- Michałowa skrzynka pocztowa
Kochane Dzieciaki,
Któż z nas nie cieszył się sukcesami naszych sportowców, choćby ostatnio Justyny Kowalczyk czy Kamila Stocha. Któż z nas nie cieszy się z własnych osiągnięć, nawet tych małych, jak dobrze napisana kartkówka, sprytnie wykonane zadanie, zdobycie punktów, czy pochwały. Widzę, ile satysfakcji daje uczniom wszelka rywalizacja, gdzie trzeba wykazać się sprytem, wiedzą, pomysłowością, odwagą, sprawnością fizyczną.
Lubimy zwyciężać! Lubimy być ludźmi sukcesu, jak to się teraz modnie nazywa. I dobrze, że tak jest. Warto i trzeba starać się, by coś w życiu osiągnąć. Martwi tylko, że niekiedy w tej walce o sukces gubi się z oczu to, co najważniejsze. A dzieje się tak wtedy, gdy rywalizacja staje się powodem odrzucania słabszych, wyśmiewania, poniżania, pokazywania, kto tu rządzi i kto jest najważniejszy. Zwyciężyć za wszelką cenę! – to najczęściej oznacza ponieść porażkę w tym, co najważniejsze. Przeczytajcie „Duchowy Podwieczorek”, a zobaczycie, że jest w życiu coś, co jest więcej warte, od dotarcia pierwszym do celu. Że ważniejszą od nagród i zwycięstw jest przyjaźń i solidarność. Do tego potrzeba niezwykłej odwagi i jej właśnie Wam życzę.
Serdecznie Was pozdrawiam,
- Lucylla Artwik , michalitka
- Duchowy podwieczorek
Zdobycie orlego pióra
Na brzegu lazurowego i złotawego jeziora znajdowała się spokojna indiańska wieś. W południe i wieczorem z szałasów zwanych tipi unosił się dym i wspaniałe zapachy, które zaostrzały apetyt młodych Indian, bawiących się pomiędzy namiotami i czekających na wezwanie rodzinnych squaw.
Pewnego letniego wieczoru wszyscy nagle spoważnieli. Mężczyźni szczepu zebrali się w namiocie Czarnego Bizona, wielkiego wodza, na wielką radę mądrych i starych. Mali Indianie zamiast uganiać się po łąkach, siedzieli spokojnie, jakby w oczekiwaniu na coś niezwykłego. Mądrzy i starzy zebrali się przecież w sprawie, która dotyczyła ich bezpośrednio. Mieli zadecydować jaka powinna być „próba odwagi i siły”, którą młodzi Indianie powinni podjąć, by zostać przyjętymi jako pełnowartościowi członkowie szczepu. Wszystkie dzieci, które siedmiokrotnie widziały już opady śniegu, to jest które skończyły siedem lat, z niecierpliwością oczekiwały na próbę.
Już słońce zaszło, gdy z namiotu wyszli najpierw młodsi mężczyźni, potem starcy i wreszcie wielki wódz. Młodzi Indianie zbliżyli się do Czarnego Bizona, który uroczyście oświadczył:
– Próba sił i odwagi będzie następująca: jutro o świcie, przy pierwszych promieniach słońca, wypłyniecie na waszych kanoe. Na drugim brzegu jeziora ukryte będzie pióro złocistego orła. Ten kto je znajdzie – zwycięży, wykazując siłę, odwagę i mądrość.
Tej nocy wszyscy mali Indianie śnili. Ich sny pełne były orlich piór, ukrytych na skalistych szczytach, w głębokich wąwozach, pod ogromnymi głazami. Śnili przede wszystkim, że wracają z piórem złocistego orła, wśród podziwu i dumy rodziców. Gdy tylko pierwszy blask ukazał się za górami, dziwne cienie zaczęły poruszać się we wsi. Byli to młodzi Indianie, którzy przenosili swoje łódki na brzeg jeziora. Wszyscy byli zajęci przygotowywaniem kanoe, wioseł, zapasów żywności, placków kukurydzianych i wędzonego mięsa, gdy oto nadszedł powoli Zmęczony Sokół, stary Indianin, który mieszkał po drugiej stronie jeziora, we wsi Tibuwa.
