Aniołowie w życiu świętych
Co aniołowie mają do wyrostka robaczkowego? Czy nieudana operacja dziecka może nawrócić całą wioskę? Koniecznie przeczytajcie historię 13-letniej Sługi Bożej Anfrosiny Berardi (1920-1933).
Mamusiu, prędko, przynieś mi trąbkę i mandolinę, bym mogła dołączyć do chórów anielskich! – zawołała Anfrosina, gdy w ekstatycznej wizji ujrzała zastępy aniołów grających na cześć Pana. Niestety, rodzina Berardich była zbyt biedna, by zakupić instrumenty. Niezrażona ubóstwem i ciężką chorobą dziewczynka zaśpiewała z niebieskimi przyjaciółmi „Chwała na wysokości Bogu”. Było to rankiem w Boże Narodzenie 1932 r.
Anfrosina była dziewiątym, ostatnim dzieckiem w rodzinie ubogich rolników. Mieszkała w małej wiosce San Marco di Preturo we Włoszech, gdzie sąsiedzi znali się jak rodzina, razem pracując na polach. Kobiety razem gotowały, szyły, prały, a dzieciaki urządzały gonitwy po podwórzach lub chlapały się lodowatą wodą ze studni.
Najmłodszą córkę Berardich znano z łagodnego usposobienia i praktykowania cnót. Nadzwyczaj cierpliwie znosiła dziecięce kłótnie wybuchające wśród licznego rodzeństwa setki razy dziennie. Od wczesnych lat miała gorące nabożeństwo do Boga Ojca i Maryi.
Nagły atak wyrostka robaczkowego właściwie zakończył jej dzieciństwo i dał początek ogromnemu cierpieniu. Wszystko zaczęło się dość zwyczajnie. Pewnego kwietniowego dnia 11-letnia wówczas Anfrosina dostała silnych boleści. Gdy domowe sposoby uśmierzenia bólu nie skutkowały, przewieziono ją do szpitala w Aquili. Wyrostek, owszem zoperowano, lecz infekcja rozlała się po ciele.
Anfrosina skręcała się z bólu, podczas gdy bezradni rodzice z rozpaczą patrzyli na udrękę córki. Dziewczynka jednak z heroiczna akceptacją przyjmowała cierpienie. Swoją postawą pomogła rodzinie przekuć smutek w zaufanie Bogu. Wkrótce przy jej łóżku pojawiły się tłumy zarówno sąsiadów, jak i zupełnie obcych ludzi, poruszonych jej spokojem i uśmiechem mimo fizycznych męczarni.
Niedługo potem okazało się, że Anfrosina miewa również gości z nieba. Informacja ta spowodowała napływ jeszcze większych rzesz. Jasne, sporo sceptyków i ciekawskich plotkarzy przychodziło tylko pogapić się na niezwykłe dziecko. Lecz większość, zainspirowana historią Anfrosiny, odnowiła swoją więź z Bogiem, zaczęła się modlić, zmieniać swoje życie. Ludzie prosili ją o modlitwę, a ona nikomu nie odmawiała. Pomimo udręki i dotkliwego bólu przyjmowała wszystkich z uśmiechem i cierpliwością, odpowiadała na tysiące pytań.
Anfrosina miała przywilej częstych odwiedzin Matki Bożej, z którą prowadziła mistyczne rozmowy. Madonna prosiła ją, by oddała swe cierpienie za siebie, grzeszników i dusze w czyśćcu. Dziewczynka miała także rzadki dar bilokacji i wizje aniołów. Niedługo przed śmiercią otrzymała od Matki Bożej pocałunek w czoło wraz z zapewnieniem, iż spotkają się w niebie. Z dziecięcą prostotą powtórzyła to samo matce, gdy pewnego dnia ujrzała na jej twarzy ogromne zatroskanie.
– Mamusiu, nie martw się, przecież idę do nieba spotkać się z Maryją.
W 1962 r. arcybiskup Aquili rozpoczął proces informacyjny w sprawie jej beatyfikacji1.
Niech przykład Anfrosiny przypomina nam, że z każdej trudności, z każdej choroby czy cierpienia, Bóg umie wyprowadzić dobro dla nas i dla naszych najbliższych. Zechciejmy tylko w każdej sprawie zwracać się do Niego o pomoc.
Agata Pawłowska
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (5/2014)
- 24 kwietnia 2021 r. watykańska Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych opublikowała dekret o heroiczności cnót Anfrosiny Berardi, otwierając drogę do jej beatyfikacji. ↩︎