O. Antotello Cadeddu: Trzeba być cały czas czujnym

Po raz kolejny w tym roku dotykamy na naszych łamach tematu spotkań charyzmatycznych. Co takiego przyciąga wiernych na tego rodzaju nabożeństwa? W czym tkwi ich istota? Gdzie ma swe źródła renesans ruchów charyzmatycznych? Tym razem przepytaliśmy o. Antonello Cadeddu, misjonarza, charyzmatyka, współzałożyciela wspólnoty Przymierze Miłosierdzia.

 

W którym momencie swojego życia, czy też powołania, zorientował się Ojciec, że został w jakiś szczególny sposób obdarzony? Charyzmatem uzdrawiania, ale też głoszenia i innymi…

To był siódmy lub ósmy rok mojego życia kapłańskiego. Wtedy jeszcze nie wiedziałem nic o ruchu Odnowy Charyzmatycznej ani tego, czym są charyzmaty. Pewnego razu, w trakcie adoracji Najświętszego Sakramentu, zacząłem – teraz umiem to nazwać – śpiewać w językach. Ale wtedy, gdy wydarzyło się to po raz pierwszy, nie wiedziałem co to jest śpiew w językach. Stan ten powtarzał się jednak i to nie dlatego, że chciałem, ale po prostu czułem, że powinienem śpiewać w językach.

Potem pojawiły się kolejne dary, na przykład słowo poznania. Jezus zaczął objawiać mi określone rzeczy na temat osoby, z którą rozmawiałem bądź którą spowiadałem. Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Później stało się coś jeszcze bardziej niezwykłego – pewnego dnia, gdy modliłem się za jedną osobę, ona upadła na ziemię. Nie wiedziałem wtedy co zrobić, nie wiedziałem, że to spoczynek w Duchu Świętym. Zadzwoniłem więc do swojego kierownika duchowego, mówiąc mu o tym wszystkim. Kazał mi się nie przejmować. Powiedział: „Diabeł odejdzie szybko”.

Niedługo potem pojechałem do Brazylii, gdzie pogłębiłem swoją znajomość charyzmatów. Poznałem Odnowę Charyzmatyczną. Zobaczyłem, jak przez charyzmaty realizują się wielkie, cudowne rzeczy. Dostrzegłem różnicę między czasem przed poznaniem charyzmatów i po tym jak je poznałem i zacząłem nimi żyć.

 

Wielkie Zawierzenie Św. Michałowi Archaniołowi, ks. M. Szerszeń

To znaczy?

Wcześniej, prowadząc kierownictwo duchowe, pracowałem z penitentami, odwołując się często do psychologii. Natomiast po odkryciu charyzmatów zobaczyłem jak Jezus może działać szybko i głęboko tam, gdzie psychologia nie jest w stanie dotrzeć – w głębi ludzkiego serca.

 

A nie było wtedy w Ojcu pokusy przypisania tych wszystkich nadzwyczajnych wydarzeń własnej wyjątkowości?

Ta pokusa jest rzeczywiście bardzo silna. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że charyzmatyk uzna, iż te wszystkie rzeczy dokonują się przez niego. W tym wypadku – przeze mnie. W ciągu 20-25 lat swojej posługi charyzmatycznej widziałem wielu kapłanów i świeckich, których gubiła ta pokusa.

 

Jak więc z tą pokusą walczyć?

Trzeba być cały czas czujnym. Ja przez wszystkie te lata pracuję nad sobą, coraz to pełniej odkrywając, że wszystko to czyni Jezus. On zresztą cudownie formuje – mnie i wszystkich, którzy posługują charyzmatami, byśmy stawali się coraz pokorniejsi. Pokorni jak Matka Boża. Kluczem jest intensywne trwanie na modlitwie i życie Słowem Bożym.

 

A jak w takim razie wierny ma odróżnić osobę prawdziwie obdarzoną charyzmatami od oszusta? Co i rusz trafiam w prasie na ogłoszenia np. tzw. „świeckich egzorcystów”…

Prawdziwym egzorcystą jest tylko i wyłącznie wyznaczony przez biskupa miejsca kapłan. Co innego jeśli chodzi o „zwyczajne” modlitwy o uwolnienie i uzdrowienie, które odmawiać może również osoba świecka. Warto patrzeć czy taka osoba jest pokorna i jaki jest jej stosunek do pieniędzy. Ten, kto prawdziwie posługuje modlitwą, nigdy nie chce za to pieniędzy. Zawsze ma też swojego przewodnika duchowego – kapłana, którego radom jest posłuszny. Spójrzmy na wszystkich świętych, którzy posługiwali charyzmatami – zawsze byli pokorni, stawiali samych siebie w cieniu, wywyższając Jezusa. Pamiętajmy też, że demon zawsze będzie próbował zniszczyć osobę, która posługuje w ten sposób. Dlatego musimy być bardzo ostrożni.

 

A czy tych świętych, którzy byli obdarzeni charyzmatami, nie było czasem więcej w czasach historycznych, zwłaszcza w pierwszych wiekach chrześcijaństwa?

Czasy apostolskie były istną eksplozją charyzmatów. W Kościele V-VI w. też moglibyśmy dostrzec ich obfitość, ale hierarchia kościelna próbowała wówczas ograniczyć skalę tego zjawiska, gdyż zdarzały się liczne nadużycia, wydarzenia, które z Jezusem nie miały nic wspólnego. Tak też było i przez kolejne wieki.

 

Skąd w takim razie ten renesans ruchu charyzmatycznego?

