Kiedy życie da ci popalić

Duch ojców pustyni nie umiera nigdy. Mogłoby się wydawać, że w ciągu wieków zmieniają się ludzkie problemy, a życie odkrywa przed nami nowe trudności. Prawda jest jednak taka, że jak świat światem, tak wszyscy popadamy w te same kłopoty.

Przenieśmy się do Egiptu z przełomu IV i V wieku po Chrystusie. Żył tam pewien rolnik imieniem Paweł, który żył bogobojnie i sprawiedliwie. Niestety jego świętość nie pociągała jego pięknej żony, która znalazła sobie młodszego kochanka. Cała sprawa wyszła na jaw, a Paweł rozżalony i i rozczarowany biegiem wydarzeń postanowił dać wolną rękę żonie, a sam zapragnął zostać mnichem.

Udał się do pustelnika Antoniego, który widząc jego podeszły wiek (miał 60 lat), kazał mu wracać do domu. Paweł jednak nie miał takiego zamiaru i spędził pod drzwiami eremity cztery dni bez żadnego jedzenia i picia. Antoni obawiając się, że natręt w końcu umrze z głodu wpuścił go do swojej celi. Widząc jego zapał i doceniając jego historię pozwolił mu na prowadzenie życia na pustyni w osobnej celi. Tutaj właściwe cała historia mogłaby się zakończyć, ale życie Pawła dopiero nabierało głębszego sensu.

Zło, którego doświadczył w swoim domu, uczyniło go człowiekiem wielkiego ducha. Zdrada żony i trudności na początku drogi pustelniczej wyrobiły w nim niezwykły charyzmat do egzorcyzmowania opętanych. Antoni, który nie posiadał takiego daru, odsyłał przybyszów właśnie do Pawła. Wieść głosiła, że nikt inny nie potrafi przepędzać złych duchów z taką łatwością jak on. Miejscowa ludność widząc jak dalece człowiek może zmienić swoje życie nadała mu nawet nowy przydomek. Od tej pory był Pawłem Prostakiem (dzisiaj zapewne nikt by się z takiego przydomku nie ucieszył).

Historia św. Pawła Prostaka uświadamia nam, że życie ludzi dotkniętych cierpieniem wcale nie traci sensu. Wręcz przeciwnie, każde doświadczenie jest zapowiedzią nowego biegu wydarzeń. Czasami trzeba zostawić to, co dobre dla czegoś jeszcze lepszego. Można bowiem zostać prostakiem i jednocześnie być większym niż wielu szlachetnie urodzonych.

ks. Mateusz Szerszen CSMA