Małżeństwo początkiem wieczności?

Monika ma 30 lat i jest prawniczką. Jej mąż, Marcin, to 36-letni politolog. Cieszą się posiadaniem trójki dzieci. Prowadzą bloga „Początek wieczności”. Przyjęli mnie w swoim gościnnym domu w Czarnych Błotach koło Torunia.

Mieszkacie na terenie parafii prowadzonej przez księży michalitów. Czy św. Michał i aniołowie są Wam bliscy?

Marcin: Kiedy Monika była w stanie błogosławionym z naszym pierwszym dzieckiem, Adasiem, moja mama przypominała nam, by modlić się do św. Michała Archanioła o opiekę i szczęśliwe rozwiązanie. Potem modlitwy Leona XIII nauczyliśmy naszych dzieci i razem z nimi ją odmawiamy. Ostatnio, na wakacyjnym szlaku, trafiliśmy m.in. do Pawlikowic, gdzie znajduje się parafia Księcia Aniołów. Razem z michalitami świętowaliśmy tam 100-lecie istnienia Waszego zgromadzenia. Modlimy się także do Anioła Stróża naszej rodziny.

Dlaczego Wasz kanał na YouTubie nosi nazwę „Początek wieczności”?

Marcin: Są to słowa wygrawerowane na naszych obrączkach ślubnych. Obrączka Moniki ma napis „Początek…”, a moja „…wieczności”. Tylko gdy te słowa połączy się razem, mają one sens.

Monika: Wychodząc za mąż w wieku 23 lat słyszałam od innych, że to za wcześnie i to dla mnie koniec wolności. Ale to nieprawda. Przy ołtarzu rozpoczęliśmy najpiękniejszą drogę – wspólną, ku świętości i wieczności. To jest nasz cel.

Obecnie prowadzicie nomadyczny styl życia. W roku przedpandemicznym (2019) ponad 40 razy wyjeżdżaliście do parafii i Ośrodków Rekolekcyjnych, głosząc konferencje i dzieląc się świadectwem. Adresatem prowadzonych przez Was rekolekcji są narzeczeni i młode małżeństwa. Jak to wszystko się zaczęło?

Monika i Marcin: Początkiem był dzień naszego ślubu w 2015 r. Pan Bóg spełnił nasze pragnienie, by poprzez zawierany przez nas sakrament przybliżyć ludziom Jego miłość. Po umieszczeniu filmu z tej uroczystości w Internecie, zaczął cieszyć się on ogromnym zainteresowaniem. Dziś ma już ponad 2,5 miliona odsłon.

Internauci komentowali to nagranie, pisząc, że porusza ich serca. Ktoś się wzruszył, ktoś inny poprosił o więcej. „Skoro tak wyglądał Wasz ślub, to chcemy wiedzieć, jakim teraz jesteście małżeństwem. Fajnie by było czegoś się o Was dowiedzieć” – czytaliśmy.

Odpowiedzieliśmy na tę prośbę rok później, publikując w Internecie przemodlone i przemyślane videożyczenia bożonarodzeniowe. Odzew widzów był podobny, jak w przypadku nagrania ze ślubu. Zauważyliśmy wówczas, że ludzie szukają prawdziwej miłości i piękna. Nasze nagrania odpowiadały na te pragnienia. Wróciliśmy do Instagrama, założyliśmy facebookowy fanpage, rozkręciliśmy vloga i tak to trwa do dzisiaj.

O czym dziś piszecie na Waszych social media?

Monika i Marcin: Opisujemy, jak się mamy. Wzbudzało i wzbudza to duże zainteresowanie, bo byliśmy jednym z pierwszych działających w ten sposób małżeństw. Ukazujemy codzienność życia, przez którą przebija światło Słowa Bożego. Ludzie szukają w Internecie przykładów do naśladowania, traktują wielu influencerów jako autorytety. W sieci zawsze masz publiczność, wobec której kreujesz wyobrażenia o sobie.

A Wasza „publika” podczas spotkań rekolekcyjnych?

