Ryzyko i łaska kryzysu Kościoła

„Liczba wiernych w kościołach spada!”, „Seminaria cierpią na brak powołań!”, „Kolejny skandal na plebanii!” – odnotowują w nagłówkach media. Jedne z niepokojem, inne jednak z satysfakcją. Z drugiej strony, chrześcijanie wciąż licznie oddający swe życie w imię wierności wierze nie trafiają na pierwsze strony gazet tak często. Tak czy inaczej – słowo kryzys w tekstach o Kościele odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Tyle, że… W swej trwającej dwadzieścia wieków historii Kościół przetrwał już i krwawe prześladowania, i skandale obyczajowe, i bolesne rozłamy. Jaka bowiem wspólnota ma trwać, jeśli nie ta zbudowana na najtrwalszym z możliwych fundamentów – na Bogu?

 

Przeżywamy dziś w Kościele kryzys… Czy możemy zamienić kilka zdań na ten temat?

Kryzys jest aktualny i dla wierzących bolesny. Kościół jednak od początku przeżywał kryzysy, nawet w Dziejach Apostolskich zostały one zasygnalizowane. O tych wielkich kryzysach można by mówić bardzo dużo, bo i historia Kościoła to nieustanne zmaganie się z kryzysami. Obecny należy do największych i trzeba umieć spojrzeć na niego oczami Boga. Kryzys nie jest zły, jest czasem błogosławionym. Jest chorobą Kościoła, z którą on musi się uporać.

 

Czy kryzysy są nieuniknione?

Organizm wchodząc na drogę rozwoju musi się liczyć z kryzysami, które często stawiają go na granicy życia i śmierci. Jeśli je wygra zostaje ubogacony, jeśli przegra, konsekwencje są bolesne.

 

Czym w takim razie jest kryzys?

Słowo to obejmuje wiele zjawisk, i nie tylko, jak w wyżej wymienionym przykładzie, z zakresu medycyny. Mówimy o kryzysach w ekonomii, cywilizacji, kulturze, w polityce… Kryzys pojawia się wtedy, gdy używane naczynia nie mogą pomieścić nowych danych odkrywanych przez człowieka. Odkrycie nowych kontynentów i bogactwa ich życia nie mieściło się w głowie Europejczyka XVI wieku. Odkrycie atomu, czy obecnie kodu genetycznego, z perspektywą ich wykorzystania, a nawet manipulowania nimi, nie mieści się ani w naszym umyśle, ani w sercu. Takich kryzysów można wymienić wiele. Dotyczą one wszystkich dziedzin życia i zawsze są ryzykiem, ale i niezwykle wielką szansą.

 

Czy podobnie jest z Kościołem?

Bardzo podobnie. Jezus swój Kościół podał w kubku żydowskim. Św. Paweł z woli Jezusa postanowił nowe wino przelać w kubki pogańskie. Bogactwo Objawionej Prawdy jest miliony razy większe niż bogactwo materialnego świata. Kościół tę Prawdę posiada. Tak zadecydował Bóg. Dodajmy, że Kościół bardzo wolno ją odkrywa, bo wolno do niej dorasta. Do prawdy trzeba dorosnąć. Gdyby Kościół dorastał i odkrywał tę Prawdę szybciej, byłby pionierem na drodze kryzysów, gdyż dorastanie wymaga nieustannego powiększania i doskonalenia bukłaków, o których mówi Jezus. Prawda to jest młode wino, bukłaki to zdolność panowania nad tym winem. Ilość młodego wina jest nieogarniona.

Większość skarbów ziemi takich jak węgiel, ropa, siarka, rudy rożnych metali, uran, nauczyliśmy się w pełni przetwarzać i wykorzystywać dopiero w ostatnich dwóch wiekach, a ich użyteczność zaszokowała świat. Jeszcze więcej skarbów posiada Kościół i trzeba je wydobywać i umieć wykorzystać. Kościół to kopalnia skarbów. Podobnie jest z życiem – bogactwo życia na ziemi jest częścią Kościoła, a pełnia życia jest ciągle w małym stopniu przez ludzi, nawet w Kościele, dostrzegana.

Współczesny kryzys Kościoła to wielkie ryzyko i szansa jednocześnie. Trzeba odwagi, aby w tym kryzysie uczestniczyć. Komu świat wali się na głowę, ten widzi tylko nieszczęście, ale Boży świat nigdy się na głowę nie wali. On im bardziej jest odkrywany, tym bardziej zdumiewa pięknym i mocą swego realizmu.

 

Zostańmy przy medycznym spojrzeniu na kryzys Kościoła, o innych wymiarach kryzysu porozmawiamy innym razem.

