W Księdze Wyjścia w 16 rozdziale zapoznajemy się z historią Izraela wędrującego przez pustynię. Mamy tu opis nakarmienia narodu wybranego manną z nieba.
Manna była pokarmem wyjątkowym, tylko na czas wędrówki, ale jednocześnie pokarmem proroczym, zapowiadającym prawdziwą mannę z nieba, czyli Chrystusa. Zawsze intrygowała mnie sprawa tego, dlaczego Bóg pozwolił Izraelitom na zbieranie pożywienia tylko na dany dzień (z wyjątkiem szóstego dnia, kiedy mogli zrobić zapas na dzień następny). Można tu mówić o naturalnych uwarunkowaniach, którymi ten nakaz mógł być podyktowany, np. warunki atmosferyczne, które mogły spowodować psucie się pokarmu, albo względy praktyczne – nieobciążanie zbytnie wędrowców pakunkami z pożywieniem. Ale sama Biblia podpowiada, że Bóg chciał doświadczyć Izraela – czy pójdzie za Jego rozkazami czy też nie.
W Zapiskach dotyczących życia wewnętrznego od 31 sierpnia do 22 września 1866 r. ks. Bronisław Markiewicz zamieszcza fragment Ewangelii według św. Mateusza: „Uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem” (11,29). Tym fragmentem otwiera każdy dzienny zapis swoich rozważań. Jest to dla niego manna z nieba, którą się karmi, światło, które oświeca drogę każdego danego mu dnia. Błogosławiony karmi się tym samym, a jednak codziennie świeżym chlebem i uczy się jednocześnie posłuszeństwa Bogu oraz przylgnięcia do Niego, na co jednoznacznie wskazują słowa medytacji pod każdym z tych Mateuszowych fragmentów.
Ostatnio na półce biblioteczki znajomej znalazłam ciekawą książkę Eckharta Tolle’a pt. „Potęga teraźniejszości”. Gdy przeglądałam spis treści, zaintrygował mnie tytuł ostatniego rozdziału: „Sens poddania. Zgoda na teraźniejszość”. W sumie okazało się, że większość treści tej książki oscyluje wokół zagadnienia bycia tu i teraz, tylko w tym danym momencie. Autor zachęca swoich czytelników, aby położyli kres urojonemu istnieniu czasu. Przestrzega, że nasz umysł jest związany z czasem i ma ciągłą, niekorzystną ostatecznie dla nas, przypadłość życia wśród wspomnień i oczekiwań, a odsuwa nas od tego, co mamy w danej chwili. Wydawać by się mogło, że to nic groźnego, jednak zjawisko to wskazuje na tkwienie w martwym punkcie tradycji cogito ergo sum, myślę, więc jestem, jakbyśmy byli tylko naszą głową, tylko myśleniem. W 1877 r. ks. Markiewicz pod datą 19 października w Zapiskach… umieszcza takie stwierdzenie: „(…) nie tyle rozumem, co raczej przez wolę i działanie poznam Boga, mego Stwórcę (…)”. Jego wyznanie wydaje mi się niezwykle istotne, ponieważ wprost wskazuje na oderwanie się od samego siebie, własnej głowy, od tego, co jest w stanie wyprodukować jego własny umysł.
Wiele zmartwień, niepokojów, lęków i depresji bierze początek stąd, że wierzymy swojemu umysłowi i temu, ku czemu nas kieruje. Często jednak wyprowadza nas on na niewłaściwe tory. Ile razy zdarzyło nam się ufać myślom, które okazały się nieprawdziwe, planom wytworzonym w głowie, które nie miały pokrycia w rzeczywistości? Oba fragmenty z Zapisków… ks. Markiewicza wskazują mi na prawdę, aby nauczyć się żyć manną na dany dzień, tylko na ten jeden, dany mi w tej chwili, być tylko tu i teraz i nie we własnej głowie, lecz w rzeczywistości i obecności Boga.
JHWH objawiający się Mojżeszowi odkrywa swoje imię jako: „Jestem, który jestem”, co tłumaczy się również jako „Ja jestem Będący”, „Ja jestem Istniejący”. Nie mówi o sobie „jestem przeszłością”, „jestem przyszłością”, ale „Ja jestem istniejący”. Poznać Boga Stwórcę przez wolę i działanie – jak pisze Błogosławiony – rozumiem w całym tym kontekście jako posłuszeństwo tu i teraz słowu, które otrzymuję od Boga, wbrew temu, co może podpowiadać mój umysł i lęk.
Joanna Krzywonos
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” 1/2024