Kościół grzecznych ludzi

– Szukam jakiejś wspólnoty, poszłam nawet do jednej, ale tam są takie same „grzeczne dziewczynki”; czułam, że tam nie pasuję – opowiada mi jedna ze znajomych, która miała burzliwą przeszłość. A ja zaczęłam zastanawiać się, czy faktycznie tak jest, czy może po prostu jako katolicy nauczyliśmy się zakładać maski „grzecznych ludzi” i nie pozwalamy sobie ich ściągnąć.

Maski „grzecznych ludzi”

Mamy przekonanie, że bycie katolikiem wiąże się z tym, że musimy być „ą” i „ę”, nieważne, co aktualnie przeżywamy, jaki mamy charakter i talenty. Musimy być ułożeni i pokorni – rozumiejąc pokorę jako postawę pełną pochylenia ze spuszczonymi włosami zasłaniającymi twarz.

Popatrzcie na figury świętych. Dramat. Figura św. Stanisława Kostki – rączki złożone, włosy przylizane. Ludzie, ten facet kilkaset kilometrów zasuwał na piechotę; był wysmagany wiatrem, spał na otwartej przestrzeni, po jakichś skałach, a my malujemy go w taki sposób. Ideałem chrześcijanina nie jest właśnie taki cichy i spokojny, kto nie wadzi nikomu – mówił w jednym ze swoich kazań ks. Piotr Pawlukiewicz

Chrześcijaństwo nie jest jakimś wynaturzeniem. Chrześcijaństwo jest naturalne… do bólu.  Fascynuje mnie, jak wiele odpowiedzi daje na nasze problemy. Jak bardzo jest… normalne.

Przed Bogiem nie musimy zakładać masek. Takie maski „grzecznych ludzi” doprowadzają do kompulsywnych zachowań, do braku konfrontacji w prawdzie ze sobą, a nawet do zamknięcia się na Boże Miłosierdzie. Takie maski powodują, że odnosimy wrażenie, że Bóg jest z nami tylko wtedy, kiedy jesteśmy „dobrzy” (przy czym „bycie dobrym” definiujemy jako bycie grzecznym – że nic nie będzie nas denerwować, że będziemy uśmiechać się do wszystkich, potakując głową i pobożnie żegnać przy kościele, który jest przez nas mijany itd.), a kiedy nam coś nie wyjdzie, znów upadniemy, znów zdominuje nas nasza słabość, znów popełnimy ten sam grzech, czy poddamy się naszej wadzie, zaczynamy odczuwać rozczarowanie samym sobą i skupiać na tym rozczarowaniu, zamiast pobiec, by przytulić się w otwarte ramiona Ojca.   

Bezbłędni katolicy

Maski „grzecznych ludzi” powodują także poczucie, że katolicy nie mają prawa popełnić błędu, że nie będą zdradzać współmałżonka, że nie dokonają aborcji, że nie będą kraść, czy nie będą chorzy na alkoholizm, nie uzależnią się od hazardu, nikotyny czy pornografii. Problem polega na tym, że katolik jest takim samym człowiekiem, jak każdy inny, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Kluczowe jest jednak odkrycie, że „moc w słabości się doskonali„. Oczywiście, nie chodzi o wystawianie Pana Boga na próbę, czy życie – piekła nie ma, Bóg jest miłosierny, więc mogę robić co chcę. Mamy rozum, więc mamy obowiązek korzystania z niego, również po to, by sięgnąć po lekturę rozwijającą duchowość i naszą wiedzę religijną. Ale wiemy dobrze, że są w życiu różne okoliczności, które sprawiają, że nie możemy dać gwarancji, że „nigdy” czegoś nie zrobimy. Pewni możemy być tylko miłości Boga, a nie własnego postępowania. Kogut zapiał po deklaracjach pełnych pewności pierwszego papieża. Ale jednocześnie nie oznacza to także, byśmy teraz żyli w lęku, że damy się wyprowadzić z równowagi, że nasza postawa będzie odbiegać od tej, „co zrobiłby Jezus”. Bo w końcu Bóg JEST, a my mamy nawracać się codziennie. Przy czym nawracamy się, ale nie sami. I to jest naprawdę dobra nowina. Nie jesteś sam/a. Zdarzyło Ci się zrobić coś złego, zdradziłaś męża, znów sięgnąłeś po kieliszek. Nie jesteś sam.