Starzec zbliżył się do dzieci i powiedział;
– Tej nocy byłem gościem w waszej wsi. Ale teraz muszę wrócić do mojego szczepu, na drugi brzeg jeziora. Jestem stary i zmęczony i gdybym musiał obejść jezioro pieszo, nie doszedłbym nawet do późnej nocy. Czy któryś z was mógłby mnie przewieźć na swojej kanoe.
Mały Czerwone Pióro popatrzył na innych i rzekł:
– Ale my musimy poddać się próbie siły i odwagi!
A Szary Bóbr dodał:
– Nie, to nie jest możliwe. Gdyby to był inny dzień, ale dziś musimy się pospieszyć! Nie, to niemożliwe!
– No tak – myślał również Czerwona Chmura – jeżeli ktoś z nas weźmie do swojej łódki Zmęczonego Sokoła, pozostanie w tyle i nie będzie mógł zdobyć orlego pióra… Ale jak bardzo zmęczy się ten biedny starzec obchodząc całe jezioro! A przede wszystkim jaki będzie smutny, jeżeli wszyscy powiemy mu: nie.
Czerwona Chmura zbliżył się do starca i powiedział zdecydowanie:
– Chodź, Zmęczony Sokole, ja ciebie zawiozę.
Inni chłopcy zdziwieni spojrzeli na niego i pomyśleli:
– Czerwona Chmura pozostanie w tyle i nie zdobędzie orlego pióra.
Ale w tym momencie oto zza gór ukazał się pierwszy promyk słońca. To był znak do startu. Z okrzykiem radości mali Indianie wskoczyli do swoich łodzi. Pochwycili wiosła i dalejże na jezioro, szybko i lekko jakby fruwali. Rozpoczęła się wielka próba.
Czerwona Chmura męczył się bardziej, musiał bowiem wiosłować za dwóch. Jego łódka była ciężka, gdyż był w niej Zmęczony Sokół. Zostawał więc coraz bardziej w tyle i inni widzieli, że się męczy. „Czerwona Chmura nie był sprytny” – myśleli – „Zaprzepaścił okazję”. On, który był najzdolniejszy i najodważniejszy pośród chłopców! Również Czerwona Chmura, gdy widział swych przyjaciół, jak coraz bardziej oddalali się od niego, przez chwilę pomyślał, że nie postąpił właściwie. Na drugi brzeg przybędzie tak późno, że na pewno do tej pory już ktoś odnajdzie cenne pióro złocistego orła.
Potem spoglądał na Zmęczonego Sokoła, widział jego pomarszczoną twarz, która uśmiechała się radośnie i czuł w sercu głos, który mówił mu: „Postąpiłeś dobrze, Czerwona Chmuro, postąpiłeś dobrze!”.
Słońce stało już wysoko na niebie i najszybsi, jeden po drugim, dobijali do przeciwległego brzegu jeziora. Mali Indianie wyskakiwali na ląd i po wyciągnięciu łódek na brzeg, zaczęli wdrapywać się na skały i zagłębiać w las.
Czerwone Pióro zaczął wspinać się na skalisty szczyt góry, z którego widać było całe jezioro. Miał nadzieję, że właśnie na szczycie znajdzie orle pióro.
Chytry Lis tymczasem odważnie wszedł do ciemnej groty sądząc, że znajdzie je ukryte w jakiejś skalnej szczelinie. Mała Wiewiórka Wspiął się na stare drzewo, puste w środku, chcąc potem zsunąć się do jego wnętrza. Kto wie, czy cenne trofeum nie zostało ukryte właśnie tam.