Monika: Na jedno z pierwszych spotkań, w Domu Diecezjalnym „Tabor” w Rzeszowie, przyszło, ku naszemu zaskoczeniu, blisko 700 osób. Ludzie traktowali nas jak katolickich celebrytów. Motywację mieli jasną: „Skoro na ekranie komputera jesteście tacy, to chcemy posłuchać Waszej historii”. Początkowo dzieliliśmy się więc naszym świadectwem. W Internecie mało mówiliśmy wprost o Panu Bogu, ale gdy zapraszano nas na spotkania, wykorzystywaliśmy je jako przestrzeń do ewangelizacji. Czasami budziło to kontrowersje, gdy słuchacze spodziewali się historii o życiu celebrytów, a słyszeli opowieści o Jezusie Chrystusie. A On jest tak naprawdę jedynym powodem, dla którego to robimy.

Jak Pan Jezus dał Wam się poznać i jak przemienił Wasze życia?

Marcin: Gdy chodziliśmy ze sobą, uczęszczaliśmy razem na msze św. do kościoła pw. św. Józefa w Toruniu. Tam Pan dotykał nas swoim Słowem. Gdy słuchaliśmy homilii, ściskaliśmy się za dłonie. Już wtedy Duch Święty intensywnie w nas działał. Tam też usłyszeliśmy zaproszenie do wzięcia udziału w kursie Alfa. Uznaliśmy, że to jest coś dla nas.

Kurs trwał 10 tygodni. 30 listopada 2013 r., podczas modlitwy o wylanie Ducha Świętego, miałem doświadczenie Żywego Boga, który przemienił moje serce. Potem nic już w moim życiu nie było takie samo. Oddałem je Chrystusowi mówiąc: „Czyń z nim co chcesz”. Wcześniej przystąpiłem do spowiedzi i po raz pierwszy od dłuższego czasu mogłem przyjąć Komunię Świętą. Bez niej, na skutek swoich wyborów, nie mogłem uczestniczyć w życiu samego Boga. Po tym doświadczeniu zostało we mnie aktywowane i nabrało dynamizmu to, co wcześniej otrzymałem do serca podczas posługi ministranckiej i formacji oazowej.

Monika: Dla mnie ważnym momentem podczas kursu Alfa był sakrament pojednania. Łzy obficie popłynęły z moich oczu, a Duch Święty zalał moje serce miłością. Wcześniej poddałam swoje życie Jezusowi jako Panu. Nie tylko dlatego, że nosiłam panieńskie nazwisko Woźnica, nie było to dla mnie łatwe. Z natury jestem osobą kontrolującą, lubiącą trzymać lejce życia w swojej dłoni.

Czy ślub nastąpił zaraz potem?

Marcin: Nie, dopiero 20 miesięcy później. Do tego czasu budowaliśmy relacje ze sobą i z Panem Bogiem. W tym czasie dopiero zaczęliśmy się poznawać. Proces oczyszczania był mozolny.

Sakrament małżeństwa to dla nas ogromna łaska, wciąż go odkrywamy. Wiemy, że to, jakimi ludźmi jesteśmy teraz, względem tego, jakimi byliśmy 6 lat temu, to jest wyłącznie łaska sakramentu. Wzrastamy i widzimy, że sakrament nie jest punktem dojścia, ale punktem wyjścia. Wszystko zależy od tego, na ile zechcemy z niego czerpać. Sakrament pomaga nam doskonalić się w formacji czysto ludzkiej, bo łaska buduje na naturze. Łaska, która jest uprzedzająca, sprawia, że nam się chce.

Jak małżeństwa mogą dziś głosić Dobra Nowinę o Chrystusie?

Monika: My, w naszych nagraniach, nie mówiliśmy wprost o Bogu, ukazywaliśmy go w prozie życia rodzinnego. Staraliśmy się żyć tak, aby ludzie nas o Niego zapytali.

Marcin: I ludzie zaczęli pytać: ”Skąd Wy to macie?”. Nierzadko nasi odbiorcy mają dylemat – jak pogodzić wiarę z codziennością? Mówią, że Pan Jezus i Jego Kościół mają wysokie wymagania, którym oni nie są w stanie sprostać. A my chcemy poprowadzić ich do tego, że Ewangelia jest jeszcze bardziej wymagająca, że przykazania to jest mało, że idziemy na Górę Błogosławieństw. Chcemy świadczyć, że Bóg jest miłością. Niekoniecznie mówiąc o tym wprost, ale pokazując nasze uświęcanie w trudnej, wymagającej codzienności, z pomocą łaski Bożej. Nasi odbiorcy często pytają, jak nasze życie duchowe przekłada się na praktykę, na okazywanie miłości w rodzinie czy np. zdolność do uważnego wysłuchiwania swoich dzieci.

