Miesiąc mam i kwiatów

Znajomy okulista badając moje nadużywane oczy zalecił kiedyś patrzenie w zieleń, zwłaszcza mokrą. Między innymi dlatego mam akwarium. Ale nic nie zastąpi tej zieleni, którą widać pośród gałęzi drzew, która pokrywa łąki, nawet tej, którą na ulice miast przynoszą sprzedawcy konwalii. Zieleń nie bez przyczyny nazywana jest kolorem nadziei, bo zieleń jest przecież przejawem zwycięstwa życia, które odradza się na nowo po zimowym śnie. A majowa zieleń to nie są nieśmiałe marcowe czy kwietniowe próby krokusów, które wyglądają bardzo samotnie na dużych połaciach brunatnoszarej ziemi. Twierdzę, że mądry człowiek nie tylko z przyjemnością popatrzy na zieleń, ale zatrzyma na niej wzrok, a nawet myśl.

Spróbuje się nasycić, choć to trochę niemożliwe, soczystymi odcieniami zieleni. Na zieleni też uczyłem się fotografować, chciałem zatrzymać na dłużej to, co było tak miłe dla oka i serca.
Maj w Polsce to taki deszcz, że nawet babcie mówią do wnuków, aby się go nie bały, bo pomaga we wzrastaniu. Deszcz, który spłukuje kurz i daje energię życia. Nie tylko drzewom i forsycjom, o których zawsze myślę, że się pomyliły wypuszczając najpierw słoneczne kwiaty, a potem listki.

Maj to miliony kwiatów: im później tym więcej. Kasztanowce i drzewa owocowe, bez i jaśmin, kwiaty do których trzeba się pochylić, aby dostrzec w ich kwiatostanach wracające po przerwie do pracy pszczoły. Dla niektórych kwiaty to znak próżności, bo co im po kolorach, jak za kilkanaście dni stracą wszystkie barwy, ale wielu podziwia wielkoduszność roślin, które światu i oczom ludzkim nie żałują swych możliwości i pokazują to, co mają najpiękniejszego. A może one nie żałują Panu Bogu?

Jeszcze jedno zdanie, niech wybaczą mi poloniści. Choć nie lubię twórczości Stefana Żeromskiego, to jednak jednym z najpiękniejszych dla mnie opisów przyrody jest wilgotny bez, który zawsze przy czytaniu mi pachniał i pozwalał zanurzyć twarz w świeżo zerwane kiście. Bez przeznaczony dla Matki.

Rozrzutna miłość Matki

Tak, jak rozrzutna jest majowa przyroda, tak hojna jest matczyna miłość. Tylko matka powie o wielokrotnym mordercy, że jest jej ukochanym dzieckiem i że ludzie mu krzywdę zrobili i w jakimś sensie ma rację. Matka potrafi zasłonić swoim ciałem córkę czy synka nie myśląc o zagrożeniu swojego życia. Prawdziwa matka – jak błogosławiona Gianna Molly – nie zdecyduje się na uniknięcie śmierci za cenę życia własnego dziecka.

Wielokrotnie krytykuje się różne sztucznie wymyślone dni: babci, kobiet, ojca, strażaka czy parlamentarzysty. Ale chyba mało kto powie coś na Dzień Matki, to jest jakoś pod ochroną. Tylko może żal, że niektórzy chcą go obchodzić tylko w końcu maja, a nie przez cały maj, a nawet cały rok. Jestem zwolennikiem postulatu, że niezależnie od zmieniających się mód, ręka matki zawsze powinna być ucałowana, a ciało jej z szacunkiem przytulone. Jeśli ktoś się tego wstydzi, to zawsze lękam się, czy będzie umiał dobrze wychować własne dzieci.

Warto znaleźć wydaną przed laty książkę „Sylwetki matek kapłanów”. Tam łatwo odnaleźć źródło ich powołania, może nawet źródło wspaniałej służby świętości.

