Owoce Czasu Modlitwy i Łaski

„Słowa pouczają, przykłady pociągają” – te i podobne słowa wielokrotnie możemy usłyszeć. Życie pokazuje, że są one prawdą. Nic tak nie przemawia jak osobiste świadectwo. Można wiele i mądrze mówić, ale gdy samemu się czegoś doświadczy to przekazanie tego innym otwiera serce, zachęca do naśladowania.

 

Tak już jest i dobrze, że osobistego doświadczenia opieki świętego Michał Archanioła nie można zatrzymać tylko dla siebie. Radości płynącej z odczuwalnej opieki Patrona Kościoła nie da się zamknąć w sercu – ona się uzewnętrznia. Przekazywana innym dodaje odwagi i zachęca do otwartości – otwartości, która owocuje przyjęciem łaski.

Wielokrotnie podczas moich spotkań z osobami noszącymi Szkaplerz Świętego Michała Archanioła mam okazje wsłuchiwać się w historie interwencji z nieba, które zmieniają życie. To cuda spotkań człowieka z Archaniołem i Archanioła z człowiekiem. Bóg daje łaskę odkrywania na nowo Jego obecności w życiu innych i moim.

Wierzę, że i w Twoim sercu Siostro, Bracie to świadectwo, które poniżej przeczytasz, otworzy serce na spotkanie z Tym, który przez Boga jest posłany aby chronić, opiekować się i towarzyszyć w drodze do Nieba.

Jeżeli doświadczasz nieziemskich interwencji przez wstawiennictwo Archanioła Michała podziel się z innymi – WARTO!!!

 

Ks. Robert Ryndak CSMA

Moderator Bractwa Szkaplerza

św. Michała Archanioła

szkaplerz@michalici.pl

 

 

Świadectwo działania świętego Michała Archanioła

 

Jestem osobą nawróconą na wiarę katolicką przed ok. czterema laty. Przedtem, mimo, że przyjęłam chrzest i byłam u Pierwszej Komunii, przez blisko 40 lat swojego życia znajdowałam się daleko od Pana Boga i byłam wrogo nastawiona do Kościoła.

 

Pan Bóg jednak, mimo, że wciąż Go obrażałam, nie zrezygnował ze mnie nigdy. Gdy moje życie było już tak pogmatwane, że nie umiałam zrobić żadnego kroku naprzód, postawił na mojej drodze osobę, która godząc się na trud bycia Jego narzędziem, doprowadziła do mojego spotkania z Żywym Panem. Proces ten trwał wiele miesięcy, były msze o uzdrowienie i uwolnienie, były rozmowy z kapłanem, spowiedź z życia, potem regularne korzystanie z sakramentów. Pan Bóg od momentu nawrócenia i przyjęcia po wielu latach Komunii Świętej, konsekwentnie zaczął mnie uzdrawiać – fizycznie i duchowo. Działał sam bezpośrednio i posługiwał się przysłaną wcześniej osobą.

 

Po miesiącu od nawrócenia okazało się, że mam raka – guz ukryty wcześniej głęboko w ciele nagle przesunął się pod skórę, tak że stał się widoczny gołym okiem. Cały proces leczenia – operacje, chemie, naświetlania – był to okres bardzo silnego odczuwania Pana Boga. Działy się piękne rzeczy, jednak to kwestia na osobne świadectwo.

 

Był to też czas, gdy dokładnie oczyściłam swój dom z przedmiotów, jakie wiązały mnie z poprzednim stylem życia. Wiele podróżowałam po dalekich krajach, a moim hobby było zbieranie masek i rzeźb. Wydawały się one niewinne, choć dziś wiem, wiem z całą pewnością, że były złe i zło przez nie oddziaływało na mnie.

 

Gdy wyszłam z choroby i wróciłam do pracy, gdy wszystko wydawało się być w porządku, moja przyjaciółka, narzędzie Pana, czuła, że coś jednak jeszcze wymaga pomocy. Nie umiała sprecyzować co się dzieje – to było przeczucie. I wtedy do akcji wkroczył sam Michał Archanioł.

 

Przyszedł dzień, w którym trafiłam do kościoła, do którego chodziłam bardzo rzadko. Po Mszy św. podeszłam do stolika z prasą i pomiędzy nowymi pozycjami na sprzedaż ktoś zostawił używany, przeczytany egzemplarz czasopisma „Któż jak Bóg”. Przewertowałam je, ale specjalnie mnie nie zainteresowało – jakaś siła jednak nie pozwoliła mi go zostawić. Czułam, że muszę je wziąć i obejrzeć na spokojnie. Tak się stało, jednak ponowny przegląd artykułów w domu nie pozwolił mi zrozumieć po co mi ta gazeta była. Poczułam jednak, że mam ją dać mojej przyjaciółce, może ją zainteresuje…

 

Moja przyjaciółka wzięła gazetę do rąk i otworzyła na stronie, gdzie była mowa o szkaplerzu Świętego Michała Archanioła. Nie znała go, nosiła szkaplerz karmelitański, jednak o tym dowiedziała się teraz. Powiedziała mi, że to jest to, że ten szkaplerz jest ważny i nie wie dlaczego, ale trzeba go przyjąć. Potem okazało się, że w okolicy gdzie mieszkam są księża michalici, że szkaplerz jest w zasięgu ręki. Pojechałyśmy… w Dzień Kobiet J Po nabożeństwie kapłan nałożył nam szkaplerze i wytłumaczył, że teraz to jest tak jak byśmy na czole miały taki znaczek „obiekt chroniony” i zło będzie się bało. Mamy specjalną ochronę świętego Michała Archanioła, wielkiego wojownika.