Jak więc Wasza duchowość przekłada się na wychowanie dzieci?

Marcin: Nasze dzieci chcemy wychowywać w duchu katolickim. Jesteśmy dla nich pierwszymi świadkami miłości, ale liczymy się z tym, że może nadejść w ich życiu kryzys wiary. To wszystko przed nami. Dzisiaj możemy dać przykład i to staramy się robić. Z naszej perspektywy ważne jest, by nasze dzieci otrzymały przede wszystkim świadectwo wiary rodziców, a nie naukę, choć oczywiście ona też jest ważna. Czasem możemy mówić o Bogu, ale nie żyć z Nim. Wiara działa przez miłość. Są oczywiście zasady, które trzeba stosować w myśl stwierdzenia: „Przyjdzie czas, kiedy mnie zrozumiesz dziecko, ale teraz masz mnie słuchać”. Obraz Boga znajduje jednak u dzieci jedno odzwierciedlenie – w kochających się rodzicach. Jeśli nie będziemy się kochać i nie będziemy dbać o nasze relacje z Bogiem, będzie niedobrze. Najlepsze katechezy nie zastąpią przykładu wiary – księdza, sąsiada, rodziców. Zwłaszcza w tym świecie, gdzie tak dużo rodzin się rozpada i przykładów brakuje.

Ewangelizowaliście m.in. na Woodstocku, na ulicach Torunia, „face to face”. Jak to wyglądało?

Marcin: Jesteśmy z tradycyjnych katolickich domów, ale, dzięki łasce, przeżyliśmy doświadczenie Chrystusa Zmartwychwstałego. Wychodząc na pola woodstockowe czy na ulice Torunia pragnąłem, by ludzie w mojej historii życia mogli zobaczyć siebie. Dzięki Duchowi Świętemu istnieje prawdopodobieństwo, że spotkam podobnego sobie człowieka. Skoro Jezus jest obecny w moim życiu, to może być obecny i w jego. Chrystus to realna Osoba, która żyje z nami, i skoro w to wierzymy, to jesteśmy w stanie o tym świadczyć. Ludzie, którzy żyją w grzechu ciężkim, nie doświadczają Jego obecności. Skoro ja Go znam jako Osobę, to mogę też zapoznać z Nim kogoś innego. To, co możemy zrobić w trakcie spotkania z drugim człowiekiem, to poprosić Ducha Świętego, by przyszedł i go dotknął. I Duch Święty przychodzi.

Jak, przebywając w tak nieczystym dziś świecie, żyć czystością przedmałżeńską i małżeńską?

Marcin: Czystość traktowana jako cel sam w sobie może doprowadzić człowieka do stanów nerwicowych. Należy ją rozumieć jako wolność od wszystkich przywiązań. Nieczystość wiąże ludzi ze sobą, ale i zniewala. W życiu małżeńskim chodzi o to, aby być czystymi. Im szybciej zaczniecie, tym lepiej. Bóg zaprasza nas do życia w czystości, byśmy byli wolni do miłości. To nie jest proste. Ale Bóg o tym wie i dlatego daje nam swoją łaskę. Pytanie, czy otwieramy się na nią.

Jakie skojarzenia budzi w Was tytuł naszego czasopisma, który oznacza tez imię św. Michała, czyli „Któż jak Bóg”?

Monika: Któż jak nie Bóg miał zbudować to nasze małżeństwo? On w stu procentach jest jego twórcą i gwarantem.

Marcin: „Któż jak Bóg”, a nie „Któż jak ja”. To odwrócenie ludzkiego myślenia. Nie ja jestem w centrum swojego życia, lecz On. Pan Jezus na krzyżu pokonał szatana, ale my, jako Kościół pielgrzymujący, wciąż podejmujemy te walkę. Szatan nie ma jednak do nas przystępu, jeśli w centrum naszego życia jest Bóg.

Z Moniką i Marcinem Gomułkami

twórcami bloga „Początek wieczności”

rozmawiał

ks. Piotr Prusakiewicz CSMA

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” 1/2022

(fot. w artykule: archiwum prywatne M.M. Gomułkowie)