O tym, jak na różne sposoby spotykam się ze św. Michałem Archaniołem

Kult świętych jest w Kościele powszechny i od zawsze promował poznanie nie tylko życiorysów mężów Bożych, ale także ich nauczania i dzieł, które po sobie zostawili. W praktyce oznacza to, że mamy dostęp do wielu informacji, które charakteryzują danego świętego i pomagają nam w lepszym zrozumieniu zamysłu Bożego w jego życiu.

Są jednak święci, o których wiemy niewiele, a życiorysy ich opieramy na przypuszczeniach lub objawieniach. Wśród takich świętych znajdują się tak wielkie postacie jak św. Józef, św. Dobry Łotr, czy wreszcie cały świat aniołów z Michałem Archaniołem na czele. Jak poradzić sobie z problemem opisywania tego, jaki jest Michał Archanioł?

Po pierwsze musimy pogodzić się z faktem, że anioł (byt duchowy) nie może być opisywany w taki sposób, jakim posługuje się tradycyjna hagiografia. Nie napiszemy życiorysu anioła w formie krótkiego kalendarium. Nie dotyczą go takie fakty, jak data i miejsce urodzenia, wykonywany zawód, czy wreszcie miejsce przechowywania cennych relikwii.

Na szczęście nie jest też tak, że nie posiadamy żadnych informacji, lub nie możemy wyciągać konkretnych wniosków. W pierwszej kolejności z pomocą przychodzi nam Biblia, która w ogólnym zarysie przedstawia archanielskie postaci i specyfikę powierzanych im przez Boga zadań. Po drugie, świat duchów niebieskich przenika naszą codzienność. Mamy zatem dostęp do konkretnych znaków i interwencji dokonywanych przez aniołów. Chciałbym dziś połączyć te dwie rzeczywistości i opowiedzieć o tym, jak obraz Michała Archanioła przedstawiony w Piśmie Świętym znajduje odzwierciedlenie w historii mojego życia. Te zbieżne punkty historii biblijnej i mojego życia nazywam po prostu „spotkaniami”.

Spotkanie pierwsze: skuteczny pomocnik

Nikt zaś nie może mi skutecznie pomóc przeciw nim z wyjątkiem waszego księcia Michała (Dn 10, 21b).

Są sytuacje, w których człowiek czuje się bezradny. Zwłaszcza, gdy doświadcza siły, która go przerasta i wywołuje w nim strach. Pamiętam, kiedy dziesięć lat temu (byłem wtedy jeszcze klerykiem) przyprowadzono do mnie człowieka, który naznaczony był niezwykłym cierpieniem. Leczono go przez wiele lat psychiatrycznie, ale żaden z lekarzy nie był w stanie mu pomóc. Matka tego człowieka w poszukiwaniu pomocy zjeździła cały kraj. Niestety żadne terapie nie pomagały, a czasami nawet pogarszały jego stan. Wreszcie jeden z lekarzy zasugerował poszukanie pomocy u egzorcysty. Matka przyszła więc z synem do kościoła i poprosiła o spotkanie z którymś z księży. Trafiła jednak na kiepski moment, gdyż w tym czasie wszyscy księża udali się do chorych, a pozostali byli przy ołtarzu. Byłem jedyną osobą w domu, która mogła do nich wtedy zejść. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Spotkanie się przedłużało, gdyż moi rozmówcy pragnęli szczegółowo przedstawić na czym polega problem. W pewnym momencie stało się coś dziwnego. Spojrzenie mężczyzny zmieniło się i ochrypniętym głosem powiedział on do mnie: Nienawidzę cię. Nie ma ratunku. Nigdy więcej się za mnie nie módl! Przerażony tym szczerym wyznaniem pomyślałem, że rzeczywiście mam do czynienia z duchową mocą, która niemal namacalnie staje przede mną. Skupiony, zacząłem prosić świętego Michała Archanioła o pomoc. Nie działo się jednak nic spektakularnego. Mężczyzna po prostu siedział na swoim miejscu, miałem wrażenie jakby odpoczywał. Tym bardziej zaskoczyła mnie reakcja matki, która z niedowierzaniem w głosie powiedziała: To niemożliwe. Pierwszy raz widzę, żeby w momencie „ataku” nie rzucił się agresywnie na innych. Zazwyczaj bowiem, gdy jego głos się zmieniał, mężczyzna rzucał się na wszystkich z pięściami, i przynajmniej kilka osób musiało trzymać go, by nie zrobił krzywdy sobie i innym. Dopiero po zakończonym spotkaniu zrozumiałem, jak wiele miałem szczęścia, i że z pomocą przyszedł mi skuteczny obrońca. Nie miałem wątpliwości, że to dzięki Michałowi Archaniołowi nie doszło do eskalacji agresji i przejęcia kontroli przez złego ducha. Jest zatem w Michale Archaniele moc, która pozwala mu na stawianie skutecznej obrony przed złem. Konkretna siła, która złu mówi: „Nie”. Właśnie takiego Michała Archanioła poznałem przy pierwszym spotkaniu: silnego, nieugiętego, bezkompromisowego względem złego.