Obecny kryzys jest czasem ataku na organizm Ciała Chrystusa, aby go zniszczyć. Jeśli ten organizm udoskonali system odpornościowy to wygra – a na pewno wygra! – i będzie lepiej przygotowany do kolejnych kryzysów. Siła życia w nim wzrośnie.

 

Kościół jest Ciałem Jezusa, czyli podobieństwo w kryzysie, o którym Ksiądz mówi jest uzasadnione?

Dokładnie tak, gdyż Kościół żyje i rozwija się od dwóch tysiący lat mimo wielu kryzysów. Największe z nich to kryzys wieku V, którego skutkiem było rozdarcie Kościoła, gdy odłączyły się od niego Kościoły monofizyckie (Egipt), silnie akcentujące Bóstwo Jezusa i Kościoły nestoriańskie (Azja Mniejsza), akcentujące Jego człowieczeństwo. Kościół Piotra i Pawła powędrował środkową drogą utrzymując harmonię między tym co w Jezusie Boskie, a tym co ludzkie. Drugi kryzys miał miejsce w XI wieku, a jego skutkiem był podział Kościoła na Wschodni, zwany prawosławnym (Konstantynopol), i Rzymski. Trzeci wielki kryzys miał miejsce w Kościele łacińskim w wieku XVI, gdy Marcin Luter (Kościoły reformowane) zerwał z Kościołem Piotra i wrócił do Kościołów budowanych według wzoru synagog żydowskich.

 

Kryzysy niszczą jedność Kościoła?

Wielkie kryzysy kończą się nawet amputacją jego części. Mniejsze, lokalne, wyłączeniem chorej tkanki.

 

Czy obecny kryzys też tak się skończy?

Nie ma innego rozwiązania.

 

Czy odłączone Kościoły nie żyją Ewangelią?

Żyją, tylko nie w pełni, a Kościół Katolicki obecnie też jest poważnie chory, gdyż również żyje Ewangelią w małym stopniu. Dzisiejszy ekumenizm polega na tym, że wszyscy jesteśmy poważnie chorzy i to nas łączy. Choroby łączą chorych.

 

A co nas dzieli?

W Kościele Katolickim obecny jest aparat odpornościowy, którym Duch Święty leczy. W chorobach się spotykamy, natomiast więcej moglibyśmy pomóc chrześcijanom innych wyznań, gdybyśmy byli bardziej zdrowi i umieli promieniować zdrowiem tak w wymiarze ciała, jak i ducha. Przed tym zadaniem stoimy.

 

Nie wracając już do tego co było, proszę powiedzieć, jaka jest główna przyczyna obecnego kryzysu?

Główne przyczyny są dwie. Jedna to czytanie Ewangelii i Pisma Świętego, a nie życie prawdą objawioną. Ewangelia nie jest do czytania, ale do życia nią. Ograniczenie się tylko do czytania jest poważną chorobą, która doprowadziła Kościół do groźnej anemii. Miliony chrześcijan czytają Ewangelię, a żyją nią tylko tysiące, jest to minimalny procent. Wystarczy z tego punktu spojrzeć na życie w jednej parafii. Czytających i słuchających w niedzielę jest wielu, a żyjących Ewangelią garstka.

Drugą przyczyną jest brak ewangelicznej interpretacji dokumentów Soboru Watykańskiego II. On miał pomóc w spotkaniu z Jezusem we współczesnym świecie, a został wykorzystany do realizacji różnych programów mających na celu zamieszkanie świata w Kościele rzymskokatolickim.

 

Skoro kryzysy są czasem zmagania z atakami wirusów na Kościół, to czy można te wirusy nazwać po imieniu?

Można i trzeba. Jedne chcą za wszelką cenę niszczyć jego jedność, gdyż Kościół katolicki stanowi największe imperium na ziemi, które nie ma granic. Z tej racji jest bardzo niewygodny dla polityków. Oni chcą mieć Kościół do swojej dyspozycji. To jeden z ważnych powodów kryzysów Kościoła przez dwadzieścia wieków.

 

To bardzo szeroki temat, może kiedyś wrócimy do niego, a dziś proszę o nazwanie drugiego wirusa.

Drugim jest źle pojęty ekumenizm, który usiłuje przekonać katolików, że życie w Kościołach reformowanych jest o wiele łatwiejsze niż życie w Kościele rzymskokatolickim. Kościoły reformowane popłynęły nurtem: szybciej, łatwiej, taniej. Ale nie jest to nurt Ewangelii. Oni budują cywilizację, bo to jest jej hasło, ale Kościół Jezusowy zbudowany jest na fundamencie kultury, której kamienie węgielne to: prawda, dobro i piękno.

