Uczucia nie są najlepszymi doradcami w rozeznawaniu powołania. Nie oznacza to, że nie można się nimi sugerować w ogóle. Nie są po prostu najważniejszym znakiem potwierdzenia odkrycia powołania. Dobrze jest, jeśli odczuwamy radość z powodu odkrycia powołania, ale byłoby rzeczą niebezpieczną kierować się tym na ślepo – bez kontroli własnego rozsądku, bez modlitwy, nie szukając znaków czy też potwierdzenia w Słowie.
Cierpliwość i wytrwałe oczekiwanie na wewnętrzną pewność co do wyboru drogi do zbawienia są oznakami mądrości. Umiejętność rozeznawania znaków, które Bóg stawia wokół nas (choćby stada szerszeni albo kija pasterskiego, który staje się wężem), bierze się z medytowania Biblii. Ten, kto nauczy się widzieć w tekście więcej niż tylko farbę drukarską i kartkę albo literalny zapis i starożytne opowiadania, będzie też umiał widzieć głębiej rzeczywistość.
Bóg dał nam Anioła
By pomóc nam odkryć swoje powołanie czy przeznaczenie, Bóg dał nam Anioła. Trzeba tylko nauczyć się go słyszeć. Czy można usłyszeć Anioła? Oczywiście, tak! Jest w Księdze Wyjścia taki fragment, który może nas wprowadzić w zdumienie. Opowiada on o Mojżeszu, który nie wiedział przez wiele lat, po co żyje i kim jest. Nie znał swego przeznaczenia, jedynym jego zajęciem było wypasanie owiec. Życie wydawało się Mojżeszowi bez sensu. Jak można przeczytać w Piśmie Świętym, pewnego dnia zawędrował on aż do góry Horebu, gdzie doznał zadziwiającego objawienia Boga.
Ale zanim Mojżesz dopatrzył się jego obecności, dostrzegł wpierw tylko zwykły krzew, który wydawał się palić. Nic szczególnego na pustyni. Dziwne było to, że się nie spalał! Mojżesz ruszył więc w stronę tego zjawiska, które już przekraczało ramy natury; wtedy zrozumiał, że ma przed sobą Anioła Bożego. Gdy jeszcze się przybliżył, usłyszał ze środka płonącego krzewu samego Boga. Uderzająca jest skromność znaków, które dopiero po bliższym spojrzeniu okazywały się niezwykłym zbliżeniem Boga do człowieka.
Legendy żydowskie dopatrywały się w spotkanym przez Mojżesza Aniele, Zagzagaela – Anioła, który odpowiadał między innymi za mądrość. Trzeba mieć tę mądrość i spostrzegawczość, by dopatrzeć się w zwykłych wydarzeniach Jego Głosu albo głosu Jego Anioła. Taką mądrość nabywa się właśnie przez medytowanie Biblii.
Kije zamienią się w węże
Dopiero gdy Mojżesz uległ swej dociekliwości usłyszał, że jego przeznaczaniem jest wyprowadzić Izrael z niewoli Egiptu. Nie chciał w to uwierzyć i wzbraniał się przed tym; nie miał bowiem żadnych środków ani pomysłu na tak trudne dzieło. Bóg kazał mu wtedy wziąć do ręki laskę pasterską i rzucić ją na ziemię. Ku przerażeniu Mojżesza kij zamienił się w węża. Gdy podejmiemy nasze powołanie w zgodzie z wolą Boga, nawet nasze „kijowe” możliwości stają się potężną mocą
Mojżesz ostatecznie zgodził się iść w zgodzie ze swym powołaniem, ale gdy już wyszedł z kraju Madian ze swoją żoną i dzieckiem, pewnej nocy, gdy zasnął, ogarnął go taki lęk, że o mało, co nie umarł. Kiedy bowiem wchodzimy na drogę naszego przeznaczenia, a jednocześnie wewnątrz siebie wątpimy w nią, rodzi się w nas konflikt, który spycha nas nawet w pragnienie śmierci. Dlatego Bóg tak delikatnie i z pewną zwłoką objawia nam nasze powołanie. Wyraża się jasno tylko wtedy, gdy widzi w nas zupełną gotowość pójścia Jego drogą. Jeśli jesteś ciekaw tego, co ci on przeznaczył i jednocześnie nie znajdujesz w sobie gotowości, by wypełnić Jego słowa, może minąć wiele czasu, zanim On wskaże ci jasno, co zaplanował względem Ciebie. Prosząc Go o objawienie Ci swojej woli musisz mieć w sobie gotowość spełnienia wszystkiego, co zostanie Ci objawione.
Płótno ludzkiej duszy
Znakami powołania są pewne uzdolnienia, które się w nas ujawniają. Nie są one jednak decydujące. Ja miałem na przykład uzdolnienia plastyczne, byłem nawet w liceum plastycznym, ale odszedłem. Przez wiele lat rysowałem i malowałem, ale zrezygnowałem, gdy odkryłem, że o wiele piękniejszymi dziełami sztuki są ludzkie dusze. Przez spowiedź, rozmowę, modlitwę, przez Słowo Boga mogę im pomóc odzyskać ich piękno i godność. Dusza ludzka zastąpiła mi płótno i moje uzdolnienia fizycznie już się nie realizują – zyskały nowy, duchowy wyraz. Ale żeby odkryć tę inną wersję mojego powołania musiałem przejść przez duży kryzys, nawet depresję. Wyrzucono mnie z liceum plastycznego z błahego powodu – i to było dobre. Przez trzy lata nie wiedziałem po co żyję, błąkałem się jak Mojżesz po pustyni pędząc „kijowy” żywot. Musiało się tak stać, bo byłem zbyt kurczowo przywiązany do marzenia, by być artystą malarzem… Owszem miałem być malarzem, ale malującym obraz Boga w ludzkiej duszy!
