Przypadkowo natknąłem się niedawno na pracę Opisanie podróży Mikołaja von Popplau rycerza rodem z Wrocławia. Ponieważ wśród licznych itinerariów średniowiecznych (związanych obszarowo z terenem obecnej Polski) nie znajdziemy zbyt dużo relacji z pobytu w legendarnym miejscu, jakim kiedyś był Mont Saint-Michel, warto, moim zdaniem, przytoczyć fragment dotyczący tego najsłynniejszego po Gargano sanktuarium św. Michała Archanioła.
Miecz św. Michała Archanioła?
12 kwietnia 1485 roku Mikołaj von Popplau (właśc. Nikolaus von Popplau) wyjechał z Nantes i przebywszy 100 kilometrów z okładem, dotarł do Rennes, gdzie znajdowało się znane wówczas sanktuarium maryjne z pozłacaną figurą Najświętszej Maryi Panny. Podróżnik wspomina o wielkich dziejących się tam cudach, ale nie przytacza szczegółów. Opuściwszy Bretanię przebył w kierunku Normandii kolejne 100 km i dotarł do St. Michel. Oddajmy głos wędrowcowi:
„Jest tam miasto pod górą, morze otacza je wokół, a gdy morze opada, można poruszać się swobodnie konno i pieszo. Gdy zaś morze podnosi się, można dotrzeć tam tylko statkami. W owym mieście i kościele Świętego Michała widziałem tarczę wielkości połowy arkusza papieru, zrobioną ze starego mosiądzu i krótką szpadę, którą jednak tameczni [tamtejsi] mnisi (którzy są z zakonu benedyktynów) nazywają mieczem, zrobioną z miedzi i pochwę z mosiądzu mniej więcej półtorej łokcia długą i na dwa palce szeroką. Gdy jednak owych braci zapytałem się, co znaczy tarcza razem z rapierem, albo sztyletem, odpowiedzieli mi owi bracia ignorancji coś, co było niemal niesłychane, iż Święty Michał pokonał tym [mieczem] diabła. Na co powiedziałem: Niemożliwe jest według mojego osądu, żeby duch (bo przecież niczym innym jest anioł), diabła, który również jest duchem z pomocą cielesnej broni, takiej jak miecz i tarcza, mógł pokonać. Bowiem pewne jest, że wszystkie złe duchy tylko z mocy i władzy Boga mogą być wypędzane. Na co odstąpili ode mnie ze wstydem” (s. 135).
Scena ta wymownie świadczy o naiwności wyobrażeń religijnych w epoce średniowiecza, ale zarazem jest dowodem jakże głębokiej i innej od naszej wrażliwości oraz wyobraźni przodków. Von Popplau dopowiada, skąd wziął się ten oręż w opactwie benedyktyńskim na Mont Saint-Michel, bo przecież nie sposób poważnych zakonników posądzać o tak infantylne fałszerstwo, nawet mające nabożne w założeniu przesłanie.
W lokalnej tradycji od wieków krążyła legenda o wielkim groźnym smoku: „Pewien król z Islandii bardzo usilnie z całą nabożnością służył Świętemu Michałowi. Także w swojej żarliwej modlitwie wiernie modlił się, aby jego i jego ludzi od owej siły potwornego smoka uwolnić i wybawić. Po czym po paru dniach modlitwy króla znaleziono mienionego smoka martwego i na nim wyżej wspomnianą tarczę i miecz, na co wszyscy rycerze i szlachcice, jacy tylko tam przybyli byli, Świętemu Michałowi ku czci jego tarczę i miecz ofiarowali i do kościoła dali” (s. 138). Legenda ta wpisuje się w bardzo popularną w całej średniowiecznej Europie serię podań „smoczych” – od świętej Marty i świętej Małgorzaty poczynając, a na smoku wawelskim kończąc. Nic dziwnego, że w celu podtrzymania tradycji pokazuje się różne wątpliwe i niedorzeczne utensylia jako atrakcję turystyczno-pielgrzymkową.
Podróżnik i dyplomata
Mikołaj von Popplau (ur. 1443) to postać skądinąd arcyciekawa. Przodkowie od pokoleń związani z Legnicą i Wrocławiem należeli do rodziny kupieckiej handlującej zrazu śledziami, a potem wszystkim na co tylko był popyt: srebrem, suknem, przyprawami itd. W czasach młodzieńczych Mikołaja interesy szły na tyle kiepsko, że odstąpił on od kupiectwa, posprzedawał swoje udziały, sporządził testament i wyruszył w wielką życiową podróż po całej Europie – od Katalonii po Moskwę, od Italii po Anglię. Ponieważ zaraz po wyjeździe z Wrocławia (1482) trafił na dwór cesarza Fryderyka III i szybko zyskał łaski władcy, zdobył nie tylko tytuł szlachecki palatyna, ale także niezbędne fundusze pozwalające na wygodne podróżowanie. Wysoka ranga dawała przepustki na europejskie dwory. Inna sprawa, iż inteligentny i zręczny mówca, jakim był Mikołaj von Popplau, wykonywał na rzecz dworu cesarskiego ważne misje dyplomatyczne, by nie rzec szpiegowskie. W dzienniku podróży, do którego notatki sporządzał na bieżąco, znajdziemy mnóstwo cennych materiałów o charakterze etnograficznym, ale w pierwszej kolejności obieżyświatowi przyświecały cele religijno-turystyczne. Był bowiem Popplau, mimo różnych wad i słabostek, przede wszystkim żarliwym katolikiem. Zmarł tuż po powrocie z kolejnej podróży w roku 1490 (miał wówczas zaledwie 47 lat).
Wszystkie zaczerpnięte tu dane pochodzą z dzieła Opisanie podróży Mikołaja von Popplau rycerza rodem z Wrocławia, Firma Wydawnicza TransKrak, Kraków 1996, a trudu przekładu z języka staroniemieckiego, przedmowy i opatrzenia całości wnikliwymi komentarzami dokonał Piotr Radzikowski, któremu należą się w tym miejscu słowa uznania i szczere podziękowania. Dodatkowo weryfikowałem dane korzystając z artykułu Klausa Herbersa Popplau (Poppel) Nikolaus (Niklas) na godnej zaufania platformie internetowej Deutsche Biografie, gdzie obieżyświat rodem z Legnicy klasyfikowany jest jako (1) podróżnik, (2) dyplomata.
Herbert Oleschko
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (4/2015)