 

Może jeszcze jeden wirus?

Jest nim próba ograniczenia zadań Kościoła tylko do doczesności. Świat usiłuje narzucić mu swoje hasło: wolność, równość i braterstwo, a nie zbawienie, czyli szczęście wieczne. Według tego ujęcia celem Kościoła mają być akcje charytatywne, a nie miłość Boga i ludzi.

To tylko sygnalizowanie zagrożeń, z jakimi Kościół Chrystusowy musi się zmagać w naszym pokoleniu. Zagrożeń jest wiele i to wymaga dobrej znajomości programów, jakimi posługuje się świat, by podporządkować sobie Kościół jako poważną instytucję. Wielu ochrzczonych jest tym zachwyconych, ale nie mają zielonego pojęcia o tym, co to jest Boża, czyli święta miłość, ani na czym polega prawdziwe szczęście.

 

Tak wiele mówi się o pokoju, a Ksiądz mówi o walce i zwycięstwie, jak to należy rozumieć?

Kościół na ziemi jest Kościołem walczącym. Ataków na Kościół było i jest wiele, a dziś rzadko się zdarza, aby katolik interesował się programami nastawionymi na niszczenie Kościoła, mimo że Jezus do tego przygotowywał, mówiąc, że „bramy piekielne go nie przemogą”. Kościół Jezusa jest Kościołem walczącym, a głównym jego orężem jest przebaczająca miłość. Na polu walki ona zawsze odnosi zwycięstwo, nawet gdy walczący ginie z rąk wrogów, a przebacza im, co ma miejsca w przypadku śmierci męczeńskiej.

 

Kryzys jest zatem trudnym zmaganiem?

Trudnym, ale jest też godziną łaski, jakiej udziela Bóg, aby nie tylko zmaganie wygrać, ale i nabrać sił oraz udoskonalić system odpornościowy. Kto kryzys wygrywa, ten zostaje wypełniony darami Ducha Świętego, wśród nich darem mądrości i odwagi. Z tej racji kryzysu nie należy się obawiać, trzeba go potraktować jako czas doskonalenia poznania prawdy objawionej również w tym punkcie, w którym ona dotyczy świata. On zawsze jest wrogo ustawiony do Kościoła. Trzeba też znać prawdę o chorobach, z jakimi się Kościół zmaga. Nawet odsłanianie zgorszeń ludzi należących do hierarchii jest godziną prawdy. Bolesnej, ale prawdy, która domaga się operacji dotkniętych gangreną części Kościoła. Nie wystarcza przepraszanie za pedofilię w Kościele, trzeba tę tkankę wyciąć, gdyż pedofilia jest groźną gangreną sumień tych, którzy ją praktykują. Gangrenę taką można leczyć jedynie operacją i to nawet bez znieczulenia.

Dotykam tu tylko jednej z chorób i nazywam ją po imieniu, a jest tych chorób setki. Wypowiedzi na temat pedofilii nawet papieża to dzieło Ducha Świętego, który wzywa do takiej operacji. Kto na świecznikach instytucji Kościoła jest duchowo chory, czyli gorszy, ten musi być ze świecznika zdjęty, gdyż Kościół z ustanowienia Jezusa jest światłością: „Wy jesteście światłością świata”. Poznawanie prawdy o kryzysie Kościoła jest błogosławieństwem, gdyż wzywa do jego leczenia. Obecność Ducha Świętego daje gwarancję, że leczenie jest możliwe, choćby cena cierpienia w czasie leczenia była duża. Dla ludzi wierzących kryzys w Kościele jest czasem łaski.

 

Księże temat kryzysu jest wyjątkowo aktualny. Proszę się nie zdziwić, jeśli do niego powrócimy. Już bowiem wyłania się kolejne ważne pytanie o to, co dobrego jest, a czego brakuje w Kościołach, które nabrały dystansu do Kluczy św. Piotra, czyli do Kościoła katolickiego, bo przecież w nich też działa Bóg, a wiele z nich wierzy w zmartwychwstanie Jezusa.

Jeśli będzie zapotrzebowanie, chętnie odpowiem na pytania związane z kryzysem, jest ich bowiem wiele. Ewangeliczne spojrzenie jest wielkim optymizmem możliwości zamiany starych bukłaków i odkrycia wartości nowego wina.

z ks. Edwardem Stańkiem

rozmawiał ks. Piotr Prusakiewicz CSMA

 

Artykuł ukazał się w marcowo-kwietniowym numerze „Któż jak Bóg” 2-2018. Zapraszamy do lektury!