Matka matek

Prymas Tysiąclecia Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Karol Wojtyła – późniejszy papież Jan Paweł II i wielu wielu innych oddawało się w opiekę, powierzało się Maryi, gdy ich własne matki przedwcześnie umierały. Ale też niemal wszystkie wierzące matki szukają w Niej orędowniczki w przeżywaniu swojego macierzyństwa, któremu towarzyszy wiele wyrzeczeń i ciężkiej odpowiedzialności, wiele cierpień.

Chciałbym tu mieć jedną, nie tylko słownikową prośbę. W każdym słowniku biblijnym, który wziąłem do ręki, pod hasłem „Maria” było kilka kobiet, ale nie Matka Zbawiciela, ta zawsze jest pod hasłem „Maryja”. Zawsze, gdy jest tylko ku temu okazja, proszę napotkanych ludzi, aby tak właśnie zwracali się do Marii z Nazaretu: MARYJA. To łatwo Ją odróżni, ale też Ona jest niepowtarzalna, mam pewność, że Jej się to należy. A więc: „Zdrowaś Maryjo”, „Święta Maryjo”. To oczywiście tylko jakaś zewnętrzna forma, ale łatwiej do stosowanej formy dołączyć w sercu treść, niż zaczynać od tego, co w duszy, jeśli nie odróżnialibyśmy Jej Osoby przez sposób mówienia o Niej.

Maryja jest bliska przez Różaniec, przez majowe nabożeństwa w świątyniach i przed kapliczkami pięknie ubranymi majową zielenią. Śpiewając Litanię Loretańską próbujmy zawsze znaleźć choć jedno wezwanie, które dziś mnie porusza, powoduje jakiś rezonans w mojej duszy. Po to powtarzamy tyle wezwań, by przypomnieć sobie, jak ją w świecie nazywają, by odnaleźć to, które mi jest dzisiaj bliskie, drogie.

Maryjny Papież

Wspomniałem już o Janie Pawle II, który też narodził się w maju. Dwukrotnie, w roku 1920 i w roku 1981, w okolicznościach zamachu na placu Świętego Piotra w Rzymie. Wśród milionów jego zdjęć, bardzo wiele przypomina sceny koronowania niezliczonych wizerunków Maryi i sceny głębokiej modlitwy. Pamiętam często publikowane fotografie z Lourdes, z Jasnej Góry, z Fatimy, z Meksyku. On u Maryi szukał oparcia, siły i matczynej wrażliwości.

Niech te sceny, nie przez kolejne słowa, ale przez przykład poprowadzą nas do Matki Zbawiciela, która bywa nazywana najpiękniejszym kwiatem ziemi. Ona jako Niepokalane Poczęcie do dziś jest powodem przerażenia szatana, bo w Jej sercu do dziś jest tylko miłość. Ona nawet jako świadek krzyżowej śmierci Swojego Syna nie miała na twarzy nienawiści.

Niech Ona uczy nas wspaniałego zachwytu światem. Nie tylko w maju.

ks. Zbigniew Kapłański

PS. Święty papież Jan Paweł II jest rekordzistą. Między innymi w tym, że beatyfikował i kanonizował największą liczbę osób stawiając ich za wzór. Zadałem sobie pytanie, co ich łączy? Nie od razu doszedłem do odpowiedzi na tyle ogólnej, by pasowała do nich wszystkich. Ale już wiem – tu chodzi o zadziwiającą dojrzałość, jasność postawy, wewnętrzną prawdę, umiejętność decydowania o swoim życiu. Ale to decydowanie to nie „samowolka”, to odnalezienie drogi, która daje szczęście, drogi na której łączą się uzdolnienia i zainteresowania – drogi powołania Bożego. W tym miejscu zamiast słowa „upór” używamy słowa „konsekwencja”.

Jednym z przejawów takiej dojrzałości jest umiejętność odróżnienia woli od emocji i podporządkowanie wszystkich wrażeń i uczuć decyzjom, podejmowanym w wolności od wszystkiego, co ulotne.

Artykuł ukazał się w majowo-czerwcowym numerze „Któż jak Bóg” 3-2013. Zapraszamy do lektury!