 

Pozornie nic się nie zmieniło, nie czułam się inaczej, życie płynęło dalej. Praca, tempo dnia codziennego. Aż przyszła niedzielna Eucharystia i wtedy się zaczęło… jakiś niepokój, rozproszenie i nagle stek przekleństw w głowie. Odsunęłam to, choć byłam przerażona. To jednak był tylko początek… Trudność w modlitwie, zapominanie tekstu, przestawianie słów tak by treść modlitwy czy śpiewanej pieśni zmieniała znaczenie lub stawała się wręcz wulgarna. Msze Święte stały się dla mnie gehenną. Nie czułam obecności Pana, czułam tylko zamęt w głowie… i wciąż przekleństwa, zwłaszcza na słowo „Alleluja”. To wszystko na początku było delikatne, potem stopniowo narastało w sile. Nie rozumiałam co się dzieje, wstydziłam się, szukałam w głowie i w sercu czegoś, co zrobiłam źle, szukałam grzechu, który mógłby to wszystko wywołać. Kapłan, który się mną wtedy opiekował, nie umiał mi pomóc. Zalecał codzienną Eucharystię i przyjmowanie Komunii. Ale to było droga przez mękę… Zaczęły pojawiać się różne myśli… które mogę dziś sprowadzić do dwóch komunikatów. Pierwszy, jaki dostawałam podczas Mszy Świętej: „wyjdź, wyjdź stąd, a wszystko się skończy, nie będzie żadnych przekleństw”. A kiedy mówiłam w sercu NIE, wiedząc że to złe, zaczęła pojawiać się kolejna myśl. Gdy przekleństwa wirowały z całą siłą w mojej głowie, powstało przekonanie, by tą głową w coś walnąć, uciąć to co było źródłem wielkiego cierpienia. Kiedyś pamiętam taką scenę, gdy pojechałam do kapłana opiekuna i jak rozmawialiśmy na dworze, kiedy mówiłam o tym co czuje… z jaką siłą ta chęć zrobienia sobie krzywdy się wtedy pojawiła.

 

Nie od razu umiałam połączyć to co dzieje się ze mną ze świętym Michałem Archaniołem – trwało to kilka miesięcy zanim doszłyśmy z moją przyjaciółką, że wszystko zaczęło się od przyjęcia szkaplerza. Dziś wiem, że zły który wciąż w utajony sposób mnie zniewalał, musiał się ujawnić pod wpływem świętego Michała Archanioła. Od momentu powiązania faktów zaczęła się długa droga do uwolnienia – droga poszukiwania pomocy, droga poczucia napiętnowania. Spotkałam się ze strachem księży, z różnym podejściem księży egzorcystów, których pomocy finalnie szukałam. Sprawdziły się słowa „przypadkowo” poznanej w tych poszukiwaniach osoby: „To Pan Bóg wybierze Ci egzorcystę, nie ty, to On zdecyduje jak i kiedy”. Tak było i pomoc przyszła znów przez moją przyjaciółkę, tę, którą za narzędzie od początku obrał sobie Pan Bóg. Trafiłam do kapłana i na przestrzeni około roku przeszłam 3 modlitwy o uwolnienie. Wspominam ten czas jako niezwykłe doświadczenie, doświadczenie intensywnej miłości Pana, tak silnej jak nigdy wcześniej. I rzeczywiście kapłana, którego Bóg postawił na mojej drodze musiał wybrać sam Bóg… dał mu światło takie, że wiedział o mnie wszystko, nawet rzeczy, których ja sama nie umiałam ubrać w słowa.

 

Dziś jestem wolną osobą, skończyło się… Nie od razu ale udało się J Uwolnienie zależy od wielu czynników, od postawy i determinacji osoby uwalnianej, od jej wiary i wiary otoczenia w moc modlitwy, od wsparcia bliskich (dla mnie nieocenionym była moja przyjaciółka). Ale ważne jest też wsparcie, którego oczami ludzkimi nie widać. I tu wielka zasługa św. Michała Archanioła i samego Pana Boga. Któż jak Bóg…

 

Z Panem Bogiem,

Gosia

 

Artykuł ukazał się w styczniowo-lutowym numerze „Któż jak Bóg” 1-2017. Zapraszamy do lektury!