Spotkanie drugie: opiekun

W owych czasach wystąpi Michał, wielki książę, który jest opiekunem dzieci twojego narodu (Dn 12, 1).

Zdarza się w naszym życiu, że pewne czynności z czasem zaczynamy wykonywać bezmyślnie, a przyzwyczajenie wchodzi nam w krew. Historia, którą za chwilę opowiem, może wydawać się śmieszna, ale nie byłaby taka, gdyby nie drugie spotkanie z Michałem Archaniołem i jego opiekuńcza interwencja. Odbywając nowicjat w Pawlikowicach, jako chłopak przygotowujący się do życia zakonnego, wysłany zostałem na dyżur mycia korytarzy na drugim piętrze domu. Sprzątanie, jak to sprzątanie, nie wymaga wielkiego wysiłku intelektualnego, więc zatopiony we własnych myślach zmywałem kolejne fragmenty klasztornego korytarza. Monotonia wykonywanych czynności sprawiła, że nie myślałem co robię i co dzieje się wokół mnie. Zbliżywszy się do schodów, które miałem wymyć z góry na dół, zacząłem powoli schodzić tyłem i myłem kolejne stopnie. Poczułem jednak wewnętrzny niepokój, że o czymś zapomniałem, że jest coś, o czym koniecznie muszę sobie przypomnieć. Nie mogąc jednak odnaleźć zapomnianej myśli, usłyszałem nagle wewnętrzne przynaglenie: Odwróć się! Pomyślałem sobie: Ale po co? Za mną przecież niczego nie ma, a te schody znam jak własną kieszeń. Głos jednak zdawał się nie ustępować i wręcz krzyczał: Natychmiast się odwróć! Przejęty siłą natchnienia odwróciłem się na stopniu i w tym momencie zahaczyłem o wiadro z wodą, która, wylewając się, zalała resztę schodów i sporą część korytarza poniżej. Na szczęście sam zachowałem równowagę. Gdyby nie natchnienie, prawdopodobnie wszedłbym tyłem na wiadro i spadł z dużej wysokości po schodach. Ocalony przez drobny ruch, bezpiecznie zacząłem sprzątać miejsce po wodnej katastrofie. Zanim jednak to zrobiłem, spojrzałem na obraz, który wisiał przy schodach. Moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Michała Archanioła, który pokonywał jęczącego smoka. Wiedziałem, że ten głos to nie była zwykła intuicja, ale troskliwe wołanie świętego anioła. Nie pozostało mi wtedy nic innego, jak wyszeptać w ukryciu słowo: Dziękuję. Tak zakończyło się moje drugie spotkanie.

Spotkanie trzecie: miłosierny

Gdy zaś archanioł Michał tocząc rozprawę z diabłem spierał się o ciało Mojżesza, nie odważył się rzucić wyroku bluźnierczego, ale powiedział: «Pan niech cię skarci!» (Jud 1, 9).

