Ks. Markiewicz, który wyprzedził noblistów

Richard Thaler, noblista w dziedzinie ekonomii z 2017 r., rozwija nurt zwany ekonomią behawioralną. Jedną ze swoich kluczowych tez udowodnionych w badaniach naukowych przedstawia w książce pt. Zachowania niepoprawne. Thaler podważa tam wieloletnie założenia „klasycznej” ekonomii, w której uznaje się, że człowiek podejmuje decyzje w sposób optymalny i najbardziej racjonalny, jak to tylko możliwe, nie tylko w sferze ekonomicznej, ale też w życiu codziennym.

Thaler z premedytacją nazywa „wykonawców” takich ekonomicznych teorii „ekonami” i udowadnia, że w rzeczywistości tacy ludzie nie istnieją. Porównuje przy tym swoje odkrycia z tezami i badaniami Daniela Kahnemana, psychologa oraz ekonomisty, również noblisty. Obaj zgodnie podkreślają, że ludzie nie są „racjonalni”, tzn. że w życiu nie kierują się jedynie tym, co ocenia się jako rozsądne, opłacalne ekonomicznie, najbardziej optymalne i oparte na wielu dowodach. W życiu ludzie często realizują swoje potrzeby nie tylko pod kątem oszczędności i opłacalności. Obaj nobliści udowadniają, że człowiek realizuje siebie poza normami, które chciałyby dla niego przewidzieć ekonomia, matematyka, czy logika.

Czy muzyka ocala młodych?

Już dawno rozumiał to ks. Bronisław Markiewicz, chociaż jemu współcześni tego nie akceptowali. W książce pt. Mąż modlitwy i czynu o. Władysław Kluz przekazuje taką relację słów błogosławionego:

„Czynią nam zarzut, że za wiele wydajemy na instrumenty muzyczne. Rzeczywiście, instrumenty te kosztują nas przeszło 2000 zł rocznie. Uczyniliśmy to głównie ze względów moralnych. Dobre obyczaje są ponad wszelką cenę. W naszym bowiem klimacie młodzież często przez kilka tygodni nie może się z domu ruszyć bądź z powodu zimna, bądź z powodu błota. Muzyka wtenczas chroni młodzież od smutku i złych następstw tego. Myśl swobodna i wesoła strzeże od bardzo wielu pokus nie tylko młodych ludzi, ale i starszych. W kraju naszym w dni świąteczne najwięcej jest bijatyk, pijaństwa i innych nieobyczajności. Nie byłoby tego, gdyby lud nasz więcej zajmował się muzyką, śpiewem i przedstawianiem uczciwych sztuk teatralnych” (s. 84).

Przykładając słowa ks. Markiewicza do dzisiejszych czasów można by powiedzieć, że powinniśmy większą uwagę zwrócić na siebie jako istoty czujące i emocjonalne, które potrzebują zadbać o swoje samopoczucie psychiczne, fizyczne, dobre relacje, optymizm, radości i uśmiech, a w konsekwencji nadzieję. Po prostu o właściwą rozrywkę i relaks.

Potrzebujemy więcej zaufania

W psychologii rozwija się już od kilku dekad wiele nurtów, w których podkreśla się potrzebę patrzenia na człowieka jako całość. Nie tylko pod kątem jego zobowiązań rodzinnych, finansowych, pracowniczych, społecznych itd., ale jako na istotę, która potrzebuje być w relacjach, w równowadze i w komforcie psychicznym. Oznacza to jednocześnie, że ekonomia i finanse nie są jedynym wyznacznikiem tego, czym w życiu należy się kierować. Używając terminologii thalerowskiej można stwierdzić z całą pewnością, że nie jesteśmy ekonami i że w naszym życiu nie jest ważne jedynie opłacenie rachunków, ale również wydawanie pieniędzy na to, co przynosi nam zdrowie psychiczne, fizyczne i lepsze samopoczucie i że warto o to zadbać.

Przełóżmy to wszystko na język wiary: potrzebujemy większego zaufania Bogu i nie zamartwiania się o dzień jutrzejszy, starania się o Królestwo Boże, a jest nim sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym (por. Rz 14, 17).

Jak dbać o dobre samopoczucie?

Rada ks. Bronisława Markiewicza, aby zadbać o dobre samopoczucie, uciekać przed melancholią, marudzeniem, czarnowidztwem, w dzisiejszym kontekście polityczno-społeczno-ekonomicznym, brzmi co najmniej jak ryzykowny eksperyment. Jednak psychologowie badający stan psychiczny ludzi naszych czasów potwierdzają konieczność takiego podejścia do życia.

Jedną z takich koncepcji jest tzw. uważność (mindfulness). Chodzi w niej przede wszystkim o zdjęcie z życia napięcia i stresu, które wyniszczają nasze ciało oraz psychikę. W mindfulness zakłada się, że przeżywamy życie bez strachu, żyjemy przede wszystkim tu i teraz, nie ulegamy rozproszeniu, ale angażujemy się maksymalnie w to, co obecnie nas spotyka, aby daną chwilę przeżyć jak najgłębiej.

Potrzebujemy w życiu czegoś więcej, niż tylko rozwoju ekonomicznego i technologicznego. Desperacko potrzebujemy uspokojenia nurtu życia oraz wyjścia poza kontekst pieniądza. Potrzebujemy niekiedy nawet tzw. resetu, żeby móc z nowymi siłami zaangażować się w życie rodzinne, relacje czy pracę.

Umysł jak „izba pamięci”

Psycholog Wojciech Eichelberger, podejmując temat mindfulness, żartobliwie mówi o tym, że musimy poświęcić więcej naszej uwagi temu, czym karmimy nasz umysł. Nazywa go „izbą pamięci”, która potrafi na podstawie naszych myśli i przywoływanych w mózgu obrazów wysłać do naszego ciała dokładnie takie same sygnały, a co za tym idzie wywołać reakcje fizyczno-chemiczne, jakby pomyślana sytuacja była rzeczywista. Wskazując na badania psychologicznie przeprowadzone w tym obszarze Eichelberger podkreśla, że mózg w tej sytuacji nie rozróżnia rzeczywistości od wspomnień; traktuje je jako coś, co się w danej chwili odbywa. Stąd konieczność troski o „higienę” naszej „izby pamięci”, a więc pokonanie stresu, przebaczenie, optymizm, porzucenie melancholii, życie tu i teraz. To kluczowe dla nas samych, dla naszego zdrowia psychicznego i życia.

Zanim psychologia zaproponowała mindfulness, a ekonomia porzuciła teorie o ekonach, Jezus od 2000 lat zachęcał już swoich uczniów do niezamartwiania się i budowania ufności w opiekę Ojca (por. Mt 6, 25-34). Dobrze jednak, że na gruncie współczesnych nauk dochodzimy do tego samego wniosku, potwierdzając tym samym prawdziwość, niezawodność i ponadczasowość Bożego Słowa.

Joanna Krzywonos

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (1/2023)