Maj, to szczególny miesiąc, w którym nie tylko śpiewamy cześć Maryi w Litanii Loretańskiej, ale także wielu uczniów w tym właśnie miesiącu przyjmie po raz pierwszy Pana Jezusa w Komunii Świętej. Właśnie Wam, kochani „Pierwszokomuniści”, pragnę podarować w upominku przepiękne opowiadanie Bruno Ferrero pt: ”Święto małego serduszka”.
Żyło sobie kiedyś małe serduszko. Było żywe, cieplutkie, pulsowało wielką radością. Kiedy mama dawała mu pocałunek na dobranoc, ze szczęścia fikało koziołki. Nie czuło się tak wesołe, kiedy rano wyruszało do szkoły, ale dobry humor powracał mu znowu, kiedy po południu zaczynało bawić się z przyjaciółmi.
Pewnego dnia małe serduszko zaczęło uczęszczać na lekcje katechizmu. Katechetką była sympatyczna siostra, która opowiadała historie z Pisma Świętego, uczyła dzieci pięknych modlitw i piosenek. Małemu serduszku najbardziej podobało się słuchanie historii o Panu Jezusie i powolutku zaczynało rozumieć, że niedługo wydarzy się w jego życiu coś bardzo ważnego – będzie to spotkanie z tym właśnie Panem Jezusem. W cudowny, ale rzeczywisty sposób Jezus przyjdzie do jego małego domku.
Zbliżał się ten wielki dzień. Nie tylko mama i tata małego serduszka mieli uczestniczyć w tej radości, ale również czworo jego dziadków, wujkowie i wielu innych członków rodziny. Zanosiło się na wielkie święto!!!
Małe serduszko denerwowało się – w domu panowało zamieszanie, a ono chciało być dobrze przygotowane na przyjęcie Gościa, który miał przyjść z nieba. Jezus był jego największym Przyjacielem.
Pewnego popołudnia małe serduszko razem z mamą i tatą udało się do centrum handlowego, aby kupić ubranko tak piękne, jakie czasem widzi się w telewizji. Zakupiono wspaniały garniturek, białą koszulę i krawat, a także parę wygodnych butów. A wszystko takie cudowne! I drogie!
Kiedy rodzice wyszli ze sklepu obładowani wielkimi, kolorowymi torbami, małe serduszko było dumne i zadowolone. W czasie wielkiego święta na pewno będzie najlepiej i najpiękniej ubrane. W pokoiku, który wydawał się za mały, poukładano wszystkie paczki.
Dzień później odwiedził serduszko uśmiechnięty dziadek, przynosząc mu opakowane w złoty papier pudełeczko. Stukając mocno, małe serduszko otworzyło je natychmiast z ciekawością i zobaczyło w środku zegarek, tak piękny, jakiego nigdy przedtem nie widziało. Zegar ów miał stoper i pięć małych tarcz.
Jeszcze później serduszko otrzymało odtwarzacz MP3, komputer, PlayStation z dziewięcioma najnowszymi grami, srebrną hulajnogę i mały telewizorek z zainstalowanym w nim magnetowidem.
Serduszko nie miało już prawie miejsca w swoim maleńkim pokoiku. Tego wieczoru biło w rytmie wskazówek zegarka, oglądało telewizję, bawiło się komputerem i słuchało muzyki. A przecież zostały jeszcze do otwarcia kolorowe książki, pudełka z czekoladkami i inne paczki. Nowe ubranko było wyprasowane i czekało na krześle.
– Uśmiechnij się moje dziecko, zobaczysz, że dzisiaj przyjdzie mnóstwo gości. Zobaczysz, jakie wspaniałe będzie to święto. – tymi słowami zbudziła serduszko mama – To jest twój wielki dzień.
Potem małe serduszko zobaczyło jeszcze wspaniale przygotowaną salę pełną gości. Była tylko jedna rzecz, która je trochę zasmuciła. Wielka plama z lodów na nowym garniturku. Ale przyjęcie przebiegało wspaniale. Przyniesiono kolejne prezenty, koperty z pieniędzmi oraz dwa wspaniałe, wieczne pióra. W pokoju pozostał już tylko skrawek miejsca.
– 100, 200, 400, 800 – małe serduszko szeleściło banknotami. Goście i desery nie byli już dla niego ważni, bo przecież wszyscy wiemy w jak silny sposób pieniądze potrafią oddziaływać na nasze serca.
– Puk, puk! – usłyszało delikatne pukanie. Czy to znowu jakiś gość, który chce wejść? Małe serduszko zapytało:
– Kto tam? Nie ma już miejsca!
– Ja jestem tym, którego oczekiwałeś! Nazywam się Jezus.
– Aha, zupełnie o Tobie zapomniałem!
Ale małe serduszko było bardzo zajęte kompaktami, grami i filmami. Poza tym musiało przecież nastawić zegarek i wypróbować hulajnogę. I właśnie z powodu tych wszystkich ważnych zajęć zdołało jedynie powiedzieć na odczepnego:
– Wejdź i usiądź tam w kącie, ale mi nie przeszkadzaj!
– Nie szkodzi. Jestem przyzwyczajony do tego, że nie ma dla mnie miejsca.
Jezus wcisnął się w ostatnią szparkę pokoiku małego serduszka. Zupełnie tak, jak miało to miejsce za pierwszym razem, w Betlejem. I czekał!
Kochani, życzę Wam gorąco, aby w waszym serduszku znalazło się więcej miejsca dla Pana Jezusa. Niech On w dniu I Komunii Świętej będzie NAJWAŻNIEJSZY.
Polecam Was Sercu Pana Jezusa.
S. Lucylla Artwik, michalitka
Artykuł ukazał się w marcowo-kwietniowym numerze „Któż jak Bóg” 3-2012. Zapraszamy do lektury!