Było już prawie południe, gdy kanoe Czerwonej Chmury dobiła do brzegu. Mały Indianin był cały spocony z wysiłku i sądził, że jego przyjaciele już obchodzą uroczyście czyjeś zwycięstwo. Ale jak się okazało, nikt jeszcze nie znalazł orlego pióra.
W Czerwoną Chmurę znów wstąpiła energia i entuzjazm. Jeszcze może mu się udać! Pożegnał Zmęczonego Sokoła i biegiem rzucił się na poszukiwanie. Ale stary Indianin zawołał na niego:
– Zaczekaj, Czerwona Chmuro, chodź tutaj! Muszę ci coś powiedzieć!
Trochę niechętnie Czerwona Chmura zatrzymał się i odwrócił ku Zmęczonemu Sokołowi. Ale był napięty, jak łuk gotowy do wystrzału.
– Wczoraj wieczorem – ciągnął starzec – Czarny Bizon, wielki wódz wsi powiedział mi: „Jutro o świcie, gdy zechcesz powrócić do swej wsi, udaj się na brzeg jeziora. Tam znajdziesz małych Indian. Poproś ich o przewiezienie na drugi brzeg. Temu, kto to zrobi, gdy będziesz już na drugim brzegu, wręczysz nagrodę”.
I Zmęczony Sokół wyciągnął spod swego ponczo cudowne orle pióro, pióro orła złocistego!
Kipiąc radością Czerwona Chmura chwycił złociste pióro i uniósł je wysoko z okrzykiem szczęścia.
– Przybiegnijcie, przybiegnijcie! Czerwona Chmura znalazł pióro złocistego orła!
Mali Indianie przekazywali sobie wiadomość pełni zdumienia. Po pewnym czasie wszyscy zgromadzili się wokół zwycięzcy, który dumnie ściskał swoje pióro.
– Tak – powiedział Zmęczony Sokół, kładąc rękę na jego ramieniu – zwyciężyłeś w tej próbie i zdobyłeś złociste pióro, gdyż największą siłą jest siła miłości i solidarności. A ty wykazałeś, że posiadasz tę siłę pomagając mi i biorąc mnie do swojej łódki. Czerwona Chmura miał odwagę zrobić to, czego nikt nie chciał zrobić. To była próba, jaką rada starszych obmyśliła dla was.
Mali Indianie spoglądali to siebie, to na Czerwoną Chmurę.
– To prawda – powiedzieli – Największą siłą jest siła miłości i solidarności i Czerwona Chmura wykazał ją. Teraz i my pragniemy tak postępować!
Wspólnie zatańczyli i odśpiewali Pieśń braci, aby uczcić zwycięzcę i pożegnać Zmęczonego Sokoła. Potem wsiedli do łodzi i powrócili do wsi.
Zmęczony Sokół pozdrowił ich ręką i pomyślał: „Tak, to był ważny dzień dla małych Indian, gdyż nauczyli się, że jest w życiu coś, co jest więcej warte od dotarcia pierwszym do celu!”.
Bruno Ferrero, Inne historie
III. Anielskie rozrabianie
- – W jakim zawodzie pan pracuje? – pyta znajomego pan X.
– Jestem artystą.
– A w jakiej dziedzinie sztuki?
– Robię parasole.
– Przecież to nie sztuka!
– Nie?! To niech pan spróbuje zrobić parasol!
- – Tatusiu, chciałbym ci coś ofiarować na imieniny.
– Nie trzeba syneczku, ale jeśli chcesz mi sprawić przyjemność to popraw tę jedynkę z matematyki.
– Za późno, tatusiu! Już kupiłem ci krawat!
- – Kowalski, pokaż na mapie, gdzie leżą Indie?
Jasio podchodzi do mapy, długo szuka, w końcu rezygnuje.
– I co? Nie znalazłeś?- pyta nauczycielka.
– Nie, Proszę pani. Ale Kolumb też nie mógł ich znaleźć!
Artykuł ukazał się w archiwalnym numerze Któż jak Bóg 3/2013. Zapraszamy serdecznie do lektury!