Bóg działa w słabości. Jedyne, co mamy to nasza nędza. Przyjdź z tą nędzą do Niego. Nawet jeśli to kolejny raz.  Grunt, by przyjść w postawie otwartości i pragnienia pełnego oddania się. Osobiście uwielbiam fragment z 2 listu do Koryntian, w którym św. Paweł pisze o swoim problemie, nazywając go „ościeniem”

Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował – żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. 10 Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.

Teolodzy wskazują, że tym ościeniem mogła być jakaś choroba, ale nie jest wykluczone, że mogą to być także jakieś obrazy z przeszłości – w końcu jako Szaweł mordował ludzi, siał grozę i  dyszał żądzą zabijania”. Bóg może uleczyć naszą przeszłość, ale najprawdopodobniej szanując naszą wolność, zostawi nam także coś, co w niej się działo. I choć nasze życie może być inne, bo chcemy za Nim iść, to ten obraz, to zachowanie, ta słabość z przeszłości, będzie nam dalej towarzyszyła, szczególnie w chwilach rozleniwienia duchowego, braku skoncentrowania na Chrystusie, czy narastających problemów.  

„Jego zachowanie pozwala zrozumieć, że wszelkie trudności związane z naśladowaniem Chrystusa i składaniem świadectwa o jego Ewangelii mogą być pokonane dzięki ufnemu otwarciu się na działanie Pana. Św. Paweł ma głęboką świadomość tego, że jest «sługą nieużytecznym» (Łk 17, 10) — to nie on dokonał wielkich rzeczy, ale Pan — że jest «naczyniem glinianym» (2 Kor 4, 7), w którym Bóg przechowuje bogactwo i moc swojej łaski.” – tłumaczył w jednej ze swoich katechez papież Benedykt XVI

Właśnie po to mamy słabość – by jeszcze mocniej oprzeć się na Bogu. Byśmy odkrywali, że tylko w Nim możemy ją przezwyciężyć i tylko małymi krokami. Tak jak w przypadku walki z uzależnieniem  – mamy skupiać się na dniu dzisiejszym, przeżyć go tak, by znów nie popełnić danego czynu. Jeśli będziemy obiecywali sobie, że „nigdy już tego nie zrobię”, „nigdy już się tak nie zachowam”, najprawdopodobniej polegniemy, jak tylko będziemy mieć gorszy dzień. Zawsze małe kroki. I zawsze skoncentrowani na Bogu, a nie na sobie.

Pragnienie zmiany

Wspólną cechą powołanych przez Chrystusa było pragnienie. Oni chcieli, pragnęli. – Czy spowiadałeś się z tego, że nie jesteś spragniony? – pytał niegdyś ks. Piotr Pawlukiewicz. Pan Bóg przez całe życie sprawdza, czy chcemy. Po co są te słabości? Byśmy wiedzieli, że sami z siebie nic nie możemy. Tylko dzięki temu odkryciu, naprawdę możemy oprzeć się na Bogu.

Kiedy jesteś świadkiem wielkiego zgorszenia, jakim jest hipokryzja katolików – np: słyszysz, że walczą głośno o katolickie wartości, a sami ich nie przestrzegają, nie miej z tego rozgrzeszającej siebie satysfakcji – „patrzcie, tacy katolicy, a tak zrobili”. Pomyśl, jak możesz im pomóc, jeśli faktycznie ich drogi jawnie się rozeszły z tym, co głoszą. Zwróć uwagę, jeśli to twoi znajomi. A jeśli nie możesz nic zrobić, módl się za nich  i skup na tym, by walczyć ze swoją „belką” w oku. Każdy ma swoją drogę i być może niektóre przeżycia są potrzebne (nawet jeśli często bardzo przykre), by odkryć w swojej nędzy, kim jest Bóg.

