczaniu stresu wschodni guru śmieją się z tego, że komuś przychodzi do głowy w tym celu wykorzystywać „świętą technikę” i dają do zrozumienia, że niezależnie od subiektywnego nastawienia osoby praktykującej jogę, technika ta osiąga swój obiektywny efekt. Duchowy efekt. Nie ma chrześcijańskiej jogi, tak jak nie ma hinduistycznej modlitwy. W obrębie świata hinduistycznych pojęć, modlitwa jest po prostu niemożliwa.

Jednak silny już w XIX w. zachodni nurt kulturowy zacierał granice pomiędzy światem Zachodu i światem Wschodu. Człowiek Zachodu traktuje religijne medytacje czy jogę niepoważnie. Nie jest świadom przepaści pomiędzy kulturą łacińską, a kulturami Dalekiego Wschodu. Nie jest też świadom, że duchowe autorytety hinduizmu i buddyzmu negatywnie wypowiadają się o przeszczepianiu hinduizmu i buddyzmu do Europy: „Nie jestem zwolennikiem całkowitego nawracania się ludzi Zachodu na buddyzm, gdyż nie jest naturalne odcinanie się od swoich korzeni. Francuzi powinni raczej odkryć zapomniane, lecz prawdziwe skarby własnej religii” – powiedział Dalajlama tygodnikowi „Famille Chretienne” 24 kwietnia 1996 r., komentując konwersje Francuzów na buddyzm. Za tą wypowiedzią kryje się głęboka świadomość niebezpieczeństw wynikających z takich konwersji. Jeśli dokonuje jej chrześcijanin, porzucający Chrystusa dla Buddy czy Kryszny, musi być też świadom konsekwencji apostazji. Wielkie religie są równie godne, lecz nie równie dojrzałe. Mahomet i Budda nie kryli, że są tylko ludźmi. Chrystus był Bogiem. Potrzebna jest rozwaga i ostrożność.

Jednego możemy być jednak pewni. Wschodnia medytacja jest techniką duchową i niesie duchowe skutki. Częstokroć praktykujący katolicy dają się ponieść fali „dobroczynnej siły” jogi, twierdząc, że przecież dla nich to tylko relaksujące ćwiczenia fizyczne i nie wiążą ich one z określoną filozofią. Czy rzeczywiście jest to możliwe? O. Verlinde na własnym przykładzie dowodzi, że joga nie jest tylko zwykłą techniką relaksacyjną. Kiedy wchodzi się w praktykę hinduizmu – bo tym jest w istocie uprawianie jogi – przez odpowiednie ćwiczenia uruchamia się tym samym poszczególne centra energetyczne. Energie, które pobudza joga mają charakter naturalny, lecz od pewnego momentu nie można wykluczyć obecności sił nieczystych. Nawet jeśli nie dochodzi do iluminacji, to ćwiczenia te nie pozostają bez wpływu na metabolizm i równowagę psychiczną ćwiczącego. W jodze, w której powtarza się mantry, wywoływany jest rodzaj autohipnozy, która ma prowadzić zmysły i umysł do oderwania się od rzeczywistości, by doprowadzić do zjednoczenia z wielkim kosmicznym „Ja”. Wiele mantr polega na powtarzaniu imion lub oddawaniu czci różnym bóstwom hinduskim. Jej celem jest zatem oddawanie czci bóstwom, a nie osiągniecie powierzchownego „spokoju” lub „wyciszenia”, jak często reklamują się kursy jogi. Ojciec Jacques Verlinde twierdzi, że nawet gdy uprawia się jogę zaledwie dwie godziny tygodniowo, przy wielkich trudnościach w przyjmowaniu właściwych pozycji na początku, to jednak – chcąc czy nie chcąc – powoli posuwa się do uaktywniania „kundalini”, czyli energii i mocy duchowej występującej równorzędnie pod postaciami węża, bogini oraz „siły”, łączącej w sobie atrybuty wszystkich bogiń i bogów, a to z chrześcijaństwem nie ma już nic wspólnego.

Ćwiczenia czy przywoływanie duchów?

Zaangażowanie się w szeroko propagowane duchowości wschodnie, obce chrześcijaństwu, może prowadzić do wielu niebezpieczeństw i destrukcji na podstawowych płaszczyznach człowieka jako osoby: religijnej – przez odrzucenie Chrystusa; duchowej – przez otwieranie się na okultyzm, zniewolenie, a nawet opętanie; psychicznej – przez uzależnienie od guru, psychomanipulacji; fizycznej – przez osłabienie, wyczerpanie, wyniszczenie i społecznej – przez doprowadzenie człowieka do bierności, wycofania, destrukcji więzi rodzinnych i międzyludzkich.

Wielu badaczy kultur wschodnich wyraźnie zaznacza, że joga z założenia zanurzona jest w świecie bogów i duchów, i polega na przywołaniu ich obecności, co może doprowadzić do opętania, a poszczególne pozycje jogiczne poświęcone są różnym bożkom. Indyjscy jogini kategorycznie stwierdzają, że filozofia i praktyka jogi są ze sobą nierozłączne. Gesty i ćwiczenia w jodze nie mogą być więc neutralne duchowo. Prowadzi to do tego, że ćwicząc ją, choć nie zawsze świadomie, otwieramy się na działanie złych duchów i zostajemy wciągnięci w swoisty rodzaj bałwochwalstwa.

Papież Jan Paweł II w książce „Przekroczyć próg nadziei”, wypowiedział znamienne słowa: Wypada chyba przestrzec chrześcijan, którzy z entuzjazmem otwierają się na rozmaite propozycje pochodzące z tradycji religijnych Dalekiego Wschodu, a dotyczące na przykład technik i metod medytacji oraz ascezy. W pewnych środowiskach stało się to wręcz rodzajem mody, którą przejmuje się bezkrytycznie. Trzeba, ażeby najpierw dobrze poznali własne dziedzictwo, żeby także zastanowili się czy mogą się tego dziedzictwa ze spokojnym sumieniem wyrzekać”. Te słowa św. Jana Pawła II są dzisiaj szczególnie aktualne.

Małgorzata Więczkowska

Artykuł ukazał się w lipcowo-sierpniowym numerze „Któż jak Bóg” 4-2018. Zapraszamy do lektury!