Taka widocznie była wola Jezusa. Początki współczesnego ruchu charyzmatycznego sięgają roku 1967. Dzisiaj jest on już mocno osadzony we wspólnocie Kościoła, czyniąc dobro na całym świecie. To zupełnie odwrotna tendencja niż w V-VI w., gdy wiele grup odłączało się od Kościoła, stając się sektami. Większość biskupów jest dziś otwarta, ale rozumiem też ich ostrożność, gdyż zawsze w takich sytuacjach istnieje ryzyko nadużyć. My też musimy cały czas być ostrożni, pokorni, pamiętać, by zawsze na pierwszym miejscu stawiać Jezusa; by nie zaprzepaścić darów, które od niego otrzymaliśmy.

 

Ale ta rosnąca popularność ruchu charyzmatycznego to też chyba zasługa wiernych. Spotkania z Ojcem, o. Bashoborą czy o. Manjackalem gromadzą często komplet uczestników… Skąd taka szczególna potrzeba ducha wśród wiernych w dzisiejszych czasach?

To Bóg wybiera środki, którymi prowadzi ludzi do nawrócenia. Ludzie uczestniczą tak licznie w naszych spotkaniach, gdyż doświadczają na nich Jego obecności. Jej znakami są uzdrowienia fizyczne i duchowe. Znaki takie pozostawił nam sam Jezus. Ludzie szli za nim, by słuchać Słowa Bożego, ale też pragnąc doznać uzdrowienia, zobaczyć cuda. To samo dzieje się teraz – ludzie potrzebują tego i nie ma się im co dziwić. Jezus dzisiaj jest ten sam co i wtedy, i będzie taki sam zawsze. Ważne, że ludzie chcą słuchać Słowa Bożego w sposób dla nich zrozumiały. To Słowo Boże otwiera ich serca i dopiero wtedy dzieją się cuda.

 

Jak to się w takim razie dzieje, że w wielu miejscach świata zwykli szarlatani są w stanie skutecznie konkurować o zainteresowanie ludzi ze Słowem Bożym?

Zbyt mało jest niestety, mówię to na przykładzie Ameryki Południowej, kapłanów, którzy pomagają wiernym zrozumieć Słowo Boże i przez nie zwracać się do Boga o uzdrowienia czy inne cuda. Dlatego wiele osób odwraca się w stronę sekt ewangelikalnych czy różnych wróżek. Powinniśmy żyć tym, do czego zachęca nas Sobór Watykański II, i do czego zaprasza nas Ojciec Święty Franciszek. Kościół musi być bliższy ludziom, nie może żyć samymi rytuałami.

 

Ale czy to dobrze, że niektórzy wierni przychodzą jakby interesownie – zależy im tylko na uzdrowieniu?

Nie powinniśmy się przejmować powodem, dla którego ludzie przychodzą na spotkania charyzmatyczne. Nawet jeśli przychodzą tylko po uzdrowienie, my musimy wykorzystać ich obecność, by zaprowadzić ich na spotkanie z Jezusem, by doświadczyli Jego obecności. Również używając w tym celu charyzmatów – uzdrowienia, uwolnienia, śpiewu w językach. Pozwalając, by poczuli dotknięcie Ducha Świętego.

 

Są też jednak ludzie, którzy, mimo wielokrotnego uczestnictwa w modlitwie o uzdrowienie, tego uzdrowienia nie otrzymali…

My się możemy za każdego obecnego na spotkaniu pomodlić, ale to Jezus wie najlepiej jak wobec danego człowieka ma zadziałać. Pamiętajmy zresztą, że Łazarz, który został wskrzeszony, i tak w końcu umarł. Niech to przypomina nam, byśmy nie skupiali się tylko na wymiarze fizycznym uzdrowienia. Jeśli takie uzdrowienie przyjdzie, wychwalajmy Pana za ten znak Jego obecności. Ale jeśli nie przyjdzie – pamiętajmy, że w pierwszej kolejności ważna jest przemiana naszego serca, uzdolnienie nas do życia wiecznego. Bóg dał nam życie ziemskie po to, byśmy wielbili Go tak w radości, jak i w cierpieniu. Bo w pewnym momencie tego życia ziemskiego i tak każdy z nas w końcu zachoruje; i każdy kiedyś umrze. Najważniejsze to wielbić teraz Boga za życie, które otrzymaliśmy od Niego jako wielki dar.

 

A czy możemy w jakikolwiek sposób „zwiększyć szanse” na otrzymanie uzdrowienia? Choćby przez wstawiennictwo świętych… Np. św. Michał Archanioł często jest przywoływany w kontekście uzdrawiania duchowego…

Maryja, jako Królowa Aniołów i nasza opiekunka, posługuje się poddanymi jej aniołami w swej trosce o ludzkość. Pamiętajmy, że Michał Archanioł, jako pierwszy anioł, który przeciwstawił się Szatanowi, wcale nie pochodził z „najwyższych” anielskich chórów. Można rzec – był prostym aniołem. Cechowała go jednak pokora. Dlatego Bóg obdarzył go siłą, wybrał go na pogromcę szatańskich zastępów, i my w tej duchowej walce pod jego skrzydłem powinniśmy iść. Bóg, by pokazać swoją wielkość, zawsze posługuje się pokornymi. Przyjmijmy to za myśl przewodnią całej naszej rozmowy. Amen.

 

z o. Antonello Cadeddu

rozmawiał Karol Wojteczek

współpraca: Paweł Żulewski

tłumaczenie: Michalina Seroka

 

Artykuł ukazał się w majowo-czerwcowym numerze „Któż jak Bóg” 3-2016. Zapraszamy do lektury!