Czasem jest bowiem tak, że człowiekowi nie jest dane wykorzystanie talentów w taki sposób, w jaki to sobie zaplanował. Z pewnością jednak jeśli je dostał, czemuś miało to służyć. Pewna wspaniała kobieta wyznała mi niegdyś: „Pamiętam jak sama miałam pretensje do Boga – dlaczego wlał w moje serce tyle miłości, cierpliwości, tyle cech, które idealnie nadają się do realizacji w rodzinie? Pytałam Go, po co mi to dał, skoro nie pozwala mi tego realizować. Ale Bóg pokazał mi, że można te pokłady wykorzystywać inaczej – zaczął stawiać na mojej drodze Jego dzieci; dzieci które potrzebowały miłości, bo nigdy jej nie doznały. Bóg potrafi nawet rzeczy zablokowane wykorzystać dobrze. Nawet, jeśli nasze powołania cząstkowe z jakiegoś powodu nie zostaną zrealizowane, należy zawsze pamiętać, że jest jeszcze powołanie ostateczne – zbawienie. I to jest ogromne pocieszenie, bo wtedy nie ma sytuacji, której byśmy nie mogli wykorzystać”.
Możesz być jak Einstein
Jest dziś wielu młodych ludzi, którzy nie wiedzą jak swoje talenty wykorzystać. Zwłaszcza, gdy inni (np. rodzice) próbują im je w dodatku blokować. Trzeba zaufać Bogu, że wyprowadzi nas i z tych ograniczeń – nawet jeśli zajmie to wiele czasu. Być może myślisz teraz: „ja się do niczego nie nadaję”! To nieprawda, po prostu nie wiesz jeszcze, do czego się nadajesz; nie odkryłeś, do czego jesteś powołany. Być może blokuje Cię strach, ale to nie jest nic nienormalnego. Odwaga nie zakłada braku strachu, tylko jego pokonanie. Nie da się żyć, unikając wszystkiego, co budzi nasz lęk. Trzeba dokonywać częściej tego, czego nie znamy i w czym czujemy się nieumiejętni, niż ciągle powtarzać to, co robiliśmy dotychczas. Odwaga to strach, który służy nam do ekspansji – strach to odwaga, z której zrezygnowaliśmy. Nawet jeśli teraz myślisz, że Twoje życie to nie życie Leonarda da Vinciego albo Alberta Einsteina.
Albert Einstein urodził się 14 marca 1879 r. w Ulm w Wirtembergii. Jego rodzice, Paulina i Hermann byli Żydami. Ojciec handlował pierzynami (co za banalne zajęcie!), matka była niespełnioną muzyczką. Spełniając jej ambicje, Albert, jako mały chłopiec zaczął uczyć się gry na skrzypcach. Często bywa tak, że to, co widzą w dziecku rodzice niekoniecznie jest tym, co jest jego powołaniem. Nawet, jeśli z miłości starają się zaszczepić mu swoje ambicje. Albert nigdy nie przestał grać i nigdy nie został wirtuozem, bo naszym powołaniem nie jest marzenie rodzica!
Młody Einstein po raz pierwszy przeżył zafascynowanie nauką, gdy ojciec pokazał mu kompas. Być może wtedy odkrył kierunek swego przeznaczenia? I pomyśleć, że od tak błahego przedmiotu może zacząć się wielkie odkrycie… Ale czy nie jest to bliskie ewangelicznemu wzorcowi: od małego ziarna gorczycy do wielkiego drzewa? W Zurychu, w roku 1895 r. Albert przystąpił do egzaminu wstępnego na politechnikę. Oblał z powodu mizernych wyników z przedmiotów humanistycznych. Czy taki życiorys może wskazywać na kogoś, kto stanie się w przyszłości jednym z największych fizyków-teoretyków XX wieku, twórcą ogólnej i szczególnej teorii względności, współtwórcą korpuskularno-falowej teorii światła, odkrywcą emisji wymuszonej, laureatem Nagrody Nobla za wyjaśnienie efektu fotoelektrycznego?! Syn człowieka, który produkował pierzyny i niespełnionej muzyczki!
Robotnik, który został papieżem
Nawet zwykły robotnik może kiedyś stać się papieżem. Nawet jeśli twoje życie wydaje ci się teraz banalne, prawda jest inna. Nie wtedy jesteś szczęśliwy, gdy jesteś tym, kim marzyłeś zostać, lecz wtedy, gdy robisz to, do czego jesteś przeznaczony. Przeznaczenie to wewnętrzne pragnienie, a marzenia bywają płytkie, narzucone, wmówione, nieprzemyślane. Kto umie odróżnić marzenie od pragnienia jest na wygranej pozycji. Zapytaj anioła o swoje pragnienie, niech pomoże ci je sobie uświadomić!
Weź swój notatnik, Biblię i idź sam do Jezusa, do świątyni albo w takie miejsce, w którym nikogo z ludzi nie będzie i zapytaj swojego anioła, a potem spójrz w swoje wnętrze i przyjrzyj się, czego najbardziej pragniesz, co najintensywniej jawi się w twoim wnętrzu.
Fragmenty książki o. Augustyna Pelanowskiego – „Tobiasz – uzdrawianie miłością”.
Artykuł ukazał się w marcowo-kwietniowym numerze „Któż jak Bóg” 2-2012. Zapraszamy do lektury!