– Grzesznika jest łatwiej przerobić w świętego, niż osobę letnią – mawiał wspomniany ks. Pawlukiewicz

Większość z nas zna historię o grzechu Dawida, który nie mógł pohamować swojego pożądania i współżył z Batszebą, żoną Uriasza. Następnie król Dawid usiłował zabić Uriasza, bo wolał popełnić morderstwo niż przyznać się do swojego grzechu. Jednak mało kto zauważa jedno zdanie, które widnieje tuż przed całą historią:


Na początku roku, gdy królowie zwykli wychodzić na wojnę, Dawid wyprawił Joaba i swoje sługi wraz z całym Izraelem. Spustoszyli oni [ziemię] Ammonitów i oblegali Rabba. Dawid natomiast pozostał w Jerozolimie. (2 Sm 11)

Skupiamy się na grzechu cudzołóstwa i na fakcie, że brak odwagi do stanięcia w prawdzie przyczynia się do popełnienia kolejnego grzechu –  jednak – jak czytamy – król Dawid nie był na swoim miejscu. Nudził się. Zamiast na wojnie, gdzie królowie powinni być, pozostał w zamku. To jest korzeń jego grzechu. Warto zastanowić się nad swoim. Czy jestem na swoim miejscu? A jeśli nie jestem, to co zrobić, by do niego powrócić?

Spotkanie z Miłosierdziem

Musimy pozwolić Bogu na to, aby przyszedł ze Swoim miłosierdziem. Bóg jest hojny. Nie doceniamy Sakramentu Pokuty i Pojednania, odczuwamy przed nim lęk. Jednak często głównym powodem lęku jest strach przed spowiednikiem. Powinniśmy spróbować zmienić nasze myślenie o spowiedzi, powinniśmy spróbować nie poprzestawać na tym, czego nauczyliśmy się podczas szkolnej katechezy, wciąż tworząc listę, którą wystrzeliwujemy niczym karabin maszynowy, niemal z tymi samymi pozycjami, jak w 2 klasie podstawówki.

Gdy zmienimy podejście z „muszę iść do spowiedzi”, na „chcę się spotkać z Bogiem”, potrzebuję umocnienia, gdy odkryjemy, że  to Bóg nas bardzo pragnie, a sakrament pokuty to Spotkanie z Miłosierdziem, również nasze obawy staną się mniejsze. Nie oznacza oczywiście, że znikną. Dotykamy tak wrażliwych tematów, że wstyd jest rzeczą naturalną.  Mnie przy temacie spowiedzi bardzo porusza scena z Ewangelii Jana o kobiecie cudzołożnej. (J 8, 1- 11)

«Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem». 8 I powtórnie schyliwszy się, pisał na ziemi. 9 Kiedy to usłyszeli, jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku. 10 Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: «Kobieto, gdzież [oni] są? Nikt cię nie potępił?» 11 A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz».

Co ta kobieta musiała czuć, kiedy Jezus sprawił, że ci, którzy chcieli ją ukamienować odeszli? Może również wciąż czuła strach i obawę przed spotkaniem z Jezusem „face to face”, sam na sam. Co jej zrobi? Jednak On jej nie potępia.

Warto tuż przed spowiedzią wziąć sobie ten obraz na warsztat, by odkryć, że możemy zdjąć maskę „grzecznych ludzi”, wyznać przy spowiedzi prawdę „grzesznych ludzi” i iść ku Górze małymi krokami, tacy, jacy jesteśmy naprawdę.

Karolina Zaremba

przy pisaniu artykułu korzystałam z kazania ks. Piotra Pawlukiewicza (https://youtu.be/AzguB2WBFD4), a także jest to owoc modlitw podczas Rekolekcji Ignacjańskich u sióstr Sacre Ceour i wysłuchanych konferencji i wprowadzeń przygotowanych przez s. Renatę Ryszkowską RSCJ