Był taki czas, gdy jako nastolatek porzuciłem korzystanie z sakramentu pokuty. Powodów było wiele. Jednym z nich była spowiedź, którą odbyłem jako komunijne dziecko. Byłem przerażony nauką i pokutą zadaną przez kapłana. Zraniony i smutny, na długi czas zapamiętałem sakrament spowiedzi jako miejsce zhańbienia i wstydu. Dzisiaj pewnie inaczej potraktowałbym taką spowiedź, ale wtedy oznaczało to dla mnie tylko jedno: Nigdy więcej nie pójdę do spowiedzi. Wierny temu postanowieniu zostawiłem Kościół i za wszelką cenę chciałem zapomnieć o tym, co się stało. Przyszedł jednak czas, kiedy zacząłem świadomie wybierać chrześcijaństwo jako moją drogę. Wiara i poznanie Jezusa bardzo szybko zaczęły budzić moje sumienie i z każdym dniem czułem coraz większy bagaż grzechu i chęć oddania go w sakramencie pojednania. Pamiętam, że przygotowywałem się do tej spowiedzi przez cały tydzień i prosiłem o dobrego spowiednika. Miejscem mojej stałej modlitwy był ołtarz św. Michała w kościele Trójcy Przenajświętszej w Stalowej Woli. Wtedy jeszcze nie wiedziałem kim są michalici, i że anioł, do którego się modlę, to ich szczególny patron. Drżący uklęknąłem do spowiedzi i zostałem wysłuchany, przyjęty, i co najważniejsze rozgrzeszony. Na zawsze zapamiętałem michalitę, który mnie wtedy spowiadał. On pewnie o tym nie wie, ale spotkałem go potem w pracy duszpasterskiej na jednej z parafii i do dzisiaj darzę go sympatią za tamtą spowiedź. Było to bowiem spotkanie z miłosierdziem. Wierzę, że palce maczał w tym także Michał Archanioł, bo, mówiąc wprost, posłał „swojego człowieka”, który ściągnął ze mnie jarzmo raniącej spowiedzi i na nowo otworzył drogę do nieba. Zrozumiałem wtedy, że dzięki Michałowi Archaniołowi po raz pierwszy doświadczyłem czym jest miłosierdzie i jak słodko jest go doświadczać poprzez sakrament pokuty.

Spotkanie czwarte: waleczny

I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł, i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło. (Ap 12, 7-8).

Błogosławiony Bronisław Markiewicz lubił określać życie duchowe człowieka jako bój bezkrwawy. Wszyscy, którzy starają się rozwijać na poziomie ducha, rzeczywiście doświadczają wewnętrznego zmagania. Bój ten, jak każda walka, niesie ze sobą bagaż różnych doświadczeń. Raz jesteśmy zwycięzcami, innym razem przeżywamy klęskę i ból powstawania z upadku. Kilka lat temu bardzo mocno doświadczyłem tego drugiego. W mojej ocenie wszystko, czego dokonałem przez lata formacji, poszło na marne i nie widziałem szansy na odbudowanie chociaż części z tego, co sobie zaplanowałem. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale chodziło głównie o mechanizm, który nazwałbym samooszukiwaniem. Zrozpaczony moją sytuacją szukałem natchnienia, które mogłoby mi pomóc wyprowadzić sprawy na prostą. Wtedy z pomocą przyszła Apokalipsa. W dwunastym rozdziale poddałem pod rozważanie fragment o walce, która toczy się między dobrem i złem. Skupiony na własnej porażce nagle poczułem się, jakby to ze mną, a nie ze smokiem, walczył Michał Archanioł. Myśl ta dotknęła mnie do głębi. Wchodząc jednak w kolejne medytacje zobaczyłem, że jest to prawda. Umierał we mnie stary człowiek i krzyczał w agonalnym pomruku. Podjąłem konkretne działania, żeby w moim życiu nigdy więcej nie dopuścić do sytuacji, w której znajdę jakieś miejsce dla zła, jakiś punkt zaczepienia, do którego Chrystus nie ma wstępu. Bezkompromisowa postawa Michała Archanioła z Apokalipsy utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam zająć się swoim zbawieniem na poważnie, i że nie ma tu miejsca na półśrodki. Prawda o sobie okazała się dużo lepsza niż słodkie samooszukiwanie. Na dobre rozpoczęła się walka, która trwa do dzisiaj. Nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że w tej walce natchnieniem jest dla mnie nieposkromiony wojownik, który swoją walecznością daje mi dowód na to, że są w życiu rzeczy, o które zawalczyć warto.

***

Pisząc ten tekst zastanawiałem się, czy nie jest on zbyt osobisty. Dla mnie, introwertyka z krwi i kości, jest on skrajnie wylewny, choć pewnie dla innych zawiera on zbyt mało szczegółów i wyjaśnień. Niestety, inaczej nie potrafię. Moim celem było jedynie ukazanie, że postać świętego Michała Archanioła to nie tylko temat dla dysput angelologicznych i szczegółowych interpretacji biblijnych, ale też konkretne przykłady działania w życiu człowieka, chrześcijanina i księdza, który wierzy, że również w przyszłości nieraz jeszcze spotka się z Księciem Aniołów.

ks. Mateusz Szerszeń CSMA

Artykuł ukazał się w nr 6/2018 dwumiesięcznika „Któż jak Bóg”. Zachęcamy do lektury!

Któż jak Bóg, 6/2018